„Przyjaciółka podczas wspólnych wakacji oczekuje ode mnie pomocy przy dziecku. Nie będę na urlopie niańczyć cudzego bachora”

kłótnia dwóch przyjaciółek fot. Adobe Stock, Mego-studio
„– Ale o co ci chodzi? Przecież on jest grzeczny! Położę go spać wcześniej i wyjdziemy sobie gdzieś z Miśkiem, a wy tylko posiedzicie w pokoju. Możemy też się zmieniać rano, na śniadaniu, żeby go nie budzić tak wcześnie. A w dzień to chyba nie problem, że mały będzie z nami na plaży czy na basenie. Ludzie jeżdżą z dziećmi, nie wiem, o co tyle szumu”.
/ 10.12.2022 13:15
kłótnia dwóch przyjaciółek fot. Adobe Stock, Mego-studio

W tym roku zaplanowaliśmy urlop dopiero na początek września. Żeby było taniej, bo po sezonie, i żeby nasi przyjaciele, Ola i Michał, mogli jechać z nami. Dopiero we wrześniu mama Michała mogła zostać z wnukiem, półtorarocznym Natankiem.

Plan był prosty – jedziemy do Grecji, wynajmujemy czteroosobowy apartament z aneksem kuchennym, i spędzamy urlop we dwie pary. Sprawdziłam, że rzeczywiście we wrześniu ceny znacząco spadały i byłoby nas stać nawet na takie atrakcje, jak wynajęcie samochodu i jeżdżenie po wyspie. Marzyłam o wycieczkach do winnic i gajów oliwnych, odwiedzaniu małych, lokalnych tawern i nicnierobieniu całymi dniami pod greckim słońcem.

W końcu udało nam się zakupić wycieczkę z czarterem, zakwaterowaniem w przyjemnym ośrodku nad samym morzem i nawet śniadaniami w cenie. Koszt był bardzo przyzwoity, więc uznałam, że mogę sobie pozwolić na nowy kostium kąpielowy z wyprzedaży. Zadzwoniłam do Oli z propozycją wspólnych zakupów.

– O, chętnie! – ucieszyła się. – Tylko będę z Natankiem, bo nie mam co z nim zrobić, okej?

Po tym jak urodziła, wiele się zmieniło

Od kiedy przyjaciółka została mamą, trochę się pozmieniało. Skończyły się wyjścia do klubów i spontaniczne kawki na mieście. Na spotkania zawsze przychodziła z wózkiem i ogromną torbą pełną pieluch, jedzenia dla dziecka, smoczków, butelek i zabawek. Do tego miałam często wrażenie, że zupełnie nie słucha, co do niej mówiłam, bo Natanek albo coś brał do buzi, albo się zsikał, albo zdjął czapeczkę. Ale dobrze, uznałam, że skoro przez tydzień znowu będziemy miały pełno czasu na babskie pogaduchy, to wytrzymam te dwie godziny w centrum handlowym z rozkojarzoną przyjaciółką.

Ola wpadła do galerii spóźniona, bo synek miał drzemkę, ale nie marudziłam, bo już zdążyłam wypatrzyć fajny jednoczęściowy kostium.

– To chodźmy! Ja też bym coś kupiła. Może pareo? – ucieszyła się Ola.

Ale nie wybrała pareo, tylko sześć strojów bikini, które oczywiście musiała przymierzyć. Ja w tym czasie zostałam z Natankiem usiłującym wydostać się ze spacerówki. Po trzeciej przymiarce Oli miałam już dość. Lubiłam jej synka, ale był bardzo absorbującym dzieckiem. Wymagał ciągłej uwagi, rzucał zabawkami, wyginał się i próbował wysunąć z wózka, a w końcu zaczął płakać.

– Jeszcze tylko ten i tamten – Ola wystawiła głowę z przymierzalni i pomachała kolorowymi stanikami. – Natanku, no już, już. Ciocia cię weźmie na rączki. Weźmiesz go? – zapytała mnie, chyba tylko dla formalności.

Po kolejnych dziesięciu minutach byłam bliska decyzji, że nigdy nie będę mieć dzieci. Natanek obsmarkał i obślinił moją jedwabną bluzkę, prawie wyrwał mi kolczyk z ucha i wcale, ale to wcale się nie uspokoił w moich ramionach. Z ulgą oddałam wyrywającego się chłopca jego mamie.

Do domu wróciłam bez kostiumu, ale za to z bólem głowy. Czarek bez słowa nalał mi wina do kieliszka i pocieszył, że w Grecji też na pewno będą wyprzedaże z kostiumami.

– No i będziesz mieć masę czasu, żeby łazić z Olką i przymierzać wszystko, co się da – dodał. – Obiecuję, że z Michałem nie będziemy wam przeszkadzać. W końcu macie wiele do nadrobienia.

Z Olą przyjaźniłam się od siedemnastu lat, zawsze rozmawiałyśmy o wszystkim. Znała moje rozterki sercowe, problemy rodzinne, ja wiedziałam o jej, na szczęście już zaleczonej, bulimii i kłopotach z Michałem. Miałam tysiąc tematów, które chciałam z nią na spokojnie obgadać przy greckim winie podczas ostatnich ciepłych nocy tego roku.

Trzy dni przed wylotem Ola zadzwoniła z „dobrymi” wieściami.

– Wiesz co? Dzieci do dwóch lat mają przelot i cały pobyt za darmo! Super, nie? Więc pomyślałam, że żal by było nie zabrać Natanka. Kompletnie za darmo, a za rok już będzie za duży. No to leci z nami!

– Co?! Jak to?! – byłam w szoku. – Ale przecież mówiliśmy, że jedziemy we czwórkę, że będziemy wypożyczać samochód i jeździć po winnicach i…

– No będziemy, będziemy! – wpadła mi w słowo. – Tam się da wypożyczyć też fotelik, już sprawdziłam. Nic się nie zmieni, tyle że Natan będzie z nami.

To jest ich dziecko, a nie wspólne!

Rozłączyłam się i wrzasnęłam ze złości. „Nic się nie zmieni?! Cholera!!!”. To miał być urlop czworga dorosłych ludzi, wino, imprezy, późne kolacje i spontaniczne decyzje, gdzie i kiedy jechać! Z osiemnastomiesięcznym dzieckiem to była zupełnie inna perspektywa! Natanek miał swój rytm dnia, drzemki, jedzonko, musiał być bez przerwy pod opieką i wymagał ciągłej uwagi! To przecież małe dziecko! Jak ona sobie to wyobrażała?!

Miałam jeszcze dwa i pół dnia, żeby wybić Oli tę decyzję z głowy. Zadzwoniłam do niej i próbowałam wytłumaczyć, że sama też wreszcie odpocznie, że będzie mieć czas sam na sam z narzeczonym, no i nadrobi zaległości ze mną. Miałam nadzieję, że zrozumie, iż to ważne także dla niej, żeby przez ten tydzień odpoczęła i się zrelaksowała, tak jak o tym marzyła od miesięcy.

– No wiem, wiem – przytaknęła, a zaraz potem krzyknęła coś w stylu „Puść!” czy „Zostaw!” – Ale wiesz, szkoda nie skorzystać z okazji, że on za darmo miałby pobyt.

– Ale jest coś za coś… – nie poddawałam się. – Przecież sama mówiłaś, że chcesz iść na randkę z Michałem, że chcecie spędzić romantycznie czas…

– No tak, ale przecież pójdziemy! Ola nie widziała problemu. – Posiedzicie z małym co drugi wieczór, no nie? Będziemy się wymieniać, to przecież nie problem.

– Co?! Słucham?! – poczułam, że brakuje mi tchu.

I Ola powtórzyła, że przecież my też tam będziemy, więc ona i Michał znajdą czas na swoje sam na sam. W jej planach Natanek był jakby „wspólnym” dzieckiem i uważała za oczywiste, że Czarek i ja będziemy się nim zajmować, żeby ona i Michał mieli trochę wolnego czasu. Kiedy powiedziałam, że absolutnie nie mam zamiaru poświęcać urlopu na zajmowanie się jej dzieckiem, aż się zapowietrzyła.

– Ale o co ci chodzi? Przecież on jest grzeczny! Położę go spać wcześniej i wyjdziemy sobie gdzieś z Miśkiem, a wy tylko posiedzicie w pokoju. Możemy też się zmieniać rano, na śniadaniu, żeby go nie budzić tak wcześnie. A w dzień to chyba nie problem, że mały będzie z nami na plaży czy na basenie. Ludzie jeżdżą z dziećmi, to normalnie, nie wiem, o co tyle szumu!

Uznali, to za „fanaberie bezdzietnych”

Chciało mi się płakać. Nie dość, że nie mogłam zmusić jej, żeby dotrzymała słowa i żeby to był wyjazd we dwie pary, to jeszcze czułam, że mnie obwinia, bo nie chcę się zajmować jej Natankiem. Najgorsze było to, że wszystko już opłaciliśmy i nie było szans na rozdzielenie się bez ponoszenia ogromnych kosztów. Mogliśmy jedynie zrezygnować z wyjazdu albo pogodzić się z pomysłem Oli.

– Ja nie chcę być niańką, nie chcę ciągle się koncentrować na dziecku, nie chcę wszystkiego podporządkowywać Natankowi! – krzyczałam do Czarka, sfrustrowana i zrozpaczona, bo moje wyczekane wakacje właściwie już zamieniły się w koszmar. – On w nocy się budzi, płacze, w dzień musi mieć drzemki, to jest małe dziecko, nie da się go zamknąć w szufladzie!

Czarek próbował pogadać z Michałem, ale ten też uważał, że Natankowi „należą się wakacje”. A że były za darmo, to żal nie skorzystać. Nasze protesty uznał za „fanaberie bezdzietnych”. On też oczekiwał, że „pobędziemy” z Natankiem, żeby on mógł gdzieś zabrać Olę, bo przecież jestem jej najbliższą przyjaciółką.

Ostatecznie polecieliśmy na wakacje razem, ale rozstaliśmy się już na lotnisku. Czarek uznał, że pieniądze, które stracimy na apartamencie, to i tak mniejsza strata niż zmarnowany urlop. Machnęliśmy na nie ręką i przez serwis internetowy wynajęliśmy pokój w prywatnym domu w głębi wyspy. Był dwanaście kilometrów od morza, a na wynajem samochodu nie było nas już stać, ale nasz gospodarz użyczył nam swój skuter i tym pojazdem codziennie jeździliśmy na plażę i zwiedzaliśmy wyspę. Obok był gaj oliwny i kilka winnic, w których nie było ani jednego turysty. Zabrał nas też na wyprawę łodzią na sąsiednią wyspę, a jego żona karmiła codziennie greckimi przysmakami.

Kiedy po tygodniu spotkaliśmy Olę i Michała ze zmęczonym i płaczącym Natankiem na lotnisku, pogratulowaliśmy sobie pomysłu z rozdzieleniem się. Tylko nasi przyjaciele wydawali się na nas obrażeni.

Czytaj także:
„Byłam zażenowana dziecinnymi Mikołajkami w firmie, aż nie dowiedziałam się czegoś o osobie, którą wylosowałam...”
„Stary kocur bez domu trafił do mnie przypadkiem. Przygarnęłam go z litości, a wraz z nim pojawiła się... miłość”
„Kochanek żył na mój koszt, a swoją pensję odkładał. Płaciłam za wszystko, bo wierzyłam, że zbiera na nasze mieszkanie”

Redakcja poleca

REKLAMA