Pamiętam, że zarejestrowałam istnienie Justyny jakieś dwa lata temu. Wspomniał mi o niej Marek. Powiedział, że przyjaźnili się jeszcze w liceum, a nie poznałam jej dotychczas, ponieważ długo przebywała za granicą.
– Nie wiem jeszcze, czy na stałe, ale na razie wróciłam – uśmiechnęła się, kiedy dyskretnie pytałam ją o szczegóły powrotu do ojczyzny. – Mój mąż często wyjeżdża na kontrakty, a ja jestem już tym zmęczona. Chcę odpocząć.
Zawstydziłam się własnej zazdrości
Trochę mnie to zdziwiło, że po ośmiu latach małżeństwa nie mają dzieci, lecz nie pytałam o powody. Takie tematy bywają drażliwe. Czasami małżonkowie bardzo chcą mieć potomka, jednak nie udaje im się to mimo wielu starań. Zauważyłam, że Justyna fajnie się bawi z naszą 7-letnią Agnieszką i to mi wystarczyło, aby uznać ją za sympatyczną osobę.
Po pewnym czasie zaczęła u nas bywać coraz częściej. Prowadziła z Markiem długie dysputy. O ile zdołałam się zorientować, kursując między pokojem a kuchnią i donosząc im wciąż nowe kawy – na tematy zawodowe. Po jednym z takich spotkań mój rozpromieniony mąż wyznał mi, że Justyna zgodziła się u niego pracować jako specjalistka od promocji i reklamy.
– Nawet nie wiesz, jak się z tego cieszę! Ona ma szalone doświadczenie – emocjonował się Marek. – Zna nowe sposoby na rozpropagowanie firmy!
„Lepsza reklama, większe pieniądze” – wyjaśniłam sobie, ze wstydem tłumiąc uczucie zazdrości. Wydało mi się małostkowe: przecież Marek bardzo mnie kochał, był dobrym i czułym mężem. A jeśli Justyna mogła mu pomóc, to tym samym wspierała nas wszystkich.
Pamiętam jak dziś, to było 14 lutego, w urodziny męża. Siedział przy komputerze, kończąc jakiś projekt, kiedy ogłosił radośnie, że znów dostał mejla z życzeniami. Nie nie spodziewaliśmy się niczego złego. A tu – niespodzianka: zamiast kartki z kwiatami do listu dołączone były zdjęcia blondynki, która na pierwszy rzut oka przypominała… mnie.
Miała wypikselowaną twarz, a jej ponętne, nagie ciało wiło się rozpustnie na jakimś eleganckim posłaniu. Zamieszczony obok tekst jednoznacznie wskazywał, że przed laty dorabiałam sobie jako call girl. „Lepiej, żebyś o wiedział. Wszystkiego najlepszego!” – napisał jakiś „Życzliwy”.
– Komuś chyba podpadłaś – tak skwitował tego mejla mąż i go skasował. Ale ja się okropnie zdenerwowałam. Czym sobie zasłużyłam na coś tak obrzydliwego? Ktoś robił ze mnie prostytutkę!
– Daj spokój, to jakiś głupi wybryk – pospieszyła z pocieszeniem Justyna, gdy się jej zwierzyłam. – Może Marek zwolnił jakąś sekretarkę i ona się mści?
Faktycznie: o ile wiedziałam, mąż niedawno wyrzucił z pracy dziewczynę, która notorycznie podkradała im kawę, papier toaletowy i mydło. Mój mąż również przyjął tę wersję i przyrzekł, że jeśli sytuacja się powtórzy, zgłosi to na policję.
Zamiast oceniać nas, zajmij się swoim ślubnym
Postaraliśmy się zapomnieć o tym incydencie. Po co zawracać sobie głowę takimi brudami? A Justynę, która rozwikłała zagadkę, zaczęłam od tej pory traktować jak własną przyjaciółkę. Chyba brakowało mi kogoś takiego, a ona zawsze chętnie słuchała. I dobrze znała mojego męża, więc potrafiła mi doradzić, jak z nim postępować. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Miesiąc później pokłóciliśmy się o rodziców Marka. Uznałam, że teściowa za bardzo się wtrąca w nasze małżeństwo i manipuluje moim mężem. Ten się obraził i na przyjęciu zorganizowanym dla jego klientów prawie się do mnie nie odzywał. Nikt z tych obcych ludzi nie zauważył chłodu między nami, ale nie umknęło to uwadze Justyny. Od razu zapytała, czy mamy jakieś problemy.
– Doskonale cię rozumiem, bo sama miałam kłopoty z teściową. Wybierała mi nawet sukienkę, którą jej zdaniem miałam włożyć do ślubu. Małżeństwo to kompromis. Szkoda, że w waszym się nie układa… – westchnęła ze współczuciem.
– Nie układa? – zapytałam zaskoczona. – Ależ my się tylko posprzeczaliśmy! Z oburzenia wszystko się we mnie zagotowało. Justyna zrobiła z igły widły.
– Naprawdę? – spytała takim tonem, jakby wiedziała lepiej, i gdzieś odpłynęła.
Potem zauważyłam, że rozmawia z Markiem. Tłumaczyła mu coś żarliwie, a on słuchał w skupieniu. Wiele bym dała, żeby się dowiedzieć, o czym tak klarowała, bo chyba nie o marketingu… Wychodząc z bankietu, rzuciła do mnie tylko, abym się nie martwiła, bo teraz Marek będzie się bardziej starał. W sekundę skoczyło mi ciśnienie. Bo kimże ona jest, by naprawiać moje małżeństwo? Niech uzdrawia swoje! W końcu to ona tu tkwi kolejny miesiąc z dala od męża!
Po bankiecie uznałam, że muszę porozmawiać z nią w cztery oczy, ale Justyna nagle przestała do nas przychodzić.
– Twoja przyjaciółka już nas nie lubi? – zagadnęłam więc męża od niechcenia.
Popatrzył na mnie wilkiem, ale się nie odezwał. Wtedy odpuściłam temat. W ogóle zrobił się dziwnie milczący… Czasem też po powrocie do domu miałam wrażenie, że grzebał w moich rzeczach. I że sprawdza moją komórkę. W końcu nie wytrzymałam:
– Kochanie, znowu dostałeś jakiegoś głupiego mejla na mój temat, że się tak zachowujesz? – spytałam wprost.
I wtedy się zaczęło! Podobno od tygodni dostawałam pocztą przesyłki od tajemniczego „wielbiciela”. Marek je odbierał (miał upoważnienie), otwierał i … wpadał w szał na widok drogich perfum, tomików wierszy i luksusowej bielizny.
– Masz kochanka! – pieklił się mąż. Oniemiałam… Wszystko to brzmiało jak jakaś wyssana z palca bzdura!
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – wybuchłam. – Od razu bym zgłosiła się na policję, przecież to nękanie!
Nie uwierzył, ale zgodził się pójść ze mną na komendę. Wyglądało na to, że mi zaufał i wszystko wróci do normy. Tymczasem następnego dnia zaczęły się głuche telefony na moją komórkę.
– To on dzwoni! – natychmiast warknął Marek i żadną miarą nie udało mi się mu tego wyperswadować….
W okamgnieniu pojęłam, kto za tym stoi
Moje poukładane życie nagle się zaczęło się walić. Mimo nadchodzącej Wielkanocy zagroził mi wyprowadzką. Jak stwierdził, powstrzymał się tylko ze względu na naszą córkę. Na każdym kroku jednak przez tydzień podkreślał, że mi nie ufa. Miałam tego dosyć. Sama zażądałam:
– No to się wyprowadź!
Wtedy spakował walizki. Jak się dowiedziałam, zamieszkał u Justyny. Było mi to obojętne, aż Agnieszka mi powiedziała, że nigdy jej nie lubiła, bo gdy byli sami, ta baba przytulała się do Marka… Wtedy klapki spadły mi z oczu. Znów poszłam na policję, by podrzucić im trop. No i wyszło, że wszystkie tajemnicze przesyłki i telefony pochodziły od Justyny! To ona mnie wrabiała. Tylko dlaczego?
– Kiedyś się w nim kochałam, ale mną wzgardził. Chciałam się przekonać, czy nadal jestem mu obojętna – oświadczyła mi cynicznie, gdy do niej zadzwoniłam. I chyba nadal była…
Marek przysięgał mi, że chociaż u niej mieszkał ponad miesiąc, to ani razu ze sobą nie spali.
– Manipulowała mną – tłumaczył się. – Mówiła, że od dawna podejrzewała, że mnie zdradzasz, a jak chciała z tobą o tym porozmawiać, wyrzuciłaś ją z domu.
Nie wiem, czy to prawda, i nie wiem, czy moje małżeństwo przetrwa tę burzę. Bardzo bym tego chciała, ale cierpię, bo Marek zbyt łatwo uwierzył Justynie. Jakby zupełnie mnie nie znał. Dziesięć lat naszego związku stanęło pod znakiem zapytania przez jedną wredną babę. Czy już do końca życia mam drżeć, że jeśli jednej się to udało – uda się i następnej?
Czytaj także:
„Przez dwa lata oszukiwał mnie i zdradzał. A ja niczego nawet nie zauważyłam, bo tak bałam się bycia skrzywdzoną”
„Zakochałem się w Ukraince. Ona kochała przemocowego narzeczonego, który próbował ją zabić, gdy chciała odejść”
„Moje życie zmieniło się w koszmar. Narzeczony mnie zostawił, przyjaciele się odwrócili… Nikt nie chce potwora w peruce”