Wszystko zaczęło się miesiąc temu. Wróciłam do pracy po cudownym, dwutygodniowym urlopie we Włoszech. Wypoczęta, strzaskana na heban i bardzo szczęśliwa. W moim małżeństwie nie układało się ostatnio najlepiej. Oddaliliśmy się z Kacprem od siebie. W pewnym momencie było tak źle, że zaczęliśmy myśleć nawet o rozwodzie. Ale włoskie słońce, piaszczysta plaża, no i wino zrobiły swoje.
Wystarczyło kilka dni bez stresów, szczera rozmowa i przypomnieliśmy sobie, jak bardzo się kochamy. Nie mogłam się doczekać, kiedy opowiem o tym wszystkim Luizie. Byłyśmy jak siostry. Wspierałyśmy się i w pracy, i w życiu prywatnym. Gdy ona miała problemy, rzucałam wszystko i biegłam na pomoc. Gdyby trzeba było, głowę bym za nią położyła. I byłam przekonana, że ona zrobi podobnie.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje
Gdy tylko przekroczyłam próg firmy, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Ludzie nie odpowiedzieli na pozdrowienia. Odwracali się plecami i udawali, że mnie nie widzą. Luiza też zachowywała się dziwnie. Normalnie rzuciłaby mi się na szyję i zaczęła wypytywać o szczegóły wyjazdu. Bardzo martwiła się moim małżeńskim kryzysem i trzymała kciuki, by udało mi się go zażegnać. Ale zamiast mnie powitać, zapamiętale stukała w klawiaturę.
– Halo, halo! Już jestem! Zauważysz to w końcu? – spytałam, bo myślałam, że jest bardzo zajęta pracą i świata wokół siebie nie widzi. Przerwała na chwilę.
– A, to ty! – rzuciła i wróciła do pisania.
– Co jesteś taka nadęta? Osa cię ugryzła czy co? Chodź na trzy minutki do kuchni na kawę. Mam ci tyle do opowiedzenia – nie rezygnowałam.
– Kawę już wypiłam. A poza tym nie mam czasu. Muszę to pilnie skończyć.
– To może za pół godzinki?
– Też nie będę miała czasu. Ani za godzinę. Najlepiej zostaw mnie w spokoju.
Usiadłam za swoim biurkiem i rozejrzałem się po pokoju. Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy szłam na urlop, wszystko było w najlepszym porządku. Wszyscy uśmiechali się, życzyli mi dobrej zabawy. A teraz patrzyli na mnie wrogo, jakbym im matki i ojców pozabijała. Miałam dość.
– Czy ktoś mi może łaskawie powiedzieć, co tu się dzieje? Dlaczego nikt ze mną nie rozmawia? – zdenerwowałam się.
Ludzie pospuszczali głowy. Tylko Marek wstał zza biurka i podszedł do mnie.
– Bo z gnidami nie gadamy! – wycedził.
– Z gnidami? O czym ty mówisz? – wybałuszyłam na niego oczy.
– Przez ciebie mamy tyle roboty, że od tygodnia z firmy nie wychodzimy. Ale dostaniesz za swoje! Szef na zbity pysk cię wywali i to z takimi referencjami, że nigdzie roboty nie znajdziesz! – warknął.
Zgłupiałam. Przed wyjazdem zrobiłam wszystko, co do mnie należało. Ba, nawet po godzinach zostałam, żeby nikomu nie zostawiać swoich spraw na głowie.
– O czym ty mówisz? Do trzeciej nad ranem porządkowałam papiery, żeby zostawić po sobie czyste biurko! Ledwie na lotnisko zdążyłam – oburzyłam się.
– Jasne! Nie udawaj świętej. Tu nikt nie jest głupi. Mam nadzieję, że konkurencja dobrze ci zapłaciła, bo przez najbliższe lata żadnych dochodów mieć nie będziesz!
Wybiegłam i zamknęłam się w toalecie
Oni zarzucali mi, że sprzedałam projekt konkurencji! Ale dlaczego? I kto rzucił na mnie podejrzenie? Szef? Zawsze byłam lojalnym pracownikiem… Postanowiłam wyjaśnić sprawę. Sekretarka próbowała mnie zatrzymać, ale nic sobie z tego nie robiłam.
Byłam tak zdesperowana i wściekła, że nawet gdyby zagrodziła mi drogę, przejechałabym po niej jak czołg. Wpadłam do gabinetu jak burza. Czułam się zraniona i nie siliłam się na uprzejmości. Wygarnęłam szefowi prosto w twarz, co myślę o rzucaniu bezpodstawnych oskarżeń.
– Nigdy w życiu nie sprzedałam nikomu firmowej tajemnicy! Nie pozwolę się tak obrażać! Jak trzeba, to adwokata wynajmę i do sądu pójdę! Popamiętasz mnie do końca życia! Żyły sobie wypruwam, staram się i co w zamian dostaję? Kopa w tyłek!
Szef, zniósł moje wrzaski ze stoickim spokojem. Normalnie nie tolerował takiego zachowania. Gdy ktoś zaczynał krzyczeć, wyrzucał go za drzwi, by ochłonął. A on nie tylko pozwolił mi zostać, ale jeszcze usadził na krześle i nalał mi szklankę wody.
– Uspokój się, dziewczyno! O nic cię nie oskarżam! Gdyby tak było, to ochrona do budynku by cię nie wpuściła! – powiedział, gdy już wyrzuciłam z siebie całą złość.
– Tak? To dlaczego wszyscy od rana patrzą na mnie jak na największego wroga?
– Nie wiem. Fakt, w firmie był przeciek i to wtedy, gdy zostałaś po godzinach. A potem wyjechałaś na urlop. Ludzie zaczęli kombinować, plotkować… Ale to nie znaczy, że jesteś winna! Prowadzimy wewnętrzne śledztwo… Wszystko się wyjaśni.
Wróciłam do biurka w lepszym humorze. Miałam nadzieję, że jak inni zobaczą, że nie zostałam wyrzucona, to zrozumieją, że niesłusznie mnie oskarżyli. Nic z tego. Potrzebowałam wsparcia Luizy, a ona zawiodła mnie na całej linii!
– Widzicie ją? Ciekawe, co zrobiła, że szef jej odpuścił? Ale dla nas wciąż jesteś sprzedajną gnidą – rzucił Marek.
Podniosłam głowę. Wszyscy patrzyli na mnie z nienawiścią. Nawet nie próbowałam się bronić. Czułam, że to i tak nic nie da. Z bezsilności i złości chciało mi się wyć. W domu opowiedziałam o wszystkim Kacprowi i rozpłakałam się jak dziecko.
– Złożę wypowiedzenie. Nie ma sensu, żebym tam pracowała. Oni już mnie osądzili! Nawet Luiza nie stanęła po mojej stronie!
– Nawet o tym nie myśl! Jak odejdziesz, to tylko utwierdzisz ich w przekonaniu, że sprzedałaś projekt, a teraz uciekasz! Jak znajdą winnego, to będą cię przepraszać. Zobaczysz, wszystko się ułoży!
Ale nie było lepiej. Niby trochę się uspokoiło i nikt nie robił mi scen, jednak atmosfera nadal była napięta. Sama wychodziłam na papierosa, sama jadłam w stołówce… Najbardziej bolało mnie zachowanie Luizy. Przecież mnie znała, wiedziała, że jestem uczciwa. Mimo tego unikała mnie jak ognia. Raz poprosiłam, żeby zeszła ze mną na lunch. Wykręciła się.
– Sorki, nie jadam obiadów. Odchudzam się – odparła, unikając mojego wzroku.
Uważałam cię za przyjaciółkę!
Kwadrans później przyłapałam ją w stołówce. Wcinała pierogi ze skwarkami w towarzystwie Marka i innych. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie oczekiwałam, że ze względu na mnie pójdzie na wojnę z całym zespołem. Ale mogła stanąć w mojej obronie, próbować przekonać innych, że jestem niewinna. Tak bardzo potrzebowałam jej wsparcia… A ona mnie zawiodła! Po trzech tygodniach miałam dość. Nawet mąż przestał mnie namawiać do walki. Ba, zażądał, żebym się zwolniła z pracy.
– Rzuć to w diabły. Szkoda zdrowia – powiedział, gdy znowu wróciłam zapłakana.
– Tak zrobię – odparłam.
Następnego dnia wyruszyłam do pracy mocno spóźniona. Stałam w olbrzymim korku, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. To była Luiza!
– Gdzie jesteś! Powinnaś być na miejscu!
– A co, kolejny pomysł wyciekł do konkurencji i nie możecie się doczekać, żeby mnie oskarżyć ? – odburknęłam.
– Żałuj, że nie byłaś na zebraniu!
– A to dlaczego?
– Bo wiadomo, kto sprzedał projekt! To Marek! Jak szef go przycisnął, to się przyznał. Ochroniarze go z firmy wyprowadzili. Płakał jak dziecko… – ciągnęła.
– Pogadamy jak dojadę – ucięłam.
– Zobacz, jaki z tego Marka gad! – rzuciła Luiza na powitanie, gdy dotarłam do firmy. – Sam opchnął ten pomysł, a zrzucił winę na ciebie. Ale ja wiedziałam, że to nie ty!
– Naprawdę? Dziwnie to okazywałaś.
Stado to jednak olbrzymia siła
– Rany, przepraszam… Może faktycznie zachowałam się jak idiotka. Ale wiesz, jak trudno się wszystkim postawić? No, nie ma co rozdrapywać ran. Najważniejsze, że jest już po wszystkim – uśmiechnęła się.
– Po wszystkim? – zagotowałam się, jak to usłyszałam. – Chyba żartujesz! Myślisz, że się uśmiechniesz i wszystko ci wybaczę? Nic z tego! Uważałam cię za przyjaciółkę! Liczyłam na twoje wsparcie! A ty? Dołączyłaś do stada baranów i odwróciłaś się do mnie plecami! Gdybym była na twoim miejscu nigdy bym ci tego nie zrobiła! – krzyknęłam i wbiegłam do biura.
Teraz to ja chodzę z podniesioną głową. Wszyscy są dla mnie tacy mili, że aż chwilami niedobrze się robi. Tylko Luiza mnie unika. Powinnam mieć to w poważaniu, ale nie potrafię. Czuję, że powinnam jej wybaczyć i wyciągnąć rękę na zgodę. Dlaczego? Bo bez przerwy brzmi mi w uszach ostatnie zdanie, które do niej wykrzyczałam: że ja nigdy bym nie odwróciła się do niej plecami. Trochę nad tym myślałam i nie jestem już o tym tak w stu procentach przekonana… Stado to jednak olbrzymia siła. Nawet jak składa się z samych baranów.
Czytaj także:
„Synowa wybaczyła mężowi zdradę, ale jego dziecko traktuje z dystansem. Czy ta zołza nie rozumie, że ono niczemu nie zawiniło?"
„Przyjaciółka zachowywała się paskudnie wobec mojego męża. Ukrywała w ten sposób, że tak naprawdę... była jego kochanką!”
„Szefowa płaci mi marne grosze, a sama pławi się w luksusach. Wstydzę się poprosić o podwyżkę, bo to moja koleżanka”