Zostałem wezwany na dywanik do dyrektora szkoły. Rodzice jednej z moich uczennic złożyli na mnie oficjalną skargę…
– Ale ja nic nie zrobiłem! – warknąłem, zupełnie nad sobą nie panując. – Panie dyrektorze, niech pan będzie poważny! To przecież słowo tej gówniary przeciwko mojemu słowu! Komu będzie pan wierzył?
– Panie Wojtku – dyrektor liceum, w którym pracowałem, zmierzył mnie pobłażliwym spojrzeniem. – Życia pan nie zna? Smród będzie się za panem ciągnął całe życie… Naprawdę potrzebne panu rozgrzebywanie tej sprawy? Co tam było, to było…
– Nic nie było! – krzyknąłem, ale dyrektor nie był człowiekiem, któremu łatwo wpaść w słowo.
– Jeśli nie było, to i lepiej. Pan jest człowiekiem rzetelnym, młodzież pana uwielbia. Bez trudu znajdzie pan kolejne zatrudnienie. A takich spraw lepiej nie ruszać. Co ja panu będę mówił. One są jak śmierdzące jajko. Lepiej…
Lepiej zamieść wszystko pod dywan – pomyślałem, ale na głos nic nie powiedziałem. Zbyt długo pracowałem w szkole, żeby nie wiedzieć, że to nie ma sensu. Jeśli taka osoba jak mój dyrektor uparła się kogoś zwolnić, nic nie mogło go od tego odwieść.
Poprosiła mnie o prywatne lekcje
A przecież jeszcze rok temu wydawało mi się, że Pana Boga za nogi złapałem, gdy dostałem tę posadę. Zawsze chciałem uczyć polskiego. Wśród słów czułem się jak ryba w wodzie. Wiem, że wielu osobom może to się wydawać dziwne. Zawód nauczyciela nie kojarzy się w społeczeństwie z prestiżem ani dużymi pieniędzmi. A jednak po maturze pozostałem wierny młodzieńczemu marzeniu i złożyłem papiery na polonistykę.
Z każdą przeczytaną lekturą, z każdym przedyskutowanym wieczorem czułem, że to jest moje powołanie, że w końcu trafiłem na to, co chciałem robić całe życie. Kiedy po kilku latach dostałem pracę w najlepszym liceum w moim mieście, byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
– Dyrektor obiecał mi, że jak się sprawdzę, dostanę stałą umowę – ściskałem Beatkę, moją narzeczoną. – Będziemy mogli wtedy wziąć kredyt na wymarzone mieszkanie i pobrać się – powtarzałem.
Byliśmy tacy szczęśliwi!
Wszystko zepsuło się zimą. Po kilku miesiącach mojej pracy w szkole jedna z nauczycielek zachorowała. Sprawa okazała się poważna i dyrektor zdecydował, że przejmę po koleżance wychowawstwo.
– Klasa jest przed maturą, żeńska, docenią męską rękę – powiedział.
Nie bałem się nowego wyzwania. Szczerze mówiąc, cieszyłem się na to. Wychowawstwo oznaczało nieco wyższe dochody, a w sytuacji mojej i Beaty każdy grosz się liczył. Do tego miałem dobry kontakt z młodzieżą, byłem przekonany, że szybko ich do siebie przekonam. I przekonałem. Nawet bardziej, niż bym chciał. Dziewczyny nie kryły tego, że są zachwycone, iż to akurat ja przejąłem ich klasę. Szczególnie jedna, Maja, głośno dawała wyraz swojemu uwielbieniu.
– Pan jest dla mnie ideałem nauczyciela – powtarzała. – Dlaczego nie poznałam pana wcześniej? Nie miałabym takich zaległości z polskiego.
– Teraz za to masz okazję je nadrobić solidną pracą – mówiłem, z westchnieniem, stawiając Mai kolejny dopuszczający, dziewczyna bowiem, mimo szumnych deklaracji, niewiele zrobiła, żeby poprawić oceny. To miało się zmienić pod koniec roku.
– Chciałabym poprosić pana o pomoc – powiedziała Majka, stając pewnej lekcji przy moim biurku. – Sam pan widzi, jakie mam słabe oceny. A zamarzyły mi się studia humanistyczne… Mam jeszcze kilka miesięcy, żeby czegokolwiek się nauczyć. Zgodziłby się pan udzielać mi korepetycji?
– Maju, to byłoby nieetyczne… – zacząłem się jąkać, bo z jednej strony propozycja uczennicy była mi bardzo na rękę, gdyż ciągle brakowało nam z Beatką pieniędzy, z drugiej zaś wiedziałem, że uczenie prywatnie dziecka, które uczy się w szkole, jest wbrew niepisanym regułom.
– Niech się pan nie da prosić, panie Wojtku – przymilnie uśmiechnęła się Majka. – Nikt się o tym nie dowie. Sam pan wie, że moi rodzice są dziani. Oni na szkołę dadzą mi bardziej niż chętnie. A ja z nikim innym nie chcę się uczyć.
– Dobrze, niech tak będzie – westchnąłem, wyobrażając sobie, jakie oszczędności uda mi się poczynić z dwóch godzin korepetycji tygodniowo. – Tylko niech na pewno nikt się o tym nie dowie.
– We mnie jak w studnię! – zaklęła się Majka i tak zaczęły się nasze półlegalne spotkania.
Na jej widok opadła mi szczęka
Rodzice dziewczyny byli bardzo zapracowani, więc zwykle byliśmy sami w pięknym, dużym domu, w którym mieszkała moja uczennica. Po pewnym czasie zauważyłem, że dla Mai ta sytuacja jest bardziej niż komfortowa.
Kilka razy przyłapałem ją na tym, że czuje się wobec mnie zbyt swobodnie. Raz położyła mi rękę na ramieniu, gdy coś jej tłumaczyłem, innym razem pogładziła mnie po włosach, mówiąc coś o tym, że nigdy nie podobali jej się rówieśnicy…
Starałem się te niewczesne, moim zdaniem, zaloty ignorować, ale robiłem to subtelnie, nie chcąc spłoszyć Mai. Wydawało mi się, że gdybym był bardziej obcesowy, mógłbym poważnie zranić dziewczynę. Niestety, przyszłość miała pokazać, że maturzystka opacznie zrozumiała moją przychylność.
Pewnego dnia jak zwykle przyszedłem do niej na korepetycje. Zapadał zmrok. Cały dom był oświetlony drobnymi lampkami. Zadzwoniłem do drzwi, ale nie było odzewu. Nacisnąłem na klamkę.
– Majka, to ja – zaanonsowałem się. Z głębi domu usłyszałem:
– Zapraszam do mojego pokoju.
Lekko się zdziwiłem, bo zwykle uczyliśmy się w salonie na dole, ale posłusznie poszedłem we wskazanym kierunku. Nacisnąłem na klamkę pokoju nastolatki i… oniemiałem. Majka czekała na mnie w samej bardzo prześwitującej bieliźnie i uśmiechała się zalotnie.
– Dziś pouczymy się francuskiego zamiast polskiego – powiedziała, odsłaniając w uśmiechu białe zęby.
Stałem jak sparaliżowany.
– Ubierz się natychmiast – warknąłem. – Co ci strzeliło do łba?
– Niech pan nie udaje, że się panu nie podobam – Majka najwyraźniej nie zrozumiała mojej odmowy. – Przecież widzę, jak pan na mnie patrzy… Jak mnie dotyka… Niech się pan nie boi. Jestem pełnoletnia. Trzy miesiące temu skończyłam osiemnaście lat. Niech pan tu podejdzie…
Poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod stóp. Czy ta gówniara zwariowała? Jedyne, na co było mnie stać, to krzyknięcie, że Majka nigdy mi się nie podobała i że mam narzeczoną. Dopiero wtedy chyba dotarło do niej, jaką zrobiła z siebie idiotkę, bo wydęła pogardliwie usta i syknęła z nienawiścią:
– Mnie się nie odrzuca. Pożałujesz tego.
Nie brałem wtedy tych słów poważnie. A powinienem.
Straciłem nie tylko pracę, ale i miłość życia
Dwa dni później zostałem wezwany do dyrektora szkoły. Rodzice Mai złożyli na mnie oficjalną skargę. Dowodem były zdjęcia z domowego monitoringu. Zostałem oskarżony o nieetyczne postępowanie, bo uczyłem w domu swoją uczennicę, i molestowanie. Na dowód Majka przesłała zdjęcia, jak jestem z nią, rozebraną, w jednym pokoju…
Dyrektor przekonał mnie, że lepiej będzie, jeśli po prostu odejdę z pracy. O wszystkim dowiedziała się też moja narzeczona. Beata nie uwierzyła w zapewnienia o mojej niewinności. Straciłem nie tylko źródło utrzymania, ale i miłość mojego życia. Jedyne, co mi zostało, to chęć zemsty na dziewczynie, która tak mnie potraktowała.
Nie wierzyłem tylko, że los kiedykolwiek da mi szansę, żeby się zemścić. A jednak, jak to mówią: oliwa nierychliwa, ale sprawiedliwa. To było dwa lata później. Pracowałem wówczas w agencji reklamowej. Po „przygodzie” z Mają postanowiłem na dobre zerwać ze szkołą. Zbyt mocno zostałem zraniony. Całkowicie odmieniłem swoje życie, zostałem twórcą haseł reklamowych. W końcu zacząłem porządnie zarabiać, kupiłem nawet swoje pierwsze mieszkanie. Było położone na modnym osiedlu, gdzie mieszkało już kilku moich kolegów. I właśnie jeden z nich zrobił w swoim nowym lokum parapetówkę.
Nie bardzo chciałem iść. Nie lubiłem tych imprez, gdzie słowa niewiele znaczyły. Ludzie niewiele ze sobą rozmawiali, za to mocno znieczulali się alkoholem i innymi używkami. Ale zdawałem sobie sprawę, że na moim stanowisku po prostu muszę od czasu do czasu pokazać się w takim miejscu. To był właśnie ten czas. Robiąc dobrą minę do złej gry wszedłem do mieszkania… i zamarłem.
– Piękna, co? Nowy łup – puścił do mnie oko kolega, pokazując na długonogą dziewczynę naszego głównego klienta.
Poznałem ją od pierwszej chwili. To była Maja. Bardzo się zmieniła przez te dwa lata. W niczym nie przypominała jeszcze nie tak dawnej maturzystki. Teraz to była dorosła, w pełni świadoma swoich atutów, piękna kobieta, która najwyraźniej ceniła sobie pieniądze i towarzystwo podstarzałego i znanego ze słabości do kobiet właściciela dużej firmy motoryzacyjnej.
Podszedłem, przedstawiłem się. Maja wyraźnie ucieszyła się nam mój widok, jakby zupełnie zapomniała, w jakich okolicznościach się rozstaliśmy.
– Koniecznie musimy porozmawiać na osobności, panie profesorze – szepnęła mi do ucha, owiewając chmurą gęstych, niewątpliwie bardzo drogich perfum.
Na nic nie miałem większej ochoty. W moim sercu rosła nienawiść, w głowie zaś rodził się plan. Tej nocy nie mogłem spać. Układałem sobie w myślach, co zrobię, gdy już uda mi się omotać Maję. Słowo za słowo – powtarzałem jak zaklęcie. – Pokonam cię twoją własną bronią.
Zaraz, co ja właściwie wyprawiam?!
Wystarczyło kilka rozmów, żebym przekonał się, że Maja była całkowicie zależna od swojego sponsora. Rodzice wyrzucili ją z domu, kiedy okazało się, że zaszła w ciążę. Poroniła, ale do domu już nie wróciła. Związała się z zamożnym, ale okrutnym mężczyzną. Krążyły plotki, że traktował wybranki jak swoją własność. Gdy któraś nie była mu całkowicie posłuszna albo przyłapał ją na niewierności – potrafił się okrutnie mścić.
Nie było mi szkoda Majki. Cały czas przypominałem sobie upokarzającą rozmowę w gabinecie dyrektora liceum i to, że przez tę dziewuchę straciłem jedyną kobietę, którą naprawdę kochałem.
Maja szybko połknęła haczyk. Z przykrością musiałem stwierdzić, że była tak samo głupia, jak wtedy, gdy jeszcze byłem jej nauczycielem. Uwierzyła bez mrugnięcia okiem, że dawno nie chowam urazy i uczucie do niej jest silniejsze. Spotkaliśmy się na mieście. Później drugi i trzeci raz.
Nie minął nawet miesiąc, kiedy przekonałem się, że wciąż nie jestem jej obojętny.
– Przyjdź do mnie do domu – szepnęła, kiedy kolejny raz odwoziłem ją pod rezydencję sponsora. – Jacka jutro nie będzie. Potrafię być pojętną uczennicą.
Nie wątpię – pomyślałem, uśmiechając się fałszywie. W głowie krystalizował mi się już ostateczny plan. Wejdę tam, zastanę Majkę w wyzywającym stroju, pozwolę jej się do mnie poprzytulać, zrobię kilka fotek pod pretekstem, że chcę uwiecznić ten wyjątkowy moment… A później wyślę je sponsorowi Mai. Mogłem się tylko domyślać, co będzie dalej. Ale nie zamierzałem się wahać.
Jak mawiali starożytni: Si vis pacem, para bellum – kto chce pokoju, niech szykuje się do wojny – mruknąłem pod nosem, uśmiechając się mimowolnie.
– Co ty tam mówisz? – zaniepokoiła się Maja.
– A nic, nic – uśmiechnąłem się. – Cieszę się na nasze spotkanie.
– Ja też, nawet nie wiesz, jak bardzo! – zapiszczała Majka.
Wieczór naszej tajnej schadzki był ciepły i pogodny. Zupełnie jak wtedy, gdy zaczęły się moje nieszczęścia – pomyślałem mimowolnie. Uderzyło mnie, że dom Jacka był oświetlony podobnie jak wcześniej rodziców Mai. Tamtego wieczora zagapiłem się na światełka, oczarowany ich urokiem. Nacisnąłem klamkę u drzwi drzwi. Tak jak się spodziewałem, były otwarte. Zrobiłem krok naprzód… I naraz poczułem wszechogarniające mnie wątpliwości.
– Co ty chcesz zrobić, człowieku? – szepnąłem do siebie, opierając się o zimną ścianę. – Chcesz wystawić tę dziewczynę jakiemuś gangsterowi? Tylko dlatego, że była na tyle głupia, żeby się w tobie zakochać? Czy to jej wina, że nikt nie nauczył jej panować nad uczuciami?!
– Chodź tu, czekam na ciebie! – dobiegło mnie z głębi domu. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
– Ubieraj się, Maja, i przestań się wygłupiać – powiedziałem tylko, starając się nadać swojemu głosowi spokojne brzmienie.
Później, gdy już siedzieliśmy przy kominku, wszystko jej powiedziałem. O tym, co zrobiła. I o pułapce, którą na nią zastawiłem. Majka powtarzała tylko jak lalka, mrugając rzęsami:
– Nie, to niemożliwe. Nie, nie zrobiłbyś tego. Ja naprawdę nie wiedziałam, że aż tak zniszczyłam ci życie…
O dziwo w tamtej chwili jej uwierzyłem. Zrozumiałem, że mimo iż dawałem z siebie wszystko jako jej nauczyciel, nigdy nie udało mi się nauczyć tego dziewczątka, że słowa mają wielką moc. Nie nauczyłem jej też tej potęgi używać. Na własną zgubę. Nie prosiłem Mai o nic. Ale ona sama widocznie przemyślała sobie swoje postępowanie, bo schowała dumę do kieszeni i zadzwoniła do dawnego dyrektora liceum. To w połączeniu z wpływami jej zawstydzonych rodziców sprawiło, że dyrektor zadzwonił do mnie, nieomal błagając, żebym wrócił do uczenia…
Nie zrobiłem tego. Pozostając przy klasykach, powiem, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Odnalazłem nową drogę. Gdzie mnie ona zawiedzie? Tego nie wiem. Mam tylko nadzieję, że zawsze będą mnie po niej prowadziły słowa. Kolejny raz bowiem przekonałem się, jak wielką mają moc.
Czytaj także:
„Na początku kariery nauczycielskiej zakochał się we mnie uczeń. On też nie był mi obojętny, ale bałam się skandalu...”
„Zakochałam się w swoim uczniu. Gdy przechodził koło mnie w szkole, wszystko podchodziło mi do gardła. Czułam się niemoralna”
„Jestem 34-letnim nauczycielem, który związał się z 18-letnią uczennicą. Mieszkamy w Anglii, bo w Polsce nie daliby nam żyć”