Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, by zostać nauczycielką. Jako mała dziewczynka sadzałam wszystkie misie i lalki na podłodze jak uczniów w klasie. Brałam książki mamy i udawałam, że kartka przyklejona do biurka jest moją tablicą. Kiedy sama stałam się uczennicą, tylko jeszcze bardziej utwierdziłam się w tej decyzji.
Brałam udział chyba we wszystkich możliwych akcjach, apelach, konkursach i kołach zainteresowań. Byle jak najwięcej czasu spędzać w murach szkoły, z pedagogami. Podziwiałam ich, zazdrościłam i marzyłam, że kiedyś będą taka jak oni. Nikogo nie zdziwiło, że najpierw wybrałam liceum ogólnokształcące, a następnie poszłam na polonistykę. Mimo wszystko moja mama była dość sceptycznie nastawiona.
– Dziecko, tylko czy znajdziesz pracę? Wiesz, jak to działa w naszej mieścince. Starzy wyjadacze, wszystko po znajomości…
Wiedziałam i trochę podzielałam jej obawy. Ale nie zamierzałam rezygnować z marzeń.
Byłam niewiele starsza od moich uczniów
Już na pierwszym roku zaskarbiłam sobie serce i sympatię większości wykładowców. Widzieli, że jestem sumienna, ambitna i zdeterminowana. Na drugim udało mi się zahaczyć na praktyki w jednej z poznańskich podstawówek. Były całkowicie darmowe i przez pierwszych kilka miesięcy głównie przyglądałam się zajęciom, siedząc w ostatniej ławce. Ale mój upór i wytrwałość się opłacały, bo w drugim półroczu pozwolono mi prowadzić trzy lekcje tygodniowo. Wprawdzie pod czujnym okiem pani profesor, ale i tak byłam przeszczęśliwa.
Ani się obejrzałam, kiedy udało mi się obronić tytuł licencjata – oczywiście z wyróżnieniem. I ku mojej ogromnej radości, ale też niewiele mniejszemu zaskoczeniu, dostałam pracę! Jedna z moich profesorek zaproponowała mi objęcie etatu po swojej córce.
– Wprawdzie to nie jest stała praca, ale Katarzyna właśnie dowiedziała się, że jest w ciąży. Ze względu na problemy z wcześniejszą ciążą zdecydowała się pójść na zwolnienie lekarskie. Termin porodu ma na początek roku, na pewno skorzysta z rocznego urlopu, co dawałoby pani zatrudnienie na półtora roku, A później kto wie może uda się nawet zaczepić na stałe. W każdym razie mogę panią polecić, już dawno nie miałam tak zdolnej i ambitnej studentki – mówiła.
Czułam się tak doceniona i wyróżniona jak nigdy wcześniej. Tym bardziej że chodziło o pracę w naprawdę dobrym liceum! Opłacił się mój trud i wysiłek. Chociaż w sumie nie nazwałabym tego ani trudem, ani wysiłkiem. Wiedziałam, że ta propozycja wiąże się z wieloma zmianami – przede wszystkim dwa lata magisterki musiałam ukończyć w trybie zaocznym. Ale uznałam, że taka szansa może się już nie powtórzyć. Postanowiłam zaryzykować.
Pierwszego września przed pierwszą lekcją czułam stres, ale nie paraliżował mnie jakoś bardzo. Po pierwsze dlatego, że przez ostatnie półtora roku nabyłam nieco doświadczenia w prowadzeniu lekcji, a po drugie – właśnie spełniały się moje marzenia!
Tak naprawdę byłam niewiele starsza od swoich uczniów. Średnio o pięć lat. Stwierdziłam, że przekuję swój młody wiek w atut – nie będę się zanadto wymądrzać czy tworzyć między nami sztucznego dystansu – chociaż wiadomo, granice trzeba jasno wytyczyć. Pierwsze kilka tygodni poznawałam się z uczniami i zdobywałam ich szacunek. Docieraliśmy się nawzajem. Stawialiśmy granice i budowaliśmy relacje. Ale myślę, że poszło nam to całkiem nieźle. Dogadywałam się z nimi dość dobrze.
W drugim semestrze dostałam kolejne zadanie – przygotowanie uczniów do szkolnych eliminacji ogólnopolskiej olimpiady. Wśród nich był Tomek, uczeń trzeciej klasy. Wcześniej go nie znałam, ale szybko zaskarbił sobie moją sympatię. Bystry, inteligentny, niesamowicie oczytany. A do tego – co trzeba przyznać – dobrze zbudowany i diabelnie przystojny. Imponował mi wiedzą i zaangażowaniem. Na każdy temat potrafił rzucić jakąś anegdotkę, opowiedzieć ciekawostkę. Nawet kiedy nie do końca znał odpowiedź na zadanie przez mnie pytanie, tak błyskotliwie lawirował i improwizował, że sama zapominałam, iż w sumie nie do końca o to chodziło. Od razu stał się moim ulubieńcem.
Bałam się, że wybuchnie skandal
Tomek jako jeden z niewielu uczniów zakwalifikował się do etapu wojewódzkiego, a następnie – jako jedyny z naszej szkoły – do ścisłego finału. Spędzałam z nim wiele czasu. Zostawaliśmy po lekcjach, by omawiać kolejne lektury, interpretować wiersze, zgłębiać tajemnice poszczególnych epok. Nikt mi za te nadgodziny nie płacił, ale bardzo je lubiłam. Nie tylko dlatego, że była to moja pasja. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że po prostu bardzo lubię Tomka. A nawet za bardzo…
Kiedy o czymś opowiadał, robił to z taką pasją, z taką ekspresją, że zaraziłby chyba największego malkontenta. Był przy tym wesoły i … czarujący. Tak, to chyba dobre słowo. Zdecydowanie mnie oczarował. I chociaż wiedziałam, że jest o pięć lat młodszy, że jest moim uczniem, że nie mam prawa patrzeć na niego inaczej, to ja jednak widziałam w nim mężczyznę. Bardzo interesującego mężczyznę. I coraz częściej odnosiłam wrażenie, że moje uczucia względem niego są odwzajemnione. To, jak na mnie patrzył, jak przypadkiem dotykał mojej ręki…
Tomek zdecydowanie dawał mi coraz wyraźniejsze sygnały, informujące, że jest mną zainteresowany. W końcu powiedział mi to wprost. Siedzieliśmy akurat nad interpretacją wierszy Kazimierza Przerwy-Tetmajera, kiedy Tomek stwierdził, że to wiersz o nas. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
– „Szukam cię, a gdy cię widzę, udaję, że cię nie widzę – powiedział i zbliżył się do mnie. – Kocham cię, a gdy cię spotkam, udaję, że cię nie kocham…”.
Nawet nie wiem, jak to się stało, ale zaczęliśmy się całować. Nagle odskoczyłam od niego jak poparzona.
– Tomek, co ty wyprawiasz? – starałam się udawać, że jestem naprawdę oburzona.
– Przepraszam, ale jak długo będziemy jeszcze udawać sami przed sobą? Wiem, że nie powinniśmy. Ja jestem uczniem, ty nauczycielką. Ale zakochałem się w tobie i wiem, że też nie jestem ci obojętny – mówił, a ja czułam, że cała drżę.
Wiedziałam, że muszę to zakończyć, czymkolwiek to było, zanim tak naprawdę się zaczęło. W przeciwnym razie mogłabym poważnie zaszkodzić nie tylko jemu, ale przede wszystkim sobie. Nie chciałam na starcie przekreślić swojej kariery i zmarnować szansy, jaką dała mi pani profesor.
– Tomku, bardzo mi przykro. Chyba źle coś zinterpretowałeś. Ja po prostu staram się jak najlepiej przygotować cię do olimpiady, to wszystko.
Tłumaczyłam mu, że nie czuję do niego nic więcej, a i jego uczucia pewnie nie do końca są takie, jak mu się wydaje.
– Fascynacja starszą kobietą, nauczycielką – to normalne, ale zobaczysz, że szybko ci przejdzie – mówiłam trochę wbrew sobie.
Ani ja, ani on nie wydawaliśmy się przekonani moją argumentacją. Jednak zaimponował mi dojrzałością i obiecał, że nie będzie sprawiał mi problemów. Rzeczywiście, ostatnie dwa tygodnie przed konkursem zachowywał się jak wzorowy uczeń, ani na moment nie przekraczając granic. Kilka dni przed wyjazdem na olimpiadę pobiegłam do dyrektorki i, wymyślając jakieś superważne seminarium, oznajmiłam, że nie będę w stanie pojechać do stolicy z Tomkiem.
Często myślę, co by było gdyby...
– Wiem, że stawiam panią w bardzo kłopotliwej sytuacji, ale naprawdę nie jestem w stanie tam pojechać.
Byłam bardzo przekonująca, poza tym przez ostatnie miesiące zdążyłam sobie zaskarbić przychylność i sympatię dyrekcji, dlatego też udało się w końcu załatwić dla mnie zastępstwo.
Miałam jeszcze dwa razy spotkać się z Tomkiem na ostatnie powtórki, ale oznajmił mi, że się nie zjawi.
– Z powodów osobistych. Myślę, że pani to rozumie. W końcu pani również nie może pojechać ze mną do Warszawy i domyślam się, że to także z powodów osobistych – powiedział mi na korytarzu, wyraźnie akcentując ostatni wyraz.
Był zdecydowanie inteligentnym chłopakiem, przejrzał mnie na wylot. Nie odpowiedziałam nic, tylko odwróciłam się i poszłam.
Na olimpiadzie Tomek zdobył wyróżnienie. Byłam z niego bardzo dumna. Chciałam mu pogratulować, ale jednocześnie bałam się konfrontacji. Nie miałam jednak zbyt dużego wyboru – oboje zostaliśmy wezwani przez panią dyrektor.
– Chciałam pogratulować wam obu. To ogromny sukces i wspaniałe wyróżnienie. Dla ciebie, Tomku, dla pani, a także dla całej szkoły – mówiła.
W pewnym momencie musiała na moment wyjść z gabinetu. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy Tomek złapał mnie za rękę i powiedział:
– Za chwilę zdaję maturę i kończę szkołę. Nie będę już twoim uczniem, daj mi szansę, proszę. Poczekajmy jeszcze te kilka tygodni.
Przerażona wyrwałam dłoń i po raz kolejny powtórzyłam, że nie życzę sobie takich sytuacji już nigdy więcej. Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Chyba naprawdę za bardzo bałam się o posadę i karierę. A poza tym… Nie wierzyłam w szczerość i trwałość uczuć nastolatka. Chciałam być odpowiedzialna. Dla chwili słabości nie zaryzykowałabym wszystkiego, co udało mi się osiągnąć.
Tomek spróbował raz jeszcze – podczas zakończenia roku szkolnego. Dał mi bukiet róż, w którym znalazłam liścik. „Nie musisz już udawać, nie jestem uczniem tej szkoły. Proszę, odezwij się i daj mi szansę…” i dołączył numer telefonu.
Byłam rozdarta, długo biłam się z myślami. Z jednej strony chciałam się z nim spotkać. Z drugiej wiedziałam, że chociaż nie jest już uczniem, nie uniknę skandalu i pretensji – jego rodziców, dyrekcji… By tyle nie analizować, rzuciłam się w wir pracy i nauki. Zbliżał się koniec roku szkolnego dla pozostałych klas, na studiach czekały mnie egzaminy.
Nie odezwałam się. Ani wtedy, ani później. Tomek nie podejmował już więcej prób. Od tamtych wydarzeń minęły cztery lata. Udało mi się zdobyć pracę na stałe. Ukończyłam polonistykę, aktualnie jestem w trakcie studiów podyplomowych. Zawodowo wiedzie mi się doskonale.
Ale w życiu osobistym, niestety, nie jest dobrze. Jestem sama. Nie mam pojęcia, co dzieje się z Tomkiem. Czy został w mieście? Wyjechał gdzieś? Studiuje? Poznał kogoś i jest w związku? Pewnie tak… Czy żałuję? Czasem bardzo. Zastanawiam się, co by było, gdyby… A jeśli odrzuciłam kogoś, z kim mogłam stworzyć naprawdę fajny związek?
Czytaj także:
„Mój syn zerwał z dziewczyną, zakochał się w nauczycielce. A ja sama ją sprowadziłam pod swój dach - na korepetycje”
„Zakochałam się w swoim uczniu. Gdy przechodził koło mnie w szkole, wszystko podchodziło mi do gardła. Czułam się niemoralna”
„Mój 8-letni syn zakochał się w swojej nauczycielce. Gdy poznałem panią Elę, uznałem, że mamy z młodym podobny gust...”