„Sąsiedzi sądzą, że prowadzę dom uciech, bo co noc mam innego. Osiedle aż huczy od plotek, ale nikt nie spyta, co robię”

kobieta fot. iStock by Getty Images, aquaArts studio
„Zawsze lepiej szła mi praca z mężczyznami. Ci chłopcy – większość z nich ledwie po dwudziestce – mieli w sobie niesamowitą energię i pasję. Uwielbiałam patrzeć, jak ich wstyd i niepewność przeradzają się w odwagę i niesamowitą siłę”.
/ 03.12.2024 08:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, aquaArts studio

Od dziecka uwielbiałam robić zdjęcia. Gdy inni marzyli o byciu strażakami, astronautami czy lekarzami, ja marzyłam o własnym aparacie fotograficznym. W wieku dziewięciu lat dostałam od taty mały, plastikowy aparat na klisze. Od tamtego momentu każda chwila mojego życia była zatrzymywana na zdjęciach. Byłam oczarowana, jak świat wygląda przez obiektyw: oświetlenie, cienie, nawet najzwyklejsze rzeczy nabierały magii i potrafiły całkowicie zmienić wrażenie.

Uwielbiałam to

Z czasem moje hobby przerodziło się w coś większego. Uczyłam się, próbowałam nowych technik, a w wieku dwudziestu lat, w trakcie studiów, otworzyłam własną działalność. Początkowo musiałam biegać od jednego klienta do drugiego, a moja praca często wymagała wyciskania z siebie resztek sił. Zdarzały się wieczory, gdy padałam na kanapę, nie mając siły nawet zdjąć butów. Ale w końcu zaczęło się to opłacać. Dzięki wybitnej kreatywności i determinacji – a także garści szczęścia – zyskałam renomę w branży.

Dziś mam czterdzieści trzy lata i mogę sobie pozwolić na luksus pracy we własnym domu. Klienci sami do mnie przychodzą, błagając o terminy, bo wiedzą, że zdjęcia mojego autorstwa potrafią otworzyć drzwi do wielkich karier. Nie muszę już szukać zleceń – to zlecenia znajdują mnie.

Kilka miesięcy temu rozpoczęłam współpracę z małą, ale obiecującą agencją modelingową. Agencja zajmowała się głównie młodymi mężczyznami i kobietami, którzy dopiero zaczynali swoje kariery. Potrzebowali profesjonalnych zdjęć do portfolio – takich, które zrobią wrażenie na ludziach z branży modowej. I właśnie wtedy wchodziłam ja.

Byli ciekawscy

Nie wiedzieć czemu, zawsze lepiej szła mi praca z mężczyznami. Nie ukrywam, że praca z nimi była fascynująca. Ci chłopcy – większość z nich ledwie po dwudziestce – mieli w sobie niesamowitą energię i pasję. Uwielbiałam patrzeć, jak ich wstyd i niepewność przeradzają się w odwagę i niesamowitą siłę, jak uczą się pracować z kamerą, jak odkrywają swoje mocne strony.

Praca z nimi była jednak zawsze czysto profesjonalna, a ja – choć jestem singielką – nawet przez chwilę nie myślałam o czymkolwiek niestosownym. Jednak moi sąsiedzi mieli inne zdanie.

– Dzień dobry, wszystko w porządku? – spytała mnie któregoś dnia pani Maria, moja sąsiadka zza ściany.

Stała na moim progu, niby przypadkiem, z koszem pełnym prania. Jej oczy wwiercały się we mnie z ciekawością.

– Oczywiście. A co się stało? – odpowiedziałam spokojnie, choć wiedziałam, do czego zmierza.

– Bo widzi pani, ostatnio… dużo młodych ludzi do pani przychodzi. Mężczyzn, znaczy się.

– Pracuję dla agencji modelingowej. To młodzi modele, potrzebują zdjęć do portfolio.

Uśmiechnęłam się szeroko, ale pani Maria nie wyglądała na przekonaną. Kiwnęła głową, wymamrotała coś pod nosem i odeszła, rzucając mi jeszcze jedno długie spojrzenie.

Osiedle aż huczało

Nie minął tydzień, a do moich uszu zaczęły docierać plotki. Najpierw delikatne, jakby zabarwione ciekawością, a potem coraz bardziej jadowite. Słyszałam, jak pan Józef z parteru opowiada komuś na klatce schodowej:

– A bo ta Helena, co mieszka na trzecim, no wiesz… podobno młodych chłopców do siebie sprowadza. Płaci im za coś, pewnie za towarzystwo, bo co innego? Taka samotna kobieta, wiesz, jak to jest.

Te słowa paliły mnie żywym ogniem. Zawsze starałam się zachowywać dystans wobec takich plotek, ale tym razem poczułam, że jest mi zwyczajnie przykro. Pracowałam ciężko, by osiągnąć to, co mam, a teraz moja reputacja była niszczona przez zwykłe niedopowiedzenia?

– Hela, przecież to absurd! – wybuchnęła moja przyjaciółka Magda, kiedy opowiedziałam jej o sytuacji. – Nie przejmuj się, to tylko gadanie.

– Łatwo ci mówić. Ty nie musisz codziennie słuchać, jak ktoś sugeruje, że jesteś desperatką albo… nie wiem, prowadzisz dom publiczny!

Zgasiłam papierosa w popielniczce i westchnęłam ciężko.

– To już nie plotki. Oni naprawdę w to wierzą.

– To czemu im tego nie wytłumaczysz? Urządź jakieś spotkanie z sąsiadami, pokaż im swoje zdjęcia, wytłumacz, czym się zajmujesz.

– Bo wiem, że to nic nie da! Im bardziej będę próbowała się bronić, tym bardziej będą myśleli, że mam coś do ukrycia.

Czułam się wyróżniona

Mimo plotek, musiałam pracować dalej. Każdego dnia młodzi modele przychodzili do mojego domu. Pracowaliśmy intensywnie – nad kadrami, pozami, oświetleniem. Gdy wpatrywałam się w obiektyw, zapominałam o wszystkim – o sąsiadach, ich insynuacjach, nawet o własnej frustracji. Fotografia była moim azylem. Pewnego dnia jeden z chłopaków, Adrian, usiadł obok mnie na kanapie po sesji.

– Pani Heleno, pani zdjęcia naprawdę robią różnicę. Dostałem w zeszłym tygodniu ofertę z agencji w Mediolanie. Pani mnie w pewnym sensie uratowała. Od tylu lat próbowałem się wybić.

Spojrzałam na niego z uśmiechem. Był młody, może dwadzieścia dwa lata, z twarzą tak idealną, że wyglądała jak wyrzeźbiona przez Michała Anioła. W jego oczach zobaczyłam ogromną wdzięczność i podziw. I wtedy poczułam, że warto.

Sąsiedzi jednak nie odpuszczali. Pewnego wieczoru usłyszałam głośne głosy na klatce schodowej. Ktoś dobitnie powiedział:

– Nie możemy tego tak zostawić. To nie jest normalne!

Udowodniłam im

Otworzyłam drzwi, by zobaczyć całą grupę sąsiadów – panią Marię, pana Józefa, i kilku innych, stojących z założonymi rękami. Wzięłam głęboki oddech.

– Proszę bardzo, wejdźcie. Chcę coś wam pokazać.

Zaskoczeni spojrzeli na siebie, ale weszli do środka. Pokazałam im moje studio – lampy, tła, statywy. Na ekranie komputera wyświetliłam zdjęcia modeli: profesjonalne, pełne elegancji i klasy.

– To jest moja praca. Nic więcej.

Spojrzałam im w oczy, w których widziałam rosnący wstyd. Byłam już tak zmęczona i przybita całą tą sytuacją, że bardziej od udowodnienia czystości swoich intencji chciałam, żeby pożałowali swoich osądów i obrzydliwego zachowania. Może to ich czegoś nauczy!

Zapanowała cisza. W końcu Maria powiedziała cicho:

– Nie wiedziałam… Przepraszam.

– Wystarczyło zapytać, zamiast rozsiewać ohydne plotki – odgryzłam się.

Podziałało! Do czasu…

Plotki ucichły. Niektórzy sąsiedzi wciąż patrzyli na mnie z pewnym dystansem, ale pani Maria, chyba z poczucia winy, co i rusz opowiadała głośno, jak wielką artystkę ma w bloku i jak to nie pozwoli na mnie powiedzieć złego słowa. Chyba liczyła, że w końcu jej wybaczę, ale ja nie czułam już gniewu. Przysłuchiwałam się tym rozmowom z prawdziwym rozbawieniem.

Ważne, że robiłam to, co kocham. Młodzi mężczyźni wciąż przychodzili do mojego domu, a sąsiedzi niech sobie myślą, co chcą. Dla mnie liczyło się jedno – że świat widziany przez mój obiektyw wciąż był piękny.

Niestety, nawet zapewnienia Marii nie mogły mnie chronić wiecznie. Sąsiedzi, choć mniej otwarcie, wciąż szeptali między sobą. Czułam to na plecach, kiedy mijali mnie na schodach, unikali spojrzeń lub rzucali ukradkowe, oceniające spojrzenia. Pani Maria rzeczywiście przestała mnie dręczyć, ale pan Józef… cóż, zawsze znajdzie się ktoś, kto woli żyć cudzym życiem i wiecznie wietrzy spisek.

Niestety, czasem nadal robiło mi się przykro. Nie pozwalałam już, aby to uczucie zdominowało moje życie, ale zwyczajnie, po ludzku, nie rozumiałam, dlaczego ludzie tak bardzo się na mnie uwzięli. Jak widać dojrzała kobieta pracująca z młodymi mężczyznami nie potrafiła im się zmieścić w tych ciasnych głowach.

Oceniali mnie

– Pani Heleno, wszystko w porządku? Wygląda pani na smutną – powiedział pewnego dnia Dominik, jeden z moich ulubionych modeli.

Przyjaciele doradzali, bym nie przejmowała się opinią innych, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nie sądziłam, że lepszej rady niż grono dojrzałych, doświadczonych ludzi, udzieli mi właśnie jeden z młodziutkich chłopców.

Po kolejnej sesji z Adrianem zapytałam go, czy miał kiedyś sytuację, kiedy ktoś oceniał go, nie znając prawdy.

– Cały czas – odparł. – Ludzie lubią szufladkować. Nauczyłem się już, że to element sukcesu. Ale to nie znaczy, że trzeba się tym przejmować. Proszę robić swoje, pani Heleno. Ludzie z czasem zapomną.

I faktycznie… Dopiero po tych słowach zrozumiałam, że nie mogę mieć wszystkiego. Z sukcesem, dumą z siebie i komfortem finansowym, zawsze przychodzą też wyrzeczenia.

Helena, 43 lata

Czytaj także:
„Mąż sądzi, że moja ciąża to spisek. Zapomniał, że dzieci nie biorą się z powietrza i sam maczał w tym palce”
„Byłem dobrym ojcem, dopóki nie okazało się, że oczy córki nie są moje. Rok płaciłem za pampersy obcego dzieciaka”
„Przystojny rozwodnik był jak dźwig dla mojej duszy. Otulił mnie jak mięciutki kocyk i pokazał, że miłość nie wybiera”

Redakcja poleca

REKLAMA