„Przez lata podlizywałam się babci, by przepisała na mnie swój dom. Niestety wykolegowała mnie własna matka”

Zatroskana młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, martin-dm
„Dziadek był lekarzem, a babcia farmaceutką. Prowadzili własną praktykę połączoną z apteką, więc w domu zawsze były pieniądze. Mama, co prawda, udawała, że jest zbyt dumna, żeby przyjmować pieniądze od rodziców, zwłaszcza gdy już wyprowadziła się na swoje, ale tak naprawdę tylko się kamuflowała”.
/ 12.09.2023 20:50
Zatroskana młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, martin-dm

Po śmierci dziadka, to babcia zarządzała całym majątkiem. Była dobrą kobietą, ale dość podatną na wpływy, dlatego rodzina korzystała z tego, że można ją nieco zmanipulować.

Dalekie kuzynki nadawały na swoje siostry czy też matki, żeby przypadkiem nie zostały za dużo w spadku, gdy babcia już odejdzie. Śmiałyśmy się z tego z mamą, ale jednak zawsze miałam z tyłu głowy, że to my jesteśmy najbliższą rodziną babci. Czasem – choć przyznaję to ze wstydem – zastanawiałam się, co się stanie, gdy babcia umrze. Będziemy bogate? Będziemy milionerkami? Ta myśl była dla mnie niesamowicie odległa, ale i ekscytująca.

Największą wygraną w całej „puli” spadku po babci był niewątpliwie dom. Piękna, zadbana przedwojenna rezydencja na warszawskim Żoliborzu. Doskonale skomunikowana, położona w pięknej części miasta, z zadbanym ogrodem i eleganckimi meblami, niektórymi bardzo kosztownymi i nowoczesnymi, a niektórymi zabytkowymi i wręcz bezcennymi. Nie miałam wątpliwości, że dom, wraz z wyposażeniem, może być wart nawet dwanaście milionów złotych. Zwłaszcza przy obecnych cenach.

Zawsze dbałam o relacje z babcią

Była kochaną osobą, ale... nie ukrywam, czasem robiłam coś dla niej nawet gdy zupełnie nie miałam na to czasu lub siły. Bardzo chciałam, żeby zapamiętała mnie jako oddaną wnuczkę. No cóż, taka ludzka natura.

Może nie umiemy być prawdziwymi altruistami.

Gdy weszłam w wiek licealny, a potem zaczęłam studia, babcia była dla mnie jednak wielkim wsparciem moralnym. Jak każda nastolatka, byłam nieco zbuntowana, szukałam swojej drogi i popełniałam wiele błędów. Przypadkowe relacje z mężczyznami, nowy tatuaż, z którym wróciłam z wakacji, skok na bungee, który zakończył się złamaną nogą... Korzystałam z młodości, a babcia zawsze bez oceniania słuchała moich opowieści. Nigdy nie okazywała mi dezaprobaty. Zawsze tylko głęboko wzdychała i mówiła:

– Szalej sobie, dziecko, szalej. Na dorosłość jeszcze masz czas.

Dużo mniej wyrozumiała była mama

Z jednej strony, nie dziwiło mnie to. W końcu jej zadaniem było dbanie o mnie, więc pewnie się martwiła. Ale z drugiej, wiedziałam, że i ona w moim wieku potrafiła trochę poszaleć. Nie mogła być chociaż odrobinę bardziej otwarta?

Miałyśmy dobre relacje, ale czasem drażniła mnie jej hipokryzja. Dotyczyła ona również rzekomego „braku zainteresowania” pieniędzmi babci. Mama niby zawsze mówiła, że przecież zarabia, jest samodzielna i nie potrzebuje pomocy babci, ale bardzo kosztowne prezenty w postaci biżuterii, wakacji, a nawet samochodu to już przyjmowała.

Ja nie miałam oporów przed korzystaniem z dobroci babci. Wiadomo, byłam nastolatką, miałam dużo potrzeb i jeszcze nie zarabiałam. A to chciałam pojechać z przyjaciółkami na letni festiwal, a to kupić sobie sukienkę na imprezę, a to zaprosić znajomych do restauracji z okazji urodzin.

Wychowywałam się w dużym mieście, więc byłam uprzywilejowana i mogłam sobie pozwolić na więcej niż wielu moich rówieśników, byłam tego świadoma. Pewnie, zdarzało mi się czasem „przehulać” pieniądze, jak większości osób w moim wieku. A to wydałam całe oszczędności na markowe buty, a to na wytworne drinki w luksusowym barze w centrum miasta. Miałam lekkość w wydawaniu pieniędzy, bo wiedziałam, że zaraz nadejdą kolejne. Tak, byłam lekkomyślna, ale czy ktoś w wieku dziewiętnastu lat nie jest?

Żyłam chwilą

Potrafiłam wyjechać do innego miasta na tydzień, bo zadurzyłam się w chłopaku, którego poznałam dzień wcześniej w klubie. Spędzałam z nim romantyczne kilka dni, a później burzliwie się rozstawaliśmy i wracałam do Warszawy. Na randkę zdarzyło mi się nawet polecieć do Grecji, gdzie miałam spotkać się z przyjacielem mojej koleżanki. Ludzie mogą powiedzieć, że to głupie i nieodpowiedzialne, ale ja chciałam kolekcjonować wspomnienia. Wiedziałam, że nie będę prowadziła tego stylu życia do końca swoich dni, więc chciałam się wyszumieć.

To babcia zawsze cierpliwie słuchała, gdy opowiadałam jej o kolejnym zawodzie miłosnym albo kłótni z koleżanką. Zapraszała mnie na herbatę, a czasem podsypywała jeszcze trochę pieniędzy, żebym „kupiła sobie coś ładnego na pocieszenie”. To nie była jednak jednostronna relacja. Ja również o nią dbałam.

Pytałam, czy czegoś nie potrzebuje, nosiłam jej zakupy, gdy była zbyt zmęczona, jeździłam po aptekach w poszukiwaniu leków dla niej i pilnowałam, żeby zawsze wystarczyło mi kieszonkowego na ładny prezent dla niej. Babcia podkreślała, że jest mi bardzo wdzięczna za to oddanie.

– Zosiu, ty to jesteś dobra wnuczka. Jak słucham swoich koleżanek, które nie mogą się dodzwonić do swoich wnuków i doprosić, żeby czasem wpadły na obiad, to aż się przykro robi. A z ciebie taka kochana dziewczyna – powiedziała mi ostatnio.

– Babciu, daj spokój, przecież to żaden obowiązek, ja lubię z tobą spędzać czas – przyznałam zgodnie z prawdą.

– Wiesz co, Zosiu? Tak sobie ostatnio myślałam i postanowiłam, że gdyby coś miało mi się stać, to chciałabym, żebyś to ty odziedziczyła dom. Będziesz miała swoje miejsce na świecie, zbudujesz tu sobie życie, założysz rodzinę może… Twoja mama ma już gdzie mieszkać, zresztą sama się do tego dołożyłam nieco. Innych wnuczek nie mam, a nie chcę, żeby ten dom wpadł w ręce jakichś kuzynek, co to sobie ostrzą zęby na spadek…

Myślałam, że się przesłyszałam

Cała luksusowa willa dla mnie?

– O rany, babciu… Jesteś pewna? To ogromny dar. Jesteś pewna, że na pewno na to zasługuję?

– Oczywiście, że tak, a kto inny ma zasługiwać bardziej? – babcia machnęła ręką lekceważąco.

Po powrocie od babci, poinformowałam mamę o naszej rozmowie. Myślałam, że będzie zadowolona, w końcu chyba powinna się cieszyć moim szczęściem. Ona jednak zrobiła kwaśną minę, ściągnęła usta w dzióbek i odparła jedynie:

– No, zobaczymy. Jeszcze się nie nastawiaj.

Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Aż nie podsłuchałam rozmowy telefonicznej godzinę później…

– Mamo, co ty sobie wyobrażasz? Smarkuli oddawać cały dom, i to tak kosztowny?! – słyszałam wzburzony głos matki. – Co jeśli umrzesz jutro albo za miesiąc? Dla Zośki to za dużo, ona zmarnuje ten majątek, nie dojrzała jeszcze do tego!

„Jak ona może opowiadać o mnie takie rzeczy?!”, myślałam wściekła.

– Mamo, ja rozumiem, że to twoja jedyna wnuczka. Ja też chcę dla niej dobrze, zaufaj mi. Zróbmy tak: zapisz dom mnie, a ja przekażę go Zosi, jak skończy, nie wiem, trzydzieści lat.

„Trzydzieści lat?!”, pomyślałam. „A do tego czasu gdzie mam mieszkać? Pod mostem? Płacić fortunę za wynajem u obcej osoby?”. Byłam wściekła na matkę. Uważałam to za kiepską próbę wykiwania mnie i zagarnięcia domu na siebie. Kto by się nie połasił na taką fortunę? Moja matka należała do osób, które nie oparłyby się takim pieniądzom, dobrze o tym wiedziałam. Ale żeby próbować odebrać mi coś, co zostało mi należycie przyznane? Swojemu własnemu dziecku? Nie mogłam w to uwierzyć.

Nie wiedziałam, jak rozegrać tę sprawę, ale wiedziałam, że muszę coś zrobić. Nie pozwolę, żeby matka odebrała mi spadek, na który pracowałam przez dwie dekady!

Czytaj także:
„Rodzeństwo chciało pozbawić najmłodszego brata spadku. Choć to jemu się należał, hieny próbowały uszczknąć trochę grosza”
„Rodzeństwo nie odzywa się do mnie, bo zgarnąłem spadek po cioci. Uważają, że im się należy, choć ciocię mieli w nosie”
„Kolosalny spadek po teściu, chcieliśmy przekuć w biznes. Utopiliśmy dorobek jego życia w kiepskiej inwestycji”

Redakcja poleca

REKLAMA