Jako student i miłośnik literatury science fiction wiele razy zastanawiałem się nad teorią światów równoległych. Mówi ona, że każda nasza ważna, zmieniająca życie decyzja staje się punktem, w którym powstają dwie odnogi. W jednej na przykład postanowiłem zwolnić się z nudnej pracy i znalazłem bardziej rozwijającą, a w drugiej stchórzyłem i zostałem.
Wynikałoby z tego, że istnieje niepoliczalna ilość rzeczywistości, w których rozgrywają się wszelkie możliwe scenariusze. Ci, którzy oglądali serial „Fringe”, lub czytali „Koniec wieczności” Isaaca Asimova, wiedzą o czym mówię.
Oczywiście zdawałem sobie sprawę z faktu, że jest to jedynie teoria, w dodatku nie poparta żadnymi naukowymi dowodami, i po okresie fascynacji przestałem się nią interesować. Jednak pewne wydarzenia z mojego życia kazały mi się zastanowić, czy przypadkiem coś nie jest na rzeczy.
Nie mogłem się od niego uwolnić
Otóż przez kilka lat miałem powracający sen – jestem w Londynie, stoję przed pomnikiem poświęconym królowej Wiktorii, Victoria Memorial, za którym znajduje się brama wjazdowa do pałacu Buckingham.
Robię zdjęcia. Potem przecinam niewielkie rondo, dochodzę do bramy, za którą widzę bryłę pałacu, a we wnękach strażników w wysokich czapach, z którymi zawsze chciałem cyknąć sobie fotkę. I nagle zostaję zaatakowany przez jakiegoś szaleńca z nożem w ręku. Próbuję krzyczeć, ale on uderza mnie ostrzem w pierś i wówczas ogarnia mnie ciemność. Umieram.
Zawsze wtedy budziłem się z krzykiem, spocony i przerażony, a jednocześnie szczęśliwy, że to tylko sen. A jednak on uparcie pojawiał się raz, dwa razy w roku. Próbowałem poszukać odpowiedzi na pytanie, co ten sen może oznaczać.
Gdzieś wyczytałem, że czasami śnią się nam wspomnienia z poprzednich wcieleń, ale w tym wypadku wiedziałem na pewno, że ja to ja, no i niewątpliwie były to czasy, w których obecnie żyłem. Naukowa teoria snu mówiła natomiast, że kiedy śpimy, nasz mózg w sposób nieco zwariowany przetwarza to, co przeżyliśmy na jawie i z różnych autentycznych kawałków buduje fantasmagoryczny świat. Tyle że tu żadnej fantasmagorii nie było, tylko brutalny realizm.
Zastanawiałem się nad tym, kiedy pojawił się ten sen. Może jakieś wydarzenie stało się jego źródłem? Po namyśle orzekłem, że jedynym znaczącym wydarzeniem w moim życiu, poprzedzającym pojawienie się snu, była zmiana pracy. Rzuciłem spokojną posadę i zatrudniłem się w międzynarodowej firmie jako handlowiec.
Po kilku latach otrzymałem awans na stanowisko kierownicze, co wiązało się z częstymi podróżami po kraju i świecie. Jedną z pierwszych podróży odbyłem do Londynu. Szczerze mówiąc, podniecony perspektywą zwiedzania tego wspaniałego miasta, a przede wszystkim spędzenia całego dnia w British Museum, zupełnie zapomniałem o śnie, który ostatni raz pojawił się kilka miesięcy wcześniej.
Czerwone buty i wysięgnik
Załatwiłem sprawy firmowe i następnego dnia postanowiłem zwiedzić miasto. Pojechałem najpierw do pałacu Buckingham. Następnie zrobiłem sobie zdjęcie pod pomnikiem Wiktorii. I właśnie wtedy uderzyło mnie uczucie déjà vu – miałem wrażenie, że już tego kiedyś doświadczyłem.
Ale nadal nie kojarzyłem sytuacji ze snem. Pewnie poszedłbym dalej i zginął, gdyby nie podbiegł do mnie nieznajomy mężczyzna, Polak.
– To niesamowite! – zaczął mówić wyraźnie podekscytowany. – Nie uwierzy pan. Przez ostatnie kilka lat często mi się śniło, że stoję przed tą bramą, patrzę na pomnik królowej i widzę faceta w czerwonych adidasach i z plecakiem z wyszytą warszawską syrenką, który robi sobie zdjęcie komórką na wysięgniku. To było dziwne, bo…
– Nie rozumiem… – bąknąłem.
– Zaraz panu wyjaśnię… No więc, to było dziwne, bo wtedy jeszcze nie było takich wysięgników, więc skąd miałem wiedzieć, że będą? Również te czerwone adidasy wbiły mi się w pamięć. I co? Żona namówiła mnie na wycieczkę do Londynu. Sama poszła z przyjaciółką na zakupy, a ja postanowiłem obejrzeć pałac. Stoję tu i nagle myślę sobie: „ja tu byłem”, takie déjà vu, pan rozumie. Rozglądam się i widzę pana w czerwonych adidasach i z tym plecakiem, jak robi sobie zdjęcia. Da pan wiarę?
Rozmawialiśmy w najlepsze, gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Przed bramą wejściową po drugiej stronie ronda panowało jakieś zamieszanie. Ktoś kogoś bił. Z głębi biegli policjanci. Potem okazało się, że jakiś szaleniec zaatakował grupę studentów z Kanady, którzy go obezwładnili.
Obyło się bez ofiar. Nigdy więcej mój sen się nie pojawił. A czy w tamtej chwili pojawiła się odnoga czasu, w której zginąłem tak, jak widziałem to we śnie? Nie mam pojęcia. Tak samo jak nie wiem, dlaczego tamten mężczyzna śnił o mnie. Jednak żyję dzięki niemu. Czy jestem częścią jakiegoś wyższego planu, czy też to po prostu zwykły przypadek?
Czytaj także:
„Ukochany wylądował na wózku i skończyła się nasza sielanka. Odtrącał mnie, bo nie chciał, żebym żyła z niepełnosprawnym”
„Macocha stawała na rzęsach, bym ją zaakceptowała. Nie było szans. Czekałam na powrót matki, której nawet nie pamiętałam”
„Wnuczka była wynikiem wpadki. Teraz jej rodzice założyli nowe rodziny, a całe wychowanie spadło na nas – dziadków”