„Przez całe życie olewałem córkę, bo nigdy nie chciałem jej mieć. Teraz jej matka choruje i jestem na nią skazany”

Mężczyzna, który nie radzi sobie z córka fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев
„Nie byłem dobrym ojcem. Zawsze to wiedziałem. Zresztą nigdy nie marzyłem o byciu rodzicem, czego nie ukrywałem, gdy rozwodziłem się trzynaście lat temu. Dzwoniłem do niej tylko na urodziny i święta. Całkowicie jej nie znam, a teraz mam ją wychowywać”.
/ 25.11.2021 10:29
Mężczyzna, który nie radzi sobie z córka fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев

Były mąż, były ojciec. Pracuję czterysta kilometrów od miejsca zamieszkania mojego dziecka. Trudno jeździć tak daleko co weekend, nawet co miesiąc, więc nie widujemy się często. Właściwie… od czterech lat, kiedy córka stwierdziła, że nie ma ochoty mnie oglądać ani udawać, że cokolwiek nas łączy, nie widziałem jej ani razu. Dzwonię na urodziny i święta, wysyłam alimenty plus jakieś dodatkowe pieniądze na ekstrawydatki. Zawsze coś. Zawsze lepiej, niż całkiem się wyprzeć i zapomnieć. Niemniej zdziwił mnie telefon od byłej żony.

W środku zimy, bez żadnej konkretnej okazji.

– Mam do ciebie wielką prośbę… – zaczęła.

To nie wróżyło niczego dobrego.

– Zamieniam się w słuch…

– Jestem w szpitalu.

– Coś poważnego?

– Sprawdzają, przejdę parę badań… – tłumaczyła, nic nie tłumacząc, zresztą zaraz zniżyła głos do szeptu. – Pewnie czeka mnie operacja, ale nie chcę o tym mówić przy Adze. Po co ma się denerwować, skoro wszystko będzie dobrze? – zaśmiała się nerwowo.

Odparłem z odruchową grzecznością:

– Oczywiście, trzymam kciuki. Jak ci pomóc?

Nie spodziewałem się, że usłyszę konkretną i szczegółową odpowiedź.

– Muszę tu zostać kilka dni, może ze dwa tygodnie. Aga nie może mieszkać tak długo sama. Ma szesnaście lat i niby sobie poradzi, ale… No, musisz się nią zająć.

– Co? – bąknąłem. – Ja?

– A kto? Musisz tu przyjechać albo zabrać ją do siebie.

– Aniu, bardzo mi przykro, ale…

– Jesteś jej ojcem i masz pełne prawa rodzicielskie. Obowiązki też – powiedziała sucho. – Przepraszam, że to wykorzystuję, ale teraz naprawdę nie mam wyjścia.

– Mówiłam ci, że nie chcę do niego jechać! I że ten frajer też mnie nie chce. Nie błagaj go, nie poniżaj się! – usłyszałem dobiegający gdzieś z oddali głos mojej córki. Był pełen gniewu i buntu. Doskonale ją rozumiałem. Czułem to samo.

Ale czy miałem wybór? Czy mogłem odmówić w takiej sytuacji? Nie bardzo. No nic, parę dni jakoś wytrzymam, jakoś się przemęczymy.

– Dobrze, niech przyjedzie. Ja nie mogę wziąć teraz urlopu. Co z jej szkołą?

– Za tydzień zaczną się ferie, a ten tydzień jakoś nadrobi. Dzięki.

– Nie ma za co – mruknąłem zdawkowo.

– Trzymaj się i dawaj znać, co u ciebie. 

Cholera, co ja mam teraz zrobić? Jak z nią gadać?

Aga przyjechała następnego dnia wieczorem. Odebrałem ją z dworca. Dobrze, że wiedziałem, kiedy się zjawi, bo nie poznałbym jej na ulicy. Miała prawie siedemnaście lat i nie przypominała dziewczynki sprzed czterech. Długie włosy splotła w kłębowisko drobnych żmijek-warkoczyków. Czarna kurtka, czarne, ciężkie buty… No ładnie. Wyglądała jak skrzyżowanie metalowca z bezdomnym. 

– Cześć – rzuciła na mój widok.

– Cześć, córka. Daj walizkę, poniosę – powiedziałem.

Patrzyłem na nią jak na obcą osobę, którą w zasadzie była. Wspólne geny nie miały tu nic do rzeczy. Nie znałem dziewczyny, która przede mną stała. Nie miałem pojęcia, kim jest, jaka jest, co lubi, czego pragnie, czego nie nienawidzi. Poza tym, że nienawidziła mnie. Jechaliśmy do mnie w milczeniu. Nie wiedziałem, o czym z nią rozmawiać, a banalne: „Co tam słychać?”, jak przez telefon, wydawało mi się jeszcze głupsze niż zwykle.

– Nikogo nie ma? – zdziwiła się w domu.

– Spodziewałaś się kogoś?

– Myślałam, że mieszkasz z jakąś laską.

– Rozstaliśmy się pół roku temu – postawiłem walizkę przy drzwiach. – Czuj się jak u siebie. Tu będzie twój pokój, rozgość się – wskazałem jej drzwi.

– Dzięki – mruknęła.

To było dziwne. Przez pierwsze trzy dni głównie mijaliśmy się w korytarzu albo łazience. Staraliśmy się nie wchodzić sobie w drogę. Byliśmy ostrożni, czujni, unikaliśmy rozmów, ograniczając się do pytań typu „jesteś głodna?” albo „łazienka wolna?”. Miałem w domu nastolatkę. Od znajomych wiedziałem, że te istoty podobno głównie śpią, rozmawiają przez telefon albo gapią się w ekran smartfona. Musiałem przyznać, że mieli rację.

Aż trzeciej nocy, kiedy wstałem do łazienki, usłyszałem dobiegający z pokoju Agi dziwny dźwięk. Stanąłem tuż przy drzwiach, żeby posłuchać. Gdy zorientowałem się, że młoda płacze, nie wiedziałem, co robić. Udawać, że nie słyszałem? Czy wejść i zapytać, co się stało? A jak poczuje się zawstydzona, zażenowana? Może nie życzy sobie towarzystwa, zwłaszcza mojego, i odreaguje złością? A może jednak potrzebuje czyjejś obecności, nawet mojej? Cholera… Wejdę. Najwyżej każe mi spadać. Przeżyję. Zapukałem i, mimo braku odzewu, otworzyłem drzwi.

– Jezu! I po co tu włazisz? Nie zapraszałam cię! – zakryła głowę kołdrą.

– Usłyszałem, że płaczesz… Chciałem spytać, co się dzieje.

– A co się może dziać?

– No… nie wiem.

– Właśnie – wychynęła spod kołdry. – Nic nie wiesz. Zupełnie nic.

Zabolał mnie ten zarzut, choć nie powinien, bo powiedziała prawdę. Nie interesowałem się córką, więc nic o niej nie wiedziałem. Nie wiedziałem też, czy mam ochotę zmieniać ten stan rzeczy. Z drugiej strony, skoro już tu była, mogłem się przemóc.

– To mi powiedz, skoro jestem taki głupi.

Spojrzała na mnie. Wrogo? Wyzywająco? Nie znam się na mimice nastolatek.

– Co, co ci mam powiedzieć? Że matka ma raka i nie wiadomo, jak długo będzie żyć po operacji i w jakiej kondycji. O ile w ogóle się po niej obudzi. I że mam kijowego ojca, więc jak matka umrze, pewnie trafię do domu dziecka na te kilkanaście miesięcy do pełnoletności, a potem, zamiast iść na studia, będę musiała szukać pracy, bo dom dziecka powie mi: pa, pa, radź sobie sama.

Usiadłem w nogach łóżka. Czułem się jak trafiony piorunem. Nie informacją o nowotworze, bo Anka zdradziła mi szczegóły swojej choroby, gdy zgodziłem się zająć naszą córką. Tyle że nie wybiegałem myślą dalej.

Teraz postaram się tego wszystkiego nie zawalić

Agnieszka to zrobiła i słusznie się bała. Co będzie, jeśli Anka nie wyjdzie ze szpitala? Przecież młoda zostanie sama, bez opieki. Będzie zmuszona błyskawicznie dorosnąć i prawdopodobnie pożegnać się z dotychczasowymi planami. A jeśli nawet operacja się powiedzie, to mowa tu o guzie mózgu; choć zabieg dawał duże szanse na wyleczenie, mógł też spowodować poważne konsekwencje.

– Myślałem, że mama ci nie mówiła.

– Umiem czytać – burknęła.

I co miałem jej teraz odpowiedzieć? Kłamać w żywe oczy? Prawić jakieś banały? Nie chciałem. Nagle poczułem, że to wszystko ma także wpływ na moje życie. Ja również będę ponosił konsekwencje i… godziłem się na to. W razie czego zostanę jedynym prawnym opiekunem Agnieszki. Los zdecydował za mnie. Nieważne, czy tego chciałem, czy się w tej roli spełniałem – byłem jej ojcem. Kiedy patrzyłem na wstrząsane szlochem szczupłe ramiona córki, której nie poznałbym na ulicy jeszcze cztery dni temu, pomyślałem, że mam okazję zrobić coś dla mojego dziecka. Nie dla siebie, by zetrzeć brudek z sumienia, ale dla mojej córki. Rodzicielstwo było dla mnie dotąd pustym słowem, obowiązkiem wypełnianym w postaci przelewu.

– Nie rycz, nie trafisz do żadnego domu dziecka. Masz ojca. Może frajera, może wygodnego tchórza, który nie był zachwycony perspektywą posiadania dziecka, bo nie byłem, nie będę cię okłamywał, ale… ojca się nie wybiera. Innego nie masz, więc daj mi szansę. Nie zostawię cię w potrzebie. Jaka by ta potrzeba nie była. Okej?

Widziałem wzrok mojej córki. W świetle nocnej lampki wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem i z niepewną, lękliwą nadzieją.

– No to jak? Umowa stoi? – wyciągnąłem do niej dłoń, a ona po chwili wahania ją uścisnęła.

Nie powiem, że od tej pory było między nami cudownie i nadrobiliśmy stracone chwile, bo tylu lat nie da się nadrobić, ale zaczęliśmy budować zupełnie inną relację. Pełną szacunku dla drugiej strony. Próbujemy zrozumieć siebie nawzajem, swoje uczucia, priorytety, decyzje. Rozmawiamy, już nie z konieczności, a z ciekawością, co to drugie ma do powiedzenia.

Ania wyszła ze szpitala po trzech tygodniach. Aga też wróciła do domu i do matki, która będzie potrzebować pomocy w codziennych sprawach. Będzie to inne życie niż dotąd, z rehabilitacją w tle, ale jednak życie. Cieszy mnie to. Ze względu na Ankę, a nie dlatego, że uniknę opieki nad córką. Nasze relacje zdecydowanie się poprawiły. Po latach separacji nawiązaliśmy kontakt i budujemy więź. Aga wpada czasem na weekend, może przyjedzie w wakacje na kilka tygodni. Czasem się kłócimy, czasem dyskutujemy jak kulturalni ludzie. Doceniam każdy spędzony z nią dzień, każdą rozmowę. Dostałem drugą szansę, żeby poznać moją córkę. 

Czytaj także:
„Chciałam zranić nowego faceta w odwecie za to, że skrzywdził mnie były. Ale czy mogę mścić się na całej płci?”
„Po stracie naszej córeczki byłam skupiona tylko na swoim bólu. Mąż mnie wspierał, ale ja nie byłam dla niego oparciem”
„Narzeczony miał obsesję na punkcie byłej żony numer 2. Nie pamiętał, co ja lubię, ale znał dziwactwa swojej eks”

Redakcja poleca

REKLAMA