„Przez lata byłam wytykana palcami w naszym bogobojnym miasteczku. Wszystko przez to, co zrobiłam... w wieku 8 lat”

dziewczyna, którą wytykano placami fot. Adobe Stock, Rido
„Rodzice coś zauważyli, zaniepokoiło ich to, więc nic dziwnego, że kilkoro co bardziej przejętych podpytało pociechy – i sprawa się wydała. W grupie ponad 30 dziewczynek musiał się znaleźć choć jeden Kapuś Puchatek, który wskazał winnego. Mnie”.
/ 05.07.2022 06:30
dziewczyna, którą wytykano placami fot. Adobe Stock, Rido

Sakrament komunii to dla dziecka bardzo ważny dzień. Oto wstępuje w szeregi wiernych, staje się Wiernym. Jednak moja babcia kiedyś ostrzegała, że właśnie wtedy tak naprawdę zauważa je diabeł. Jakby komunia oświetlała je silnym reflektorem – oto kolejna niewinna duszyczka do zdobycia. Ja myślę, że mnie diabeł dostrzegł nieco wcześniej. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć tego, co zrobiłam. Było to 20 lat temu, ale do dziś to pamiętam. Gorzej, że inni w moim miasteczku też…

W sobotę, która poprzedzała komunię, była próba generalna w kościele. Dziewczynki ustawiono po prawej stronie nawy głównej, chłopców po lewej. Wszyscy byliśmy niesamowicie przejęci. Po próbie generalnej komunii zaplanowano także próbę generalną spowiedzi: podchodziło się do kratki, za którą siedziała zakonnica. Należało wówczas wypowiedzieć właściwą formułkę, z której co dnia odpytywali nas rodzice. Po zakończeniu litanii grzechów spowiedź należało zakończyć słowami: „Więcej grzechów nie pamiętam i proszę Ojca o rozgrzeszenie”.

Jak bowiem twierdził nasz proboszcz, choćbyśmy nawet dokładnie sobie zapisywali grzeszne uczynki, i tak diabeł ukryje na dnie pamięci te najważniejsze, czym, rzecz jasna, przeszkodzi w oczyszczeniu duszy i ewentualnym (natychmiastowym) wstąpieniu do raju.

Jak coś robić, to z rozmachem

Nie powiem, wszystko bardzo mi się podobało. Tyle tylko, że po powrocie do domu zmartwiłam się prawdziwą spowiedzią. Bo nie bardzo miałam co wyznać spowiednikowi. Czy dziecko w wieku ośmiu lat może mieć cięższe grzechy na sumieniu niż podjadanie cukierków?! Owszem, niezbyt często słuchałam mamy, za co nieraz obrywałam ścierką po głowie. I raz podebrałam jej z portmonetki dwa złote na rurkę z kremem. To wszystko. Problem w tym, że ja byłam (i wciąż jestem) osobą ambitną. Nie dla mnie przeciętniactwo: jak coś robić, to z rozmachem. Bo jeśli nie, to po co to robić?

Zwłaszcza że gdy spytałam Olkę, moją serdeczną przyjaciółkę, jaki grzech zamierza wyznać, ona z dumą puściła bombę: podglądactwo! Rzeczywiście, wtedy sobie przypomniałam, że kiedyś opowiedziała mi, jak podejrzała brata, kiedy kąpał się w łazience. I chociaż była strasznie zdegustowana jego dziwaczną anatomią, to fakt pozostał faktem: zgrzeszyła. I to nie byle jak, bo podglądactwo było grzechem nie takim sobie, tylko najcięższym z ciężkich, związanym bowiem z piekielnymi (według proboszcza) tajemnicami seksu.

Tak więc Olka miała jeden ciężki grzech do wyznania, ja zaś dwa wagi średniej. Niewiele, uznałyśmy zmartwione. I o czym tu opowiadać nadstawiającemu ucha księdzu? Po chwili głębszego zastanowienia wpadłam na pomysł, że przecież mogłybyśmy się wymienić swoimi nieprawościamiTak więc Olka do podglądactwa dodałaby moje nieposłuszeństwo i podebranie dwóch złotych, a ja do swoich przewinień jej zniesmaczenie golizną brata.

Wkrótce okazało się, że mój pomysł był genialny, gdyż podobne dylematy miały pozostałe koleżanki. Nie tylko my chciałyśmy uchodzić za światowe kociaki, które z niejednego pieca chleb jadły, wiedzą co i jak, i w ogóle nie pękają, kiedy chłopcy wrzucą im do tornistra prezerwatywę… Siedziałyśmy na przerwie na boisku schowane za śmietnikiem – ja, Olka i cztery inne zafrasowane dziewczynki. I nagle spłynęło na mnie oświecenie. Zupełnie jakby niesforny diabełek wyszeptał mi do ucha:

– A może założymy Centrum Wymiany Grzechów przy kościele Niepokalanego Poczęcia? – spytałam i zaraz wyjaśniłam, o co mi chodzi.

Koleżanki wpadły w zachwyt.

Twoje dwa za mój jeden, bo jest cięższy

Kazałam więc dziewczynom dokładnie spisać ich niedobre uczynki, tak by mogły je wymienić na inne grzeszki, które obciążały sumienie koleżanek. Oczywiście trzeba było dokonać sprawiedliwej wymiany – jeden do jednego dotyczył jedynie grzechów śmiertelnych. Ale za grzech średni (np. podkradanie matce z portfela osiemdziesięciu groszy na rozpuszczalną lemoniadę) trzeba było dać dwa lekkie (np. przymierzanie matczynego biustonosza i wypychanie jego misek slipkami ojca). Kto miał to robić? Ten, kto to wymyślił. Czyli ja.

Rozesłałyśmy wici po reszcie dziewczyn, które miały iść do komunii, i jeszcze tego samego dnia wszystkie przystąpiły do KCWG. Trzy dni przed główną uroczystością zgromadziłam pokaźny zbiór dziecięcych nieprawości zapisanych na tylnej stronie świętych obrazków, które dostawałyśmy od naszych katechetów po każdej lekcji religii. Grzechy w większości były zmyśleniami, przekręceniami i naiwnymi pewnikami, jak na przykład to, że „robienie loda” to podkradanie koledze lodów. Oczywiście wtedy byłam pewna, że tak właśnie jest.

Wszystkie grzechy podzielone, posortowane i odpowiednio zrównoważone rozdawałam na szkolnych przerwach, sprawiedliwie obdzielając nimi wszystkie zainteresowane. Wtedy też po raz pierwszy w życiu odkryłam, że kucharz przy kotle ma najlepiej. Niczego nie oferując w zamian, miałam stosowną litanię grzechów do wyboru. W ten sposób mogłam na swoje konto zapisać dodatkowy piękny średniociężki grzech kradzieży z premedytacją.

Przed dniem uroczystego pasowania na członka chrześcijańskiej wspólnoty wszystkie dziewczyny wreszcie były zadowolone, że będą miały o czym opowiadać księdzu w konfesjonale. 

Wreszcie nadeszła sobota, dzień, kiedy mieliśmy oczyścić dusze przed niedzielną ceremonią wstąpienia do chrześcijańskiej dorosłej wspólnoty. W południe ksiądz zajął miejsce w konfesjonale, a my ustawiłyśmy się w długim ogonku po rozgrzeszenie i stosowną pokutę. 

Zapewne proboszcz był przekonany, że odsłuchanie grzeszków trzydziestu dziewczynek zajmie mu (góra) dwie godziny, i że jego duszpasterskie serce z łatwością udźwignie te drobne kamyczki obciążające dziewicze serduszka. Okazało się jednak, że tamtego dnia nieboskłon słonecznego dzionka zasnuły czarne chmury rui, porubstwa, rozpusty, obżarstwa i innych grzechów głównych. Jakże bowiem inaczej wytłumaczyć litanię niegodziwości, które zaczęły wyznawać mu do ucha kolejne grzesznice? Wiem, co mówię, gdyż przepytywałam Olkę sześć razy.

Gdzie diabeł nie może, tam mnie pośle

A oto wyznanie, z którym pomaszerowała do konfesjonału:

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. To moja pierwsza spowiedź. Przystępuję do niej z radosnym sercem w oczekiwaniu na Pana mojego, z którym pragnę przejść przez całe życie, unikając wszelakich pokus świata doczesnego. Amen. Oto moje grzechy. Podkradałam matce koronkowe majtki i pokazywałam je chłopcom, pytając, czy podoba im się moja nowa bielizna. Zapomniałam poić słowika po tym, jak mama wyjechała na miesiąc do sanatorium. Dlatego spragniony ptaszek odleciał do nieba. Przed powrotem mamy otworzyłam drzwi do klatki i całą winę za śmierć mamusinego pupila zwaliłam na kota. Pewnego dnia razem z koleżankami z kółka różańcowego pociągnęłyśmy z gąsiorka, każda po cztery łyki wina. Potem tańczyłyśmy na stole i żałowałyśmy, że nie ma chłopaków, żeby zobaczyli, jak Aneta rzyga…

Po chwili zastanowienia moja przyjaciółka brnęła dalej:

– Aneta się okropnie porzygała, więc skłamała rodzicom, że zjadła trzy porcje nieświeżych lodów, i przez to kłamstwo sanepid zamknął spożywczaka pana Tolka. Przedwczoraj zrobiłam Cześkowi z mojej klasy loda, chociaż inne koleżanki to wszystko widziały. Przed tygodniem odkryłam, jak można się masturbować, i od tamtej pory robiłam to raz dziennie zaraz po wieczornej modlitwie. Więcej grzechów nie pamiętam, proszę o rozgrzeszenie!

Podobne wstrząsające zestawy grzechów zaserwowały proboszczowi pozostałe dziewczynki. Nie wyłączając mnie. Proboszcz, wyznaczając mi pokutę – jakąś horrendalną liczbę zdrowasiek – z trudem powstrzymywał się od krzyku. A podczas niedzielnego kazania wykrzyczał, że nie spodziewał się, iż młode pokolenie jest już tak dogłębnie zdeprawowane oraz przeżarte zepsuciem i rozpustą.

– Tylko patrzeć, jak z nieba chluśnie siarka ze smołą i Pan zburzy nasze miasto! Nie zostanie z niego kamień na kamieniu!

W tym tonie grzmiał dobre pół godziny.

Rodzice coś zauważyli, zaniepokoiło ich to, więc nic dziwnego, że kilkoro co bardziej przejętych podpytało pociechy – i sprawa się wydała. W grupie ponad 30 dziewczynek musiał się znaleźć choć jeden Kapuś Puchatek, który wskazał winnego. Mnie. Cóż, dopóki nie wyjechałam z miasteczka na studia, wielu bogobojnych mieszkańców na mój widok krzywiło usta z potępieniem albo udawało, że mnie nie widzą.

Najciekawsza była jednak reakcja mojej babci, gdy ta historia do niej dotarła. Tak bardzo się śmiała, że dostała ataku czkawki. Spytałam, czy też jak mama uważa, że to diabeł mnie podkusił. Bo ja nie chciałabym iść do piekła. Ona przytuliła mnie i powiedziała:

– Nie martw się, perełko, w przeciwieństwie do niektórych Pan Bóg ma poczucie humoru. A ty masz talent i będziesz potrafiła Eskimosom lód sprzedać!

Jakby przyszłość widziała. Jestem handlowcem i mój szef zawsze mówi, że gdzie diabeł nie może, tam Marysię pośle…

Czytaj także:
„Córce było na rękę moje nieszczęśliwe życie. Nie miałam przyjaciół, nie wyjeżdżałam, więc mogła mnie wykorzystywać”
„Odkąd przyjaciółka wyszła za nadzianego biznesmena, ma się za pępek świata. Wciąż gada o sobie i chwali się bogactwem”
„13 lat znosiłam bicie i upokarzanie. Gdy mąż zagroził mi siekierą, uciekłam. Teraz ja jestem bezdomna, a on bezkarny”

Redakcja poleca

REKLAMA