„Przez całe dzieciństwo tęskniłam za ojcem, który zniknął, gdy byłam mała. Po 20 latach przypomniał sobie, że ma rodzinę”

córka, która ma żal do ojca fot. iStock by Getty Images, Yurii Yarema
„Dorosłam, twardo stąpałam po ziemi. Przestałam marzyć i wierzyć, że się odnajdzie. I wtedy zadzwoniła do mnie mama. Powiedziała, że była u niej ciocia Kasia, siostra taty. Że ojciec leży w szpitalu w Katowicach – miał zawał. I że chce się pojednać z rodziną. Zobaczyć mnie, brata, no i mamę”.
/ 26.06.2023 10:30
córka, która ma żal do ojca fot. iStock by Getty Images, Yurii Yarema

Nawet nie pamiętam dnia, w którym tato nas opuścił. Nas, to znaczy mamę, mojego młodszego brata, Adriana i mnie. Byłam wtedy jeszcze mała i chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się stało. Taty i tak prawie wcale nie było w domu. Mama tłumaczyła mi później, że wyjechał na Śląsk. Miał pracować w kopalni. Gdy się pakował, opowiadał, że tam zarobi więcej niż w naszej rodzinnej miejscowości na Podlasiu. I dzięki temu – wszyscy będziemy żyć godnie i dostatnio.

Niestety, bardzo szybko przestał przysyłać pieniądze. Podobno równie szybko przestał się także w ogóle odzywać. Wpadł w złe towarzystwo, zaczął pić z nowymi kolegami. Zupełnie o nas zapomniał… Do domu docierały od niego tylko jakieś szczątkowe informacje. O tym, że nigdzie nie pracuje, bo wyrzucili go z huty za pijaństwo, o tym, że mieszka z kumplami, którzy wpędzają go w nałóg, o tym, że nie ma żadnych pieniędzy.

Szczerze mówiąc, podobne informacje w tamtych dniach nic dla mnie nie znaczyły. Zupełnie ich nie rozumiałam. Miałam wtedy kilka lat. Widziałam tylko, że po każdej takiej wiadomości mama miała zaczerwienione oczy. Martwiłam się, że płakała. Przytulałam się wtedy do niej, pytałam, co się stało. Szybko ocierała łzy. Uspokajała mnie, mówiła, że nic takiego, że jej oczka chciały popłakać, żeby piękniej błyszczeć.

Nigdy nie powiedziała o nim złego słowa

Małe dziecko akceptuje świat takim, jakim jest. Nie zna innego, nie wie, że może czegoś w nim brakować. Dla mnie brak ojca był więc czymś zupełnie normalnym. Przyzwyczaiłam się, że wychowuje mnie tylko mama. Że to ona codziennie kładzie mnie spać, opowiada bajki, wychodzi ze mną na spacer. W moim pojęciu nasza rodzina składała się tylko z trzech osób: mojej mamy, brata Adriana i mnie.

Ale to przyzwyczajenie wystarczyło tylko na pierwsze lata życia. Gdy poszłam do szkoły, zaczęłam odczuwać brak taty. Mnie odprowadzała zawsze mama. Tymczasem inne dzieci przychodziły czasem ze swoimi tatusiami. Bolało mnie serce, gdy patrzyłam, jak ojcowie całują je na pożegnanie, poprawiają im plecak. Na przerwach z zazdrością słuchałam opowieści o wspólnych zabawach lub wyprawach nad rzekę.

Pamiętam, jak w pierwszej klasie jedna z koleżanek zapytała mnie, gdzie jest mój tatuś. I w co się razem bawimy. Uciekłam do łazienki ze łzami w oczach. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Potem wymyślałam różne niestworzone historie. Że ojciec pływa daleko po morzach i oceanach, że wyjechał za granicę. Ale jak wróci, to przywiezie mi mnóstwo pięknych prezentów.

Mama zawsze była bardzo kochana. Dawała mi mnóstwo miłości. Robiła wszystko, bym tak bardzo nie odczuwała braku taty. Ale i tak czasem zamykałam się w swoim pokoju i oglądałam zdjęcia, na których był mój tato. Ze ślubu rodziców, mojego chrztu. Był na nich taki szczęśliwy, wesoły, uśmiechnięty…

Wpatrywałam się w nie i zastanawiałam się, gdzie teraz jest, co robi, gdzie mieszka. I czy w ogóle jeszcze żyje? Czasem „życzliwi” sąsiedzi lub koleżanki próbowali zaspokoić moją ciekawość. Opowiadali, że od nas uciekł, założył nową rodzinę, ma córkę, którą w przeciwieństwie do mnie bardzo kocha i mieszka gdzieś niedaleko nas.

Dla nastoletniej dziewczynki takie informacje były jak sól sypana na żywą ranę. Bardzo bolało… Czułam się zdradzona, oszukana. Cierpiałam. Zastanawiałam się, w czym tamta dziewczynka jest lepsza ode mnie, czym zasłużyła sobie na jego miłość. Zawsze jednak po jakimś czasie umiałam sobie wytłumaczyć, że to tylko głupie gadanie, nieprawda… Że tata mnie kocha. Tylko się gdzieś zagubił i nie umie wrócić. Całym sercem wierzyłam, że pewnego dnia odnajdzie drogę do domu.

Duża była w tym zasługa mamy. Nigdy nie nastawiała mnie przeciwko tacie. Dziś wiem, że była na niego wściekła, miała do niego wielki żal, może nawet go znienawidziła, ale chowała te uczucia w sobie. Gdyby ona, najważniejsza osoba w moim życiu, przeklinała go przy mnie, że: „To drań, wyrzuć go ze swojego serca i pamięci” – pewnie bym tak zrobiła. Ale była mądra. Kiedy pytałam o tatę, powtarzała: „Jest jaki jest, ale to twój ojciec. Pamiętaj o nim!”. Nie wspominała o niczym, co by go stawiało w złym świetle. O pobycie w więzieniu za niepłacenie alimentów, o alkoholizmie i mieszkaniu na dworcu…

Chciałam wykrzyczeć mu w twarz cały mój żal

O tym wszystkim dowiedziałam się później. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Myślę, że to właśnie dlatego, gdy wreszcie się z nim spotkałam, nie odwróciłam się do niego plecami. Potrafiłam mu wybaczyć, zapomnieć. Przyjąć do swojego świata. 

To było dwa lata temu. Studiowałam wtedy w Warszawie i mieszkałam w akademiku. Wiodłam normalne, trochę szalone życie studentki przedostatniego roku pedagogiki. O ojcu już prawie nie pamiętałam. Dorosłam, twardo stąpałam po ziemi. Przestałam marzyć i wierzyć, że się odnajdzie. I wtedy zadzwoniła do mnie mama. Powiedziała, że była u niej ciocia Kasia, siostra taty. Że ojciec leży w szpitalu w Katowicach – miał zawał. I że chce się pojednać z rodziną. Zobaczyć mnie, brata, no i mamę.

Jeżeli masz ochotę, jedź. Ale sama. Rozmawiałam z Adrianem, pytałam, czy chce zobaczyć się z ojcem. Odmówił. Ja też nie mam na to ochoty. Oboje zostajemy w domu – dodała na zakończenie.

W nocy nie zmrużyłam oka nawet na minutę. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, co zrobić. Mój dotychczasowy uporządkowany świat nagle runął. Zazdrościłam mamie i bratu, że tak szybko podjęli decyzję. Ja nie potrafiłam. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli. Wróciły dawne marzenia, wspomnienia, ale też żal, złość. Z jednej strony byłam wściekła na ojca, że odezwał się dopiero teraz, gdy jest chory. Ale z drugiej… Uświadomiłam sobie, że to może jedyna okazja, by go poznać. Przecież kiedyś bardzo tego pragnęłam.

Nad ranem wreszcie zdecydowałam. Wrzuciłam do torby kilka rzeczy i pojechałam na dworzec. Jednak jadąc do Katowic nie myślałam o tym, by mu wybaczyć, pogodzić się z nim. Wręcz przeciwnie. Zamierzałam mu wykrzyczeć w twarz cały swój smutek, tęsknotę… Powiedzieć, jak bardzo mnie skrzywdził.

Nigdy nie zapomnę chwili, gdy weszłam na oddział. Serce biło mi jak oszalałe. Stanęłam w progu sali i zaczęłam przyglądać się twarzom chorych. I wtedy go zobaczyłam. Siedział na łóżku, pod oknem. Nie przypominał mężczyzny ze zdjęć. Był znacznie starszy, zniszczony, miał dużo mniej włosów. Ale to był on! Ruszyłam w jego stronę.

Mam nadzieję, że postąpią tak samo

– Dominika? – szepnął, a w jego oczach dostrzegłam nadzieję.

– Tak, tato, to ja – odparłam, ledwie powstrzymując łzy.

Wstał z łóżka, spojrzał w górę.

– Dziękuję ci, Boże! – powiedział, a potem mocno mnie przytulił. – Modliłem się o to, żeby ktoś z was przyjechał. No i jesteś. Moja modlitwa została wysłuchana.

Zarzuciłam mu ręce na szyję. Moja wściekłość i złość gdzieś zniknęły. Ogarnęło mnie dziwne ciepło. Poczułam radość i ulgę. Rozpłakałam się. On też płakał. Szczerze. Niczego nie udawał. Wiem to, bo jestem jego córką!

Potem wyszliśmy na korytarz. Opowiedział mi o tym, co działo się przez te 20 lat. Usłyszałam spowiedź kogoś, kto znalazł się na samym dnie. Ale się od tego dna odbił.

Od kilku lat już nie pił. Pracował jako stróż na budowie, wynajmował pokój. Żył normalnie, jak człowiek. Pojednał się z Bogiem, ze sobą. Chciał jeszcze pojednać się z rodziną. Nieraz myślał, żeby do nas przyjechać lub choćby napisać. Ale się wstydził, że tak nas zawiódł, bał się, że go odrzucimy. Wiedział, jaką krzywdę nam wyrządził, i nie śmiał prosić o wybaczenie. Dopiero teraz, gdy nie wiadomo było, co się stanie, zebrał się na odwagę…

Tamtego dnia rozmawialiśmy do późnego wieczora. Wiele sobie wyjaśniliśmy. I obiecaliśmy, że będziemy utrzymywać kontakt. 

Oboje dotrzymujemy słowa. Często do siebie dzwonimy, dwa razy byłam u taty w odwiedzinach. Cieszę się, kiedy on mówi, że jest ze mnie dumny, bo udało mi się znaleźć swoje miejsce w życiu. Wróciłam do naszej miejscowości, jestem nauczycielką w szkole podstawowej. Mam wspaniałego chłopaka, planujemy ślub. Teraz marzę tylko o jednym. Chcę, żeby mój brat i mama poszli w moje ślady i pogodzili się z tatą. Żeby pozwolili, by poprowadził mnie do ołtarza. Na razie nie są jeszcze na to gotowi, ale może się przełamią. Mam nadzieję, że dadzą mu szansę. Zasługuje na nią. Widziałam jego łzy. Były prawdziwe.

Czytaj także:
„Nienawidziłam ojca za to, że nas zostawił nas, gdy byłam mała. Po latach dowiedziałam się, że zrobił to, by mnie chronić”
„Ojciec porzucił nas, żeby zbawiać świat. Imponowało mi to, dopóki nie zrozumiałem, że poświęcił rodzinę dla swojego ego”
„Gdy miałam 18 lat, ojciec zostawił mnie i mamę dla kochanki. Według niego byłam już dorosła i nie musiał się więcej męczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA