„Ojciec porzucił nas, żeby zbawiać świat. Imponowało mi to, dopóki nie zrozumiałem, że poświęcił rodzinę dla swojego ego”

Ojciec zostawił nas dla własnego ego fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„– Przestań, przecież widzę. Na pewno ci naopowiadał, jak to chciał ratować świat, tylko zła żona mu na to nie pozwoliła! Tak było? Zawsze zgrywał świętego… – Przecież uratował tyle dzieci! – Kosztem własnej rodziny! Widzę, że już cię przekabacił. Mogłam się tego spodziewać, cały on! Cholerny Mesjasz – rozpłakała się i wybiegła z mojego pokoju”.
/ 16.07.2022 21:30
Ojciec zostawił nas dla własnego ego fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Tata zniknął z mojego życia, kiedy miałem cztery lata. Byłem trochę za mały, żeby mi cokolwiek tłumaczyć, więc mama powiedziała tylko, że musiał wyjechać w daleką podróż i trochę go teraz nie będzie. Było to o tyle prawdopodobne, że podczas pożegnania ze mną (pamiętam to jak przez mgłę) mój tata pediatra powiedział, że teraz musi jechać kogoś wyleczyć i obiecał wrócić „za jakiś czas”. Gdy po kilku miesiącach zacząłem coraz natarczywiej pytać mamę, kiedy ojciec wreszcie wróci, usłyszałem, że zdarzył się wypadek i więcej go nie zobaczę. W połowie podstawówki ponownie zainteresowałem się losami ojca.

Przyczyna była błaha

Ot, kiedy powiedziałem w klasie, że mój tata umarł, to jeden z kolegów mnie wyśmiał. Podobno dowiedział się od swojej matki, że tata uciekł od mojej mamy, bo nie mógł z nią wytrzymać. Pobiłem się z nim, mama musiała przyjść do szkoły. A po kilku tygodniach przeniosła mnie do innej podstawówki, gdzie nie chodziły żadne dzieci znajomych. Jednak nawet to nie powstrzymało mnie od pytań o powód zniknięcia taty.

Nieustannie wierciłem mamie dziurę w brzuchu, aż wreszcie się zdenerwowała i stwierdziła sucho, że ojciec sam mi to kiedyś wytłumaczy. Zacząłem więc pytać, gdzie jest, żebym mógł do niego pojechać i wreszcie się dowiedzieć, czemu mnie zostawił.

Nie mam pojęcia o miejscu pobytu tego człowieka – oznajmiła mi mama drżącym głosem. – I sama bym się tego chętnie dowiedziała, bo może wtedy zapłaciłby zaległe alimenty.

Ten argument mnie przekonał, gdyż zdawałem sobie sprawę, że ledwo wiążemy koniec z końcem i każdy grosz by nam się przydał. Przez kolejne 10 lat nie miałem o ojcu żadnych wiadomości. Aż w końcu, parę miesięcy przed moją maturą, matka pokazała mi list od niego.

„Wiem, że Ty mi nie wybaczysz – pisał do niej. – Pozwól mi jednak chociaż spotkać się z moim synem”.

Matka zostawiła wybór mnie

Może liczyła na to, że odmówię. Tymczasem ja byłem zbyt ciekaw ojca, za bardzo stęskniony widoku człowieka, o którym tyle lat snułem fantazje, żeby odpuścić… Umówiliśmy się w jego mieszkaniu. Dopiero się tam wprowadził, ledwo zdążył rozłożyć na półkach czy powiesić na ścianach pamiątki przywiezione z podróży po całym świecie. Jego kolekcja była naprawdę imponująca. Jak się okazało, ojciec był i w Azji, i w Afryce, i w Ameryce Południowej. Wszędzie tam, gdzie brakowało dobrych pediatrów.

Na początku naszego spotkania tata po prostu opowiadał mi o swoich podróżach. Ale i dla niego, i dla mnie było jasne, że w końcu musimy przejść do tego najważniejszego tematu.

– Tato… Dlaczego…

– Wyjechałem? Widzisz, synku – zawahał się. – Ja zostałem lekarzem po to, żeby pomagać ludziom. W Polsce było wielu lekarzy. A tam, gdzie wyjeżdżałem, brakowało nawet najzwyklejszych tabletek przeciwbólowych.

Mówił jeszcze coś o powołaniu, o misji do spełnienia.

– Dlaczego nas nie zabrałeś ze sobą? – wtrąciłem się.

– Ależ, synu, to były bardzo niebezpieczne miejsca. Sam parę razy poważnie się rozchorowałem i musiałem wracać do Polski…

– Mogłeś nas odwiedzać!

– Chciałem – przyznał cicho. – Ale twoja matka powiedziała, że jeśli zdecyduję się wrócić na stałe, to ona się może zastanowić. Inaczej nie chce mnie widzieć! I wciąż tylko gadała o tych alimentach. A ja nie zarabiałem wiele, za większość pieniędzy kupowałem lekarstwa dla moich pacjentów.

Rozmawiałem z ojcem bardzo długo i nie była to łatwa rozmowa. Matka widziała, jaki wróciłem z tego spotkania połamany psychicznie. Na początku nie odzywała się, zrobiła mi kolację. Potem przyszła do mojego pokoju.

– Co ci powiedział Mariusz?

O byłym mężu mówiła wyłącznie po imieniu albo „ten człowiek”. Nawet przy mnie nie używała słowa „ojciec” czy „tata”.

– Nic takiego…

– Przestań, przecież widzę. Na pewno ci naopowiadał, jak to chciał ratować świat, tylko zła żona mu na to nie pozwoliła! Tak było? Powiedz.

– Niezupełnie.

– On zawsze tak mówił – westchnęła. – Zawsze zgrywał świętego…

– Przecież uratował tyle dzieci!

Kosztem własnej rodziny! – odparowała. – Widzę, że już cię przekabacił. Mogłam się tego spodziewać, cały on! Cholerny Mesjasz – rozpłakała się i wybiegła z mojego pokoju.

– Mamo, to nie tak…

Miała jednak sporo racji

Zafascynowały mnie opowieści ojca o tym, czego dokonał na różnych misjach. Dzięki nim coraz łatwiej zapominałem o tych wszystkich latach bez niego. Dość nagle postanowiłem iść na medycynę. I siłą rzeczy zacząłem częściej widywać ojca. On w tym czasie wrócił do Polski na stałe, dostał propozycję prowadzenia wykładów na miejscowej akademii medycznej oraz pracy w szpitalu klinicznym. Zgodził się, bo, jak sam mówił, czuł się już trochę zmęczony, musiał odpocząć i wychować swoich następców, tych, którzy pójdą w jego ślady.

Oczywiście marzyłem o tym, że ja też zostanę jednym z owych następców. Mama nie była zbyt zadowolona z mojego wyboru. Bała się, że na stare lata zostanie zupełnie sama, kiedy ja wyjadę. Nigdy bowiem nie związała się z nikim i podejrzewałem, że wciąż jest w ojcu zakochana…

Jeszcze na studiach poznałem Kasię, przyszłą panią ginekolog. Pobraliśmy się w trakcie robienia specjalizacji, a nasz ślub był pierwszą okazją od lat do spotkania się moich rodziców. Tata próbował nawet oczarować mamę, lecz ona zbywała wszystkie jego uśmiechy gniewnym fukaniem. Dlatego szybko sobie odpuścił i zajął się zabawianiem innych gości.

Nie zrobię nic kosztem synka

Zaraz po specjalizacji Kasia urodziła synka, który dostał imię po swoim dziadku. Oboje z żoną byliśmy bardzo zapracowani, dlatego nie mogliśmy poświęcać mu wystarczająco dużo czasu. Zresztą nie tylko jemu. Zaczęliśmy też mieć coraz mniej czasu dla siebie. Ledwie pięć lat po ślubie nasze małżeństwo stawało się fikcją. I wtedy ojciec złożył mi pewną propozycję: wyjazd na dwa lata do Azji Południowo-Wschodniej. Jak mówił – byłaby to wspaniała, męska przygoda i bezcenne doświadczenie zawodowe. Od lutego. Bardzo mnie to pociągało. Jedyne, czego się obawiałem, to długiego rozstania z Mariuszkiem.

„Ale coś za coś” – powtarzałem sobie słowa mojego ojca.

Postanowiłem poważnie porozmawiać z Kasią, wyjaśnić wszystko. Chciałem też zaproponować jej rozwód, bo nie miałem wątpliwości, że ten wyjazd przypieczętowałby ostateczny koniec naszego małżeństwa. Bałem się, że żona zacznie dramatyzować, jednak przyjęła moje oświadczenie bardzo spokojnie. Tak jakby była na nie przygotowana. Zdziwiła mnie natomiast reakcja mamy. Owszem, wiedziałem, że nie zachwyci jej perspektywa mojego wyjazdu, ale takiej wściekłości się po niej nie spodziewałem. Kiedy do niej przyszedłem, najzwyczajniej w świecie nie chciała mi otworzyć drzwi.

– Mamo, przestań się wygłupiać, porozmawiajmy – prosiłem.

– Nie mam o czym z tobą rozmawiać! – krzyknęła przez drzwi.

– To, co robisz, niczego nie zmieni. Ja i tak wyjadę. Słyszysz?

– Wiem i nic mnie to nie obchodzi. Od dzisiaj już nie jesteś moim synem! Żegnam – jej głos stłumił szloch.

– Mamo, jak możesz tak mówić? – byłem zdruzgotany.

– Mogę! – usłyszałem, że rzeczywiście płacze. – Myślałam, że cię wychowuję na odpowiedzialnego mężczyznę, a ty okazałeś się takim samym gnojkiem jak twój ojciec! Wstyd mi za ciebie! Zawiodłeś mnie!

Moja mama nigdy nie rzucała słów na wiatr i wiedziałem, że to, co mówi, nie jest podyktowane chwilowymi emocjami czy zdenerwowaniem. Dlatego rozmowa z nią bardzo mnie poruszyła. Jeszcze raz to przemyślałem.

I wyszło mi, że nawet jeśli zdecyduję się rozstać z Kasią, to ze względu na synka powinienem zostać w Polsce. Nie zwlekając, poszedłem powiedzieć o swojej decyzji tacie.

Ojciec wpadł w szał

– W jakiej ty mnie stawiasz sytuacji?! Ja cię poleciłem, wszystko już załatwiłem, a ty mi robisz coś takiego?!

– Tato, ja to przemyślałem i…

Przerwał mi z wściekłością:

– Tak? To może powiesz tym biednym dzieciom w Azji, że nie będą miały pana doktora, bo pan doktor raczył się rozmyślić!?

– A ty może wytłumaczysz mojemu dziecku, dlaczego nie ma przy nim ojca?! Zostawił go, bo co? Bo postanowił zbawić świat?! – pierwszy raz podniosłem na niego głos.

– Ja też kocham Mariuszka – tata zrozumiał, że pretensjami i krzykiem nic nie osiągnie. – Ale tam jest mnóstwo dzieci w potrzebie, beznadziejnie chorych, a on jest tylko jeden…

Za to jest mój! A jeśli chce się naprawić świat, to trzeba zacząć to naprawianie od siebie. I nie ma sensu jechać gdzieś, żeby pomagać innym, jeśli się przy tym krzywdzi najbliższych!

Od czasu tej rozmowy moje stosunki z ojcem wyraźnie się ochłodziły. Natomiast z mojej niespodziewanej decyzji dumna była mama. Z Kasią nie rozwiedliśmy się, żyjemy w separacji. Próbujemy naprawić to, co zepsuliśmy, starając się, aby nasze problemy miały jak najmniejszy wpływ na synka. On jest dla nas najważniejszy.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA