Pogrzeb mamy odbył się trzy miesiące temu, a ja nadal nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Do tej pory nie zajrzałam do pokoju, w którym spędziła ostatnie dni życia, wciąż jeszcze nie opróżniłam jej szaf z ubrań. Diagnoza, rak jelita grubego, okazała się wyrokiem przeciągniętym w czasie. Gdy się o tym dowiedzieliśmy, byliśmy z Tomkiem ledwo pół roku po ślubie i od dwóch miesięcy żyliśmy radosną nowiną, że w czerwcu następnego roku urodzi się nam dziecko.
Wiadomość o chorobie mamy spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Najpierw był jeden szpital, potem następne, gigantyczny kredyt, prywatna klinika… Wszędzie mówiono, że nie ma już szans, że rak za bardzo się rozrósł. Nie dawano mamie więcej niż cztery, pięć miesięcy życia.
Pewnego dnia, wymęczona wielogodzinnym bólem po operacji, podczas której bez większej nadziei usunięto jej część jelita, spojrzała mi głęboko w oczy i oświadczyła:
– Tośka, ja nie odejdę, dopóki nie wezmę na ręce swojej wnuczki.
Łzy stanęły mi w oczach, gdy to usłyszałam; nie byłam w stanie nic powiedzieć, po prostu ją przytuliłam, by nie widziała, że płaczę. Objęła mnie, jakby to ona dodawała mi otuchy.
Całe życie była silną, twardo stąpającą po ziemi kobietą. Ojciec odszedł od nas, gdy miałam pięć lat. Zniknął praktycznie z dnia na dzień. Prawie go nie pamiętam, bo zrobiłam wszystko, by o nim zapomnieć, żeby jak najmniej bolało, że osoba kiedyś mi najbliższa, porzuciła mnie jak niepotrzebną rzecz. A jego zdjęcia spaliłam w przypływie nastoletniego buntu przeciwko całemu światu.
Ciekawiło mnie, co ma do powiedzenia
Ostatnie dni mama spędziła w domu. Wszyscy wiedzieliśmy, że śmierć się zbliża, i nikt nie chciał, by była wtedy sama, w szpitalu. Moja córka, Tereska miała niecałe trzy miesiące, gdy jej babcia, po której odziedziczyła imię, umarła. Po prostu zasnęła wieczorem, a rano już się nie obudziła. Mąż pocieszał mnie, że już nie cierpi.
Tereska już spała po wieczornej kąpieli, gdy ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że Tomek zapomniał kluczy, więc otworzyłam, nie patrząc w wizjer. Na wycieraczce stał zupełnie obcy, starszy mężczyzna. Nie wyglądał na bezdomnego, chodzącego po prośbie. Był ubrany schludnie, właściwie to prawie odświętnie. Gniótł czapkę w rękach, nim wreszcie się odezwał:
– Pani Antonina? – zapytał.
– Tak, to ja. Słucham – odparłam.
– Nie wiem, jak zacząć, więc powiem wprost – chciałbym porozmawiać o pani ojcu – wypalił.
– Nie wiem, gdzie jest, nie znam go i nie mam panu nic do powiedzenia na jego temat! – warknęłam i już miałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, gdy przytrzymał framugę i wtrącił:
– Ale to ja chcę pani coś powiedzieć o nim. To ważne, zajmie tylko chwilę.
Nie wiem… Może przekonała mnie szczerość bijąca z jego oczu i głosu, w każdym razie zaprosiłam tajemniczego gościa do środka. Nie będziemy w grudniu stać w progu, w przeciągu i łapać zapalenie płuc. Zaprowadziłam go do kuchni, wskazałam krzesło i bez zbędnych wstępów szorstko spytałam:
– Co takiego ważnego ma mi pan do przekazania o moim ojcu?
– Jestem przyjacielem Krystiana. To odważny człowiek, ale bał się, że nie zechce pani z nim mówić...
– Jeżeli myśli o jakiejś pożyczce, niech zapomni! – wypaliłam ze złością. – Nie mam ochoty dzielić się z nim czymkolwiek. Zresztą i tak nie mam pieniędzy, choroba mamy wyssała wszystkie moje oszczędności
– Nie, nic z tych rzeczy. Krystian prosił, bym wyjaśnił, dlaczego był nieobecny w pani życiu.
– Bo nas zostawił – warknęłam.
– Nic podobnego. Wolał, by pani myślała, że umarł. Nie chciał pani obciążać wiedzą o tym, co zrobił. Ale pani mama uznała, że nie wolno grzebać żywych. Poza tym groby bliskich należy odwiedzać, a tu nie byłoby żadnego grobu. Więc...
– Więc skłamała, że odszedł? – nie mieściło mi się to w głowie. – Mama? Niby dlaczego miałaby to robić?
– Tak uradzili. Ale ojciec interesował się panią. Za każdym razem, gdy się widzieli, pytał o swoją córeczkę.
– Jak to, widzieli?! Kiedy? Jak często? I gdzie? Gdzie on był całe moje życie?! – wykrzyczałam.
– Siedział w więzieniu. Pani mama odwiedzała go w każdy czwartek. Dopiero jej choroba to przerwała.
Coś zaczynało mi świtać w pamięci
Nic już nie rozumiałam. Moja prawdomówna, prostolinijna matka latami ukrywała przede mną, że mam ojca; co więcej, spotykała się z nim co tydzień? Teraz jaśniejsze się stało, czemu czasami – może właśnie w czwartki – zwłaszcza pod koniec choroby, mama robiła się dziwnie nerwowa, jakby na coś czekała, jakby się z czymś zmagała. I spoglądała na mnie jakoś tak… z poczuciem winy. Nie wiedziałam, o co chodzi. Tłumaczyłam to sobie jej chorobą, lękiem czy sobie bez niej poradzę… Tymczasem zmagała się z dylematem – czy powiedzieć prawdę. Czemu wybrała milczenie? Dlaczego tyle lat czekała? Co on takiego zrobił, że wolała wykreślić go z mego życia?
– Skoro mama nic mi nie powiedziała, może nie chciała, żebym wiedziała?
– Zamierzała ci powiedzieć, gdy dorośniesz, będziesz dość silna, by unieść prawdę – usłyszałam. – Ale... wciąż moment był nieodpowiedni. Widać im dłużej podtrzymuje się jakąś fikcję, tym trudniej ją naprostować. Teresa bała się, że jej nie wybaczysz. Bo z czasem pojęła, że lepszy taki ojciec, który kocha, choć z więzienia, niż życie z przeświadczeniem, że ukochany tata cię porzucił. To cię dręczyło. Teresa miała coraz większe wyrzuty sumienia. A potem zachorowała… Na ostatnim spotkaniu uradzili, że to Krystian ci powie, jeżeli tak zdecyduje.
Gładko przeszedł na ty, co i mnie wydało się naturalne. Wiedział o moim życiu tyle co ja, a nawet więcej, bo znał fakty, o których ja nie miałam pojęcia.
– Siedzieliśmy parę lat w jednej celi. Zaprzyjaźniliśmy się. Dlatego tyle wiem o jego życiu – wyjaśnił mi.
– Co takiego zrobił? – spytałam.
– Popełnił duży błąd i zadał się z nieodpowiednimi ludźmi. Chciał rozkręcić biznes, pożyczył pieniądze, potem zażądali zwrotu, ale z jakimiś horrendalnymi odsetkami. Zaczęli go straszyć, szantażować. Krystian chciał iść na policję. No i wtedy… zniknęłaś.
– Zniknęłam… – coś mi się kojarzyło, ale myślałam, że to sen, koszmar sprzed lat, który czasem wracał.
Jakiś pan pokazuje mi pieska, a później wsadza mnie wraz z tym pieskiem do auta. Nie chcę jechać, krzyczę, płaczę… Budzę się.
– Znalazłaś się kilka godzin później. Niewiele pamiętałaś. Dali ci jakiś środek usypiający. I ostrzegli, że jak Krystian pójdzie na policję, to następnym razem już nie wrócisz. Sprzedadzą cię zboczeńcom, którzy uwielbiają takie małe, śliczne dziewczynki. Wtedy twój tata uznał, że nie ma wyjścia. Musi załatwić sprawę ich metodami.
Serce we mnie zamarło. Przestałam oddychać. Domyślałam się, co powie, a jednak nie mogłam uwierzyć.
Mężczyzna patrzył na mnie z powagą i jakby czytał w moich myślach, wolno pokiwał głową.
– Twój dziadek był myśliwym i nauczył twojego tatę strzelać. Krystian zdobył broń i naboje, potrenował dla pewności i umówił się z nimi na spotkanie. Nie potraktowali go poważnie, nawet go nie obszukali. Nie wiedzieli, do czego jest zdolny zdesperowany ojciec… Zastrzelił dwóch, a jednego dość poważnie zranił. A potem wezwał policję. Dostał 25 lat.
Czy właśnie tego chciała mi oszczędzić?
– Czemu aż tyle? Przecież to było jak… obrona własna. Działał w afekcie! Grozili mu, bronił rodziny. Zabił zwykłych bandziorów! – zaczęłam wstawiać się za ojcem, którego nie znałam, ale chyba rozumiałam, bo gdyby ktoś zagroził mojej córce, rozszarpałabym drania gołymi rękami.
– Zdobył nielegalnie broń, użył jej i zabił. Co gorsza zaplanował to zabójstwo. W świetle prawa mógł dostać 25 lat albo dożywocie. Więc i tak potraktowali go ulgowo. Ale chodzi o to, że Krystian właśnie… wyszedł. Na zwolnienie warunkowe, pięć lat wcześniej. Dlatego prosił, bym się z tobą skontaktował. Nie wie, czy zechcesz go widzieć. W końcu jest dla ciebie prawie zupełnie obcą osobą. I mordercą…
Tak, i moim ojcem. Człowiekiem, który za jeden błąd zapłacił długimi latami z dala o rodziny. Nie wiedziałam, co zrobić. Pogubiłam się. Za dużo informacji naraz. Czy przed tym mama chciała mnie chronić? Tej wiedzy oszczędzić?
Ale jako dziecko chyba łatwiej bym to przyjęła. Teraz czułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Zastygłam w niedowierzaniu, szoku. Siedziałam i w milczeniu patrzyłam na człowieka, który opowiedział mi nieznaną historię z życia mej rodziny.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni.
– Zamieszkał u mnie. Tu masz adres. I numer telefonu. Proszę, odezwij się do niego, nawet jeżeli nie zechcesz się z nim spotkać. Czeka, chce usłyszeć twój głos... Lepszego prezentu na święta nie mógłby sobie wymarzyć. Ja już pójdę, a ty się zastanów w spokoju.
Zostawił mnie i tama puściła. Ostatni raz tak płakałam, gdy zrozumiałam, że mama umrze. Czy czułam się oszukana, zdradzona, opuszczona? Tak. Przez nich oboje. Ale na pierwszy plan wybiła się postać taty, który poświęcił życie i wolność, by mnie chronić. Wspomnienia z dzieciństwa, które zakopałam głęboko, wróciły. Zalały mnie obrazy wspólnych zabaw, spacerów, lekcji jazdy na rowerze.
Gdy tylko się uspokoiłam, od razu złapałam za telefon, nie musiałam się zastanawiać. Wybrałam zapisany na kartce numer. Męski głos odezwał się już po pierwszym sygnale.
– Halo?
– Tato, to ja. Tęskniłam za tobą.
Czytaj także:
„Tata Agatki zostawił nas, gdy mała miała 6 m-cy. Za granicą tak tęsknił, że w końcu założył nową rodzinę”
„Ojciec zostawił mnie, gdy najbardziej go potrzebowałem, a teraz wyciąga łapy po kasę. Nie dostanie złamanego grosza”
„Ojciec krzywdził mnie, gdy byłam dzieckiem. Tamte chwile tkwią mi w pamięci jak cierń. Dziś przyszedł czas na zemstę”