„Przez 25 lat spełniałam zachcianki męża. Na rozwód też się zgodziłam. Wyrzuciłam go z życia jak worek starych ubrań”

Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, motortion
„On wyszedł, a ja zostałam sama, zaczęłam zaglądać do szuflad i do szaf, próbując na podstawie tego, co on jednak zostawił, ocenić, czy jest szansa, że mąż wróci. Może nie wziął tej kurtki, żeby mieć pretekst do powrotu? A może tej koszuli…”.
/ 19.09.2022 18:30
Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, motortion

– To jeszcze zostawię – powiedział Norbert, z trudem domykając wypełnioną po brzegi walizkę.

Odruchowo skinęłam głową, bo przez ćwierć wieku zgadzałam się na wszystko, czego chciał mój mąż. Na koniec zgodziłam się także na rozwód. Bez sprzeciwu, choć to było jak grom z jasnego nieba. Do głowy mi nie przyszło, że małżeństwo „przestało spełniać oczekiwania” męża, bo nie zignorowałam jego żadnej zachcianki.

No, ale widać nie do końca się starałam…

Tak, odruchowo wzięłam całą winę na siebie, obserwując, jak Norbert wyjmuje rzeczy z szuflad.

– To także zabiorę później – stwierdził, a ja poczułam ukłucie zazdrości. O to, że dla niego istniało jakieś „później”, a dla mnie świat się skończył wraz z naszym małżeństwem.

A potem on wyszedł, a ja zostałam sama, zaczęłam zaglądać do szuflad i do szaf, próbując na podstawie tego, co on jednak zostawił, ocenić, czy jest szansa, że mąż wróci. Może nie wziął tej kurtki, żeby mieć pretekst do powrotu? A może tej koszuli…?

Ale im dłużej przyglądałam się jego rzeczom, tym dobitniej zdawałam sobie sprawę, że się łudzę. Przecież tej kurtki Norbert nie miał na sobie od wielu lat! Pewnie już nawet się w nią nie mieścił. Koszuli też nie nosił… On wcale nie zamierza po nie wracać, uświadomiłam sobie. Po prostu potraktował swoją dawną szafę jak śmietnik! Zamiast wynieść te wszystkie rzeczy do zsypu, zostawił je i zapomniał o nich, gdy przekroczył próg .

I nagle poczułam, jak rośnie we mnie złość! To mieszkanie kiedyś było moje, dostałam je w spadku po chrzestnej. Pamiętam dobrze, jak cieszyłam się z tych trzech przestronnych pokoi. Urządziłam je sobie bardzo ascetycznie, nowocześnie. Jak dzisiaj modne lofty z wnętrzarskich magazynów. A potem… wprowadził się do mnie Norbert ze swoimi rzeczami i trzeba było dostawić szafy. Potem urodziły się nam dzieci i… niezauważenie przestronne mieszkanie zamieniło się w… lekko zagracone.

Nie chciałam tak żyć

W końcu i ja zaczęłam gromadzić różne rzeczy… Wszystkiego żal mi było wyrzucać, bo jeszcze mogło się przydać. Dżinsowa spódnica, którą dała mi koleżanka – już po pierwszej ciąży była na mnie za ciasna, ale wierzyłam, że do niej schudnę. A jak nie, to kiedyś może włoży ją córka.
Oczywiście Zosia ani myślała nosić moje stare ubrania. A mnie nadal było żal się z nimi rozstać i zalegały w szafach, przekładane z półki na półkę albo zabezpieczane przed molami, jak na przykład stare futro mojej mamy.

Miałam je na sobie jeden jedyny raz i włożyłam tylko po to, by jej zrobić przyjemność. Ale mimo to, nawet po jej śmierci,  wyrzucić go nie umiałam. Nie pozbywałam się ani swoich rzeczy, ani rzeczy męża. I on także się przyzwyczaił do tego, że je ma. Dlatego zostawił tyle swoich ubrań, chociaż się wyprowadził.

– Niedoczekanie twoje, żebym ja to trzymała! To nie jest przechowalnia! – pomyślałam teraz ze złością.

Poszłam do kuchni i z szafki pod zlewem wyjęłam największy worek na śmieci, do którego zaczęłam wrzucać wszystkie zostawione rzeczy Norberta. Kiedy zapełniłam pięć wielkich worków, byłam zmachana, ale szczęśliwa. Wyniosłam je do śmietnika i wróciłam do domu z poczuciem triumfu. Zrobiłam sobie herbatę, usiadłam w fotelu i wtedy…

A może by tak wyrzucić także kilka moich rzeczy? – Przebiegło mi przez głowę. – Przecież większości z nich w ogóle nie noszę… Wstałam i podeszłam do pierwszej z brzegu szuflady. Bez wahania wysypałam jej zawartość na dywan – to była moja bielizna, spojrzałam na nią, a potem dokonałam selekcji: podniosłam z podłogi tylko jedną rzecz – kupiony w tym miesiącu biustonosz. Reszta była sprana lub za mała. Do wora z tym!

Wyrzuciłam go na śmietnik

To samo zrobiłam z szufladą z rajstopami. A potem z półką ze swetrami. Z wieszakami, na których wisiały smętnie moje sukienki i spódnice, które dawno wyszły z mody. Zapełniałam kolejne worki na śmieci i od razu je wynosiłam, wrzucając zawartość do specjalnego pojemnika PCK, który znajdował się na moim podwórku. Tylko po to, abym przypadkiem w ostatniej chwili nie pożałowała jakiegoś łacha i nie położyła go znowu na półce.

Skończyłam o drugiej w nocy. Poszłam spać zmęczona, ale jakby lżejsza. A następnego dnia rano obudziłam się pełna optymizmu. Poszłam do kuchni, spojrzałam na zimną herbatę, której wczoraj nie wypiłam, i uśmiechnęłam się.

To samo zrobiłam, gdy otworzyłam szafę. Była prawie pusta, a ja poczułam, że czas nie tylko na nowe rzeczy, ale i na nowe doznania. Właśnie zrobiłam na to wszystko miejsce w swoim życiu.

Czytaj także:
„W czasie wojny Polacy raczej nie pałali miłością do Niemców. Moja babcia wręcz przeciwnie. Zakochała się w jednym bez pamięci”
„Moje dzieci nigdy w to nie uwierzą, ale w wieku 10 lat, zostałam przemytniczką. Nie ja jedna. Wtedy wszyscy to robili...”
„Znam mojego męża od 3 lat. Gdyby był babiarzem, zauważyłabym... Tylko czemu wszyscy wokół twierdzą, że mnie zdradza?”

Redakcja poleca

REKLAMA