„Miłość swojego życia spotkałam w dniu rozwodu z byłym mężem, ale bałam się zaangażować. Zeswatały nas dzieci"

Zazdrosna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
Poznaliśmy się w sądzie. Przez 10 lat byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale tylko przyjaciółmi. Dopiero spisek naszych dzieci uzmysłowił nam, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
/ 02.07.2021 11:47
Zazdrosna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Ale mnie zaszczyt kopnął! Aż przysiadłam, kiedy Ania, czternastoletnie szczęście mojego życia, oznajmiła, że wybiera się ze mną na zakupy.

– Chcesz coś? Powiedz, to ci kupię – zaproponowałam.

Byłam pewna, że nagły zamiar uczestniczenia w tym najnudniejszym na świecie zajęciu miał przyziemną przyczynę. Batoniki albo chipsy.

Nic nie chcę, po prostu jadę – wynurzyła się ze swojego pokoju gotowa do wyjścia.

Przez całą drogę pracowicie pisała coś na smartfonie

Byłam pewna, że ustala coś z koleżankami. Świerzbiło mnie, żeby sprawdzić, czy mam rację, więc wędrówkę przez supermarket zaczęłam od alejki ze słodyczami. Ania minęła je z lekceważeniem. Skierowałam się do alejki z napojami gazowanymi. Znowu nic. No trudno.

Ruszyłam do stoiska rybnego. Nazajutrz były urodziny Janusza, mojego przyjaciela i chciałam mu urządzić bankiet. Wyjątkowy bankiet, bo i urodziny były wyjątkowe. Pięćdziesiąt lat minęło…

– Zrobisz frutti di mare? – Ania odezwała się pierwszy raz, od kiedy weszłyśmy do sklepu.

Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.

– Oczywiście. Przecież Janusz ma urodziny.

– Wiem. Ale ty chyba nie wiesz, że wyjechał.

Stanęłam jak wryta.

– Jak to wyjechał? Nic nie mówił…

– A dlaczego miał ci mówić? Przecież nie jesteś jego żoną tylko przyjaciółką.

Z rezygnacją popatrzyłam na Ankę.

– Znowu zaczynasz? – zapytałam.

– Niczego nie zaczynam. Wiem, że jesteście tylko przyjaciółmi i że nic z tego nie będzie, chociaż od dawna uważam, że powinno być. Ale skoro nie chcesz… – ostentacyjnie wzruszyła ramionami. – Wyjechał. Na tydzień. Poznał jakąś kobietę i sprawdza, czy to nie jest kobieta jego życia – zachichotała złośliwie.

– Skąd wiesz? – zapytałam.

– Od Jaśka – znowu wzruszyła ramionami. – Powiedział, że przez miłosne podrygi ojca znowu musi się przenieść do babci.

– A urodziny? – byłam rozczarowana.

– Nowe życie, nowa kobieta – z filozoficznym spokojem stwierdziła Ania. – Co się dziwisz? – dodała. – Stary jest. Dla niego to ostatnia chwila, żeby kogoś znaleźć. Zresztą dla ciebie też. Ale ty nikogo nie szukasz – prychnęła i zerknęła na mnie, żeby upewnić się, czy zrobiło to na mnie wrażenie.

Zrobiło. Ale ze wszystkich sił starałam się, żeby nie było tego po mnie widać.

„Ty zołzo. Ty podstępny potworze!” – kipiałam wewnętrznie. Byłam pełna pretensji do córki. To po to były te wspólne zakupy? Taki sposób sobie znalazła, żeby mi powiedzieć o zdradzie przyjaciela i popatrzeć, jak zareaguję?

Z furią odeszłam od stoiska z rybimi zwłokami (nigdy nie lubiłam tego jeść, a nauczyłam się przygotowywać specjalnie dla Janusza). Złapałam pęczek jakiejś włoszczyzny i siatkę ziemniaków. – Idziemy! – zarządziłam, kierując się do kas.

– Już nie kupujemy krewetek? – Anka złożyła usta w denerwujący dzióbek i cmoknęła z rozczarowaniem. – Nie ma Janusza, nie ma przyjemności. Tylko proza życia – westchnęła żałośnie, majtnęła ziemniaki na taśmę przy kasie, po czym odwróciła się do mnie tyłem.

Znowu zajęła się koleżankami w smartfonie. Nie pozwalałam jej tego robić, kiedy gdzieś ze mną wychodziła, ale tym razem dałam jej spokój. Byłam wściekła.

Jak on mógł mi to zrobić - i to w swoje własne urodziny

Wiedział, że chcę je obchodzić z nim. Że stanę na głowie, żeby było uroczyście, smacznie i wesoło. Zlekceważył mnie. Przecież gdyby nie Anka, nic bym nie wiedziała o jego wyjeździe. Narobiłabym się, a potem co? Zostałabym na lodzie, z pełną lodówką. Nie daruję mu tego.

Wściekałam się w samochodzie, a potem w domu, kiedy przygotowywałam dla nas dwóch kolację, zwyczajną domową kolację, a nie urodzinowy posiłek dla wyrodnego przyjaciela. Na Ance nie mogłam się wyżyć, bo znikła w swoim pokoju, więc ciskałam się po kuchni, trzaskając garnkami i drzwiczkami szafek.

Trochę przesadziłam i w końcu wylądowałam na podłodze z drzwiczkami w ręce i stosem puszek pod nogami. Zaniepokojona hałasem Anka wypadła ze swojego pokoju. Popatrzyła na mnie i zaczęła się śmiać.

– Nie wściekaj się tak bardzo na Janusza, bo wszystko rozwalisz i nie będzie miał ci kto tego naprawić – wychrypiała między jednym wybuchem śmiechu a drugim i uciekła do siebie.

Siedziałam na podłodze i szacowałam skalę zniszczeń. Gdyby Janusz był w domu zadzwoniłabym po niego, a on by natychmiast wszystko naprawił. Tak jak to robił od kiedy się poznaliśmy, czyli od... Zaczęłam liczyć. No tak, od dziesięciu lat. Westchnęłam.

Poznałam Janusza dokładnie dziesięć lat temu, podczas rozprawy rozwodowej, a raczej przed nią i po niej, bo rozwodziliśmy się tego samego dnia, o tej samej porze i w sądowej poczekalni siedzieliśmy prawie obok siebie. Od razu się domyśliłam, że Janusz pojawił się w sądzie z tego samego powodu co ja, bo miał to wypisane na czole. Zrezygnowany, smutny, samotny. Eksżona kipiała szczęściem i wyglądała kwitnąco, dokładnie tak, jak mój były mąż.

Ja nie byłam tak ponura i spokojna jak Janusz. Na sali sądowej wyszły na jaw wszystkie niegodziwości mojego męża, więc byłam zwyczajnie wściekła. Wywaliłam to z siebie, jak już było po wszystkim, i próbowałam odjechać spod sądu.

– Pomóc pani? – szamotałam się z kluczykami od samochodu i nagle usłyszałam miły męski głos.

Chciałam coś niegrzecznie odpowiedzieć, ale rozpoznałam ponuraka z korytarza, który nagle odzyskał spokój i radość życia. Odpalił moje auto i zapytał, gdzie chcę jechać.

– Może panią odwiozę? Jest pani tak wściekła, że zaraz kogoś pani zabije – stwierdził.

Pierwszy raz w życiu pozwoliłam komuś, i to zupełnie obcemu, poprowadzić mój samochód! Zgodziłam się na lampkę koniaku. Potem na drugą. Pojechaliśmy do jakiejś knajpki, potem poszliśmy do mnie. I… no cóż. 

Opowiedzieliśmy sobie historie naszych nieszczęśliwych miłości i upiliśmy się

Mnie po raz pierwszy urwał się film. Nie byłam pewna, czy coś między nami zaszło. Rano obudziłam się we własnym łóżku, obejmując Janusza jak ostatnią deskę ratunku. Oboje byliśmy kompletnie ubrani, ale kto wie, może po wszystkim zdążyliśmy się ubrać?

Było mi tak głupio, że nie zapytałam. On też nic nie mówił. Paradoksalnie ta noc i niedopowiedzenie o tym, jak przebiegła, zbliżyła nas bardzo. Od dziesięciu lat wspieramy się w codziennym życiu i kibicujemy sobie podczas prób znalezienia nowych partnerów.

Pocieszamy się, kiedy nic z tego nie wychodzi. O tym, że moglibyśmy być razem, nawet nie myśleliśmy, a przynajmniej ja nie myślałam. Janusz jest przystojny i męski, zawsze mogłam na nim polegać, ale… wiedział o mnie więcej niż najlepsza przyjaciółka. Nigdy nie pozwoliłabym na to, żeby mój mężczyzna wiedział o mnie aż tyle, więc on nie mógł zostać moim partnerem.

Dla mnie było to oczywiste. Dla Janusza chyba też. Za to dla mojej córki – wcale.

– To najlepszy facet jakiego kiedykolwiek miałaś – przekonywała mnie.

Ja pukałam się w czoło i prosiłam, żeby nie swatała mnie z nim na siłę.

– Stracisz go i wtedy zaczniesz żałować – mówiła, a ja patrzyłam na nią z przerażeniem; miała dopiero trzynaście lat.

Wyhodowałam żmiję na własnej piersi! Siedziałam w ruinie kuchni i użalałam się nad sobą. Byłam nieszczęśliwa. I strasznie samotna.

Gdyby tu był Janusz – pomyślałam nagle – Przytuliłby, pożałował i dał popalić temu potworowi bez sumienia, mojej wyrodnej córce. A on… on hula z jakąś babą!

Nagle dotarło do mnie, że jestem o Janusza zazdrosna

Przecież jego miejsce było tutaj. Ze mną. Czemu mu tego nigdy nie powiedziałam? Byłam tak rozżalona, że nie zareagowałam na nagły hałas w korytarzu.

Poderwał mnie dopiero znajomy głos:

– Dlaczego krzywdzisz niewinne szafki?

Podniosłam wzrok. Janusz stał w drzwiach kuchni. Obok niego czaiła się Ania. I chyba Jasiek.

– Co ty tu robisz? – nie wierzyłam własnym oczom. – Podobno wyjechałeś, szukać kobiety swojego życia – rzuciłam z pretensją w głosie i złapałam się za ruinę szafki, żeby wstać.

Silne ramię pomogło mi stanąć na nogi.

– Właśnie znalazłem.

Czytaj także:
„Na złość byłemu mężowi wyszłam ponownie za mąż. Chciałam, by był zazdrosny, ale on ma już nową rodzinę”
„Wychowałam syna sama, żyliśmy skromnie, ale nauczyłam go pracowitości. A potem zakochał się w bogatej dziewczynie"
„Mąż myśli, że będę mu usługiwała i nadskakiwała jego kolegom. Niedoczekanie! Koniec z byciem służącą”

Redakcja poleca

REKLAMA