Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego męża niż Tomek. Poznaliśmy się na studiach – przypadkiem, gdy koleżanki jeden jedyny raz wyciągnęły mnie na imprezę. Nie przepadałam za chłopakami w moim wieku. Wydawali się tacy głośni i dziecinni. Poza tym, miałam wrażenie, że ciągle chcą się tylko popisywać, jakby próbowali udowodnić, który z nich jest głupszy.
Byliśmy jak dwie połówki pomarańczy
Tomek był inny. Jako jedyny nie wlewał w siebie litrów alkoholu, a dziewczyn nie traktował jak celów do osiągnięcia. Chciałam z nim właściwie pogadać chwilę i pójść, ale skończyło się na tym, że wyszliśmy razem. Spacer u jego boku późnym wieczorem dostarczył mi więcej atrakcji niż wszystkie takie domówki z ostatnich dwóch lat.
No i potem staliśmy się nierozłączni. Przy nim nie tylko czułam, że żyję, ale i po prostu byłam spełniona. Pasowaliśmy do siebie jak ulał, a ślub był tylko kwestią czasu, choć moi rodzice bardzo marudzili, że robimy wszystko na wariata. Tak naprawdę nie mieliśmy nad czym myśleć – nasza miłość nie potrzebowała żadnych testów.
Ta wiadomość mną wstrząsnęła
Spędziliśmy ze sobą pięć wspaniałych lat. Przyzwyczaiłam się, że jest obok, że zawsze mogę na niego liczyć i mój mózg funkcjonował w przeświadczeniu, że tak będzie już zawsze. Kiedy więc pewnego koszmarnego, listopadowego wieczoru w moich drzwiach stanęli policjanci i oznajmili, że samochód z moim mężem rozbił się na trasie pod lasem, a Tomek zginął na miejscu, czas się dla mnie zatrzymał.
Nie wierzyłam w to. Po prostu nie potrafiłam sobie poukładać tego w głowie. Przecież Tomek dopiero co był ze mną w domu. Śmiał się i streszczał mi wszystko, co zamierzał robić w najbliższym czasie. Mieliśmy iść dziś do kina. Zjeść coś fajnego. Po prostu pobyć razem. A tu nagle okazało się, że więcej go nie zobaczę. Nie żywego.
Wzdrygnęłam się na samą myśl, że miałabym oglądać go już po śmierci. Nie umiałam zresztą dopuścić do siebie myśli, że on naprawdę nie żyje. Wydawało mi się, że to sen. Potworna iluzja, która z jakiegoś powodu nie chciała opuścić mojej głowy. I niestety pozostała tam na dobre.
To był koszmarny dzień
Nazajutrz obudziłam się sama, w pustym łóżku. Uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie zobaczę obok Tomka. Że nie zmierzwi mi już pieszczotliwie włosów i nie pocałuje w czoło, gdy zerwie się do pracy. Chyba powinnam płakać. Zalewać się łzami, krzyczeć. Moje oczy były jednak suche. Głowa za to dźwięczała bólem, jakby miała za moment pęknąć. Myśli dryfowały gdzieś zupełnie nieposkładane, obce, trudne do nazwania.
Po południu przyszła Maja, moja najlepsza, a w zasadzie jedyna przyjaciółka. Przysłała ją Kasia, moja starsza siostra, która nie mogła się wtedy wyrwać z pracy. Pamiętam, że Maja mówiła coś o tym, że jej przykro. Nigdy nie lubiła Tomka, a mimo to wmawiała mi, że obchodzi ją jego śmierć.
– Wyjdź stąd – przerwałam jej w końcu, gdy paplała bez sensu, choć zupełnie nie miałam ochoty jej słuchać.
– Spokojnie, Milenka – zaczęła ostrożnie. – Jesteś w szoku. To normalne.
– Wynoś się – wycedziłam. – Czego nie rozumiesz?
Poczuła się urażona, ale wyszła. Nie dbałam o jej uczucia. Nie obchodziły mnie. Bez Tomka nie było radości, świata, życia. Nie było mnie.
Zamknęłam się w sobie
Pogrzeb minął, a ja wciąż nic nie czułam. Rodzina, w tym Kasia, uważała, że świetnie się trzymam. W końcu nie płakałam na cmentarzu, kiwałam głową, gdy słyszałam kondolencje, jadłam i piłam to, co podawali na stypie. Puste słowa tych wszystkich ludzi, których w większości nawet nie znałam, przepływały obok mnie. Żadne nie trafiło do mojego serca. Mało tego – ani jedno z nich nie wyrwało mnie nawet z odrętwienia.
Dopiero później bliscy zaczęli podejrzewać, że coś jest nie tak. Przestałam chodzić do pracy. Kiedy szef próbował mnie przekonać, że mogę wziąć urlop, dojść do siebie, zaczekać, złożyłam wypowiedzenie. Zatrudniłam się zdalnie w redakcji małego czasopisma i przygotowywałam im artykuły. Dzięki temu nie musiałam wychodzić z domu.
Nie odbierałam telefonów. Nie wpuszczałam nikogo do mieszkania. Nie chciałam rozmawiać. Nie potrzebowałam już życia. Nie w takim znaczeniu, jak postrzegali je inni. Bo ja właściwie nie żyłam – egzystowałam tylko, budząc się rano, znosząc dzień i zasypiając wieczorem.
– Lenka, tak nie można – mamrotała Kasia, która oczywiście miała swój komplet kluczy i nagminnie wdzierała się do mojego domu. – Ty musisz żyć dalej. Nosić to w sobie, ale pomyśleć o przyszłości. Tomek by nie chciał, żebyś stała w miejscu!
Na nią się nie wściekałam. Wiedziałam, że chciała dobrze, tylko po prostu zupełnie mnie nie rozumiała. Prawdziwy problem pojawił się jednak wtedy, gdy zaczęłam myśleć. Wspominać. Rozważać, co by było, gdyby. Pierwszy tydzień walki z podświadomością przegrałam. Potem nauczyłam się zajmować umysł – czytałam książki. W domu mieliśmy ich sporo, więc gdy tylko nie pracowałam, brałam do ręki kolejną pozycję i zanurzałam się w lekturze.
Uciekałam w świat książek
Wizyty w bibliotece stały się moim jedynym celem. Z czasem książek zaczęło brakować. Postanowiłam więc wybrać się do biblioteki. Zabawne, ale nigdy nie założyłam tam sobie karty. Kiedy już ją miałam, chętnie weszłam między półki i zaczęłam wyszukiwać tytuły.
– Może pomogę? – zaczepił mnie jakiś facet, na oko w moim wieku. – Często tu bywam. Jeśli szukasz czegoś konkretnego…
– Nie – przerwałam. – Po prostu… coś wezmę.
Pokiwał głową.
– Okej. – Uśmiechnął się lekko. – Tak w ogóle to Oskar. Miło mi.
Mruknęłam jakieś potwierdzenie, ale sama się nie przedstawiłam. Złapałam pierwsze lepsze książki i prędko się zmyłam. Do biblioteki zaczęłam jednak przychodzić regularnie, co kilka dni. Gdy tylko kończyłam wypożyczone książki, biegłam po następne. Dziwnym trafem Oskar był tam wówczas prawie zawsze. Parę razy do mnie zagadywał, próbował wciągnąć mnie w rozmowę, ale go ignorowałam. W końcu zniknął, a ja uznałam, że wreszcie dał sobie spokój. Nie rozumiałam tylko, dlaczego gdzieś głęboko w sercu czuję z tego powodu żal.
Oskar nie odpuścił
Któregoś popołudnia stałam przed regałem z fantastyką i zastanawiałam się, co powinnam wypożyczyć, by choć na chwilę oderwało mnie od ponurej rzeczywistości.
– Jesteś tu coraz częściej – usłyszałam. – Lubisz fantastykę?
Oskar. Więc jednak wrócił.
– Tak – mruknęłam. – Pozwala zapomnieć. Nie myśleć o życiu tutaj.
Uśmiechnął się, choć dostrzegłam w nim smutek.
– Też czasem chciałbym o nim nie myśleć – przyznał. – Zwłaszcza gdy mama gorzej się czuje.
Popatrzyłam na niego uważniej.
– Co z nią? – spytałam, dopiero później orientując się, że jestem niedelikatna.
Nie przejął się tym.
– Ma Alzheimera – powiedział. – Jest… no, gorzej. Traci kontakt z rzeczywistością. Rzadko mnie poznaje.
Przygryzłam wargę.
– Przykro mi – stwierdziłam. – Nie wiedziałam. Ja… – Odchrząknęłam. – Mój mąż zmarł rok temu i… i wydaje mi się, że nie potrafię już żyć.
– Z tego, co widzę, całkiem nieźle ci idzie. – Tym razem jego uśmiech sięgnął oczu. – Mąż byłby z ciebie dumny.
Skrzywiłam się.
– Przestań. Uznałby, że mi odbiło.
Chwilę milczeliśmy. Wreszcie to on się odezwał:
– Wiesz, zaprosiłbym cię na kawę, ale… wciąż nie znam twojego imienia.
Wygięłam usta w delikatnym uśmiechu – po raz pierwszy chyba w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy.
– Milena – szepnęłam. – Mam na imię Milena.
Muszę się nauczyć żyć od nowa
Coś się we mnie zmienia. Już nie wstaję tylko po to, by dotrwać do wieczora. Nie chodzi o książki, choć kolejne poznawane historie wywołują we mnie teraz większe emocje niż na początku. Myślę o Oskarze. O naszym kolejnym spotkaniu. O tym, że być może zdobędę się na odwagę, by zadzwonić do Kasi, a może nawet do Mai i poprosić, by przyszły. Chciałabym, żeby obie poznały Oskara. Jedyną osobę, która ze mną wytrzymuje i… bez której mnie samej trudno byłoby znosić kolejne dni.
Jestem pewna, że on i Tomek by się polubili. Zostali najlepszymi kumplami. Szkoda, że to się nie wydarzy. Że nigdy nie zobaczę, jak razem oglądają mecz czy idą na piwo. Mam jednak nadzieję, że Oskar pozostanie w moim życiu jak najdłużej. Że nie przepadnie nagle, bez pożegnania, tak jak Tomek, wyrywając mi resztkę serca, którą ostatnio udało mi się znaleźć.
Milena, 32 lata
Czytaj także: „Do łóżka wzięłam o 30 lat starszego pryka z pełnym portfelem. Mam gdzieś zasady, zagryzę zęby, a moje konto spuchnie”
„Córki myślały, że jestem staruchą bez mózgu. Nie pomogły mi w potrzebie, więc zmieniłam testament”
„Kolega w pracy śmierdział tak, że myślałam, że zemdleję. Zastosowałam podstęp, żeby się w końcu umył, ale na próżno”