„Przespałem się z gorącą tancerka na kawalerskim. To była ostatnia szansa na skok w bok przed życiem pod pantoflem żony”

mężczyzna zdradza żonę fot. iStock, clownbusiness
„Na wzmiankę o klubie moja pamięć ożywiła się i jak na filmie kategorii B zobaczyłem laski wijące się wokół rur w rytm zmysłowej muzyki i trunki lane litrami przez barmana”.
/ 22.03.2024 15:30
mężczyzna zdradza żonę fot. iStock, clownbusiness

Łeb mi pękał, w ustach zaś miałem taki smak, jakbym przez ostatni miesiąc zajmował się zawodowo przeżuwaniem brudnych skarpet, a nie natryskowymi tynkami. Próbowałem otworzyć oczy, ale za każdym razem porażał mnie błysk światła.

„A więc jednak mnie namierzyli, jak popalałem skręty w parku i teraz dochodzę do siebie po przesłuchaniach” – przeleciało mi przez obolałą głowę.

E, halucynacje jakieś... A może nadal sen? Na pewno. Powinienem zbudzić się we własnym łóżeczku obok cieplutkiej Monisi.

Zaraz... odprowadzałem Monikę na lotnisko, doskonale pamiętam jej niespokojne błękitne oczy i drżące ręce. I swoje zapewnienia, że wszystko jest pod kontrolą – w piątek wieczorem spotkamy się w Gdańsku. W sobotę bierzemy ślub.

– Rusz się, Rotmistrzu! – Poczułem twardą łapę na swoim ramieniu. – Ptaszki już dawno śpiewają, czas na klina.

Damian? A ten, co tu, do cholery, robi? Przecież już dawno się wylogowałem ze wspólnego mieszkania.

– No, no, kolego, nieźle narozrabiałeś – usłyszałem głos Łukasza. – Lepszy z ciebie zawodnik, niż się zdawało... I jak dzisiejsza forma psychofizyczna? – Całkiem udatnie naśladował głos trenera karate z technikum. – Dolegliwości są?

Rzeczywiście jakiś obolały byłem, a już plecy, szczególnie w dolnych partiach, szczypały mnie jak oparzone. Ożeż, czy nie to samo czułem, kiedy stary spuścił mi manto, po tym jak zawaliłem pierwszą klasę w gimnazjum?!

O nie, coś tu jest zdrowo pochrzanione, trzeba się rozbudzić i zbadać teren, zanim będzie za późno.

Dokonałem kolosalnego wysiłku i moje powieki, niczym kurtyna na zardzewiałych zawiasach, uniosły się w górę. Syf panujący wokół był niewyobrażalny. Gdyby nie wrodzona inteligencja, w życiu nie poznałbym mojego dawnego lokum, obecnie nadal zajmowanego przez kolegów. Oni sami też byli w komplecie, a nawet nadkomplecie, bo na materacu Łukasza, niebezpiecznie oscylując w moją stronę, spała, pochrapując lekko, goła jak ją Pan Bóg stworzył śniada brunetka. Właśnie wysunęła spod śpiwora zgrabną nogę i przerzuciła ją przez moje udo.

Odsunąłem się energicznie

– Kto to jest? – Wytrzeszczyłem oczy. – Chyba nie... No, wiecie, nie jakaś moja...

– Twoja, moja... – Siedzący po turecku na ławie Damian wzruszył ramionami. Zdaje się, że próbował z niedopałków w popielniczce sklecić jakiegoś papierosa, ale niezbyt mu wychodziło – bokserki miał już całe w tytoniu.

– Nie bądź taki kapitalista – ciągnął. – Niezła babeczka, i to się liczy. Masz gust, chłopie! – Pokiwał głową z uznaniem.

– On dobrze to wie – odezwał się Łukasz. – Właśnie dlatego wczoraj chciał koniecznie dzwonić do Moniki. Gonił mnie po całym klubie, żebym mu oddał telefon. Oj, ty urwisie! – Pogroził mi brudnym paluchem.

Jezuuuu, Monia miała rację, to nie towarzystwo dla mnie, te tępaki zawsze ściągną człowieka na samo dno. Na wzmiankę o klubie moja pamięć ożywiła się i jak na filmie kategorii B zobaczyłem laski wijące się wokół rur w rytm zmysłowej muzyki i trunki lane litrami przez barmana.

– To co, amnezja ci mija? – Koledzy patrzyli na mnie z zainteresowaniem profesorów przeprowadzających eksperyment naukowy. – Niewdzięczniku, tyle się namęczyliśmy, żeby ci zorganizować wieczór kawalerski, a ty nic nie pamiętasz.

– I po co to szliśmy w koszty? – roztrząsali problem, jakby mnie przy tym wcale nie było. – Trzeba było dziadowi wlać czystą do gardła i na jedno by wyszło.

Nie tak całkiem na jedno, bo wychodziłem już z szoku i musiałem przyznać, że udało mi się nieźle narozrabiać. Łajdaki rzeczywiście zaciągnęli mnie do nocnego klubu, chyba nawet zapłacili dziewczynie za taniec...

– Za taniec?! – oburzyli się jak jeden mąż, gdy ich spytałem. – Wydaliśmy na twoje seksualne fanaberie całe sto funciaków! Prawdziwe zwierzę z ciebie, Rafałku, tygrys, żeby nie rzec, nosorożec.

– Dzika bestia.

– Pozbawiona hamulców.

Matko boska!

Powinienem był lecieć z Monią do Polski, zamiast upierać się, że dojadę później. Co mnie obchodzą napięte terminy szefa?! Dałby sobie radę beze mnie. A tak wpadłem w łapy bezecników, którzy, pozbawieni odrobiny empatii, zdecydowali, że mój ślub to doskonała okazja, aby po raz ostatni iść na całość.

Rzecz w tym, że jak każdy facet, nie umiem przestać... Co z tego, że wychowywałem się razem z Damianem i Łukaszem, że byliśmy jak bracia od podstawówki – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego?

– Ale nie zadzwoniłem do Moniki, prawda? – mój głos zabrzmiał żałośnie.

– Nie przy nas – oświadczył Damian obłudnie. – Staliśmy na straży twojego szczęścia... Przynajmniej dopóki byliśmy w stanie utrzymać się na nogach. Zresztą niewiele brakowało, a zaginąłbyś w akcji.

– Na szczęście w porę zostałeś zdy-scy-pli-no-wa-ny, hehe.

Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czuł się równie nieszczęśliwy. Monika miała rację, przepowiadając, że któregoś dnia sam zrozumiem, że kumple niszczą moje życie, i wreszcie przestanę chrzanić o honorze i męskiej przyjaźni. Powiedziała to, gdy się uparłem, żeby któryś z nich był świadkiem na naszym ślubie, doskonale pamiętam. Stwierdziła, że jeśli takie typy mają patronować naszemu związkowi, to ona z góry dziękuje.

Odstąpiłem, bo i tak orzekli, że nie zamierzają przyłożyć ręki do mojego małżeństwa.

Za to gdybyś, chłopie, brał rozwód, możesz na nas liczyć – przyrzekł Łukasz.

– Poświadczymy, co będziesz chciał – obiecał Damian. – Nawet, że jesteś zaprzysięgłym gejem od kołyski.

I to mają być przyjaciele?! Pewnie byliby najszczęśliwsi, gdyby ślub wcale się nie odbył.

Spojrzałem na zegarek: wpół do dwunastej! Jasna cholera, o czwartej mam samolot. Zerwawszy się na równe nogi, pognałem do łazienki. Najpierw stanąłem osłupiały na widok nieludzkiego bałaganu, potem zobaczyłem w dużym lustrze czerwoną pręgę na swoich plecach...

Jak ja się z tego wytłumaczę?

Umyłem zęby palcem, przygładziłem włosy, a potem cofnąłem się po ubranie i za chwilę byłem gotowy do wyjścia.

Najwyższy czas: śniada ślicznotka właśnie się budziła – nie zamierzałem czekać, aż i ona dorzuci coś do barwnych opowieści kumpli.

– Dzięki za wieczór kawalerski – rzuciłem na odchodnym. – Mam nadzieję, że wszystko zostanie między nami.

– Jeśli tylko nie złapałeś żadnej francy – zapewnił Łukasz. – Zresztą, jakby co, znam lekarza, bardzo dyskretnego...

– Spadajcie, panowie – poradziłem szczerze. – I niech was moje piękne oczy więcej nie oglądają. Cześć!

Zdążyłem tylko wziąć kąpiel i przebrać się

Dobrze, że Monia spakowała mi neseser jeszcze przed wyjazdem – co ja bym bez niej zrobił? Zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem na lotnisko. I kogóż tam widzę?

Damian i Łukasz Zapomnieli dać mi ślubny prezent.

– Co złego, to nie my. – Ucałowali mnie z dubeltówki zarośniętymi gębami. – Niech ci gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie.

– Czy to może bomba? – Nieufnie oglądałem małą paczuszkę w ozdobnym papierze. – Mają mnie tylko przymknąć, czy wolicie dla pewności wysadzić samolot?

– Nie bądź idiotą, Rafuś. – Łukasz poklepał mnie po ramieniu. – Oraz nie nadużywaj naszej cierpliwości i dobrego wychowania, bo nie będziesz miał dokąd wracać, gdy pani Zawsze Porządna pozna się na twoim niecnym charakterze. – To prawdziwy prezent.

Wrzuciłem paczkę do podręcznej torby i kiedy samolot wzbił się w powietrze, ostrożnie ją otworzyłem pod czujnym wzrokiem pasażerki siedzącej obok. Z dwojga złego wolałem obcą babę niż Monikę... I słusznie, bo pod warstwami błyszczących bibułek, w kartoniku znalazłem pejcz. Prawdziwy, obsceniczny i jednoznaczny.

Moja sąsiadka aż jęknęła z wrażenia.

– Chce pani? – zapytałem. – Mnie nie będzie potrzebny, zaczynam nowe życie.
Odsunęła się ze wstrętem.

Ojoj, oby nie okazała się jakąś krewną zdążającą na nasz ślub!

Czytaj także:
„Zatrudniłem teścia i szybko tego pożałowałem. Żona mi nie wierzy, że to leń i obibok, przez którego tracę pieniądze”
„Mąż wyleciał z pracy i stał się rasowym kanapowcem. Spodobało mu się bycie utrzymankiem, ale ja to ukrócę”
„Macocha wystroiła się na pogrzeb ojca jak na imprezę. Zamiast płakać po mężu, już liczyła jego kasę”

Redakcja poleca

REKLAMA