„Przepisałam wszystko na córkę. Zaczęła traktować mnie jak śmiecia. Zgarnia nawet moją emeryturę”

Kobieta oszukana przez córkę fot. Adobe Stock, rocketclips
„To nie twoje. W tym mieszkaniu trzymam cię z łaski, przez litość, ale zaczynam już mieć dosyć. Kup sobie kawalerkę. - Za co? - zapytałam we łzach, ale córka wzruszyła jednie ramionami”.
/ 15.06.2021 13:05
Kobieta oszukana przez córkę fot. Adobe Stock, rocketclips

Po śmierci mojego męża i wyjeździe Hani do Kanady, mieszkałyśmy sobie we dwie i było całkiem w porządku… Kiedy brat dowiedział się o moich ostatnich problemach, pocieszył mnie swoim ulubionym powiedzonkiem: „Co się martwisz, co się smucisz, ze wsi jesteś, na wieś wrócisz”.

Tym samym dał mi do zrozumienia, że w jego domu zawsze znajdzie się dla mnie miejsce… Mój Boże, ale przecież nie tak miało wyglądać moje życie na stare lata! Pochodzę z zamożnej chłopskiej rodziny. Choć dawno temu wyjechałam się kształcić do Warszawy, nigdy nie zerwałam ze swoimi korzeniami.

Choć moje rodzeństwo i mnie wychowywano w kulcie gospodarności i oszczędności, nie byliśmy skąpi. Dalsi krewni twierdzili, jakoby ojciec był sknerą i oszukał stryjenkę na sprawie spadkowej. To nieprawda. Tatuś miał prawo do spłaty i ją wywalczył. Dlaczego miałby oddawać coś, co należało się jemu? Jeszcze na studiach poznałam Mariana i wyszłam za niego za mąż.

Wiejskie wychowanie i trudy życia sprawiły, że byłam naprawdę skrzętną gospodynią. Marian natomiast żył beztrosko. Nie przykładał wagi do pieniędzy ani do pracy. Wtedy nie było kłopotów z zatrudnieniem, więc jak mu się znudziło chodzenie do biura albo dyscyplina pracy była zbyt dotkliwa i nie mógł załatwiać swoich spraw w godzinach urzędowania, to po prostu rzucał robotę i szukał innej. Ja zawsze przejmowałam się pracą, brałam dodatkowe zlecenia, nocami robiłam kosztorysy.

Ciężko i uczciwie zarabiałam na życie. Urodziłam dwie córki: starszą Hanię i młodszą Ewę. Marian się śmiał, że dziewczyny mają skrajnie różne charaktery, dokładnie tak jak my.

– Hania jest taka uporządkowana, będzie pewnie księgową. A Ewa jest jak ja. Olewa wszystko – śmiał się.

Ewa zawsze z ojcem lepiej się dogadywała

Nic więc dziwnego, że więcej czasu spędzał z Ewą – jeździli na grzyby, na ryby, uprawiali działkę. Natomiast Hania była dość zamknięta w sobie, lubiła się uczyć w ciszy i spokoju. Często więc mąż ze starszą córką wyjeżdżali, ja siedziałam zaś nad jakimś zleceniem w jednym pokoju, a młodsza córka w drugim przygotowywała się do kolejnej klasówki.

Wspominam te czasy z łezką w oku. Byłam taka szczęśliwa z moimi najbliższymi… Całą rodziną często jeździliśmy na wieś. Czasem na osobności bratowa skarżyła mi się na to, jak trudno im gospodarzyć, bo moja mama wtrąca się do wszystkiego.

– Może nawet nie to, że się wtrąca, ale świata już nie rozumie, a na wszystko trzeba mieć jej zgodę, bo nie chce gospodarki na syna przepisać. Chyba ma już sklerozę – skarżyła się Jola nie raz, nie dwa.

– Mamo, czemu nie przepiszesz ziemi? – spytałam kiedyś matkę.

– Już lecę! – ostro odpowiedziała.

– Tu jedna na wsi przepisała, to na zimę synowa ją wystawiła z łóżkiem do chlewika.

– Nie masz zaufania do własnych dzieci? – oburzyłam się.

– Może mam, a może nie mam. Jak umrę, to się podzielicie – zawsze w ten sposób kończyła się rozmowa. I rzeczywiście po jej śmierci gospodarstwo przeszło na brata, a my z siostrą dostałyśmy od niego pieniądze.

Z biegiem lat coraz więcej czasu spędzaliśmy z mężem na działce. Przerwy w jego pracy zaczęły się wydłużać. Widać było, że najchętniej wcale by nie wracał do urzędu. Wolał dopieszczać nasz domek, zbierać owoce, przygotowywać przetwory.

Dla mnie też ten skrawek własnej ziemi był prawdziwym rajem, a domek, w którym nawet meble były zrobione przez Mariana, moim prawdziwym azylem.

Nieszczęście przyszło nagle

Marian poszedł na pocztę zrobić opłaty. Ja krzątałam się w kuchni. Dzwonek mnie zdziwił, bo wiedziałam, że mąż ma klucze i zawsze sam sobie otwierał. Wytarłam dłonie w róg fartucha i podeszłam do drzwi.

– Pani sąsiadko, pani leci, mąż zasłabł. Wezwali karetkę! – wykrzyczał sąsiad. Tak jak stałam, wybiegłam z domu. Pod urzędem pocztowym zobaczyłam ambulans. Właśnie sanitariusze wkładali do niego nosze. Mój mąż leżał bezwładnie.

– Marian! Marian! – krzyknęłam. Nie zareagował. Lekarz szybko podszedł do mnie.

– Jedziemy do szpitala – podał nazwę pobliskiej kliniki. Niestety. Zanim dojechali, mój mąż już nie żył. Zostałam sama z córkami. Trzeba było chodzić do pracy, zajmować się domem. Choć dziewczyny mówiły, żebym dała sobie trochę luzu, że w końcu są dorosłe… Ewa szlochała ze mną. Hania, jak to ona, zamykała się w pokoju. W końcu postanowiłam wziąć się w garść i uporządkować sprawy urzędowe. Ku mojemu zaskoczeniu Hania kategorycznie stwierdziła, że zrzeka się spadku.

– Nigdy mnie nie zauważaliście. Tylko Ewa i Ewa. Zrzekam się spadku formalnie. Poza tym mam własne plany. Wyjeżdżam z Polski na zawsze. Do Kanady – dodała. Cóż miałam robić. Jej życie, jej sprawa. Poszłyśmy z Ewą do prawnika, żeby ustalić, jak załatwić te wszystkie sprawy. Chociaż ja i tak już wcześniej zdecydowałam, że wszystko przepiszę na Ewę.

Samochód ojca musi być jej, bo ja nie mam prawa jazdy, a więc garaż też. Mieszkamy wspólnie, córka jest samotna i na razie nie zanosi się na to, by ktoś pojawił się w jej życiu. A nawet jeśli, to tylko lepiej. Więc jaka to różnica, ile własności jest jej, a ile mojej? – myślałam. – Od razu wszystko przepiszę, to po mojej śmierci nie będzie musiała robić sprawy spadkowej.

Tak też zrobiłam. Byłam głupia. Najpierw wszystko było po staremu. Ja chodziłam do mojej pracy, Ewa do swojej. Od lat pasjonowała się fotografią i któregoś dnia, na giełdzie fotograficznej, poznała Pawła. Nagle oświadczyła, że musimy zamienić się pokojami.

– Ty, mamo, przeniesiesz się do mojego pokoju, a ja zajmę twój, bo jest większy – powiedziała zdecydowanym tonem. – Paweł się wprowadza.

Byłam wstrząśnięta. Córka nigdy do mnie tak się nie zwracała! Mieszkaliśmy więc we troje. Paweł był zawsze grzeczny, za to Ewa miała do mnie coraz więcej uwag.

– Nie chcę żebyś zmywała. Zostawiasz tłuste sztućce – powiedziała kiedyś, a mnie zrobiło się bardzo głupio. Szybko okazało się, że niedokładnie odkurzam i nie umiem porządnie myć wanny. Czułam się obca we własnym domu! Gdy wracałam z pracy i przekręcałam klucz w zamku, ogarniał mnie niepokój. Co będzie tym razem? Nagle zdałam sobie sprawę, czego się boję. Nie mam żadnych praw do mieszkania tutaj! Co, jeśli córka postanowi mnie wymeldować? „W razie czego zamieszkam na działce” – pocieszałam się w myślach.

Często płakałam, wspominając męża i nasze udane życie

Teraz byłam nikim. W pracy mi podziękowano, wysłano na emeryturę. Ewa mną pomiatała, a Hania się nie odzywała. Tęskniłam za działką, niestety, Ewa zabroniła mi tam jeździć. Powiedziała, że robi remont, i że muszę poczekać na jego koniec.

Pewnego dnia spotkałam sąsiada z działki. Akurat się tam wybierał i zaproponował, abym pojechała razem z nim… Gdy stanęłam przy płocie, zdumienie odebrało mi mowę. Mojej działki po prostu nie było. Prawie całą powierzchnię gruntu zajmował okazały budynek, któremu daleko było do wykończenia.

– Nie wiedziałaś o tym? – zdziwił się znajomy działkowicz. – Przecież Ewa z Pawłem stawiają dom całoroczny. Jedno jest pewne – moja córka rzeczywiście nie kłamała, gdy mówiła, że nie mam czego szukać na działce… Miałam nadzieję, że Ewa nie dowie się o tym, że wiem o jej inwestycji. Jednak jak tylko wróciła do domu, po mojej minie poznała, że coś jest nie tak.

– O co chodzi? Co tak łzawo patrzysz? – powiedziała okrutnie. I nagle wypaliła. – Wiedziałam, że pojedziesz na działkę! Nie uszanowałaś mojej prośby. Nie chcę żebyś tam jeździła. To nie twoje. W tym mieszkaniu trzymam cię z łaski, przez litość, ale zaczynam już mieć dosyć.

– Jak mogłaś? – coś we mnie pękło. – Nawet nie wspomniałaś, że burzysz domek, który tatuś własnymi rękami budował. Każda listwa boazerii była po nim pamiątką! I jak ty się zachowujesz! O wszystko masz do mnie pretensje. Tylko emeryturę bierzesz bez szemrania.

– Nie rozśmieszaj mnie, to była stęchła szopa – sucho odrzekła Ewa. – Emeryturę biorę, bo mi dajesz. Pamiętasz, wszystko mi przepisałaś, sama chciałaś. To po prostu jest moje. Ty sobie kup kawalerkę.

– Za co?! – rzuciłam z płaczem, ale córka tylko wzruszyła ramionami. Następnego dnia wsiadłam w autobus i pojechałam w rodzinne strony. Brat z bratową byli zdziwieni moją wizytą, ale serdeczni. W pewnym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam szlochać…

– Ewie tak odbiło? – nie mogła się nadziwić Jola. – To chyba geny po dziadku. Zamilkła, bo razem z bratem spiorunowaliśmy ją wzrokiem.

– Nie martw się. Jakoś to będzie – mówił brat. – Najwyżej przyjdziesz do nas. Jest powiedzenie: „Co się martwisz, co się smucisz, ze wsi jesteś, na wieś wrócisz” – zażartował, a ja zaśmiałam się przez łzy. A jednak nie pójdę na wieś. Hania odezwała się z Kanady. Okazało się, że już się urządziła, i chce mnie zaprosić. Jednak boi się, że odmówię. Jakżebym mogła?

Czytaj także:
„Starzy ludzie ciągle tylko narzekają. Obiecałam sobie, że taka nie będę. I słowa dotrzymam!”
„Wstydzę się pokazywać ze swoimi wnukami. Moja córka źle je wychowała”
„Przez pracę kuratora straciłem wiarę w młodzież. Nie chcę mieć własnych dzieci, bo boję się, że wyrosną na przestępców”

Redakcja poleca

REKLAMA