„Nie chciałam dla córki zbira z blokowiska, a okazało się, że farmaceuta nie lepszy, bo psychopata. Drań ją pobił”

Kobieta, nad którą znęca się chłopak fot. Adobe Stock, Tinnakorn
„Byłam wściekła, że moja Iwonka zadaje się z Grześkiem. Chciałam, żeby się wyrwała z tego patologicznego środowiska i znalazła kulturalnego chłopaka. Na trzecim roku Iwona poznała Michała. Myślałam, że to był książę z bajki, a nie damski bokser.
/ 19.10.2021 13:42
Kobieta, nad którą znęca się chłopak fot. Adobe Stock, Tinnakorn

Gdybyśmy mieli z mężem więcej dzieci, pewnie tak bym się nie martwiła o Iwonkę. Ale że urodziłam ją tylko jedną, chuchałam na nią i dmuchałam od małego. Była moim oczkiem w głowie i chciałam dla niej jak najlepiej.

Gdy była młodsza, miała nie więcej niż dwanaście, trzynaście lat, pilnowanie jej było jeszcze dość łatwe. Ale potem, kiedy zaczęła dojrzewać i walczyć o coraz większą niezależność, musiałam się nieźle napocić, żeby uchronić ją przed zagrożeniami, które mogły zniszczyć jej przyszłość. Bo przecież moja Iwonka miała przed sobą wspaniałe perspektywy. Zbierała w szkole same piątki i szóstki, chodziła na dodatkowe zajęcia, a nawet startowała na olimpiadach wiedzy. Byłam pewna, że jeśli tylko nie wpadnie w złe towarzystwo, to na pewno osiągnie sukces. To była moja największa obawa – żeby nie zmarnowała potencjału przez jakichś łobuzów.

A tych w sąsiedztwie nie brakowało. Mieszkaliśmy w starej dzielnicy miasta. W kamienicy, którą co rusz wstrząsały wydarzenia rodem z kronik policyjnych. A to jakiś sąsiad pobił żonę, a to ktoś próbował podpalić budynek, żeby odreagować rozpacz po zdradzie, a to policja wywlekła z bramy jakiegoś młodocianego, bo zwiał z poprawczaka albo obrobił kiosk. No i ciągle nam się pod oknami bili.

Patologia, przemoc i bieda

Siłą rzeczy większa część tych młodych łobuzów kolegowała się z Iwonką. Przecież bawiła się z nimi w piaskownicy, gdy byli jeszcze niegroźnymi urwisami. Wtedy nie mogłam jej zabronić się z nimi zadawać. Ale gdy podrosła i kończyła liceum, musiałam wkroczyć. Regularnie, uparcie i konsekwentnie tłumaczyłam Iwonie, że to nie jest towarzystwo dla niej.

– Czy ty widziałaś, co się stało z Tomkiem? Tym, co chodził z tobą do przedszkola. Zaczął ćpać, schudł chyba ze dwadzieścia kilo. Wygląda jak śmierć.

– Wiem, widziałam. Ale ja się z nim nie zadaję. Zresztą nikt tu już nie ma z nim kontaktu, bo zabrali go do ośrodka – powiedziała Iwona.

– A z kim w takim razie będziesz dzisiaj wysiadywała na połamanej ławce, zamiast uczyć się do matury? No powiedz!

– Mamo, ileż mogę się uczyć? Muszę trochę odpocząć. Przecież oceny mam dobre.

– Mniejsza z tym. Powiedz, do kogo idziesz. Kto tam czeka na dole?

– Kinga, Anka, Paweł i Grzesiek… – wyliczała.

– O, Grzesiek! Następny cwaniaczek. W głowie mu tylko siłownia i mordobicie. Czy ty widziałaś jego twarz? On jest zapuchnięty jak jakiś bandyta. Oczy podbite, nos jak kalafior, a w głowie pewnie pusto.

– Mamo, on trenuje boks w klubie. Nie bije się na ulicy. Z tego, co wiem, to jest chyba nawet dyscyplina olimpijska. Medaliści z olimpiady to też bandyci?

– Nie bądź taka mądra, moja panno! Już ja wiem, po co on trenuje.

Oni wszyscy ćwiczyli w jednym celu. Żeby się potem lać pod naszymi oknami. A ten Grzesiek to był największy zabijaka z nich wszystkich. Chłop jak dąb. Strach mnie oblatywał na myśl, że coś mogłoby się wydarzyć między nim a moją córką. A niestety, zawsze ich do siebie ciągnęło. Na początku tak nieśmiało, skrycie, ale potem, w okolicach matury, zaczęło się między nimi dziać coś poważniejszego. Iwona coraz częściej wychodziła na dwór, rozmawiała z nim przez telefon, machała z okna. Nie minęło kilka miesięcy, jak zaczęli się spotykać tylko we dwoje. Pewnego wieczoru zobaczyłam ich w objęciach.

Iwonka i ten prostak? Niedoczekanie!

Ależ jej wtedy zrobiłam awanturę. Przyznam, że wpadłam w panikę i dałam się ponieść emocjom. Wykrzyczałam Iwonie, że marnuje sobie życie. Że taki łobuz to zaraz jej dziecko zmajstruje. Zabroniłam jej się z nim spotykać i w ogóle wychodzić z domu. Kazałam się uczyć, koncentrować się na maturze i egzaminach na studia.

– Nie możesz mnie zamknąć w domu! Co ty myślisz, że ja jestem jakaś księżniczka, że jestem lepsza od Grześka!? Nawet go dobrze nie znasz! – odgryzała się zapłakana.

– Za to ty poznajesz go coraz lepiej! Daj sobie z nim spokój. Masz szansę dostać się na farmację, tak jak sobie wymarzyłaś. Zdobyć zawód, mądrego męża i żyć wygodnie z dala od miejsc takich jak to. Jak ta brudna kamienica pełna leni i pijaków…

Nic te awantury nie dawały. Iwona i tak spotykała się z Grześkiem. Po kryjomu, ukradkiem, przy okazji. Tak, żebym ja nie widziała. Ale trudno taką relację ukryć. Wiedziałam, co się święci, więc zniechęcałam córkę, jak mogłam. Ciągle powtarzałam, co myślę o tym chłopaku. Raz nawet zebrałam się na odwagę, żeby pogadać z Grześkiem. To nie był najlepszy pomysł.

– Iwonie może pani zabraniać, ale ja pani synem nie jestem! – złościł się.

– Ja ci nie zabraniam. Ja cię tylko proszę, żebyś jej dał spokój.

– A niby dlaczego?

– Bo ona się musi uczyć!

– A może dlatego, że ja jestem dla niej za głupi?

Rozmowa niczego nie rozwiązała. Po maturze Iwona spędziła z tym osiłkiem całe wakacje. Widywali się niemal codziennie, choć oboje znaleźli pracę. Ona jako hostessa, a on zatrudnił się jako bramkarz w jednym z nocnych klubów. Też mi przyszłość, też kariera…

Nie wiem, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby nie wyjazd córki na studia. Przyjęli ją na farmację, dostała pokój w akademiku i miała odwiedzać nas najczęściej raz na dwa tygodnie. Nas i Grześka. Tak sobie obiecali – że będą razem mimo rozłąki. Ale ja wiedziałam swoje. Mało która para wytrzymuje w związku na odległość. A już zwłaszcza tak kiepsko dobrana jak moja córka i on.

No i miałam rację, bo widywali się coraz rzadziej. Coraz mniej słyszałam o Grzegorzu, aż w końcu całkiem zniknął nam z oczu. Na trzecim roku Iwona poznała Michała. Bardzo kulturalnego chłopaka z dobrej rodziny. Jego rodzice prowadzili w naszym mieście aptekę i właśnie dlatego wysłali go na te studia. Iwona najpierw się z nim przyjaźniła, a po dwóch latach chyba coś zaiskrzyło i zostali parą.
Tym razem byłam bardzo zadowolona. W końcu chłopak na poziomie. Inteligentny i z dobrymi perspektywami. Poznaliśmy go u nas w domu, bo Iwona zaprosiła go na obiad. Stąd wiedziałam, że to poważna sprawa.

– To ode mnie – wręczył mi przy wejściu kwiaty. – A to od rodziców, z pozdrowieniami – podał jeszcze przyozdobiony koszyczek z jakimiś suplementami i kolorowymi pudełkami witamin.

– Dziękuję, to bardzo miło. Zapraszam pana do salonu…

– Proszę mi mówić po imieniu.

Pamiętam, że po tej wizycie miałam mieszane uczucia. Ale to pewnie dlatego, że wyobrażałam sobie zbyt wiele. Myślałam, że Iwona przyprowadzi nie tylko kulturalnego i wykształconego chłopaka. Przyjęłam też, że będzie miły, rozmowny i otwarty. Zawsze chciałam mieć dobre relacje z zięciem. Jednak Michał był bardzo zamknięty w sobie. Elegancki, powściągliwy, poważny, bardzo rzeczowy i dość nieprzystępny. Siedział wyprostowany, kroił mięso na drobne kawałki i ani razu nie spojrzał czule na Iwonę. Tłumaczyłam sobie to stresem. Wszyscy byliśmy trochę stremowani tym spotkaniem. Pewnie i on nie zachowywał się do końca naturalnie.

Chciałam, żeby córka ułożyła sobie życie

Postanowiłam skupić się na zaletach tego związku i odrzuciłam wątpliwości. Skoncentrowałam się na tym, że moją córkę czeka dobra przyszłość. Bezpieczna i dostatnia – taka, jakiej zawsze dla niej chciałam.

No i na początku wydawało się, że wszystko zmierza w tym kierunku. Iwona i Michał skończyli studia, wrócili do naszego miasta i zamieszkali razem. Znaleźli pracę – Michał u swoich rodziców, a Iwona w aptece niedaleko naszego domu. Rodzice Michała chcieli ją zatrudnić u siebie, ale ona miała ambicje pokierować karierą samodzielnie. No i dobrze jej szło. Zawodowo – bo w związku sprawy miały się coraz gorzej…

Kiedy Iwona była na studiach i widywałam ją znacznie rzadziej, nie dostrzegałam zmian, które w niej zaszły. Na przykład tego, że była mniej radosna niż przed wyjazdem na studia. Czy też tego, jak nerwowo odbiera telefon, jak często musi się tłumaczyć Michałowi, gdzie jest, co robi i kiedy będzie w domu. Dopytywałam ją, czy wszystko w porządku, ale niczego się nie dowiedziałam – zbywała mnie wykrętami. Tłumaczyła tylko, że Michał jest o nią zazdrosny, bo bardzo ją kocha.

– Wiesz, on bardzo długo się o mnie starał. Ja się zastanawiałam, wahałam… No i pewnie dlatego teraz tak to wygląda. Michał nie jest do końca pewny tego, co nas łączy…

– A ty jesteś? – spytałam.

– No tak. Jasne…

– Chciałabym, żebyś była szczęśliwa – złapałam ją za rękę, a ona spojrzała na mnie ze strachem, jakby coś ukrywała. Znam moją córkę i potrafię odczytać jej emocje.

Iwona zachowywała się coraz dziwniej. Obiecywała, że przyjedzie, a potem w ostatniej chwili odwoływała wizytę SMS-em. Coraz rzadziej do nas dzwoniła, a gdy ja telefonowałam do niej, wydawała się nieobecna i rozkojarzona. Kiedy już nas odwiedzała, to bez Michała. Tłumaczyła, że jej chłopak ma mnóstwo pracy. Często sprawiała wrażenie zmęczonej i zestresowanej. Pytałam ją, czy dobrze się czuje, ale ona bagatelizowała sprawę.

Irytowała się też, gdy podpytywałam ją o ślub. A przecież miałam prawo, bo mieszkali z Michałem już na  tyle długo razem, żeby poważnie mówić o małżeństwie. Domyślałam się, że coś jest na rzeczy, że nie układa im się najlepiej – przecież nie jestem głupia. Ale z drugiej strony zabrakło mi odwagi, żeby dociekać dość uparcie. A powinnam była. Bo prawda wyszła na jaw w dramatycznych okolicznościach.

Jak on mógł to zrobić naszej córce?

Pewnego wieczoru, już naprawdę późną porą, postawił nas na nogi dzwonek domofonu. Popatrzyłam na męża ze zdziwieniem, a potem wstałam, żeby odebrać. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam głos córki. Rozedrgany i nerwowy. Otworzyłam i stałam w otwartych drzwiach, czekając, aż wejdzie na nasze piętro. Gdy dotarła, automatycznie zapaliło się światło, a ja zobaczyłam jej buzię. I aż krzyknęłam ze strachu. Miała rozbitą wargę, siniaka na policzku i napuchnięte oko.

– Jezus, dziecko, co się stało!? – zapytałam, choć już dobrze wiedziałam, co spotkało moją Iwonkę. – Wchodź szybko! Dobrze się czujesz!? Matko Boska, jak ty wyglądasz?!

Rozebrałam ją i zaprowadziłam do łazienki. Napuściłam wody i przyniosłam jej swoje leki uspokajające. Kiedy Iwona siedziała już w kuchni otulona szlafrokiem, wysłuchałam jej opowieści. O rozszalałym z zazdrości Michale, o jego psychopatycznej naturze i wielomiesięcznym koszmarze naszej córki.

Chcieliśmy z mężem zadzwonić na policję, ale Iwona nam zabroniła. Przekonywała, że musimy o tym zapomnieć, że będzie dobrze. W końcu zasnęła. My nie spaliśmy do rana. Nie mogliśmy uwierzyć, że coś takiego nas spotkało. Na drugi dzień uzgodniliśmy z Iwonką, że zostaje u nas, dopóki nie dojdzie do siebie, nie stanie na nogi fizycznie i psychicznie. Wszyscy się zgodziliśmy, że już nigdy nie wróci do tego drania. Czułam do niego wręcz zwierzęcą nienawiść, ale zdusiłam w sobie złość. Postanowiłam zrobić tak, jak życzyła sobie córka. W końcu to ona była w całej sprawie najważniejsza. 

Chcieliśmy o wszystkim zapomnieć. Ale się nie dało. On nam nie dał. Ten świr!

Już po dwóch dniach zaczął dzwonić. Choć córka wyciszyła telefon, dobrze wiedziałam, że się do niej dobija. Słyszałam, jak Iwonka płacze, jak pomstuje. Wchodziłam do jej pokoju i pytałam, czy możemy jej jakoś pomóc, ale ona wtedy tylko wpadała w złość. Krzyczała, że sama sobie poradzi. A potem Michał do nas przyjechał…

Najdziwniejsze było to, że po prostu zadzwonił domofonem – jakby nic się nie stało. Gdy odebrałam, zapytał, czy Iwona jest w domu i czy może się z nią widzieć. Tym swoim eleganckim, suchym tonem, który wzbudził moje podejrzenia już za pierwszym razem. Nie wytrzymałam. Powiedziałam mu dosadnie, co o nim myślę. Wtedy on znów ujawnił swoją prawdziwą naturę. Najpierw zaczął szarpać drzwi, a gdy nie puściły, stanął pod oknem i zaczął wykrzykiwać obelgi pod adresem naszej córki. Iwona padła na łóżko, zwinęła się w kłębek i zasłoniła uszy.

– Idę tam! – powiedział mąż i wyszedł. A ja rzuciłam się do okna. Jerzy nie jest już pierwszej młodości i bałam się, że ten wariat mu coś zrobi.

– Iwona, zejdź natychmiast!!! – krzyczał Michał. – Złaź, bo tam wejdę po ciebie!

Właśnie wtedy z klatki wyszedł mój mąż. Michał go zobaczył i od razu do niego doskoczył. Pchnął Jerzego, a on upadł na ziemię. Krzyknęłam i wtedy do okna doskoczyła też Iwona.

– Zostaw go! Zostaw mojego ojca, do cholery! – wrzeszczała.

Już chciałam zbiegać na dół, ratować męża, wołać o pomoc, gdy zobaczyłam, że ktoś biegnie w naszą stronę. Zwalisty, szybki, potężny. Przesadził przestrzeń podwórza kilkoma susami. Wpadł na Michała z takim impetem, że mało tego gnojka z butów nie wyrwało. Potem podniósł go z taką łatwością, jakby złapał szmacianą lalkę. Chwycił oburącz i jeszcze raz cisnął nim. Nasz prześladowca przeleciał dobre dwa metry i opadł na ziemię.

– Grzesiek… – powiedziała córka i wtedy go poznałam. To był on! Jej pierwszy chłopak.

Grzesiek skoczył jeszcze raz do Michała, złapał go za ramiona, podniósł, a potem chwycił za gardło. Przez chwilę tak trzymał, spojrzał w oczy, a potem puścił. Michał tym razem utrzymał się na nogach. Ale miał już dość. Zaczął uciekać.

– I nie wracaj! – krzyknął za nim Grzesiek, a potem podszedł do Jerzego. Pomógł mu wstać i spojrzał w nasze okno. Wtedy dostrzegł Iwonę, która natychmiast schowała się w mieszkaniu. Grzesiek miał jednak dość czasu, by się jej przyjrzeć. By zobaczyć, co ten drań jej zrobił. Stężały mu rysy, do twarzy napłynęła krew. Obrócił się na pięcie i zerwał się w pościg za Michałem.

– Grzegorz, zostaw! – zdążyłam tylko krzyknąć, ale już go nie było.

Mąż wrócił do domu, a ja się popłakałam. Mieszały się we mnie wszystkie emocje. Byłam wściekła, załamana, zatroskana i zawstydzona. Taka scena udziałem naszej rodziny! Do czego to doszło? Co nas spotkało?

Tak naprawdę Grzegorz to dobry chłopak

Nie pamiętam, czy o czymś wtedy rozmawialiśmy. Nie pamiętam, co robiliśmy. Wszyscy byliśmy w szoku. Otrząsnęliśmy się dopiero na dźwięk domofonu. To był Grzesiek. Wszedł na górę, a Iwona schowała się w swoim pokoju. Nie chciała mu się pokazywać w takim stanie.

– Przepraszam cię, ale sam rozumiesz… Jak dojdzie do siebie, na pewno ci podziękuje – tłumaczyłam Grześkowi w drzwiach. – Ale wejdź, zrobię ci herbatę, porozmawiasz z nami. Mamy ci w końcu za co dziękować.

– Nie trzeba, nie ma za co – machnął tą swoją wielką łapą.

– Dogoniłeś go? – zapytałam z nadzieją, że tak się stało.

– Niech się pani nie martwi. Więcej tu nie wróci.

– Dziękuję.

– Nie ma za co. Proszę powiedzieć Iwonce, żeby się nie przejmowała. I jeszcze, że…

– Co takiego?

– A, nic. Sam z nią pogadam. Do widzenia – powiedział.

Poszedł, a ja zostałam z żalem i wspomnieniem tego, jak go kiedyś potraktowałam. Jak uważałam go za gorszego od nas. Za łobuza niegodnego mojej córki. A on nas teraz uratował… Iwona przez dwa tygodnie nie wychodziła z domu. Potem wróciła do pracy, ale podwórko przemierzała ukradkiem, by nikt jej nie dostrzegł, nie rozpoznał. Dopiero półtora miesiąca później poszła na pierwszą randkę. Z Grześkiem, oczywiście. Pamiętam dokładnie, co mu powiedziałam, gdy po nią przyszedł.

– Przepraszam cię, Grzegorz.

– A za co?

– Za to, co ci przed laty powiedziałam. Żebyś się trzymał z daleka od Iwony…

– Oj, pani Grażyno, stare dzieje – zaśmiał się.

– Może i stare, ale jest mi strasznie głupio. Tym bardziej że chciałam cię prosić, żebyś uważał na Iwonę, żebyś się nią opiekował…

– Zawsze chciałem to robić, pani Grażyno – uśmiechnął się do mnie zawadiacko, a ja wtedy zrozumiałam, że to dobry chłopak. Rozumny i szczery.

No i poszli na randkę. Jedną, drugą, a potem kolejne. Zostali parą, a po czterech miesiącach zamieszkali razem. Po roku Grzegorz został moim zięciem i muszę przyznać, że lepszego nie mogłabym sobie wymarzyć. To dobry, opiekuńczy, prostolinijny, ale i wielkoduszny chłopak. Wyszedł na ludzi. Już pewnie wtedy, gdy tak go krytykowałam, był wartościowym człowiekiem, ale ja byłam zbyt małostkowa, żeby to dostrzec. Dziś staram mu się to wynagrodzić i być najlepszą teściową na świecie. Lubimy się, a on troszczy się o moją córkę z największą dbałością. Z tego jestem najbardziej zadowolona. 

Czytaj także:
„Zdaniem mojej mamy jestem starą panną. Nie planuję jednak w desperacji rzucać się na pierwszego lepszego faceta”
„30 lat temu rozwiedliśmy się, bo ból po stracie córki nie pozwolił nam być razem. Teraz los dał nam drugą szansę”
„Wymyśliłam sobie chłopaka, żeby zabłysnąć przed znajomymi w pracy. Było mi wstyd, że po 30-tce jestem dziewicą”

Redakcja poleca

REKLAMA