„Przed laty straciłam przez jakiegoś kochasia przyjaciółkę. Zostawiła mnie z firmą na głowie, bo zachciało jej się amorów”

samotna staruszka fot. Adobe Stock, Юлия Завалишина
„Odkąd przeszłam na emeryturę, coraz częściej wspominam dawne czasy. Większość starych znajomych odnalazłam na portalach społecznościowych, z niektórymi piszemy do siebie, czasem dzwonimy. Nikt jednak nie ma pojęcia, co się dzieje z Karoliną – kamień w wodę!”.
/ 09.04.2023 19:15
samotna staruszka fot. Adobe Stock, Юлия Завалишина

A przecież długo była najbliższą mi osobą: mieszkałam z nią przez trzy lata studiów, potem założyłyśmy wspólnie firmę kosmetyczną, która odniosła dość spektakularny w tamtych czasach sukces. Dziś to już wszystko wyblakłe obrazki, ale jednak brakuje mi w tej historii zakończenia… Jakoś na starość robię się sentymentalna. Może zawsze taka byłam, tylko zdrowy rozsądek męża stawiał temu tamę?

– Daj sobie spokój, Barbara – powtarzał. – Znajomości, a nawet przyjaźnie to sprawy przejściowe… Skoro wygasły, widocznie tak miało być.

–  Ale ja jestem samotna – jęczałam.

–  Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – ucinał. – Jak ci brakuje koleżanek, zacznij chodzić na gimnastykę albo coś… Zostaw sobie miłe wspomnienia, zanim skończy się jak z tą Dagmarą.

– Bernadettą – poprawiłam machinalnie.

Skąd mogłam wiedzieć, że odnaleziona przyjaciółka z liceum okaże się pijawką
sępiącą wszystko, od sukienki po pieniądze? Pochodziła przecież z takiej porządnej rodziny!
Teraz jednak, po śmierci Mariana, nie było przy mnie nikogo z zimną krwią, toteż, gdy lekarz zaproponował mi sanatorium, od razu pomyślałam o Zachodniopomorskiem.

– Połczyn-Zdrój będzie idealny dla pani osteoporozy – potwierdził doktor. – Kawał drogi, prawda?

– Mam tam w okolicach przyjaciółkę – poinformowałam. – Połączę przyjemne z pożytecznym.

– I bardzo dobrze – stwierdził z uśmiechem. – Trzeba mieć wciąż nowe plany.

Chyba umarłabym tam z nudów

W końcu wsiadłam do autokaru, który miał mnie zawieźć do Połczyna. Odkąd Karolina wyprowadziła się w miejsce, które w owych czasach było dla mnie tylko koszmarnym zadupiem, byłam tu raz, głównie po to, by sprawdzić, czy nie uda się jej namówić na powrót do firmy. Nikt przecież nie rzuca dorobku życia z dnia na dzień tylko dlatego, że obejrzał w Berlinie film wyświetlany przez aktywistów. A już na pewno nie Karolina – ze wszystkich dziewczyn, jakie kiedykolwiek znałam, była najbardziej pragmatyczna.

Miałam wrażenie, że przez ostatnie dwadzieścia lat nie zmieniło się na Pomorzu zbyt wiele. W najlepszym razie można je było nazwać zielonymi płucami Polski, ale nawet teraz, po sześćdziesiątce, czułam, że w czasie pierwszej spędzonej tu zimy po prostu umarłabym z nudów.

Pomyślałam, że cała ta podróż sentymentalna jest pomyłką. Karolina razem ze swoim fotografem na pewno już dawno się stąd wyniosła. Ostatecznie jest mnóstwo ciekawszych miejsc, gdzie można robić zdjęcia zwierzętom, a gość, z tego, co pamiętałam, miał spore wzięcie. Dworek, który remontowali, gdy tu byłam, znalazłby amatora w każdej chwili. Po co myśmy w ogóle wtedy pojechały do tego Berlina? Na jakąś wystawę?

– Jedź ze mną, Basiulek – prosiła Karolina. – Jeszcze nie byłam w Berlinie!

– Chyba jesteś ostatnią osobą w tym kraju, która go nie zaliczyła – postukałam się w głowę.

Nasi wciąż tam jeździli handlować; nawet mnie się zdarzyło, gdy bieda przycisnęła na początku studiów.

– Słuchaj – powiedziała wreszcie. – Ja i tak pojadę. Jak się zgubię, zostaniesz sama z nową linią kremów, a nawet nie jesteśmy jeszcze w połowie projektu.

O ironio, choć z nią pojechałam, i tak zostałam sama z tym projektem. Często się nawet zastanawiałam, czy gdyby nie ten Berlin, nasza firma miałaby szansę rozkwitnąć i przetrwać do dzisiaj. Miałyśmy niezły potencjał, więc kto wie, kto wie…

Berlin w tamtym czasie, bo nie wiem, jak teraz, to był jeden wrzący tygiel kultury, sztuki, przemysłu, ciemnych interesów i pięknych inicjatyw. Coś, co oszałamiało przybyszy ze wschodniej części Europy. Chodziłyśmy z Karoliną po ulicach, chłonąc cały ten twórczy galimatias, zachwycając się ulicznymi grajkami i galeriami sztuki, kosztując drogiej jak cholera kawy w przytulnych knajpkach.

Do jednej z takich knajpek zwabiła nas muzyka Pink Floyd – nie przypuszczałyśmy, że jest ona tylko ścieżką dźwiękową do wyświetlanych drastycznych filmów o doświadczeniach przeprowadzanych na zwierzętach. Wystarczył rzut oka na parę zdjęć z wiwisekcji królika, by zrobiło mi się niedobrze.

– Spadamy stąd – pociągnęłam Karolinę za rękaw.

Tę jednak jakby wmurowało. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na wszystkie te potworności, a na koniec rozryczała się jak dziecko. Wtedy podszedł do nas Dieter, przystojny jak diabli fotograf, na którego miałam chrapkę od pierwszego momentu, ale on jakoś nigdy mnie nie dostrzegał. To Karolina wpadła mu w oko i to z nią się w końcu ożenił…

Tak, ten wyjazd wszystko zmienił

– Zrozum mnie – oświadczyła Karolina po powrocie. – Nie mogę udawać, że nie wiem, jak testują specyfiki, których używa się kremach. Nie po tym, co zobaczyłam.

– Ale przecież nikt nie kupi kosmetyków, które nie będą testowane! – tłumaczyłam. – Nikt się nie narazi na to, że po użyciu maseczki zostanie z krwawymi wybroczynami na pół twarzy.

– Właśnie dlatego odchodzę – powiedziała i naprawdę to zrobiła.

– Uważam zupełnie inaczej – stwierdziła podczas moich jedynych odwiedzin. – Nie zostaliśmy stworzeni po to, by wykorzystywać słabszych od siebie, ale by im pomagać. Tak to widzę i myślę, że jeżeli wyposażono nas w takie narzędzia jak współczucie i empatia, to po to, byśmy ich używali.

Akurat, gdybyśmy wszyscy tak myśleli, to nie byłoby żadnego postępu! Im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałam, tym bardziej cały ten wyjazd do Połczyna wydawał się bez sensu. Dobrze chociaż, że sanatorium okazało się profesjonalne. Nawet jeśli moja wyprawa zacznie i skończy się na kuracji, to i tak wyjdę na plus.

Po trzech dniach postanowiłam jednak zrealizować pierwotny plan. Ostatecznie pomyślałam: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Spacerkiem dotarłam na obrzeża miasta, gdzie w enklawach zieleni rozlokowały się stylowe wille, pamiętające jeszcze niemieckich mieszkańców. Nie byłam pewna, czy rozpoznam dworek dawnej przyjaciółki, ale tylko on jeden otoczony był pięknym białym murem, który utkwił mi w pamięci.

Dziś jednak mur sporo stracił na urodzie…

Jakiś gówniarz wysprejował na nim „ Głupia c…”.  Połowa napisu była zamazana białą farbą, ale i tak każdy wiedział, co „artysta” chciał przekazać, zresztą kawałek dalej widniała następna genialna myśl: „Stara rura”. Boże, pomyślałam, jest aż tak źle? Zajrzałam przez pręty kutej furtki: po zaniedbanym trawniku krążyły kulawe kundle ze zmierzwioną sierścią, a na werandzie wylegiwały się stada kotów. Zanim zdążyłam pomyśleć, moja dłoń już naciskała dzwonek. Po kilku minutach drzwi willi się uchyliły, drobna figurka wyszła na ganek:

– Wezwę policję! To jest nękanie starych ludzi!

– Karolina, to ja, Baśka! – wrzasnęłam. Psy szalały.

– Policję to ja zaraz wezwę! – wydarł się przez okno sąsiedniej willi jakiś facet.

– Odpieprz się pan! – pokazałam mu środkowy palec, bo nerwy miałam już napięte jak postronki.

Karolina sfrunęła ze schodów i po chwili stała przy furtce.

– Basia?!

– Nie wejdę tu – zapowiedziałam. – Jak chcesz pogadać, to na zewnątrz. Boże, coś ty tu narobiła?

– Dieter też tak mówił, jak się wyprowadzał – roześmiała się czystym, bardzo jeszcze młodym śmiechem. – Ale nie jest tak źle.

– Właśnie widzę – pokazałam napisy na murze.

– A niby kto mi te zwierzaki przerzuca przez płot? – prychnęła Karolina. – Same nie wchodzą.

– Do mnie jakoś nikt nie wrzuca – burknęłam.

– Bo wszystkie są u mnie – spoważniała. – Twoje też.

Stała obok, drobna, z rękami wbitymi w kieszeń fartucha, a psy zza prętów obserwowały każdy nasz ruch. Bardzo powoli, by ich nie zdenerwować, objęłam ją i po chwili poczułam, że odwzajemnia uścisk.

Czytaj także:
„Moja przyjaciółka jest mistrzynią narzekania. Kiedyś ją uwielbiałam, ale dziś mam dość tej toksycznej baby"
„Moja przyjaciółka desperacko chce wyjść za mąż i zawsze udaje przed facetami kogoś, kim nie jest. Nic dziwnego, że ją rzucają”
„Mój przyszły mąż zostawił dla mnie narzeczoną. Przez 2 lata nie wiedziałam, że była nią moja przyjaciółka”

Redakcja poleca

REKLAMA