„Na własne życzenie wpakowałem się do piekła. Teściowa wyzywała mnie od gołodupców, a żona mieszała z błotem”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Bits and Splits
„Czepiała się o wszystko, powtarzała, że gdybym nie wpędził Małgosi w dzieciaka, to ona mogłaby wyjść za mąż o wiele lepiej. Nazywała mnie gołodupcem z zadatkami na tyrana. Buntowała moją żonę i co najgorsze, wyśmiewała się z tego, jak mówię i do czego jestem przyzwyczajony”.
/ 11.07.2022 08:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Bits and Splits

Mój dziadek był górnikiem, ojciec był górnikiem i ja przepracowałem pod ziemią wiele lat. Z tego się nie wyrasta, tak jak się nie wychodzi z domu, w którym od pokoleń mężczyźni i kobiety mieli swoje ustalone role i pozycje. Dzisiaj to wiem, ale w młodości człowiek myśli, że jak czegoś chce, to może! Musiałem dostać boleśnie po krzyżu, żebym pojął swój błąd.

Poznałem Małgosię na weselu mojego kuzyna

Była krewną jego najlepszego kumpla i dlatego znalazła się wśród gości pana młodego. Od razu mi się spodobała. Miała bardzo jasne włosy, zielonoszare oczy i piękny uśmiech. Po pierwszym wspólnym tańcu wiedziałem, że nic mnie nie obchodzi dziewczyna, z którą przyszedłem na to wesele, i choćby waliły siarczyste pioruny, Małgosia musi być moja!

Za tą Gretę, która przeze mnie podpierała ściany, zrugał mnie mój własny ojciec. Powiedział, że to niehonorowo zaprosić pannę na imprezę, a potem ją opuścić dla innej, ale nie chciałem słuchać, bo Małgosia tak mi się spodobała jak jeszcze dotąd żadna i nie myślałem już o niczym, tylko o tym, żeby mi jej nikt nie odebrał.

Pech chciał, że mieszkała daleko, aż pod Grójcem, więc o częstych spotkaniach nie mogło być mowy. Tęskniłem, wisiałem na telefonie, dwa razy do niej pojechałem, ale to wszystko była kropla w morzu moich pragnień. Zakochałem się jak wariat i chciałem z nią być ciągle… więc postanowiłem się ożenić.

Miałem wtedy 22 lata

Po skończeniu zawodówki od trzech lat pracowałem pod ziemią, nieźle zarabiałem i byłem pewien, że to dobry czas na założenie rodziny, tym bardziej że Małgosia wydawała mi się kobietą mojego życia.

Moi rodzice mieli dom z niedużym ogrodem i od zawsze było wiadomo, że poddasze należy do mnie. Wystarczyło je wyremontować i się wprowadzać… Ja nie widziałem żadnych przeszkód. Jednak mój ojciec powiedział „nie”. Mama się z nim zgadzała, i to nie dlatego, że na ogół zawsze to, co on mówił, było święte. Też tak uważała.

– Ani ty dla niej, ani ona dla ciebie, synu – powiedziała. – Posłuchaj serca matki i nie marnuj sobie życia!

Najpierw spokojnie pytałem, czego od niej chcą. Mówili, że jest pyskata, że nie ma pojęcia o gospodarstwie, nie zna się na kuchni, że ma lekką rękę do wydawania pieniędzy i że we wszystkim pokazuje własne zdanie.

Mówili, że wychowała się bez ojca, że jest „panieńska” i że jej matka, jak była młoda, często zmieniała chłopów, więc kto wie, czy i nie ona taka będzie.

– Za ładna na żonę – dodawał mój ojciec, nie przejmując się tym, że mama jest obok, ale ona zamiast się zezłościć, tylko kiwała głową, że racja jest po jego stronie.

Chcieli mnie przekonać, że powinienem wziąć sobie dziewczynę nie za piękną, umiejącą gotować, oszczędną i cichą. Uważali, że tylko z taką mogę być szczęśliwy, ale ja uważałem inaczej i po kolejnej kłótni wyprowadziłem się z domu, a potem wyjechałem pod ten Grójec i zamieszkałem u Małgosi i jej matki.

Po paru miesiącach wzięliśmy ślub

Małgosia ledwo się mieściła w białą sukienkę, bo była w ciąży, ale i ona, i jej matka uparły się na welon, więc wyglądała dziwnie i śmiesznie. Nikt z moich bliskich tego nie widział, bo nikogo nie było na tym ślubie.

Obrazili się i zerwali ze mną kontakty. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że mogą mieć rację w wielu sprawach, ale już na wszystko było za późno!

Nadal kochałem Małgosię, choć ona i jej matka dały mi mocno popalić. Nie znałem wcześniej takich kobiet. Na moje jedno słowo one miały trzy i wszystkie bardzo głośne.

W naszym domu z przechodnim pokojem, w którym mieszkaliśmy, było zawsze pełno ludzi; sąsiadek, znajomych, koleżanek i każdego, kto akurat nie miał nic do roboty. Siedziały, plotkowały, popijały kawkę i winko, marnowały czas, choć dookoła było tyle roboty, że nie wiadomo w co ręce włożyć.

Moja mama wiecznie coś odkurzała, wycierała, myła, piekła ciasta, gotowała, prała albo szyła. Nie widziałem jej siedzącej i tracącej czas na głupoty. Nawet kiedy oglądała telewizję, robiła na drutach albo szydełkowała.

Więc te babki porozsiadane i paplające cały dzień o niczym strasznie mnie wkurzały, ale nie mogłem się odezwać, bo ja mieszkałem u nich, a nie one u mnie, i nie zarabiałem tyle, aby się zatkały. Dostałem byle jaką robotę u prywaciarza i musiałem się tym zadowolić, bo mój fach i moja górnicza zawodówka tutaj nic nie znaczyły.

Teściowa wciąż ze mnie drwiła

Poważniejsze konflikty z teściową zaczęły się dosyć szybko. Czepiała się o wszystko, powtarzała, że gdybym nie wpędził Małgosi w dzieciaka, to ona mogłaby wyjść za mąż o wiele lepiej i przy okazji ustawić matkę. Nazywała mnie gołodupcem z zadatkami na tyrana. Buntowała moją żonę i co najgorsze, wyśmiewała się z tego, jak mówię i do czego jestem przyzwyczajony.

Na przykład u mnie w domu nie zaczynało się obiadu, dopóki ojciec nie usiadł przy stole, a tutaj nie tylko często obiadu w ogóle nie było, ale w dodatku każdy jadł, gdzie mu akurat wypadło: przed telewizorem, na kanapie, w kuchni albo nawet w łóżku.

Szybko się połapałem, że się raczej nie dogadamy. Namawiałem Małgosię, abyśmy wrócili do mnie, obiecywałem, że jakoś ugłaskam rodzinę, ale nie chciała o tym słyszeć. Prawdziwy koszmar zaczął się po narodzinach naszej córki.

Obie z matką w ogóle mnie nie dopuszczały do małej, mogłem ją oglądać tylko z daleka i ciągle słyszałem, że jestem za niezdarny, aby mi dać dzieciaka na ręce. W domu był jeszcze większy bałagan niż zwykle. Małgosia całe dnie chodziła w szlafroku, rozmemłana, rozczochrana, ziewająca i płaczliwa.

Dla mnie nie miała ani jednego dobrego słowa

Wytrzymałem rok w tym piekle. Przez ten czas tak się od siebie z Małgosią oddaliliśmy, że byliśmy dla siebie jak obcy. Spałem w kuchni na polówce, ale gdyby mnie wpuściła na swój tapczan, nawet bym jej nie dotknął, bo nie czułem do niej nic oprócz złości i niechęci.

Nie mogłem uwierzyć, że tak niedawno była dla mnie wszystkim. Teraz dałbym wszystko, aby się od niej uwolnić. Po kolejnej kłótni powiedziałem, że się wyprowadzam. Usłyszałem, że krzyż na drogę i że ona zakłada sprawę o rozwód i alimenty. I żebym się nie pokazywał, bo ma mnie dosyć i mnie nienawidzi. I że zmarnowałem jej życie…

Wróciłem na Śląsk. Pierwszą osobą, którą zobaczyłem po wyjściu z dworca, była ta sama Greta, którą kiedyś wystawiłem na weselu kuzyna. Aż krzyknęła na mój widok, tak się podobno zmieniłem i taki byłem zmarnowany.

Najpierw poszliśmy do baru na obiad, potem na piwo, a jeszcze potem ona zabrała mnie do siebie. Miała własny pokój z kuchnią po babci, czyściutki, jasny, pachnący i miły, więc pomyślałem, że dobrze byłoby tu zostać i odpocząć.

Ona nadal była mi obojętna, ale pomyślałem, że skoro nie udało się z taką, którą kochałem, to może się uda z taką, która mnie ani ziębi, ani grzeje. Ona była chętna, ja długo nie miałem kobiety, więc wszystko się skończyło tak, jak się skończyło.

Gdy mi przeszła złość na moją żonę, zacząłem wariować z tęsknoty, tym bardziej że zostawiałem przecież także córkę i miałem przez to dodatkowe wyrzuty sumienia. Jeździłem do nich, ale to nic nie dało, bo Małgosia żyła już z innym facetem, jakimś ogrodnikiem z hektarami, i nie chciała o mnie nawet słyszeć.

Walka o rozwód i dziecko trwała ponad dwa lata i wyszedłem z niej jeszcze bardziej poharatany niż przedtem. Mała Joasia została przy matce. Niby mogłem ją swobodnie widywać, ale co mi z tego, kiedy ona mówiła „tata” na tamtego ogrodnika, a do mnie się prawie nie odzywała. Obraziłem się na dziecko i przestałem o nie zabiegać. Dzisiaj tego żałuję.

Drugi raz nie zaryzykuję ślubu

Z moimi rodzicami mam kontakty poprawne, ale rzadkie. Oni mi nie mogą wybaczyć tego, co zrobiłem, ja mam żal, że przez ich niezgodę musiałem wyjechać i przeżyć to, co przeżyłem. Są już bardzo starzy, a wnuczkę znają tylko z fotografii.

Wygląda na to, że swoją niechęć do Małgosi przenieśli na naszą córkę i może dlatego o nią nie dopytują i nie dbają o kontakt. Moja mama by tego chciała, lecz gdy raz wspomniała o Joasi przy ojcu, on tak na nią spojrzał, że zaraz położyła uszy po sobie i zamilkła. To się u nas nie zmieniło!

Dziś Joasia to już dorosła panna. Jest śliczna i mądra. Chciałbym czasami z nią się spotkać, ale tak się ułożyło, że ona tego nie pragnie. Małgosia od dawna nie jest z tym ogrodnikiem, obecnie ma jakiegoś Włocha i mieszka w Palermo. Joasia często do niej jeździ, więc tym bardziej trudno mi się wpasować w ich kalendarz.

Ja nadal jestem z Gretą, choć bez ślubu. Doskonale wiem, że ona bardzo by tego chciała, ale nie zaryzykuję. Greta jest dobra i pomogła mi stanąć na nogi. Przy niej odzyskałem równowagę i wyszedłem na prostą. Dzieci nie mamy. Jestem z tego zadowolony.

Czytaj także:
„Moje małżeństwo było pomyłką. Pijany mąż nawet nie zauważył, kiedy rodziłam. Gdy zmarł, poczułam ulgę”
„Oddaliśmy dom córce i zięciowi, ale oni wszystko w nim pozmieniali. Nie mają za grosz szacunku do naszej pracy!”
„Wezwałem karetkę do nieprzytomnego człowieka. Po wszystkim jestem uboższy o kilka stówek i grozi mi sprawa w sądzie”

Redakcja poleca

REKLAMA