„Przed laty dziadek przywłaszczył sobie babcię jak rzecz. Nie interesowało go, że ona go nie kocha, miała być jego i już”

Skłócone małżeństwo fot. Adobe Stock, Fabio
„Dziadek się w Zosi zakochał wielką, szaloną miłością i postanowił zrobić wszystko, żeby ją przed tym klasztorem zasłonić. W ogóle nie liczył się z jej uczuciami i pragnieniami, był pewien, że to bzdury, które przejdą jak zła pogoda, kiedy tylko dziewczyna pozna prawdziwą miłość i mężczyznę”.
/ 22.02.2023 10:30
Skłócone małżeństwo fot. Adobe Stock, Fabio

Moja babcia ze strony taty jest nieduża i szczupła. Ma siwe włosy i oczy niebieskie jak wypłowiałe chabry. Rzadko się uśmiecha. Codziennie, bez względu na pogodę, chodzi do pobliskiego kościoła na mszę świętą. Zawsze siada w tej samej ławce pod chórem. 

Natomiast dziadek w ogóle nie chodził do kościoła, nawet w największe święta. Nie tylko pod tym względem różnił się od babci; był wysoki, postawny, czarnooki, głośno mówił i lubił opowiadać dowcipy. Kiedy się na nich patrzyło, trudno było pojąć, czemu się kiedyś pobrali, bo żyli jak obcy: niby pod jednym dachem, ale w osobnych pokojach i rzadko z sobą rozmawiali. W dodatku babcia podkreśla, że nigdy nie wierzyła w żadną miłość, i wyłącza telewizor, kiedy pokazują komedie romantyczne.

– Bzdury – mówi. – Tylko mącą ludziom w głowach.

W pokoju babci wisi wiele świętych obrazów, a w pokoju dziadka tylko jeden zimowy pejzaż przedstawiający rzekę do połowy skutą lodem, bezlistne, czarne drzewa, ziemię pod śniegiem i jednego ptaka zawieszonego na szarym niebie. Ten obraz jest strasznie smutny. Pamiętam, że nigdy nie lubiłem na niego patrzeć i kiedy już dorosłem, pytałem dziadka, czemu trzyma u siebie taki koszmarek.

– Bo to samo życie – odpowiedział. – W każdym razie moje na pewno!

Wtedy nie wiedziałem, o co mu chodzi

Dopiero kiedy dziadek zachorował i wymagał stałej opieki, a babcia sobie z tym nie radziła, bardzo się do nich obojga zbliżyłem i poznałem tajemnicę ich trudnego i nieszczęśliwego związku.

Dziadek już nie wstawał z łóżka, ale jeszcze dosyć wyraźnie mówił, więc powoli, z przerwami, opowiedział mi, co się wydarzyło, kiedy oboje z babcią byli młodzi, zdrowi i mieszkali w jednej wsi: babcia w drewnianym domu pod lasem, a dziadek w murowanym, dużym, stojącym u wylotu drogi parę kilometrów dalej, łączącej się z asfaltówką prowadzącą do pobliskiego miasteczka.

Babcia była najładniejszą dziewczyną w całej okolicy! Miała dopiero szesnaście lat, a już starali się o nią synowie najbogatszych gospodarzy, ale ona nie chciała słyszeć o zamążpójściu. Postanowiła zostać zakonnicą. Zawróciła jej w głowie ciotka ze strony matki, też w habicie, i młodziutka Zosia uznała, że i dla niej nie ma innego miejsca na świecie, tylko klasztor.

Rodzina Zosi nie protestowała, bo w tamtych latach mieć wśród bliskich księdza lub zakonnicę to był zaszczyt, a poza tym oprócz Zosi były jeszcze dwie córki i syn, więc miał kto zostać na gospodarstwie. Dziadek się w Zosi zakochał wielką, szaloną miłością i postanowił zrobić wszystko, żeby ją przed tym klasztorem zasłonić. W ogóle nie liczył się z jej uczuciami i pragnieniami, był pewien, że to bzdury, które przejdą jak zła pogoda, kiedy tylko dziewczyna pozna prawdziwą miłość i mężczyznę. Dziadek był od babci starszy o osiem lat, już znał kobiety, miał wielki temperament i nie wyobrażał sobie, aby którakolwiek mu się oparła.

– Wszystkie są moje – powtarzał. – Jak nie tak, to inaczej. Najpierw udają cnotliwe, a potem są zadowolone. W tych sprawach nie ma nic gorszego niż cackanie się i ustępowanie. Trzeba iść twardo i brać, co się chce. To jedyny sposób!

Dziadek zrobił z Zosią, co chciał, w pewien październikowy dzień, kiedy wracała z kościoła po wieczornym różańcu. Czekał na nią w gęstym świerkowym młodniaku i tam jej pokazał, że faktycznie nie liczy się ze zdaniem kobiet i że gdy już postanowił, że Zosia będzie jego, tak ma być! Uwiódł ją, do niczego nie zmuszał, a jednak sugerował, że życie bez mężczyzny to wcale nie życie. Uległa tylko raz.

Zosia po tym pierwszym i jedynym razie zaszła w ciążę. Podobno jej ciotka zakonnica kazała jej wyjść za mąż za dziadka, tłumacząc, że taka najwidoczniej była wola boska, więc musi się z nią pogodzić.

Ich ślub był cichy, bez wesela, bez gości, tańców i prezentów. Zosia przeniosła się do domu męża i przez wiele miesięcy stamtąd nie wychodziła nawet na podwórko. Ludzie plotkowali, że zwariowała, że całymi dniami siedzi bezczynnie na skrzyni stojącej w najciemniejszym kącie izby i że się do nikogo nie odzywa. Mówili, że zagroziła dziadkowi podpaleniem domu i czymś jeszcze gorszym, jeśli ją dotknie, więc on niby miał żonę, ale tak jakby jej nie miał, bo Zosia się do niczego nie nadawała: ani do życia, ani do pracy.

To trwało do narodzin mojego taty. Potem powoli babcia zaczęła się budzić, bo faktycznie jej stan przypominał zły sen, z którego wyciągał ją płacz dziecka i jego gaworzenie. Kiedy syn Zosi zaczął robić pierwsze samodzielne kroki, ona wróciła do normalności, z tym że nadal traktowała dziadka jak powietrze albo jak sprzęt, który stoi na drodze, więc trzeba go omijać. Dlatego myślał, że dużo lepsze byłoby dla niego więzienie lub tortury niż ta obojętność, bo jego miłość do Zosi nie przeszła, a w dodatku dołączyły do niej straszne wyrzuty sumienia.

Jeszcze raz spróbował ją wziąć siłą, ale podobno najpierw mu zesztywniała w ramionach jak kawałek drewna, a potem zaczęła się okropnie trząść, więc to była ostatnia próba zbliżenia się do żony.

Odtąd żyli obok siebie jak obcy…

Babcia powiedziała, że nie zabierze syna i nie odejdzie od dziadka pod warunkiem, że on przysięgnie w kościele, przed Sakramentem, zostawić ją w spokoju. Będzie pracowała w gospodarstwie i w domu, będzie przed ludźmi zachowywała pozory, ale tylko wtedy, gdy zostaną białym małżeństwem. Inaczej stanie się coś strasznego…

Dziadek się przestraszył i uwierzył. Nic nie zostało z tego pewnego siebie, mocnego chłopa, który z nikim się nie liczył, a kobiety traktował z góry i bez żadnego szacunku. Nadal wyglądał na siłacza, ale wystarczyło jedno spojrzenie babci, a kulił się jak zając pod miedzą i robił, co zdecydowała.

Kiedy ich syn, a mój tata dorósł do wieku szkolnego, babcia postanowiła sprzedać gospodarkę i zamieszkać tam, gdzie według niej dziecko ma więcej możliwości rozwoju i nauki.

Kupili spore mieszkanie w starej kamienicy, dziadek je własnoręcznie wyremontował, bo znał się na budowlance i był złotą rączką, zamieszkali w osobnych pokojach i dosyć szybko przyzwyczaili się do nowych warunków. Dziadek znalazł pracę, babcia dorabiała chałupniczo, szyjąc, a mój tata chodził do pobliskiej szkoły, od początku będąc zdolnym i pracowitym uczniem. Dziadek na pewno miał jakieś kobiety, ale nikt nigdy się o tym nie dowiedział niczego pewnego.

Bał się, że powtórzę jego błędy

Oboje bardzo kochali syna. Babcia, która była młodą kobietą, postanowiła wieczorowo skończyć szkołę średnią, żeby pod względem umysłowym mu dorównywać. Dziadek robił coraz to nowe kursy mistrzowskie, tak że kiedy mój tata zdawał maturę i na studia, jego rodzice w niczym nie przypominali tej pary sprzed lat, która tak źle zaczęła wspólne życie.

Kiedy po studiach tata się ożenił, dziadkowie oddali młodym swoje mieszkanie, a sami przenieśli się do dwóch spółdzielczych pokoików, które przez wiele lat opłacali dla syna. Nadal mieszkali osobno, ale na spacery ze mną, ich wnukiem, wychodzili razem. Wyglądali wtedy na szczęśliwych, jakby nadrabiali tamte smutne lata, choć nadal o bliskości między nimi nie było mowy.

Nie wiem, czy ktokolwiek wiedział, co naprawdę ich dzieli. Myślę, że to była rodzinna tajemnica zdradzona przez dziadka dopiero mnie. Dlaczego właśnie mnie? Dziadek sam mi to wyjaśnił. Powiedział, że nie chce, abym kiedykolwiek popełnił jego błędy, bo we mnie widzi samego siebie z młodości. Jestem taki jak on: porywczy, ambitny i przeświadczony, że ma być tak, jak postanowię.

Dziadek się bał, że mogę w jakimś sensie powtórzyć jego błąd, bo lubię sobie podporządkowywać innych i nie bardzo się liczę z cudzym zdaniem, a o kobietach zdarza mi się mówić lekceważąco i tak, jakbym lepiej od nich wiedział, czego im potrzeba. Dziadek się martwił, że – jak do tej pory – wszystkie moje dziewczyny odchodzą po krótkiej znajomości.

Miłość jest łagodna i cierpliwa

– Jak się nie ogarniesz i nie zrozumiesz, że siłą i brutalnością można zniszczyć wszystko, co ważne, niczego nie osiągniesz – powtarzał. – Nie bierz ze mnie przykładu, bo i ty przegrasz życie. Jeśli kochasz kobietę, to nawet gdybyś się nie zgadzał z jej projektami i pomysłami, traktuj je poważnie i nie wymuszaj, aby je zmieniła. Miłość jest łagodna i cierpliwa. Ci, którzy o tym zapominają, ryzykują, że od nich miłość ucieknie, tak jak uciekła ode mnie. Pamiętaj o tym.

Dziadek odszedł parę dni po naszej rozmowie. W dzień przed tym była u niego babcia Zosia i już nie odeszła od jego łóżka do samego końca. Chyba sobie wybaczyli. Bardzo chciałbym, żeby tak było.

Czytaj także:
„Mój dziadek całe życie kochał inną kobietę. Z babcią ożenił się z przymusu, bo nikt inny jej nie chciał”
„Mamę gnało w świat, mnie podrzucała dziadkom. Obdarzała miłością kolejnych kochanków, ale poskąpiła jej własnej córce”
„Byłam wściekła, gdy dowiedziałam się, że dziadek uświadamia mojego syna w sprawach łóżkowych. Kto mu dał prawo?”

Redakcja poleca

REKLAMA