– Mamo, skromne mogą być 59. urodziny, ale nie okrągła sześćdziesiątka! – przekonywała mnie córka. – Trzeba urządzić imprezę tak głośną, że będziemy ją latami wspominać!
Syn oczywiście ją poparł:
– O nic się nie martw, mamo. My wszystko zorganizujemy. Żarełko, zmywanie i tak dalej, bierzemy na siebie! – uderzył się uroczyście w piersi.
– Chcesz powiedzieć, że upieczecie mój popisowy placek z różą? – nie dowierzałam.
– Zgoda na placek z różą – łaskawie przystał Tomek. – Ale o nic więcej się nie troszcz, mamusiu – zastrzegł i pocałował moje dłonie.
Popatrzyłam pytająco na męża
Edward tylko rozłożył ręce i doradził:
– Co tam, daj im się raz wykazać, całe życie ty wokół nich tańczyłaś. Ciekawe, jak się sprawią.
Co racja, to racja. Ewelina jako dziecko chorowała na astmę. Wiele miesięcy spędziła w Sanatorium „Leśny Ludek” w Rabce. Dzięki naszej trosce wyszła z tej ciężkiej choroby i teraz jest szczęśliwą mamą szesnastoletnich bliźniaczek Krysi i Natalii. Jej mąż, Ryszard, od 6 lat pracuje w Londynie. Córka nie była skora wyjeżdżać, choć namawiał ją wiele razy, by tam się osiedlili. Instynktownie czułam, że pomysł zorganizowania dużej imprezy wyszedł właśnie od Eweliny. Pragnęła pojawić się na niej u boku męża, z dziećmi. Na chwilę zadrżało mi serce.
„Czyżby u nich źle się działo?” – pomyślałam.
Na razie nic na to nie wskazywało. Ryszard to ambitny, odpowiedzialny mężczyzna, inżynier elektronik. Cieszyłam się, że mam takiego zięcia. Nieraz podpytywałam córkę:
– Co u was? Wszystko w porządku? Kiedy Ryszard przyjedzie?
– Wszystko dobrze, mamo – nieodmiennie zapewniała mnie Ewelina.
Gdy jednak w cztery oczy zapytałam ją, dlaczego tak zależy jej na hucznym przyjęciu, odpowiedziała:
– Mamo, wiem, że w natłoku obowiązków nie odwiedzam cię tak często, jakbym chciała. A jesteś naszym skarbem, wiesz? Pragnę pokazać wszystkim krewnym, jak jesteś dla mnie ważna, i podziękować ci za to, co dla mnie w życiu zrobiłaś.
Szczerze się po tym wyznaniu popłakałyśmy. Ja i córka. Nie omieszkałam podpytać także mojego syna o motywy, którymi się kierował… Tomasz niedawno został ojcem. Ponad 8 lat starali się z Patrycją o dziecko, aż wreszcie, trzy lata temu, urodził im się Jaś. Pucołowaty szkrab o jasnych włosach i niebieskich oczach. Jak oni się cieszyli z narodzin! A ja ile się wymodliłam, by wreszcie zostali rodzicami… Chuchali i dmuchali na swojego jedynaka, który był chorowity i dość późno zaczął mówić.
– Mamo, Jaś powie ci na twoich urodzinach coś bardzo ważnego – oznajmił Tomasz.
– A co? Wyrecytuje „Ja, mały robaczek”? – sondowałam.
– No, jeszcze nie tak, ale po swojemu okaże ci swoje uczucia. Będziesz mile zaskoczona.
Uspokoiłam się, gdy mi to dzieci oznajmiły
Zabrałam się do porządków i pieczenia placka z różą. Siedziałam na honorowym miejscu jak jakaś królowa Na urodzinach pojawiła się niemal cała bliższa i dalsza rodzina. Przyjechali: mój brat i siostra z dziećmi, dwie kuzynki z mężami, wiekowy wuj i paru dalszych kuzynów. W ciągu paru chwil dom wypełnił się gwarem i śmiechem. Nie wiem kiedy zastawiono dwa stoły mnóstwem dań. Dosłownie tonęłam w ramionach krewnych, przyjmowałam kwiaty, prezenty i ciepłe słowa. Od syna dostałam opłaconą dwuosobową wycieczkę do Rzymu na całe dziesięć dni! To było moje marzenie! Ryszard z Eweliną kupili mi fotel bujany. Od wnuczki Krysi dostałam swój fotograficzny portret, a od Natalii akwarelę przedstawiająca przydomowy ogród. Bliźniaczki chodzą do liceum, są uzdolnione plastycznie. Gdy goście oglądali mój portret i omawiali głośno urok akwareli, podszedł do mnie zięć. Ryszard ściszonym głosem powiedział, że prawdopodobnie w przyszłym roku zjedzie na stałe do Polski.
– Wiesz, mamo, ta rozłąka źle na mnie działa. Widzę, że oddalam się od Eweliny, od dzieci…
– Zawsze ci mówiłam: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Pocałował mnie mocno w policzek, a w moje serce wlała się otucha. Spojrzałam na Ewelinę. Moja córka stała rozpromieniona, wreszcie spokojna i szczęśliwa. Nagle ktoś pociągnął mnie za spódnicę. No tak, mój ukochany wnuczek, Jaś. Podniosłam go wysoko.
– Ostrożnie mamo, to już kawał chłopa – uprzedził syn.
Usiadłam, ułożyłam wnuczka na kolanach. W prawej ręce trzymał porysowaną kartkę papieru.
– Mieliśmy z Jasiem trochę zamieszania, mamo. Gdy zobaczył, że bliźniaczki wręczają ci portret i akwarelę – gdzieś nam zniknął. Przeszukałem cały dom. Znalazłem go w małym pokoju, gdzie się z nim często bawisz.
– Czego tam szukałeś, kochanie? – zapytałam wnuczka.
Popatrzył na mnie dużymi niebieskimi oczętami i podał mi pokolorowaną kartkę, mówiąc:
– Baba ma!
Wzięłam do ręki rysunek, który na pierwszy rzut oka wydawał się po prostu dziecięcym bohomazem.
– Mamo, Jaś bardzo się starał ciebie narysować, denerwował się… – usprawiedliwiał go Tomasz.
Synowa pogłaskała główkę synka.
– Miał za mało czasu, by oddać na papierze cały urok babci – powiedziała z uśmiechem.
Przytuliłam wnusia czule
W gąszczu kolorowych kresek odnalazłam szkic postaci. Serce radowało się, gdy zorientowałam się, że lewą nogę narysował mi krótszą, a u prawej dłoni ledwie trzy palce. Drobiazgi! Nie warto się nimi przejmować. Najważniejsze są chęci wnusia.
– Powiedz babci, co w domu mówiłeś, Jasiu – dopingował syna Tomasz.
Wnuczek obrócił niebieskimi oczkami i rozdziawił buzię. Cóż, chyba zapomniał. Zdarza się także dorosłym, a co dopiero dziecku.
– Spokojnie, kochani – pocieszałam Patrycję i Tomka. – Chłopcy zwykle zaczynają mówić później. Ewelina w wieku dwóch lat mówiła już pełnymi zdaniami, ale tobie, Tomeczku, aż tak się do gadania nie śpieszyło. A Jaś wszystko nadrobi, prawda?
Wtedy mały się odezwał:
– Moja baba! Moja! Kosiam!
Objął mnie pulchnymi ramionkami za szyję i mocno uściskał.
– No, Edward – zwróciłam się do męża – takiego wyznania możesz mi pozazdrościć!
Dziadek patrzył z dumą na wnuka, a ja ukradkiem ocierałam łzy. Rysunek Jasia oddałam do oprawy i zachowałam na pamiątkę. Gdy dorośnie, pokażę mu, jak oszpecił babcię. Będziemy mieć uciechę. Gdy wróciliśmy z wycieczki do Rzymu, na lotnisku witali nas syn z synową i Jasiem. To niesamowite, jakie postępy zrobił nasz wnuczek od moich urodzin, strasznie się rozgadał! Buzia mu się nie zamyka i choć nie wszystko można zrozumieć, jestem szczęśliwa. Uwielbiam go słuchać.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”