Pamiętam, miałam 17 lat, kiedy w pamiętniku opisałam swój ideał mężczyzny. Minęło wiele lat, a ja zdania nie zmieniłam. Ale zaczęłam wątpić, że taki facet w ogóle istnieje.
Co napisałam w tym pamiętniku? „Musi być bardzo inteligentny. I mieć cięte poczucie humoru. Nie musi być ładny. Ale ma mieć szelmowski wdzięk i piękne oczy. Musi mieć pasję, wykonywać zawód, który ma znaczenie. Być szczery, dobrze wychowany i darzyć wszystkich szacunkiem. Nie musi mnie traktować jak królową, ale jako partnerkę. No i powinien kochać psy. A przede wszystkim – nie może być dupkiem”.
Dziś mam 42 lata. Spotkałam mnóstwo facetów, z kilkoma się związałam, z jednym wzięłam ślub. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale niestety, wszyscy okazali się dupkami. I żaden nie lubił psów. Rozwiodłam się dwa lata temu. I wyleczyłam z poszukiwania tego ideału.
Zaczęła podupadać na zdrowiu
Kilka miesięcy po moim rozwodzie babcia Hala poczuła się gorzej. To ona mnie wychowała po śmierci mamy. Taty nie znałam, więc babcia była moją jedyną rodziną.
Zawsze mówiła, że musi mieć siłę, żeby się mną zajmować. Często powtarzała:
– Ty, dziecinko, to się na te dzisiejsze czasy nie nadajesz. Zginiesz beze mnie.
Do dziewięćdziesiątki trzymała się naprawdę świetnie. Miała bystry umysł, silne nogi i mnóstwo energii. Ale zaczęła podupadać na zdrowiu.
– Ada, a ty nie w pracy? – zapytała mnie raz, kiedy wpadłam wieczorem z wizytą.
Za oknami było już ciemno, a ja pracowałam przecież w biurze, od 9 do 17.
– Babuś, dawno nie, przecież jest późno, zaraz będą „Fakty” w telewizji – babcia nigdy nie odpuszczała swojego ulubionego programu informacyjnego.
– Dziennik? Już po dobranocce? – wyraźnie była w innym czasie.
Takie zapętlenia zaczęły jej się przytrafiać coraz częściej. Lekarze nie bardzo umieli pomóc. Babcia coraz bardziej odpływała do swojego świata. Najczęściej – do swojego dzieciństwa. Czasem brała mnie za swoją mamę, czasem za siostrę. Ale ciągle sama się sobą zajmowała. I nie chciała słyszeć, żeby ktoś z nią zamieszkał.
Rok temu zaginęła. Kiedy przyszłam z wizytą, drzwi były otwarte, a babci nie było. Wybiegłam na podwórko… Zadzwoniłam na policję. Patrol znalazł ją kilka przecznic dalej. W szlafroku i kapciach siedziała zdezorientowana na ławce.
– Mamo, ja tylko chciałam iść do cioci po jajka, ale się zgubiłam – powiedziała.
Wprowadziłam się do niej.
Wtedy jeszcze pracowałam zdalnie i jakoś sobie radziłyśmy. Babcia zaczęła mieć trudności z chodzeniem.
– To nie jest nic fizycznego. To głowa… Ale w tym wieku to zupełnie normalne – tłumaczyli lekarze.
Babcia przestała sama wstawać z dnia na dzień. A ja musiałam wrócić do biura, tak zdecydowali przełożeni. Zatrudniłam opiekunkę. Rano razem babcię myłyśmy, przenosiłyśmy na wózek. Ja szłam do pracy. Kładłyśmy babcię do łóżka około 18 i pani Jadwiga wracała do siebie. Dobrze zarabiałam, było mnie też stać na rehabilitanta, który wpadał trzy razy w tygodniu…
– Niestety, centrala zdecydowała, że wycofuje się z interesów w Polsce. Nasza firma będzie zamknięta. Dostaniecie półroczną odprawę. Biura zamykamy za miesiąc. Bardzo mi przykro, ale to nie jest moja decyzja.
Potrzebowałam wyrwać się z domu
Tej informacji podanej przez szefa na cotygodniowym zebraniu nie spodziewał się nikt. Wpadłam w panikę. Z babci emerytury we dwie się nie utrzymamy. Zresztą bez pomocy nie dam rady się nią zajmować. A do domu opieki jej nie oddam!
Żyję w strachu od trzech miesięcy. Oszczędzam. Pani Jadwiga przychodzi tylko rano. Pomaga mi przy myciu. Babcia na szczęście jest lekka, wieczorem daję radę sama przesadzić ją z wózka na łóżko. Zrezygnowałam z rehabilitanta. I intensywnie szukam pracy. Ze znajomymi nie widziałam się z pół roku. Moje życie kręci się między mieszkaniem, sklepem na rogu i parkiem. Nie byłam u fryzjera, nie zdejmuję dresów. Ze stresu nie mogę spać.
– Ada. Tak nie można. Jak wpadniesz w depresję, to nie pomożesz babci. Musisz pomyśleć o sobie. W sobotę idziemy na urodziny Baśki. Umów panią Jadwigę, niech zostanie na noc. Ja zapłacę, w końcu nie dostałaś ode mnie prezentu na ostatnie urodziny – moja przyjaciółka Kama uparła się, że mnie w końcu wyciągnie do ludzi.
Nawet bardzo nie protestowałam. Sama czułam, że jestem na granicy wytrzymałości.
Fajnie było się ubrać, umalować, uczesać. Poczuć jak kobieta. Impreza odbywała się w knajpie. Trochę znajomych, mnóstwo obcych. Trochę pogadałam, trochę potańczyłam, trochę wypiłam. Zmęczona opadłam z kieliszkiem wina na krzesło w ogródku.
– Hej, można się przysiąść? – mój spokój zakłócił jakiś facet. Czerwona twarz wskazywała na to, że wypił więcej niż ja. Włosy na żel, białe buty w szpic. Kompletnie nie moja bajka. Ale zanim zdążyłam zaprotestować, zwalił się na krzesło koło mnie.
– Rysiek jestem – wybełkotał i wyciągnął rękę. Nie kwapiłam się z podaniem mu mojej, więc ją złapał, szarpnął do góry i obślinił.
– Masz naprawdę piękne, takie krągłe… niebieskie oczy – wyszczerzył się, najwyraźniej zadowolony ze swojego dowcipu. – Może mógłbym… – jego lewa ręka powędrowała niepokojąco blisko mojego dekoltu.
Chciałam wstać, ale Rysiek ciągle trzymał w swojej prawej ręce moją dłoń. Zaczęłam lekko panikować.
– Wydaje mi się, że właścicielka pięknych okrągłych oczu nie jest zainteresowania twoimi zalotami – odezwał się ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się. Jakiś wysoki mężczyzna stał oparty o barierkę.
Rysiek się zerwał i coś zaczął bełkotać. Mój wybawiciel wziął go za ramię i pomimo protestów odprowadził na ławkę w drugim końcu ogródka. A potem do mnie wrócił.
– Przepraszam, jeśli zakłóciłem randkę, ale odniosłem wrażenie, że nie jesteś zachwycona adoratorem – uśmiechnął się, w ciemnościach błysnęły białe zęby. – Może wejdziemy do środka, zanim Rysiek uzna, że jednak chce o ciebie zawalczyć? – zaproponował. – Przyda ci się jeszcze trochę wina.
Poszliśmy do baru. Spędziliśmy tam kolejne dwie godziny na rozmowie. Nie jestem zbyt wylewna, ale Maciek ma wyjątkowy talent do słuchania. Już po kwadransie opowiedziałam mu o babci, o stracie pracy, o tym, jak się boję o naszą przyszłość. I wreszcie zrobiłam to, na co nie pozwalałam sobie przez ostatnie miesiące. Popłakałam się. Tak porządnie.
Ciekawe czy lubi psy?
Maciek mnie nie pocieszał, nie mówił: „nie płacz, jakoś to będzie”. Po prostu dał mi się wypłakać na swoim ramieniu. Po kilku minutach poczułam się dużo lepiej.
– Dawno powinnam sobie popłakać, to pomaga. Tylko nie miałam takiej fajnej podpórki – zażartowałam, kiedy już wysmarkałam nos i wytarłam oczy.
Potem poszliśmy tańczyć.
„Ciekawe, czy lubi psy?” – pomyślałam. Okazało się, że myślałam na głos.
– Czy ja lubię psy? Wiesz, jak drą japę na rowerzystów, to czasem tych moich bestii nienawidzę, ale ogólnie psy bardzo.
– O Jezu, ja to powiedziałam głośno? Przepraszam, z tymi psami to długa historia, kiedyś ci opowiem – ugryzłam się w język, bo wyszło na to, że zakładam, że się jeszcze spotkamy. Ale było za późno.
– Chętnie posłucham. Kolacja jutro? Znajdę jakiś miły lokal – zaproponował.
Wtedy oprzytomniałam. Jaka kolacja, jakie rozmowy, jakie randki?! Kopciuszek wyrwał się na bal, ale noc się zaraz kończy i musi wracać do obowiązków.
– Maciek, przepraszam, ale ja nie mogę. Bardzo bym chciała cię poznać, czuję, że nadajemy na tych samych falach, ale ja nie mam teraz czasu na życie towarzyskie. Świetnie się bawiłam, dzięki za wysłuchanie, ale nie mogę się z tobą umówić. Nie teraz – uznałam, że nie będę się wykręcać, tylko powiem, jak jest.
– Rozumiem. Ale wiesz, nie musimy się spotykać na mieście. Jak będziesz chciała, mogę iść z tobą i z babcią na spacer. A jak nie, to możemy pogadać przez telefon. Bo widzisz, ja czuję podobnie… A dawno mi się to nie przytrafiło. Może tak łatwo się nie poddawajmy, co? Ale nic na siłę. Jak będziesz chciała porozmawiać, zadzwoń.
Może to jest właśnie mój ideał...
Z każdym wypowiadanym przez niego zdaniem byłam mniej pewna mojej decyzji. Maciek chyba to wiedział. I żeby jeszcze bardziej namieszać mi w głowie – pocałował mnie. Świat na chwilę zawirował.
Od tamtej imprezy minął tydzień. A ja nie mogę przestać o nim myśleć. Poprosiłam Kamę, żeby o niego wypytała Baśkę, podobno znali się od liceum. Nie mam pojęcia, czy wszystko, czego się dowiedziałam, to prawda, ale na moją zgubę wszystko wskazywało na to, że Maciej jest tym ideałem. Baśka wystawiła mu niezłą laurkę. Choć miał dyplom architekta, zajmował się renowacją starych mebli – miał swoją pracownię na Pradze. Był rozwodnikiem – jego żona zostawiła go dla jakiegoś bogatego dupka. I naprawdę mieszkał z dwoma psami ze schroniska…
– Cześć, tu Ada. Jutro ma być ładnie, może pójdziesz z nami na spacer? W parku koło nas jest lodziarnia, postawię ci dwie okrągłe kulki lodów, jestem ci to winna za pomoc na tamtej imprezie – powiedziałam na jednym oddechu, gdy odebrał.
Czytaj także:
„Przyjaciółka traktowała mnie jak darmową księgową, sekretarkę i matkę. Przedszkolak był bardziej zaradny od niej!”
„Jestem matką chrzestną dziecka mojej przyjaciółki i... jego przybraną babcią. Nie sądziłam, że kochanka odnajdę w jego dziadku”
„Nie mogłam uwierzyć, gdy mój wyśniony kochanek zaprosił mnie na randkę. Okazało się, że to nie miłość go zwabiła”