„Prowadzę podwójne życie, żeby nie rozczarować rodziców. Sami są sobie winni, bo zaplanowali mi przyszłość bez pytania”

Jak można porzucić szczeniaki w lesie fot. Adobe Stock, finwal89
„– Oczywiście, że pójdziesz na studia, zawsze o tym wiedzieliśmy. Ale na prawo. – Mamo, mnie to nie interesuje – złościłam się. – Mam robić coś, co mnie nie interesuje, nie pociąga? – Nie lubisz, bo nie znasz – rodzice byli tak pewni swego, że nawet się nie denerwowali podczas tej rozmowy. – Pójdziesz na studia, poznasz, to polubisz”.
/ 16.05.2023 10:30
Jak można porzucić szczeniaki w lesie fot. Adobe Stock, finwal89

Okłamałam rodziców i, jak na razie, nie mam zamiaru przyznać im się do tego! Pewnie kiedyś wszystko się wyda, ale mam to w nosie. Gdyby brali pod uwagę moje potrzeby, to nie byłoby teraz tego całego cyrku. A tak, trudno, niech żyją w błogiej nieświadomości. Przynajmniej mam święty spokój!

Odkąd pamiętam, rodzice zawsze wychodzili z założenia, że pójdę na studia, i to prawnicze. Nie wiem, skąd im to się wzięło, bo mnie prawo w życiu nie interesowało. Ba, przez pewien czas nawet o studiach nie myślałam! Bo szczerze mówiąc, nigdy nie byłam orłem w szkole, zwłaszcza z przedmiotów ścisłych. Wbrew opinii moich rodziców, jestem zwykłą, przeciętną dziewczyną, która interesuje się muzyką i lubi czytać. Chyba w drugiej klasie liceum coś się we mnie zmieniło. Nagle doszłam do wniosku, że pójdę na studia, ale na pedagogikę.

Zawsze lubiłam dzieci

Chętnie zajmowałam się maluchami znajomych, a w harcerstwie prowadziłam drużynę i z zapałem szykowałam zajęcia dla moich dziewczyn. W podjęciu tej decyzji pomógł mi nasz szkolny doradca zawodowy. W każdym razie, pewnego dnia oznajmiłam rodzicom, że już wiem, co będę robić.

– Oczywiście, że pójdziesz na studia, zawsze o tym wiedzieliśmy – moja mama ze spokojem przyjęła moje oświadczenie. – Ale na prawo.

– Mamo, mnie to nie interesuje – zawołałam. – Po co mi to prawo?

– Jak to po co? – zdziwił się tata. – Żeby mieć dobrą pracę, pieniądze i poważanie u ludzi. A co ty chcesz robić po tej pedagogice? Nie znasz przekleństwa: „obyś cudze dzieci uczył”?

Ale ja nie lubię prawa – złościłam się. – Mam robić coś, co mnie nie interesuje, nie pociąga?

– Nie lubisz, bo nie znasz – rodzice byli tak pewni swego, że nawet się nie denerwowali podczas tej rozmowy. – Pójdziesz na studia, poznasz, to polubisz.

– Ale ja nie chcę! – protestowałam.

Niby z jakiej racji miałam im ustąpić? Niestety moi rodzice, chociaż w ogóle są naprawdę cudownymi ludźmi, w tej kwestii byli uparci. Zaczęłam podejrzewać, że to prawo nie wzięło się znikąd i pewnego dnia postanowiłam ich podpytać o ich plany z młodości.

– Chciałem zostać prawnikiem – przyznał tata. – Mama zresztą też, poznaliśmy się właśnie na pierwszym roku studiów. Ale potem mama zaszła w ciążę, musiała zrezygnować z nauki. A ja… Przyznaję, trochę nawaliłem. Zająłem się handlem, zarabianiem pieniędzy. Wtedy to był strzał w dziesiątkę, zresztą dzięki temu mamy teraz hurtownię, sklep i pieniądze. Ale coś za coś – moje marzenia o zawodzie sędziego odeszły w zapomnienie.

– To dlatego chcecie, żebym i ja poszła na prawo? – odważyłam się zapytać.

– Chcemy dla ciebie jak najlepiej – sprostował tata. – Ja, żeby dojść do tego, co teraz mam, musiałem się nieźle napracować. Nie był to chleb łatwy ani przyjemny. Zresztą, sama wiesz, jak rzadko bywałem w domu.

Przytaknęłam, ale to nie przekonało mnie do tego, żeby studiować prawo. Rozumiem ich stanowisko i to, że chcą zabezpieczyć moją przyszłość. Ja też nie mam zamiaru pracować fizycznie, bo zwyczajnie się do tego nie nadaję. To już odkryłam, gdy pomagałam ojcu w hurtowni. Chyba właśnie dlatego zdecydowałam się mimo wszystko iść na studia.

Ale nie prawnicze!

Jeszcze kilka razy próbowałam wracać do tematu pedagogiki, ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Rodzice byli uparci i zupełnie nie słuchali moich argumentów. Ja mówiłam swoje, oni swoje. Pomyślałam, że sprawa przycichnie, a gdy zdam maturę i trzeba będzie składać papiery na studia, to łatwiej przekonam ich do swojego zdania. Nie doceniłam swoich rodziców! Kiedy zaczął się czas internetowej rekrutacji, mama stanęła nade mną i dyrygowała.

Zgłoś się na prawo na uczelnię w Warszawie i w Krakowie – powiedziała. – I tak będziesz musiała wyjechać z domu na studia, pogodziliśmy się już z tym. A aplikując na dwie uczelnie, masz większe szanse. Oczywiście, opłacimy z tatą wpisowe. O to nie musisz się martwić.

– A może zgłoszę się jeszcze na tę pedagogikę i może historię? – zapytałam ostrożnie. – Wiesz, jakbym się nie dostała na prawo…

– To będziesz startować w przyszłym roku – mama, jak zwykle, była zainteresowana tylko tym, co według jej mniemania było słuszne. – Nie ma sensu się rozpraszać.

Wieczorem, kiedy wreszcie dała mi spokój, po kryjomu znowu weszłam na stronę Uniwersytetu Warszawskiego i zarejestrowałam się na pedagogice. Co prawda, wpisowe pochłonęło wszystkie moje oszczędności, ale trudno! Strasznie się denerwowałam, czy mnie przyjmą. Niby matura poszła mi całkiem nieźle, ale kto wie? Okazało się, że zdałam! Dostałam się w Warszawie na pedagogikę i… na prawo. Miałam szczęście – bo najpierw przyszedł list z informacją z prawa, dzięki czemu wiedziałam, że muszę pilnować poczty. Nie daj Boże, żeby rodzice się dowiedzieli o pozytywnej rekrutacji na pedagogikę. Na szczęście, zdążyłam przechwycić zawiadomienie.

W tajemnicy przed rodzicami dokonałam odpowiednich wpisów w internecie. Oczywiście, wybrałam swoje studia marzeń, nie ich! Teraz należało wszystko tak wymyślić, żeby niczego się nie domyślili. Nie było to trudne. Pomimo tego, że rodzice się uparli i pojechali ze mną do Warszawy, żeby pomóc mi wynająć mieszkanie i urządzić się w nim. List z Uniwersytetu trzymałam na wszelki wypadek cały czas w torebce, żeby przez przypadek nie wpadł w ich ręce.

To było rok temu

Przez cały czas muszę zmyślać, co akurat przerabiamy i czego się uczymy. Na szczęście, jestem na bieżąco, bo moja koleżanka z roku ma brata na drugim roku prawa. Poprosiłam go, żeby mi wydrukował rozkład zajęć dla studentów pierwszego roku i powiesiłam go sobie na lodówce. To był dobry pomysł – kiedy rodzice przyjechali do mnie w odwiedziny, od razu go dorwali i zaczęli porównywać, co się zmieniło od ich czasów. Dziwili się natomiast, że nie mam żadnych podręczników!

Na szczęście uwierzyli, że korzystam z biblioteki, bo książki są drogie. Co prawda, tata od razu chciał wyasygnować dodatkową kwotę, żebym sobie kupiła, co mi jest potrzebne, ale jakoś go przekonałam, że to nie ma sensu. Przebolałam też prezent gwiazdkowy w postaci Kodeksu Prawa Cywilnego. Na wszelki wypadek przed ich kolejną wizytą pożyczyłam kilka prawniczych pozycji. Oczywiście, swoje książki ukryłam. To lawirowanie jest męczące. Ciągle się muszę pilnować, a w dodatku co jakiś czas czytam coś z tego prawa, żeby się nie dziwili, że nic nie umiem. No, a poza tym mam zwyczajnie wyrzuty sumienia. Przecież ich oszukuję! Szczególnie, że widzę, jak się cieszą, że studiuję to, co sobie dla mnie wymarzyli. Wiem, kiedyś będę musiała się do wszystkiego przyznać. Ale teraz zwyczajnie się boję. Ich rozczarowania, złości, gadania…

No i tego, że tata się wkurzy i odetnie mnie od kasy, a jak ja sobie wówczas poradzę? Studiując dziennie, nie mam zbyt wielu możliwości zarobkowania.

Na razie zaplanowałam sobie pracę na wakacje. Pojadę jako wychowawczyni na trzy obozy i co nieco zarobię. Poza tym odkładam regularnie pewną kwotę z tego, co dają mi rodzice. No i w przyszłym roku mam ambitny plan dostać stypendium naukowe. Kiedy będę miała pieniądze, łatwiej będzie mi się przyznać rodzicom, do tego, co zrobiłam. Nie będę tak od nich uzależniona. A z drugiej strony – może niepotrzebnie tak się ich boję. Bo właściwie co ja robię złego? Chcę po prostu żyć po swojemu, realizować swoje marzenia, a nie ich. Miałabym ich uszczęśliwić kosztem swojego szczęścia? 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA