„Prosiłem syna, żeby krył przed matką moje wydatki na przyjemności. Nie miałem pojęcia, że żona w tym czasie… robi to samo!”

Znosiłam niedojrzałość męża, bo chciałam, żeby syn miał ojca fot. Adobe Stock, David Pereiras
„– Wyrwało mi się, przepraszam, tato. Gdybym wiedział, że będziecie się kłócić, nic bym nie powiedział. Bo przecież o torebkach mamy nic nie mówię… Umiem dotrzymać tajemnicy – Piotrek usprawiedliwiał się łamiącym się głosem. Torebkach mamy? No nie! Co za hipokryzja! Naskoczyła na mnie za wydatki wędkarskie, a sama puszcza kasę na fatałaszki?”.
/ 09.03.2023 09:15
Znosiłam niedojrzałość męża, bo chciałam, żeby syn miał ojca fot. Adobe Stock, David Pereiras

Czy w małżeństwie można mieć tajemnice? Raczej nie powinno być między małżonkami sekretów. Nawet tych drobnych, niewinnych, dotyczących mało istotnych spraw. Wiem, co mówię, bo jestem zapalonym wędkarzem i przez długi czas ukrywałem przed żoną część sum, jakie wydawałem na nowy sprzęt.

Teraz jestem z nią jednak już bardzo szczery

Informuję ją o każdej wydanej złotówce, a nawet uzgadniam wydatki. A wszystko przez jedną rodzinną kłótnię. Oprócz żony mam jeszcze wspaniałego synka, Piotrka. To świetny chłopiec. Ma sześć lat, ale czasem myślę, że jest mądrzejszy ode mnie. Uwielbia, gdy czytam mu książki, przepada za końmi, kocha psy i marzy o tym, żeby zostać weterynarzem. Poza tym jest fantastycznym kompanem w spędzaniu wolnego czasu. I to nie tylko wtedy, gdy idziemy do kina, na plac zabaw czy lody. Piotruś lubi też jeździć ze mną na ryby. Gdy siadamy na pomoście, przegląda pudełka z zanętami, spławikami, ciężarkami i wszystkim, co tam się w mojej torbie mieni. Ale nie tylko ten sprzęt go interesuje. Lubi też łowić. Uczy się, jak rozkładać wędkę, jak zarzucać, jak zaciąć i jak założyć przynętę. Bez obrzydzenia wbija na haczyk nawet żywe robaki. A potem, gdy już moczymy kije w wodzie, siedzi cierpliwie i czeka. Co prawda muszę z nim cały czas rozmawiać, bo inaczej dopada go nuda, ale to przecież przyjemna sprawa pogadać z takim rezolutnym sześciolatkiem.

Często zabieram go też ze sobą do sklepu ze sprzętem. Synek przechadza się między półkami, a ja oglądam najnowsze wędki i przynęty. Prawie zawsze coś kupuję, bo nie mogę się oprzeć. Ale akurat tego dnia wydałem dużo, bo kupiłem bardzo drogi kołowrotek. Piotrek od razu zauważył, że kwota jest niebagatelna.

– Ile to? – dopytywał, gdy zobaczył, jak wyjmuję banknoty z portfela.

– Czterysta złotych – odpowiedziałem szczerze, bo nie umiałbym okłamać własnego dziecka.

– To dużo, co nie?

– No dużo…

Mama by się złościła – wypalił, a sprzedawca uśmiechnął się porozumiewawczo; to był powszechny problem wśród wędkarzy.

– No tak, pewnie tak. Ale właśnie dlatego nic jej nie powiemy. Żeby była spokojna, dobra, synek?

– To nie będzie kłamstwo?

No nie, to będzie sekret. Dotrzymasz go? – zapytałem, czując lekkie ukłucie w sercu.

To były wyrzuty sumienia.

– Mogę – synek wzruszył ramionami.

– Nie możesz, ale musisz. Przecież jesteś moim kompanem od wędkowania – zakończyłem negocjacje o dochowaniu tajemnicy przed mamą.

Przyznaję, że było mi trochę głupio, ale działałem pod wpływem emocji. Od dawna nosiłem się z zamiarem kupna tego kołowrotka.

To był wspaniały sprzęt i śnił mi się po nocach

Musiałem go mieć. A jednocześnie wiedziałem, że żona byłaby zła. Nie tylko ze względu na jego cenę, ale też na to, że innych kołowrotków miałem już w domu pięć. Tak, przyznaję – jestem uzależniony od zakupów w sklepie wędkarskim. Dlatego właśnie stłumiłem wyrzuty sumienia i poprosiłem syna o to, by był powiernikiem mojego sekretu. Musiałem. Wróciliśmy do domu, wyjąłem to cudo z pudełka i włożyłem do swoich skrzynek. Byłem pewny, że żona się nie połapie. Nie rozpozna nowego zakupu. Ona w ogóle nie rozróżnia wędkarskich gadżetów, więc orientuje się, że mam coś nowego tylko wtedy, gdy jej o tym powiem. Ja taką samą uwagę przywiązuję do jej zakupów w sklepach odzieżowych. Nie mam bladego pojęcia, który fatałaszek jest nowy, a który kupiła w zeszłym sezonie. Po trzech dniach zapomniałem o sprawie. Tym bardziej że nie miałem czasu o tym myśleć.

W firmie zarzucili mnie robotą, a w domu też nie brakowało zajęć. Nie tylko nie miałem jak wyjechać na ryby, ale też nie było chwili, żeby posiedzieć przy wędkach i trochę przy nich podłubać. Właśnie dlatego nowy zakup poszedł w tymczasowe zapomnienie. Przypomniał mi o nim syn. I to w całkiem niespodziewanym momencie. Siedzieliśmy wszyscy w salonie. Żona przepatrywała rachunki domowe, ja przeglądałem firmowe papiery, a Piotrek oglądał bajki. Tylko on wydawał się zrelaksowany. Mnie denerwowało, że znów muszę siedzieć po godzinach nad robotą, a żonie nie dopinał się domowy budżet. Gryzła paznokcie, nerwowo pomrukiwała i marszczyła brwi. W końcu nie wytrzymała i ciężko westchnęła, by podzielić się z nami swoją zgryzotą.

– Matko jedyna, ależ to wszystko drogie. Ty dostałeś podwyżkę, ja zmieniłam pracę na lepszą, a kasy jak brakowało, tak brakuje.

No wiesz, nic nie tanieje…

– Ale aż tak?! Mirek, przecież zarabiamy teraz o jedną trzecią więcej niż przed narodzinami Piotrka, a ciągle nie udaje nam się niczego odłożyć.

– Dziecko kosztuje – palnąłem nieopatrznie i w ten sposób wciągnąłem syna do rozmowy.

Twoje kołowrotki też – odparł rezolutnie. – Za ten srebrny zapłaciłeś czterysta złotych.

Powiedział to mimochodem i dalej wpatrywał się w telewizor. Alina natomiast podniosła wzrok znad papierów i spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem.

Już wiedziałem, że mam przechlapane

– Mirek, czterysta? To prawda?!

– No tak, ale…

– Czterysta złotych?! – już podniosła głos. – Czyś ty oszalał? Ile już masz tych gratów wędkarskich? Ledwo się mieszczą w pawlaczu!

– Dajże spokój, zarobiłem! – zdenerwowałem się i też podniosłem głos.

Piotrek dopiero teraz zauważył, że wywołał kłótnię. Bardzo nie lubił takich rodzinnych spięć i od razu zaczęła trząść się mu broda.

– Przepraszam, tato, to miała być tajemnica – wyszeptał.

I jeszcze wciągnąłeś w to dziecko? – dalej krzyczała żona. – No ładnie, tego się po tobie nie spodziewałam.

– Wyrwało mi się, przepraszam, tato – Piotrek usprawiedliwiał się łamiącym się głosem. – Gdybym wiedział, że będziecie się kłócić, nic bym nie powiedział. Bo przecież o torebkach mamy nic nie mówię… Umiem dotrzymać tajemnicy.

Torebkach mamy?

– No tak, tych dwóch, co je kupiła przedwczoraj.

No, tego było już za wiele

Żona robiła mi awantury, że w tajemnicy kupuję sprzęt wędkarski, a sama ukrywała przede mną swoje wydatki. Nienawidzę hipokryzji. Krew uderzyła mi do głowy i też naskoczyłem na Alinę. Zacząłem wypominać wszystkie niepotrzebne wydatki na ciuchy, buty, torebki. Alina też nie pozostawała dłużna. Nawet podniosła się z fotela i zaczęła wyciągać z mojego pawlacza kołowrotki, żeby je w końcu policzyć. No i tym sposobem z niewinnej, dziecięcej uwagi zrobiła się bardzo poważna awantura. Tak się w niej zacietrzewiliśmy, że nawet nie zauważyliśmy, jak nasz synek poszedł zapłakany do swojego pokoju. Położył się na łóżku, wtulił buzię w poduszkę i chlipał cichutko. Odgłos jego płaczu doszedł do nas, gdy już się na siebie definitywnie obraziliśmy i zapanowała między nami cisza. Poczuliśmy się fatalnie. Patrzyliśmy się na siebie nawzajem i powoli docierało do nas, że sami zachowujemy się jak dzieci. I krzywdzimy Piotrusia.

– Synku… – żona poszła do niego pierwsza. – Nie płacz, my się z tatą wcale nie kłócimy – zaklinała rzeczywistość.

– Jak to nie. Krzyczycie na siebie.

– Ale to tylko tak… To nic nie znaczy – dodałem. – Wiesz, to przez rachunki. My się bardzo kochamy i nigdy tak naprawdę się na siebie nie złościmy.

– Nie wierzę wam!

– No, zobacz – pocałowałem Alinę, a ona uśmiechnęła się serdecznie.

Co jak co, ale u nas w rodzinie nikt długo się nie dąsał. Wszyscy uznawaliśmy, że nie ma to sensu. Trzeba było jednak jeszcze kilku dobrych minut, żeby naprawdę przekonać Piotrka, że między nami wszystko w porządku. Ale w końcu udało się. Mały się uspokoił i wrócił do oglądania bajek. A my do pracy i rozliczania rachunków. Przyznaliśmy się na spokojnie do poniesionych wydatków i włączyliśmy je w comiesięczne zestawienia. Ale co ważniejsze, obiecaliśmy sobie wtedy, że to już koniec ukrywania zakupów. Doszliśmy do wniosku, że to nieuczciwe wobec naszego syna, którego przecież uparcie uczymy prawdomówności i szczerości. Obarczanie go naszymi tajemnicami było nieodpowiedzialne. Otrzymaliśmy poważną lekcję dojrzałego rodzicielstwa i myślę, że już żadne z nas tak w przyszłości nie postąpi. Ja przynajmniej trzymam się tego postanowienia i kupuję znacznie mniej, właściwie prawie wcale. A i tak wędek i kołowrotków wystarcza i dla mnie, i dla synka. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA