„Proboszcz w naszej wsi zdziera pieniądze nawet z najbiedniejszych. Za skąpstwo obraża się i mści”

Ksiądz zdzierał z najbiedniejszych fot. Adobe Stock, mariangarai
„Cztery razy w roku koperta po wsi idzie z kartką. Każdy ma tam wpisać, ile daje na kościół, i pieniądze włożyć. Potem ksiądz przed mszą odczytuje z nazwiskami, kto ile dał. Niby można nie dać, tylko że potem wstyd przed całą wsią, a i proboszcz będzie problemy robił: dziecku odmówi bierzmowania albo ślubu nie odprawi za karę”.
/ 01.03.2023 07:15
Ksiądz zdzierał z najbiedniejszych fot. Adobe Stock, mariangarai

Nasza parafia nie jest może wielka, ledwie pięć wsi obejmuje, i to malutkich, ale chyba nie najbiedniejsza. Naprzeciw kościoła jest duże pole – własność parafii. Za kościołem łąka i zabudowania gospodarcze – własność parafii. Kiedyś podobno ksiądz miał normalne gospodarstwo, i to już po wojnie było. Mama mi opowiadała, że ludzie ze wsi chodzili do niego krowy i świnie oporządzać, w żniwa zboże zbierali i sianokosy też robili.

Za darmo? – dziwiłam się.

– A jak! – dla mamy to było oczywiste. – Księdzu przecież nie odmówisz. Wieś miała obowiązek i co roku wyznaczano kolejnych gospodarzy, którzy mieli księżowskie pola obrabiać.

Jak w średniowieczu…

Ale fakt, ja też pamiętam, że jak byłam mała, to chłopi chodzili na łąkę i siano kosili, a ksiądz potem z grabiami, sutannę sobie tylko podwijał, i grabił to siano. Zresztą, mój tata też pomagał – woził siano do księżowskiej stodoły. W ogóle u nas to wiele było tych danin dla kościoła. Było i jest! Bo tak – co na tacę, to jedno. A jeszcze cztery razy w roku koperta po wsi idzie z kartką. Każdy ma tam wpisać, ile daje na kościół, i pieniądze włożyć. Wszystko jest zapisane – odpowiednie rubryki są, trzeba się podpisać, nikt tu nikogo nie oszuka ani nie okradnie. Potem zaś ksiądz przed mszą odczytuje z nazwiskami, kto ile dał. Nikomu się to nie podoba – bo to takie zmuszanie do płacenia. Niby można nie dać, tylko że potem wstyd przed całą wsią. Przecież my się tu wszyscy znamy, ileż to chałup w jednej wsi jest? Chyba 30, jak się teraz na końcu drogi pobudowali. Więc jak ksiądz tak wymienia, to każdy zauważy, kogo na liście brakło – i plotkary zaraz biorą takiego na języki. Wszyscy po kilku dniach wiedzą, że samochód sobie kupił, a Bogu żałuje… A że akurat te pieniądze nie dla Boga idą, tylko na księdza potrzeby – na przykład samochód właśnie – to już żadna tego nie powie!

Zresztą ksiądz też ma zapisane, kto ile dał. I wystarczy, że potem coś potrzeba – a to zaświadczenie na chrzestnego, a to dziecko do bierzmowania posłać – i zaraz wypomina.

Ja przecież sama to przeżyłam

Jak mój syn szedł do bierzmowania, to poszłam na zebranie do kościoła, dowiedzieć się, co i jak. A ksiądz mnie po spotkaniu na stronę poprosił i zapytał, dlaczego na kościół ostatnio nie dałam.

Bo nie mam – powiedziałam szczerze, wzruszając ramionami. – Toć ksiądz wie, że masarnię zlikwidowali, wszystkich zwolnili, a mój tam właśnie robił. Skąd mam brać?

– Ale to dużo nie trzeba, ile kto może, ja nie narzucam – powiedział tylko.

Zazgrzytałam zębami i sięgnęłam po portfel. Bo wiedziałam, że jeśli nie dam, to mój syn będzie miał zaraz problemy – egzamin będzie musiał poprawiać albo dodatkowe prace przynosić. I chociaż naprawdę akurat wtedy pieniędzy nie mieliśmy, to „na kościół” dać musiałam. A to przecież nie jedyna koperta, jaką się księdzu daje! Kiedy po kolędzie chodzi, to też trzeba coś rzucić, a jakże! Moja siostra mi opowiadała, ona teraz w mieście mieszka, że tam się księdzu daje kopertę, ale niepodpisaną. Może on potem do niej zagląda i coś tam sobie notuje, tego to już nie wiemy. Ale u nas to od razu, przy gospodarzu, pleban liczy, ile dostał. A kopertę musowo trzeba podpisać, bo jak nie, to jeszcze uwagę zwróci! Przed Zaduszkami się dokładamy na kwiaty do ołtarza, przed Bożym Narodzeniem na choiny dajemy, choć przecież ksiądz ma swój las, a drzewo to już mu chłopi urżną, więc nic płacić nie musi. Ale jeszcze na figurki do żłóbka zbiera i na Wielkanoc na wodę święconą. No, tu przynajmniej to każdy daje tyle, ile uważa. Bo święconki to my zanosimy do jednej chałupy, najczęściej do sąsiadów, bo tam największy stół jest. I ksiądz przyjeżdża i święci, a potem zabiera z koszyczka, co to ludzie wrzucą. I tyle.

To jedyny moment, kiedy nie mówi, ile trzeba dać

Jak moja córka do ślubu szła, to oczywiście trzeba było w kościele wszystko załatwić, jak należy. Więc poszłam zgłosić na zapowiedzi – za to też się płaci. Ja tam nie wiem, ile, to zapytałam. A ksiądz, jak nie przymierzając w tym kawale, powiedział:

– Po uważaniu, ale ludzie 50, 100 albo i 200 złotych dają na zapowiedź.

– Na jedną? – zdziwiłam się, bo wydawało mi się to dużo.

I za co? Że dwa zdania z ambony ksiądz powie?

– No, zwyczajowo.

Dałam 50, a i tak uważam, że zdarł ze mnie. A sam ślub ile kosztował! Za kwiaty zapłaciliśmy, za układanie, za sprzątanie potem. A jeszcze ksiądz mówi, że i sama ceremonia płatna. 1000 złotych! I to nie koniec, bo księdza zwyczajowo się na wesele zaprasza. Moja córka to się nawet buntowała, ale jej przetłumaczyłam:

– Dziecko, po co ci kłopoty i plotki? Toć to jeden człowiek, dużo znowu nie zje i nie wypije, a niechby nawet! Już my ci za niego zapłacimy.

– Ale to nie w porządku – sprzeciwiała się. – Ani to mój krewny, ani znajomy, a to moje wesele.

– No twoje, twoje, i masz rację – przytakiwałam. – Ale przecież to taka tradycja jest. A jak po swojemu zrobisz, to ludzie cię na języki wezmą, a potem ksiądz będzie trudności robił. Dzieci ochrzcić czy coś – kłopot będzie. Tu mieszkasz, to się dostosuj.

Niechętnie, ale przyznała mi rację. Choć ja wcale jej się nie dziwię. Ksiądz prezentu nie przyniesie, tylko tyle, że będzie siedział (i to na honorowym miejscu, bo ważny przecież) i jadł. I pił, bo chociaż osoba duchowna, to za kołnierz nie wylewa! Tak czy siak, u nas coraz więcej ludzi się buntuje i krzywo na te kościelne rządy patrzy. Raz, że nikomu na pieniądzach nie zbywa. Dwa, że każda uroczystość – czy radosna, czy smutna – słono kosztuje. A już wszyscy się wkurzyli, jak ksiądz kazał starej sąsiadce za pogrzeb zapłacić. A przecież wiadomo, jaka u nich bieda! Rentę kobiecina ma niewielką, na leczenie męża się wykosztowała, a teraz zmarł, to i żałoba wielka, i nieszczęście, a ten rękę po kasę wyciąga… Bez serca czy co?

Podobało mi się, jak się wtedy wieś zachowała

Bo jak wdowa do sąsiadki pożyczyć pieniądze poszła, to ta raz dwa wieś skrzyknęła, zrzucili się ludzie, i księdzu za wdowę dali. Inny toby nie przyjął, wstyd by mu było, ale ten – wziął! Młodzi z parafii odchodzą. I czyja to wina? Boga? Po trzecie, to ten nasz ksiądz jeszcze nas poucza, jakbyśmy jakimiś kmiotkami byli. Co kto mniej da czy w ogóle, to zaraz z ambony mówi o chciwości, o zawiści, o braku miłości i chrześcijańskim obowiązku dzielenia się. I chociaż nazwiska nie powie, to tak każdy wie, o kogo chodzi. No i w końcu chyba się wreszcie ksiądz doigrał. Bo ostatnio to jakoś mało ślubów w tej naszej parafii, a i wesel niewiele. I choć remiza stoi piękna i sala taka bankietowa – to tylko kilka razy w roku coś się tam dzieje, a kiedyś to weselisko za weseliskiem było. Oczywiście młodzi się pobierają – ale nie w naszej wsi. Mój syn zresztą też tu nie chciał u nas, tylko u dziewczyny, po sąsiedzku, za to już w innej parafii.

– Synku, tu więcej rodziny i sala większa – przekonywałam, bo nie rozumiałam, o co mu chodzi.

– Ale tam taniej – wzruszył ramionami. – Mamo, mnie już nawet nie o kasę chodzi, tylko o zasady. Tamten ksiądz, owszem, za ślub bierze, ale jakoś tak normalnie, nie zdziera. Ma cennik – jak w standardzie, to 500 złotych, a jak kwiaty lepsze czy dywan dodatkowy albo jeszcze coś, to więcej. Ale wyliczone wszystko, jak trzeba. A jak ktoś ma mało pieniędzy, to i on mniej przyjmie, nie obraża się, trudności nie robi.

– A nasz co na to, że ty tam się żenisz? Zaświadczenie musisz mieć…

– Już u niego byłem. Oczywiście musiałem dać w łapę, i narzekał, że w obcej parafii ślub, a tu chrzczony byłem i bierzmowany. To mu powiedziałem, że panna młoda ma swoją parafię tam i tam chce, a ja ustąpiłem.

Właśnie dlatego, przez pazerność duchownego, młodzi, jak mogą, to do ślubu w innej parafii podchodzą.

Ale ksiądz krzywo na to patrzy

Jak ostatnio córka mojej sąsiadki chciała mieć ślub w mieście – a oboje młodzi z naszej parafii – to powiedział, że zaświadczenia nie da ani pozwolenia, że u siebie muszą ślubować. Postawiła na swoim, o diecezję się aż oparło, na szczęście biskup nakazał, żeby młodym na rękę pójść. Oczywiście nasz ksiądz nie omieszkał na kazaniu powiedzieć, że to zdrada, bo parafia jak ojczyzna, powinno się przy niej trwać. Tyle że ludzie teraz to już głusi na te wołania. Słyszałam, że zaczynają się buntować i przeciwko tym kwartalnym opłatom. Po kolędzie, jak ksiądz chodził, to dali, ale w marcu to mówią, że nie dadzą.

A co nam zrobi? – wzruszają ramionami sąsiedzi. – Starzy jesteśmy, dziecisków już do chrztu ni komunii prowadzić nie będziemy.

Ciekawa jestem tylko, ilu słowa dotrzyma. Bo co innego gadać, a co innego zrobić. Ale ja tam jestem zdania, że trzeba się postawić. Tylko że jak sama nie dam, to wstyd będzie… Ale zobaczę, jak pusta lista do mnie przyjdzie, to i ja nie zapłacę! 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA