„Prawie zadłużyłem się na całe życie, żeby odkupić coś… co było moje! Tak mnie właśnie zrobiła w konia własna ciotka”

„Mieszkam u cioci od czasu studiów i właściwie to nie mogę narzekać. Dba o mnie, gotuje to, co lubię, czasem nawet pranie mi włączy. Tylko to jej ciągłe wtrącanie się, wypytywanie, co, gdzie, jak i z kim… Jednak o własnej kawalerce na razie nie mam co marzyć – choć mieszkając u ciotki, mogłem sporo zaoszczędzić”.
/ 04.02.2023 13:15

Ciotka Wanda to starsza siostra mojego ojca, trochę zdziwaczała, samotna, starsza pani. Mieszkam u niej od czasu studiów i właściwie to nie mogę narzekać. Dba o mnie, gotuje to, co lubię, czasem nawet pranie mi włączy. Tylko to jej ciągłe wtrącanie się, wypytywanie, co, gdzie, jak i z kim… Jednak o własnej kawalerce na razie nie mam co marzyć – choć mieszkając u ciotki, mogłem sporo zaoszczędzić, to jeszcze sporo kasy mi brakuje na wkład własny. Ale teraz czekały mnie dwa tygodnie prawdziwej wolności – ciocia wyjechała do sanatorium.

Miałem wolną chatę!

Właśnie wracałem do domu z kilkudniowej delegacji, jeszcze na lekkim kacu, bo zabradziażyliśmy z kolegami przez weekend, przedłużając sobie wyjazd. Trochę było mi głupio, bo solennie obiecałem pilnować chaty, ciotka jest na tym punkcie bardzo przeczulona, bo wiadomo, okazja czyni złodzieja. A ona ma trochę cennych ponoć rzeczy, zwłaszcza mebli. Ja tam się na nich nie znam, mebel jak mebel, tyle że stary, z krzeseł w jadalni to nawet sprężyny wystawały. No ale staruszka jest do nich bardzo przywiązana. Wchodząc po schodach, nie myślałem jednak o tym, że powinienem być tu już dwa dni wcześniej, kilka godzin po wyjeździe ciotki, tylko planowałem sobie najbliższy czas, żeby wykorzystać jak najlepiej te kilkanaście dni bez nadzoru…

Nucąc pod nosem, wszedłem do mieszkania, duszno w nim było, więc chciałem otworzyć okno w stołowym pokoju, zapchanym starymi meblami. Już w progu mnie tknęło, coś było nie tak! Aż mi się gorąco zrobiło, gdy zorientowałem się, że brakuje kompletu mebli, stołu, krzeseł i kredensu. Wiedziałem, że te meble to było oczko w głowie ciotki, najcenniejsze w jej mieszkaniu. Nawet tapicerki na krzesłach zmienić nie chciała, chociaż te sprężyny wystawały, mówiła, że właśnie takie, jakie są, mają duszę… No ale z duszą czy bez, teraz ich nie było, a ja przecież miałem się opiekować chatą w czasie, gdy ciotka będzie reperować swoje zdrowie. Cholera jasna, że też dałem się chłopakom namówić na te dwa dodatkowe dni… Ja się dobrze bawiłem, tymczasem złodzieje obrobili mieszkanie.

Wiedziałem, że ciotka po powrocie mnie zabije

W pierwszym odruchu chciałem na policję zadzwonić, ale wtedy od razu ciotka by się dowiedziała, że jej bratanek na wyjeździe z kumplami imprezował, zamiast domu pilnować. Nalałem sobie drinka, żeby w głowie mi pojaśniało, no coś musiałem zrobić. Jeden drink nie pomógł. Przy trzecim przyszedł mi na myśl właściciel antykwariatu, zaprzyjaźniony z ciotką. Często u niej bywał, czasem coś mu sprzedała, kiedyś chciał nawet odkupić ten właśnie komplet mebli. Więc może to on stał za kradzieżą, kto wie. Facet miał sklep obok knajpki, w której często bywałem, więc nie namyślając się, ruszyłem tam zaraz. Poznał mnie chyba, bo na mój widok podniósł się zza biurka z uśmiechem.

– Ukradli meble mojej ciotki, te stare, ze sprężynami – wykrzyknąłem. – Może pan coś wie o tym?

– Mówi pan o tym stołowym komplecie? – spytał. – No to rzeczywiście duża strata, taka piękna rzecz, oryginalne Księstwo Warszawskie…

– No i ukradli – jęknąłem.

– Co za pech – westchnął. – A ja już tak się cieszyłem.

– Z czego? – spytałem zdumiony.

– Pani Wanda wreszcie zgodziła mi się sprzedać ten komplet, mieliśmy dobić targu po jej powrocie – odparł. – Kupca znalazłem już dawno, no a pan mówi, że wszystko ukradli…

W głowie wciąż mi jeszcze szumiało od drinków, więc cokolwiek nieskładnie zacząłem tłumaczyć, że muszę odzyskać te meble, bo to moja wina, czuję się odpowiedzialny, nie dopilnowałem. Albo odkupić jakieś podobne. I wtedy antykwariusz zaczął się śmiać, że nie zdaję sobie chyba sprawy, ile taki komplet kosztuje.

– Przecież to stare graty, sprężyny z siedzeń wystają – wzruszyłem ramionami. – Stół poobijany.

I dlatego takie cenne, bo stare – odparł. – Ale wie pan, jeżeli ktoś je ukradł, to na pewno odda je do renowacji. Proszę poszukać u tapicerów, dam panu listę – wyciągnął z szuflady kartkę.

Przez dwa tygodnie, zamiast korzystać z wolnej chaty, po pracy łaziłem po mieście, obchodząc renowatorów. Okazało się, że jest ich dużo więcej niż na liście antykwariusza. Do powrotu ciotki pozostało jeszcze tylko kilka dni, a ja nie odnalazłem jej stołowego kompletu.

Co za dramat!

Kumple z roboty widzieli, że mam doła, postanowili więc mi pomóc, namówili na browarek w jakiejś nowej knajpce, nad rzeką. I tym mnie ocalili. Bo okazało się, że w tej samej kamienicy co knajpa, jest też pracownia tapicerska. Gdy tam wszedłem, pierwsze, co zobaczyłem, to cztery krzesła identyczne jak te z kompletu ciotki, tylko jakby czystsze, druty z nich nie wystawały…

– Ja chcę to kupić! – krzyknąłem na widok mężczyzny, który wyszedł z zaplecza. – I jeszcze stół jest chyba do nich – aż się trząsłem z wrażenia.

– Owszem, jest stół, ale to nie jest do sprzedania – powiedział. – Oddano mi komplet do renowacji tylko…

– Ale ja go muszę kupić – przerwałem facetowi ostro, podchodząc bliżej. – Rozumie pan, muszę, za każde pieniądze. To sprawa honoru.

– Spokojnie, proszę pana – cofnął się, w jego oczach spostrzegłem strach, jeszcze gotów wziąć mnie za jakiegoś szaleńca i zadzwonić po policję.

– Przepraszam, uniosłem się – powiedziałem więc spokojniej. – Bardzo mi zależy na kupnie tych mebli.

– Dobrze. Porozumiem się z właścicielką, może coś wskóram, chociaż wiem, że ma już kupca – zastrzegł fachowiec. – Proszę przyjść jutro.

Już miałem mu wykrzyczeć, że właścicielką jest moja rodzona ciotka, nie jakaś złodziejka, a on robi za pasera, lecz w porę ugryzłem się w język. Wolałem z nim nie zadzierać. Nazajutrz poszedłem tam zaraz po pracy. I usłyszałem z ust tapicera taką kwotę, że aż mnie cofnęło.

– Pan mówi serio? – nie dowierzałem własnym uszom. – Przecież za takie pieniądze to można kawalerkę w tym mieście kupić.

– Zgadza się – uśmiechnął się mężczyzna. – Właśnie ta pani wspomniała, że potrzebuje kupić mieszkanie, a to unikatowe antyki, i spodziewa się dostać za nie sporo. Tym bardziej, że renowacja też ją kosztowała.

Machnąłem ręką, wyszedłem

Przecież nawet gdybym wziął kredyt, to musiałbym do końca życia spłacać te graty. To już wolałem, żeby ciotka mnie zabiła. Trudno. Z duszą na ramieniu czekałem na dzień jej powrotu. Wyjechałem po nią na dworzec i zastanawiałem się, kiedy mam powiedzieć o kradzieży – od razu czy może dopiero w domu.

Zmizerniałeś coś – ciocia Wanda przyglądała mi się uważnie. – No tak, pewnie nie miał ci kto ugotować… Ale będziesz się musiał do tego przyzwyczaić, mój drogi.

– A dlaczego? – spytałem bezmyślnie, nie zważając na jej słowa; i postanowiłem, że raz kozie śmierć, powiem jej o kradzieży od razu.

– Wiesz ciociu, ten twój stołowy komplet…

Zauważyłeś, że go nie ma – zaśmiała się. – To jest właśnie moja niespodzianka dla ciebie.

Zahamowałem gwałtownie, nie rozumiejąc, co ciotka gada. Wie, że meble ukradli, i nic sobie z tego nie robi?

– Wojtusiu, dla mnie jesteś jak syn, nikogo bliskiego nie mam – powiedziała Wanda. – Niby razem dobrze nam się mieszka, ale ja wiem, że młodzi powinni sami się gospodarzyć, dlatego postanowiłam sprzedać ten komplet i dołożyć ci do mieszkania.

– Ale mebli nie ma w domu, ukradli je, ciociu – wyjąkałem.

– Głupstwa gadasz – roześmiała się. – Nie zdążyłam ci powiedzieć przed wyjazdem, nie było cię, ale ja oddałam ten komplet do renowacji. Wezmę teraz większe pieniądze za niego i nawet tapicer dzwonił, że znalazł się drugi kupiec – zmarszczyła czoło. – Ej, ale co ty taki blady jesteś, może strułeś się czymś w barze?

Rzeczywiście, zrobiło mi się niedobrze, bo zrozumiałem, że tym drugim kupcem byłem ja sam. Dobrze, że dojechaliśmy już pod dom. Mało brakowało, żebym zadłużył się na całe lata, tylko po to, żeby odkupić coś, co i tak miało być dla mnie. Te cholerne, stare graty. Tylko że to dzięki nim i hojności ciotki będę miał swoje mieszkanie… Schyliłem więc kornie głowę nad pomarszczoną dłonią cioci, obiecując sobie w duchu, że z szaleństwami koniec, przynajmniej na jakiś czas.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA