„Były chłopak był o mnie chorobliwie zazdrosny. Kontrolował każdy mój krok, sprawdzał telefon i odizolował od rodziny”

Z życia wzięte fot. Fotolia
Kochałam go i długo nie dostrzegałam, że coś z nim jest nie tak. Dopiero potem dotarło do mnie, z kim się związałam.
/ 19.09.2020 16:40
Z życia wzięte fot. Fotolia

Konrada poznałam kilka lat temu na imprezie. Bardzo miło spędziliśmy wieczór, dałam mu swój numer telefonu, on po kilku dniach zadzwonił. Zaczęliśmy się spotykać. Początkowo było cudnie, wręcz bajkowo. Czułam się jak księżniczka. Konrad mnie rozpieszczał, obsypywał komplementami i czułościami.

Nie zwracałam uwagi na niepokojące sygnały, które powinny były dać mi do myślenia. Bagatelizowałam je. Byłam ślepo zakochana i nie widziałam żadnych wad mojego wybranka. Wręcz podobało mi się to, że jest taki zazdrosny, taki opiekuńczy, wszystko chce wiedzieć i ciągle jest obok mnie. Z czasem jednak coraz więcej rzeczy mnie niepokoiło, irytowało.

Pamiętam, jak któregoś razu wybieraliśmy się do kina. Było lato, upał. Włożyłam „fruwającą” sukienkę na ramiączkach i sandały na szpilce.
– Kochanie, przebierzesz się, prawda? Ta sukienka ma za duży dekolt. A poza tym jest zbyt zwiewna, byle wiaterek i twój zgrabny tyłeczek ujrzy światło dzienne. A to mają być widoki tylko dla mnie – uśmiechnął się.
Zrobiło mi się przykro. Starałam się, chciałam ładnie wyglądać, a on nawet tego nie zauważył, i kazał mi się przebrać. A przecież nie byłam ubrana wyzywająco, tylko w zwykłą letnią sukienkę, prawie do kolan. Nagle uświadomiłam sobie, że często w mniej lub bardziej bezpośredni sposób Konrad krytykował mój wygląd. Najlepiej, żebym ubierała się jak zakonnica.

Chciał spędzać ze mną praktycznie każdą chwilę

Któregoś dnia przyłapałam go na przeglądaniu mojego telefonu. Wyszłam z łazienki, kiedy akurat miał go w ręce. Zmieszał się, ale starał się ukryć to pod bladym uśmiechem.
– Oj, kochanie, nie da się nawet zrobić ci niespodzianki. Miałem zamiar ustawić ci jakieś ładne przypomnienie na jutrzejszy poranek…
Nic nie powiedziałam, ale wydało mi się to dziwne. Poza tym, choć nie miałam nic do ukrycia, uznałam, że telefon to rzecz prywatna, więc nawet on nie miał prawa mi w nim grzebać.

Przez niego zerwałam kontakty ze wszystkimi dawnymi znajomymi. Najpierw podobało mi się to, że Konrad chciał spędzać ze mną każdą chwilę. Ale potem stało się to męczące.
– Kotek, przecież widujemy się niemal każdego dnia – tłumaczyłam mu, kiedy kręcił nosem na moje wyjścia z koleżankami. – A z Ulką ostatnio rozmawiałam prawie rok temu. To tylko głupia kawa, wrócę szybko.
Wtedy akurat poszłam, jednak rzadko udawało mi się postawić na swoim. Prosił, płakał, znajdował setki powodów, dla których nie powinnam wychodzić. I tak za każdym razem.

Konrad stawał się coraz bardziej zaborczy. Próbował odizolować mnie od wszystkich, chciał stać się całym moim światem. Kontrolował mnie, ciągle o wszystko wypytywał, sprawdzał. Stał się porywczy i agresywny. Zaczęłam się go bać.

Po roku znajomości zrobił mi pierwszą karczemną awanturę. Początkowo nawet nie wiedziałam, o co mu chodzi. Wpadł do mnie bez zapowiedzi i od progu zaczął krzyczeć:
– Jeśli myślisz, że pozwolę robić z siebie idiotę, to jesteś w błędzie. Jesteś moją kobietą i masz się zachowywać porządnie, a nie jak pierwsza lepsza wywłoka.
Słuchałam Konrada zszokowana. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. I – co gorsza – nie miałam pojęcia, co go do tego doprowadziło.
– Konrad, uspokój się. Przestań się ciskać i mnie obrażać i powiedz wreszcie, o co chodzi.
– Jeszcze pytasz, o co mi chodzi?! O tego twojego kochasia, Jareczka, Jureczka czy jak mu tam. Zresztą z nim sobie też porozmawiam. Co ty sobie, k...., wyobrażasz?!
W pierwszej chwili nie chciałam wierzyć, ale taka była prawda – Konrad musiał szpiegować moje konto na portalu społecznościowym.

Rano rzeczywiście odezwał się do mnie Jurek, kolega z dzieciństwa. Co roku jeździliśmy z rodzicami w wakacje do tego samego pensjonatu, w którym zatrzymywał się też Jurek z rodziną. W ten sposób przez kilka lat spędzaliśmy wspólnie 3 tygodnie. Ale któregoś lata się nie zjawili, kolejnego też nie. Nie mieliśmy wtedy telefonów komórkowych ani internetu, nasz kontakt po prostu się urwał i tyle. A teraz Jurek natrafił na mnie w sieci i napisał po prostu, co słychać. „Hej! Kopę lat Cię nie widziałem. Poznajesz mnie w ogóle? Jeśli nie, to przypomnij sobie szalone wakacje w Juracie ;) Co u Ciebie? Mam nadzieję, że wszystko okej? Pozdrawiam ;)”.

Szczerze mówiąc, ucieszyła mnie ta wiadomość. Zawsze lubiłam Jurka, miło mi się zrobiło, że mnie pamięta. A tymczasem Konrad się wkurzył. Nie zamierzałam mu się z niczego tłumaczyć. Nie zrobiłam nic złego, to on powinien mnie przeprosić.
– Jakim prawem mnie szpiegujesz? Skąd znasz moje hasło? Co to ma w ogóle znaczyć?! – oburzyłam się.

Konrad nie zamierzał mi jednak niczego wyjaśniać ani tym bardziej mnie przepraszać. Krzyczał, wyzywał mnie od najgorszych, obrażał. Nie poznawałam go. Nie sądziłam, że potrafi okazywać aż taka agresję. Był po prostu chamski. I to wszystko przez kilka głupich zdań, bez najmniejszego podtekstu… Rosło moje zdumienie i wściekłość. Nagle Konrad powiedział:
– I co, puściłaś się z nim na tych szalonych wakacjach w Juracie? Pewnie tak, bo za długo nie trzeba się starać, żebyś rozłożyła nogi.
W sekundę wymierzyłam mu siarczysty policzek. Jak śmiał?!

W pierwszej chwili Konrad spojrzał na mnie zdezorientowany. Zaraz jednak zobaczyłam, jak jego twarz wykrzywia grymas jeszcze większej agresji i wściekłości. Wystraszyłam się go, był nieobliczalny. Szybko otworzyłam drzwi i kazałam mu wyjść. Na moje szczęście na klatce akurat był jakiś mężczyzna. Nie wiem, czy w przeciwnym razie Konrad tak po prostu by mnie posłuchał i sobie poszedł. W tej sytuacji jednak nie miał wyjścia.

Zatrzasnęłam za nim drzwi, usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Nagle uświadomiłam sobie, z kim tak naprawdę spotykałam się przez ostatnie miesiące. Zaczęłam patrzeć na wiele sytuacji z całkiem innej strony. Zrozumiałam, że byłam w Konrada ślepo zapatrzona. Już dawno powinna była mi się zapalić czerwona lampka.

Zgodziłam się, żeby uniknąć scen pod pracą

Konrad zaczął dzwonić do mnie już po kilku minutach, ale nie odebrałam. Potem zaczęły przychodzić esemesy. Najpierw pełne przeprosin, czułych słów i wyznań miłosnych, potem prób szantażu i wyzwisk. Ja uparcie milczałam. W końcu wyłączyłam telefon. Bałam się, że Konrad przyjdzie i będzie się dobijał; wolałam tego uniknąć. Poszłam więc do Kingi, mojej koleżanki. Zostałam u niej na noc.

Następnego dnia Konrad czekał pod moją pracą z bukietem kwiatów. Nie chciałam go słuchać, ale zaczął robić przedstawienie na środku ulicy, więc w końcu zgodziłam się z nim umówić. Nie wiedziałam, co mnie czeka…

Do restauracji przyszedł ubrany w elegancki garnitur, był szarmancki i miły. Próbował się podlizywać, nie zamydlił mi jednak oczu. To, co się ostatnio wydarzyło, uświadomiło mi, z kim mam do czynienia.
– Zgodziłam się na tę kolację tylko po to, żebyś nie robił mi wstydu przed pracą, więc daruj sobie te uprzejmości. Z nami koniec. – powiedziałam.
Próbował coś jeszcze ugrać, lecz w końcu zrozumiał, że mówię poważnie. Wtedy jego wyraz twarzy zmienił się. Konrad miał szaleństwo w oczach. Wstał i zaczął krzyczeć.
– Ja dla ciebie robiłem wszystko, utrzymywałem cię przez te wszystkie lata, a teraz mówisz mi coś takiego?! – oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę. – Ja walczyłem w szpitalu o życie, a ty w tym czasie sypiałaś z moim przyjacielem? Jak mogłaś?!

Słuchałam tego osłupiała. Byłam w szoku. On mnie nigdy nie utrzymywał. Jaki szpital? Jaki przyjaciel?!
– Konrad, uspokój się. – nie wiedziałam, gdzie podziać oczy ze wstydu.
On jednak dopiero się rozkręcał. Zrozumiałam, że chce mnie po prostu upokorzyć. I co najgorsze – udało mu się to. Zrobił ze mnie utrzymankę, która zostawia go w chorobie dla innego naiwniaka… Ludzie zaczęli patrzeć na mnie z pogardą, a na niego ze współczuciem. Prawdziwy świr.

Uznałam, że to spotkanie nie ma sensu i do niczego nie prowadzi. Wstałam i wyszłam, odprowadzana spojrzeniami pełnymi pogardy.

Konrad wydzwaniał do mnie non stop, więc w końcu zmieniłam numer. Z pracą i mieszkaniem nie było to jednak takie proste, a były chłopak wciąż mnie nachodził. Urządzał awantury, krzyczał, rozpowiadał na mój temat niestworzone rzeczy… Zaczęłam znajdować w skrzynce niepokojące anonimy, ale nie byłam w stanie udowodnić, że to on je podrzuca.

Było coraz gorzej. Któregoś dnia po powrocie z pracy zastałam obraźliwy napis na drzwiach wymalowany niezmywalną czerwoną farbą. Ktoś ukradł mój rower i przebił opony w samochodzie. Po kilku dniach porysował również lakier na masce. Odwracało się ode mnie coraz więcej osób, bo Konrad oczerniał mnie za plecami, zgrywając niewiniątko.

Posunął się jeszcze dalej. Przerobił moje zdjęcie znad morza i wkleił w ofertę … klubu nocnego. Zrobił ze mnie prostytutkę, po czym wysłał tę ulotkę do wielu znajomych osób. Niektórzy moi przyjaciele znali sytuację i od razu mnie o wszystkim lojalnie poinformowali, kilkoro jednak uwierzyło w to kłamstwo. W końcu plotka dotarła do mojego szefa. Do dziś pamiętam chłód w jego głosie.
– To, co pani robi po godzinach, to pani sprawa. Jednak nie mogę sobie pozwolić na stratę klientów i reputacji. Proszę zabrać swoje rzeczy, w kadrach znajdzie pani wypowiedzenie.
Próbowałam z nim rozmawiać, coś tłumaczyć, jednak nie było sensu.

Na policji opowiadał perfidne kłamstwa

Byłam na skraju załamania nerwowego. Miałam wrażenie, że ktoś ciągle mnie śledzi. Bałam się wychodzić z domu, a co dopiero szukać nowej pracy. Nie wiedziałam przecież, komu i co naopowiadał Konrad.

Za namową przyjaciółki złożyłam na policji doniesienie o nękaniu. Nie spodziewałam się, że coś wskórają, po prostu nie miałam lepszego pomysłu. I na początku rzeczywiście nie wyglądało to kolorowo. Policja nie zebrała zbyt wielu dowodów. Odkąd zmieniłam numer telefonu Konrad nie pisał, ani nie dzwonił. Esemesy ze starego telefonu to było za mało…

Sprawcy kradzieży roweru, uszkodzenia samochodu i obraźliwego napisu na drzwiach nie złapano, sprawa spreparowanych ulotek też utknęła w miejscu. Z zewnątrz wcale nie wyglądało na to, że były chłopak uprzykrza mi życie. Co gorsza, on sam przedstawił policji inną wersję.
Przyszedł ze swoją rzekomą dziewczyną i powiedział, że odkąd mnie dla niej zostawił, nie mogę się z tym pogodzić. Tak, był aż tak bezczelny.

Na szczęście mój koszmar wreszcie się zakończył. Policja dotarła do nagrania z monitoringu na naszym osiedlu, na którym wyraźnie było widać, że to Konrad dokonał zniszczenia mojego samochodu i kradzieży roweru. Przedtem nie byli w stanie tego stwierdzić, bo dziwnym trafem płytka z tego konkretnego dnia zniknęła… Skąd policja wytrzasnęła kopię, tego nie wiem. Najważniejsze, że wtedy wszystko ruszyło. Pojawili się świadkowie, nowe dowody… Konrada udało się postawić w stan oskarżenia.

Jak skończy się ta sprawa? Cóż, mam nadzieję, że mój były chłopak odpowie za swoje czyny. Bo tylko ja wiem, ile się przez niego nacierpiałam. Tak bardzo zniszczył mnie i moje życie, że nie widzę już dla siebie przyszłości w tym mieście… Nic mnie tu nie trzyma, poza garstką lojalnych znajomych. Zrezygnowałam już z wynajmu mieszkania i spakowałam się. Za kilka dni zamierzam wyjechać do babci, do innego miasta. Tam mnie nikt nie wytyka palcami…

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA