„Pracuję na dwie zmiany, by utrzymać dorosłego syna. Darmozjad wdał się w tatusia, ale nie mam serca wyrzucić go na bruk”

Zmęczona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, PixelsEffect
„Jestem samotną matką praktycznie od momentu, gdy dowiedziałam się, że w ogóle nią zostanę. Mój ówczesny partner, Krzysiek, w wolnych chwilach spotykał się z kolegami i psioczył na to, jakie niesprawiedliwe jest życie, że jedni mają tak dużo, a inni klepią biedę”.
/ 03.11.2023 08:30
Zmęczona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, PixelsEffect

W naszym związku to ja przynosiłam pieniądze, żeby opłacić rachunki, mieszkanie i życie. Krzysiek czasem zachodził do pośredniaka, z którego szybko wracał zniesmaczony przygotowanymi przez urzędników ofertami. A to za mało płatne, a to zbyt męczące, a to nudne. Skoro miał zapewniony dach nad głową i michę to faktycznie, nie było po co iść do pracy.

Niestety, wkrótce okazało się, że jestem w ciąży. Mówię niestety, bo odpowiedni nie był ani moment, ani ojciec dziecka. Nigdy nie myślałam o tym, żeby go nie urodzić. Tak naprawdę od dawna marzyłam o tym, żeby być matką. Nie ukrywam jednak, że nigdy nie rozważałam zakładania rodziny z Krzysztofem. To się po prostu zdarzyło, historia taka, jak wiele innych. Gdy tylko oznajmiłam temu leserowi, że urodzę dziecko, natychmiast spakował manatki i powiedział, że nie pisał się na bycie tatusiem. Już wtedy myślałam, że to może nawet lepiej, a teraz jestem już tego pewna.

Nie było mi łatwo

Pracowałam ciężko praktycznie do końca ciąży, żeby zgromadzić jakieś pieniądze na wyprawkę, na utrzymanie przez pierwsze miesiące życia synka. Rodzice się na mnie wypięli, ale babcia była dla mnie nieocenionym wsparciem. Zaoferowała mi nie tylko wsparcie, ale także dach nad głową.

– Marylka, co będziesz płacić komuś obcemu za wynajem. Nie można mieszkać w takim niepewnym miejscu z dzieciaczkiem. Jeszcze się właścicielowi odwidzi i ci wypowie to mieszkanie. Przeprowadźcie się do mnie. Ja i tak nie potrzebuję tak dużej przestrzeni – namawiała mnie.

Zgodziłam się z wielką ulgą. Propozycja babci Haliny spadła mi jak z nieba. Mogłam nie tylko zaoszczędzić pieniądze, ale także mogłam liczyć na pomoc w opiece nad Sebastianem, gdy już się urodził. Babcia wychowała dwójkę dzieci, więc szybciej rozpoznawała potrzeby malucha niż ja. Wiedziała, kiedy jest głodny, a kiedy zmęczony. Była w naprawdę dobrej formie, jak na swój wiek, więc właściwie dzieliłyśmy opiekę nad moim synkiem. To dzięki babci mogłam wrócić do pracy i zarabiać na nasze utrzymanie.

Układało nam się naprawdę dobrze

Sebuś był zdrowy i pełen energii, dobrze się rozwijał. Czasem bywał krnąbrny i korzystał z tego, że wychowują go dwie kobiety, a w domu nie ma żadnej twardej ręki. Kochałyśmy go nad życie i na wiele mu pozwalałyśmy, chociaż bardzo starałam się też odpowiednio go dyscyplinować, żeby wiedział, jakie są priorytety.

Nauka nie przychodziła mu może z wielką łatwością i już w pierwszej klasie szkoły podstawowej zaczął przynosić przeciętne stopnie, ale za to zawsze miał dużo kolegów, był lubiany, zabawny i kreatywny. „Nie szkodzi, nie musi być geniuszem, byle znalazł sobie pomysł na siebie i był szczęśliwy”, myślałam.

Niestety, lata mijały, a pomysł nie nadchodził. Sebastiana nie interesowało nic — może poza grami komputerowymi i filmami o kosmitach.

– Synek, może chciałbyś się zapisać na jakieś dodatkowe zajęcia? W czwartki i piątki kończysz zajęcia bardzo wcześnie, masz sporo wolnego czasu. Może jakieś karate albo inny sport? A może rysowanie czy jakiś instrument? – proponowałam. – Nie musisz być od razu mistrzem, ale a nuż coś cię zainteresuje i będziesz miał nowe hobby, co?

– Nieee… Nie chce mi się, dzięki – odpowiadał znudzonym tonem.

Martwiło mnie to

Obserwowałam innych chłopców w wieku syna. Z reguły mieli jakieś zainteresowania. Niektórzy grali w szachy, inni próbowali brzdąkać na gitarze, a jeszcze inni chodzili na SKS-y i klepali w siatkówkę.

– Marylka, uważaj na niego… Byle się tylko nie wdał w ojca – przestrzegała mnie babcia.

– Spokojnie, on jest zupełnie inny, nie martw się – uspokajałam ją, ale w głębi duszy męczyły mnie te same obawy, co ją.

Sebastian zaczął zbliżać się do końca liceum, gdy zaproponowałam mu znalezienie jakiejś pracy, chociażby tylko na lato.

– Synku, jesteś już prawie dorosły, a dorośli ludzie pracują. Masz coraz więcej potrzeb, nie stać mnie na nie wszystkie. Może dorobisz sobie na jakiś wyjazd czy sprzęt? – zaproponowałam nieśmiało.

– Czy utrzymywanie mnie nie jest twoim obowiązkiem? – zapytał bezczelnie.

Zamurowało mnie.

– Oczywiście, że jest. Ale utrzymywanie oznacza karmienie, zapewnienie dachu nad głową, ubieranie cię… Nie mam obowiązku spełniać każdej twojej zachcianki takiej jak nowe słuchawki czy drogi telefon – upomniałam syna.

– Dobra, poszukam czegoś – odpowiedział, wzruszając ramionami.

„Okej, zwycięstwo”, pomyślałam. Może jednak przemówiłam mu do rozumu i zda sobie sprawę, że jest już na tyle dojrzały, żeby zarabiać na swoje potrzeby?

Niestety, myliłam się

Tygodnie mijały, Sebastian zdążył skończyć osiemnaście lat, a pracy nadal nie znalazł. Ba, wcale nie wyglądał, jakby w ogóle szukał. W naszej okolicy dość często mijałam ogłoszenia o sezonowych posadach dla młodych ludzi: a to w sklepie spożywczym, a to w osiedlowej kawiarni.

– Co ty, wiesz, ile tam trzeba harować, żeby zarobić marne sto złotych? – parsknął Sebastian.

To wtedy po raz pierwszy poczułam ten niepokojący ucisk w żołądku, którego obawiałam się podświadomie przez wiele lat. Syn mówił do mnie słowami, które w przeszłości wypowiadał jego ojciec. Poczułam się, jakby jakaś nadprzyrodzona moc cofnęła mnie w czasie o osiemnaście lat.

– A ty myślisz, że ja nie muszę harować, żeby zarobić? – zirytowałam się.

– No bez przesady, przecież zarabiasz więcej niż kilkanaście złotych na godzinę!

Co za rozpuszczony smarkacz!

– Niewiele więcej, synu – odparłam, siląc się na spokój. – Nie zauważyłeś, że ostatnio wracam z pracy jeszcze później i dorabiam też w weekendy? Pracuję praktycznie non stop, żebyś miał na swoje głupie zachcianki! – wygarnęłam mu.

– No to nie możesz znaleźć jakiejś lepiej płatnej pracy? – zapytał.

Ponownie ścisnęło mnie w żołądku. A więc to tak? Mam utrzymywać kolejnego darmozjada? Nigdy w życiu!

– Jesteś naprawdę bezczelny, Sebastian! Zaręczam ci, że dałam ci wystarczająco dużo, przez wiele lat harowałam jak wół, żeby niczego ci nie zabrakło, ale nie zamierzam utrzymywać zdrowego, silnego i, przypominam, dorosłego lenia do końca życia! – wykrzyknęłam i trzasnęłam drzwiami od sypialni syna.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni

Skąd u niego takie zachowania? Przecież z ojcem nigdy nie miał kontaktu! To niemożliwe, żeby wyciągnął od niego złe wzorce. Takich rzeczy nie przekazuje się w genach! A może…? Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

Faktycznie, przez następne dwa tygodnie Sebastian wydawał się być nieco skruszony. Chętniej pomagał mi w pracach domowych i nie prosił o pieniądze na każdą głupotę. Pomyślałam sobie, że może mój wybuch dal mu jednak do myślenia. Pracy, co prawda, nadal nie miał, ale przynajmniej nie szastał już pieniędzmi na prawo i lewo.

Moje nadzieje zgasły jednak zupełnie, gdy pewnego dnia weszłam do jego sypialni, aby zebrać brudne pranie. Na ekranie komputera widniało otwarte okienko czatu, w którym Sebastian dyskutował ze swoim kolegą. Zerknęłam na nie zupełnie mimowolnie i… zamarłam.

„Spokojnie, jeszcze pojedziemy nad jezioro z dziewczynami. Teraz muszę trochę zmiękczyć matkę, przez chwilę nie będę jej o nic prosił, a potem wymyślę jakąś łzawą historyjkę. Jestem jej jedynym synkiem, więc na bank zrobi jej się mnie żal i zapłaci za wakacje”, chwalił się swoim planem Sebastian, a kolega tylko mu przyklaskiwał.

Poczułam, jak na twarzy wykwita mi rumieniec ze złości.

– Powinnaś go wykopać z domu, Marylka. Jest już dorosły, zdolny do pracy. Niech się przekona, jak ciężko jest żyć na własną rękę – przekonywała mnie babcia.

Wiedziałam, że mówi mądrze, ale nie potrafiłam tego zrobić. To przecież mój jedyny, ukochany synek. Nie potrafiłabym po prostu wystawić mu walizek za drzwi!

Czytaj także:
„Przez 15 lat prowadziłam podwójne życie i zarabiałam ciałem. Chciałam, żeby dzieci miały lepsze życie, a one mnie nie szanują”
„Od 25 lat ukradkiem zapalam znicz na malutkim grobie. Tylko ja wiem, kto w nim spoczywa. Moja rodzina nigdy nie pozna prawdy”
„Ledwo w grobie złożyliśmy ojca, a bracia już walczą o spadek. Myśleli, że w lesie za domem rodzice zakopali klejnoty”

Redakcja poleca

REKLAMA