„Od 25 lat ukradkiem zapalam znicz na malutkim grobie. Tylko ja wiem, kto w nim spoczywa. Moja rodzina nigdy nie pozna prawdy”

Dojrzały mężczyzna fot. iStock by Getty Images
„Nie mogła powstrzymać łez. Ja też przełykałem własne, nie wiedząc, co jej powiedzieć. Nie kochaliśmy się. Wiedzieliśmy o tym od dawna, ale to dziecko… mały Franek, mógł żyć. Jakoś byśmy to ograli. Ona powiedziałaby Oli, że nie zna ojca, ja… ja po prostu bym był”.
/ 31.10.2023 18:33
Dojrzały mężczyzna fot. iStock by Getty Images

Julka i Ola zawsze były ze sobą blisko. Przyjaciółki od serca, jak mawiały pewnie od czasów szkolnych.

Odkąd rodzice tej pierwszej zginęli w wypadku, stały się niemal jak siostry. Rodzice Oli przyjęli siedemnastoletnią wówczas przyjaciółkę córki pod swój dach, więc ta mieszkała tam do czasu, aż poszła na studia. Kiedy zacząłem chodzić z Olą, musiałem się liczyć z tym, że przynajmniej w większości spośród naszych spotkań będzie też uczestniczyć Julka. Nic do niej nie miałem, choć czasem denerwowało mnie, że jest trochę jak cień mojej dziewczyny, a potem narzeczonej.

Dobrze, że przynajmniej po ślubie z nami nie zamieszkała. Ola wprowadziła się do mojego mieszkania, a jej rodzice pomogli wykupić Julce niewielką kawalerkę na innym osiedlu. Mimo to dziewczyny spotykały się niemal codziennie. Przywykłem do tego i zaakceptowałem stałą obecność najbliższej przyjaciółki żony w naszym życiu. Wtedy jednak jeszcze nie miałem pojęcia, jak mocno wpłynie ona na moją własną przyszłość.

To była chwila zapomnienia

Z Julką łączyły mnie zwykłe relacje. Nie byliśmy wielkimi przyjaciółmi, ale i nie robiliśmy sobie na złość – po prostu tolerowaliśmy siebie nawzajem, bo obojgu nam zależało na dobru Oli. Kiedy z żoną wybieraliśmy się na imprezę do znajomych, nawet przez myśl mi nie przeszło, że Julka mogłaby się tam nie pojawić.

Tyle tylko, że wśród gości znalazła się też stara znajoma Oli, a ta się z nią zagadała. Nie bardzo uśmiechały mi się te damskie pogaduszki, więc trzymałem się raczej na uboczu. Pogadałem trochę z kolegami, potem posnułem się trochę po domu znajomych, a następnie posiedziałem w kącie. Czekanie mi się dłużyło, więc umilałem je sobie kolejnymi drinkami. Jakoś po drodze przyplątała się równie znużona Julka. Podobnie jak ja, trochę już wypiła, więc rozmawiało nam się wyjątkowo dobrze, a kolejne drinki nie stanowiły dla nas żadnego wyzwania.

To był moment. Zaszyliśmy się w wolnej łazience, a potem puściły nam hamulce. Oczywiście następnego dnia oboje natychmiast zgodziliśmy się co do tego, że to zbliżenie nie powinno mieć miejsca.

Zamierzaliśmy po prostu o nim zapomnieć i przejść nad nim do porządku dziennego. Sęk w tym, że jakiś czas później okazało się, że Julka jest w ciąży. I to ja jestem ojcem.

Nie spodziewałem się takiej tragedii

Żadne z nas nie miało planu. Julka wahała się, czy zostawić dziecko przy sobie, czy lepiej oddać je do adopcji. Ja nie chciałem się wtrącać – powiedziałem jej tylko, że w razie czego wspomogę ją finansowo. Oczywiście o żadnej zabawie w ojca nie było mowy. Zresztą, Julka specjalnie wyjechała, niby w ramach pracy, do innego miasta. Miała wrócić dopiero po roku, już z dzieckiem. Oli powiedziałaby, że to była wpadka z jakimś nieznanym facetem.

Problem pojawił się później. Niewiele wiedziałem na temat samych narodzin – Julka tylko wspomniała przez telefon, na kiedy ma termin. Straszne wieści dotarły więc do mnie po czasie. Coś poszło nie tak i dziecko urodziło się martwe. Oczywiście pojechałem do niej, jak tylko podała mi adres. Przyznaję, to była jedna z trudniejszych rozmów w moim życiu.

Nie mogła powstrzymać łez. Ja też przełykałem własne, nie wiedząc, co jej powiedzieć. Nie kochaliśmy się. Wiedzieliśmy o tym od dawna, ale to dziecko… mały Franek mógł żyć. Jakoś byśmy to ograli. Ona dalej wciskałaby Oli, że nie zna ojca, ja… ja po prostu bym był.

– Nic nie mów Oli – wyłkała, nim zdążyłem się odezwać. – Ani jej rodzicom. To by ich złamało.

Przyznałem jej rację. To przecież nie miałoby sensu. Nikt nie powinien się dowiedzieć.

Wciąż o nim myślałem

Franka pochowaliśmy na cmentarzu w tamtym mieście i przestaliśmy rozmawiać o sprawie. Tym sposobem nikt nie dowiedział się o naszej mrocznej tajemnicy. Mimo że czas płynął, a ja doczekałem się trójki dzieci z Olą, gdzieś z tyłu głowy wciąż miałem Franka. Nie mogłem przestać myśleć o tym chłopcu, którego życie zakończyło się jeszcze, nim się w ogóle zaczęło.

Łapałem się na tym, że rozmyślam nad tym, co by było, gdyby nie umarł. Czy okazałby się grzecznym dzieckiem? Czy stałby się wsparciem dla Julki? I czy zdecydowałby się szukać biologicznego ojca? Niby powinienem odetchnąć z ulgą, że oszczędził nam problemu, ale… to wciąż był mój syn. Czułem się za niego odpowiedzialny. Zwłaszcza jako ojciec trójki innych dzieci.

Nie dawałem jednak po sobie nic poznać. Dbałem też o to, by Ola miała we mnie oparcie niezależnie od sytuacji. Bardzo też zbliżyliśmy się do siebie przez lata, a ona uważała mnie za wspaniałego ojca. Gdyby tylko wiedziała o tym, co zaszło między mną i Julką, pewnie szybko zmieniłaby zdanie. W każdym razie żyłem, ciesząc się bliskością, jaką dawała mi rodzina. Co roku pamiętałem jednak, by znaleźć odrobinę czasu, żeby odwiedzić grób Franka.

Dla niej nie istniał

Przez te wszystkie lata Julka mocno się od nas oddaliła. Już po śmierci Franka starała się raczej unikać Oli i wpadała do nas zdecydowanie rzadziej niż dotychczas. Moja żona z początku trochę się tym martwiła, ale z czasem wytłumaczyła to sobie faktem, że jej przyjaciółka znalazła sobie faceta.

Nie wiem, na ile rzeczywiście Julka go kochała, ale w każdym razie zaczęła z nim planować przyszłość. Wyprowadzili się na drugą stronę miasta, więc kontakt Oli z Julką stał się jeszcze bardziej utrudniony. Ola jednak jakoś to przełknęła. Zresztą, podobno spotykały się co miesiąc w ich ulubionej cukierni i tam przegadywały wszystkie najważniejsze sprawy. Ja natomiast nie widywałem matki mojego pierwszego dziecka wcale.

Przypadkiem wpadłem na nią w mieście.

– Julka? – rzuciłem do niej. – Jak tam?

Lekko się zmieszała.

– W porządku – mruknęła. – Planujemy z Andrzejem ślub.

Uśmiechnąłem się niepewnie.

– To gratuluję. – Spojrzałem na nią uważnie. – A czy mówiłaś mu o…

– Po co? – Od razu się najeżyła.

– Nie wiem – przyznałem. – To twój przyszły mąż, więc pomyślałem…

– To, co się wtedy wydarzyło, nie ma dla mnie znaczenia – przerwała mi wyraźnie zdenerwowana. – To dziecko nie żyje i nic nie zwróci mu życia. Dobrze jest, jak jest.

Westchnąłem.

– Nie odwiedzasz go? – spytałem z niedowierzaniem. – W ogóle?

– Nie, Mikołaj – burknęła. – I przestań to wreszcie rozgrzebywać. Ja zakończyłam temat. Cześć.

Ja nigdy nie zapomnę

Od narodzin i śmierci Franka minęło już 25 lat. Wciąż jestem z Olą, a nasze dzieci mają już kolejno 23, 18 i 15 lat. Nikt z moich najbliższych nie ma pojęcia, dlaczego co roku wyjeżdżam do pobliskiego miasta. Mówię im co prawda, że jeżdżę do znajomego, ale już przynajmniej kilka razy żona chciała jechać ze mną. Dobrze, że potrafię wymyślać wiarygodne wymówki.

W tym roku także zapalę znicz na maleńkim, prawie zapomnianym grobie. Tylko ta jedna świeczka będzie się tam palić tak długo, aż zgaśnie. Mogę jednak dać słowo, że póki żyję, co roku będzie się pojawiać nowa. Bo ja nigdy nie zapomnę. Zawsze będę pamiętał swojego synka, którego nie zdołałem poznać z powodu tej okropnej tragedii.

Czytaj także:
„Ledwo w grobie złożyliśmy ojca, a bracia już walczą o spadek. Myśleli, że w lesie za domem rodzice zakopali klejnoty”
„Kochałam się w szkolnym łobuzie, a on potrzebował 10 lat, żeby że do mnie zagadać. Przypadkowe spotkanie rozpaliło żar miłości”
„Dziadek Henryk to był niezły gagatek. Zmajstrował pierworodną, zanim poznał babcię. Teraz musimy dzielić się spadkiem z nieznajomą”

Redakcja poleca

REKLAMA