„Praca i ciągła pogoń za kasą, doprowadziła mnie do granicy wytrzymałości. Musiałem minąć się ze śmiercią, żeby to pojąć”

Mężczyzna, który jest przepracwany fot. Adobe Stock, dusanpetkovic1
„Poczułem tylko, że robi mi się gorąco, a obraz przede mną się rozmywa…Miałem takie wrażenie, jakby wszystko wokół znajdowało się za szklanym kloszem. Pamiętam, jak prowadzili mnie do windy, lekarz zrobił mi zastrzyk. Po chwili poczułem, że odzyskuję kontakt”.
/ 22.03.2022 14:30
Mężczyzna, który jest przepracwany fot. Adobe Stock, dusanpetkovic1

– W kolejnej rundzie nasz bohater… – przerwałem, żeby wziąć kolejny już głęboki oddech. – W kolejnej rundzie nasz bohater… – musiałem znowu przerwać i lekko przytrzymać się stołu, żeby nie upaść.

– To już mówiłeś, Jasiu – uśmiechnął się mój szef, Adam, wywołując w sali falę wesołości.  – Czekamy na kontynuację.

– Chyba dopadł mnie jakiś wirus. Może przełożymy prezentację na jutro?

– Bez sensu. Ważne, żeby można było porównać wasze projekty równocześnie – Adam wskazał na zespół Sebastiana, który prezentował swój projekt przed nami. – Może niech Eryk opowie, jeśli ty źle się czujesz. W końcu pracowaliście razem, więc też zna dobrze ten projekt. A ty odpocznij chwilę na zewnątrz.

Wyszedłem z sali konferencyjnej, ciężko oddychając. Nie do końca wiedziałem, co się ze mną dzieje. Podszedłem do najbliższego okna, otworzyłem je i zaczerpnąłem świeżego powietrza. To odrobinę mi pomogło.

Wszyscy mieli spuszczone głowy

Pomyślałem, że najlepiej by było, gdybym wyszedł na zewnątrz. Ale nie mogłem przecież zostawić mojego zespołu bez pomocy. Wprawdzie razem pracowaliśmy nad tym projektem, lecz tak naprawdę to ja wiedziałem o nim najwięcej.

Nasza firma zajmowała się tworzeniem gier komputerowych. Panowała tu zasada oparta na wewnętrznej konkurencji. Nad każdą fabułą gry pracowały zawsze dwa zespoły „storylinerów”, czyli „wymyślaczy historii”. Mieliśmy świetną motywację, bo tylko zwycięski zespół dostawał premię.
A była ona naprawdę solidna...

Zespół Sebastiana wypadł na prezentacji naprawdę znakomicie. Uważałem jednak, że nasze pomysły też są bardzo dobre. Dlatego o tym, który zespół tym razem wygra, najpewniej zdecyduje sposób, w jaki o wszystkim opowiem. A tu nagle takie coś!

Pomyślałem, że może to wina tremy. Jednak pracowałem w tej branży już dziesięć lat i to nie miało prawa się zdarzyć. Usłyszałem szuranie krzeseł w sali konferencyjnej, co znaczyło, że prezentacja dobiegła końca.

Po chwili wyszli Eryk i dwóch pozostałych członków naszego zespołu – Piotrek i Radek. Wszyscy mieli spuszczone głowy. Nie musiałem o nic pytać. Poczułem tylko, że robi mi się gorąco, a obraz przede mną się rozmywa…

Miałem takie wrażenie, jakby wszystko wokół znajdowało się za szklanym kloszem. Pamiętam, jak prowadzili mnie do windy, którą zjechaliśmy na dół. Na parterze naszego biurowca znajdowała się klinika, w której firma wykupiła nam abonament medyczny. Poszliśmy tam, a lekarz zrobił mi zastrzyk. Po chwili poczułem, że odzyskuję kontakt ze światem.

– Co mi jest, panie doktorze? – zapytałem, kiedy mogłem już normalnie mówić.

– Muszę zrobić dokładne badania… – zaczął doktor. – Ale wygląda mi to na klasyczne przepracowanie. Miał pan ostatnio ciężki okres w pracy?

– Nie bardziej niż do tej pory…

– No tak, tyle że do tej pory był pan młodszy – stwierdził bezlitośnie lekarz.

– A tu czterdziestka wchodzi na kark, zbliża się czas pierwszych zawałów. Wyraźnie przydałby się panu odpoczynek.

Odpoczynek?! Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać

Musiałbym chyba zmienić pracę na jakąś spokojniejszą. Innymi słowy – gorzej płatną. A na to nie mogłem sobie pozwolić. Nie z kredytem na dom, żoną nauczycielką i dwójką dzieci. Postanowiłem jednak zrobić sobie parę dni wolnego.

W końcu po tym co się stało, musiałem trochę odetchnąć. Powiem szczerze – odżyłem. Lipiec zawsze mi służył. Wróciłem do pracy wypełniony energią i zapałem, czym od razu natchnąłem zespół. Niestety, tego zapału wystarczyło mi zaledwie na kilka dni. Potem znów poczułem się gorzej, co natychmiast zauważył Adam i wezwał mnie do siebie.

– Jasiu, nie gniewaj się, ale mam wrażenie, że nie wyrabiasz – powiedział z troską. – I to się już raczej nie zmieni, bo w końcu latek nie ubywa...

– Chyba nie chcesz mnie zwolnić? – przestraszyłem się nie na żarty.

– Nie. Nie chciałbym tego robić. Ale być może twój zespół miałby się lepiej, gdybyś się wycofał – stwierdził szef.

– Zrozum, po prostu nie mogę marnować ich potencjału. Dlatego jeżeli tym razem przegracie z zespołem Sebastiana…

– Rozumiem. Nie musisz kończyć.

Oczywiście, postanowiłem pokazać szefowi, że się myli, a ja wciąż jeszcze mogę pracować bardzo ciężko. Jednak oszukiwałem sam siebie. Po kilku dniach harówki z trudem dotoczyłem się do windy i zjechałem na dół naszego biurowca, żeby pójść do lekarza.

Powiedział mi, że jeśli niczego nie zmienię, mogę nawet umrzeć! „No to pięknie – pomyślałem. – Gorzej już chyba być nie może”. A potem przestałem się przejmować. Postanowiłem, że sobie odpuszczę. Dotrwam w dobrej formie do końca pracy w firmie i z godnością się z nią pożegnam.

Co mogłem zrobić? Zaharować się na śmierć?

Moje postanowienie nie znaczyło, że zacząłem olewać pracę. Wykonywałem ją sumiennie, lecz tylko przez osiem godzin dziennie, a nie jak dotąd – dwanaście. Potem żeby nie wiem co, wychodziłem do domu. Na piechotę! I żadnej pracy w weekendy! Mój zespół wyczuł, że coś się zmieniło, i brał ze mnie przykład.

Naturalnie, zmianę naszego nastawienia wkrótce zobaczyła cała firma. Dawniej pewnie przejąłbym się ganiącym spojrzeniem szefa, ale teraz miałem to w nosie. Czułem, że świetnie wykonuję swoją robotę. Dużo lepiej niż przedtem. Wręcz tryskałem pomysłami, podobnie zresztą jak moi współpracownicy. Dlatego kiedy przyszedł czas prezentacji, poszliśmy na nią uśmiechnięci i pewni siebie.

Konkurencja patrzyła na nas, pewna, że poniesiemy klęskę, bo nie przykładaliśmy się do pracy.
A nas to tylko bawiło. Tym razem to my jako pierwsi prezentowaliśmy swój projekt. Poszło naprawdę super!

Nasze pomysły zostały przyjęte z takim entuzjazmem, że nawet sam Adam z trudem go maskował. A przecież jemu nie wypadało z góry wydawać werdyktu. Prezentacja zespołu Sebastiana została skwitowana przez salę grzecznościowymi brawami. Potem odbyło się głosowanie. Kiedy skończono liczenie, wszyscy byli w szoku. Zebraliśmy komplet głosów!

Po wszystkim Adam ponownie wezwał mnie do siebie. Najpierw mi pogratulował. Potem jednak rzucił kwaśno:

– Mieliście fart, ale mam nadzieję, że teraz weźmiecie się ostro do roboty...

– Żartujesz?! – zawołałem. – To nie był żaden fart! Do tej pory też myślałem, że lepsze wyniki wiążą się z coraz cięższą harówką. A teraz wiem, że jak chcę dobrze pracować, muszę też dobrze odpoczywać, nie zarywać wieczorów i weekendów, brać urlopy. I będę tak robił! Zarówno dla dobra firmy, jak i samego siebie.

Czytaj także:
„Wyszłam pobiegać, by uleczyć złamane serce, a wróciłam z nową miłością. Myślałam, że prawdziwi mężczyźni już wyginęli”
„Tolerowałam zdrady męża, dopóki kochanka nie zaszła w ciążę. Mścił się, uprzykrzał mi życie nawet po rozwodzie”
„Mój licealny prześladowca stał się moją wielką miłością. Tak niewiele dzieli nienawiść od zakochania”

Redakcja poleca

REKLAMA