Tak się cieszyłam na koncert tego zespołu! Byłam pewna, że Julia, moja najbliższa przyjaciółka, także. W końcu wiele lat temu, jeszcze w liceum, kochała się w ich wokaliście. Kiedy więc przeczytałam w gazecie, że wreszcie przyjeżdżają do Polski, od razu do niej zadzwoniłam.
– Kup mi bilet! – zapiszczała do słuchawki niczym nastoletnia fanka.
– Dla Roberta też? Będzie chciał z nami pójść? – zapytałam o jej męża.
– Nie, przecież zawsze był metalowcem – przypomniała mi.
Tak więc miałyśmy ten wieczór spędzić we dwie – to znaczy z tłumem fanów. Szykowałyśmy się na niezłą zabawę. Śpiewanie pod sceną naszych ulubionych przebojów, falowanie płomykami zapalniczek. Nie byłyśmy gotowe tylko na jedno: że Robert nie puści Julki.
– Słuchaj, strasznie mi głupio, ale mąż zaprosił mnie na romantyczny weekend w góry – Julka zadzwoniła kilka dni przed koncertem. – Po raz pierwszy od lat! Jest taki podekscytowany tą niespodzianką, że nie mam sumienia zepsuć mu humoru i odwołać wyjazdu…
– Przecież od czterech miesięcy wie, że przyjeżdża nasz zespół! – naprawdę wkurzyłam się, bo ten dupek nie pierwszy raz sabotował nasze wspólne wyjście. – Czy z pięćdziesięciu weekendów w roku musiał wybrać właśnie ten?
– Mówi, że jest mu strasznie przykro, ale na śmierć zapomniał o koncercie. Po prostu jak zobaczył tę atrakcyjną ofertę, nocleg w zamku i w ogóle, to stracił głowę – broniła męża moja przyjaciółka.
Doskonale wiem, dlaczego wystawiła mnie do wiatru
Nie wierzyłam Robertowi za grosz. Dokładnie wiedział, kiedy jest nasz koncert – w końcu plakaty zespołu były porozwieszane po całym mieście. Zwyczajnie był zazdrosny o Julię i wieczór, który miała spędzić poza domem, nawet w towarzystwie tylko przyjaciółki.
– To co będzie z twoim biletem? Co ja z nim zrobię? – jęknęłam na koniec.
– Przepadnie, trudno…
– Może mi się uda go sprzedać przed wejściem na stadion – westchnęłam.
– Jesteś kochana! Zawsze znajdziesz jakieś wyjście – ucieszyła się Julka.
Nie zamierzałam jednak czekać do ostatniej chwili. Od razu wrzuciłam ofertę na jedno z forów w Internecie i nie musiałam długo czekać, bo w ciągu godziny odezwał się do mnie jakiś facet.
„Jaka jest cena tego biletu? Taka jak w kasie? Wspaniale! – nie krył radości. – Już myślałem, że przegapię ten koncert, bo nie udało mi się w terminie kupić biletu, a tutaj taka niespodzianka!”.
„No i fajnie. Przynajmniej jeden fan zadowolony” – pomyślałam.
Umówiłam się z nim przed stadionem.
„Będę w turkusowej skórzanej kurtce – zapowiedziałam mu w mailu. – To taki odcień niebieskiego – dodałam na wszelki wypadek, bo faceci nie znają kolorów.
„Wiem, jak wygląda turkus – w jego mailu wyczułam uśmiech. – Mam na imię Igor, na pewno panią poznam”.
„Iwona” – wysłałam mu odpowiedź.
W dniu koncertu stałam w umówionym miejscu i rozglądałam się po tłumie napierającym na wejście, usiłując zgadnąć, który z mężczyzn może być przyszłym posiadaczem biletu. W pewnej chwili zauważyłam jakąś znajomą postać i aż się wzdrygnęłam, odruchowo cofając za filar. Bo ku mnie zmierzał mój fizyk z liceum! Nie widziałam go chyba ze sto lat, ale i tak rozpoznałabym go bez trudu.
„Co on tutaj robi? – przemknęło mi przez głowę. – Idzie na koncert?”.
Wydało mi się to kuriozalne, lecz po chwili uświadomiłam sobie, że przecież facet wcale nie jest dużo starszy ode mnie. Kiedy byłam w klasie maturalnej, przyszedł do nas na praktyki, a potem został, gdy nasza fizyczka wylądowała nagle w szpitalu.
Podobno dyrektorka wręcz go o to błagała, bo od matury dzieliły nas zaledwie trzy miesiące i nie miała skąd wytrzasnąć zastępstwa. To był oryginał! Podciągnął stopnie wszystkim, którzy przynieśli mu „łapówki” w postaci drobnych słodyczy, a dziewczyny, które zdawały matematykę, przyznały się później, że pomagał im na egzaminie.
Podobno wyszedł z sali po odczytaniu zadań, rozwiązał je wszystkie i przyniósł z powrotem na kilku ściągach, które puścił w obieg. Cud, że go nie złapali, ale to były inne czasy. Wszyscy go uwielbiali. Poza mną. Pewnie dlatego, że każdą lekcję w mojej klasie zaczynał od stwierdzenia:
– Nie podam nowego tematu, póki Iwonka się do mnie nie uśmiechnie.
Co za obciach! „I jak on miał na imię? – zastanowiłam się. – Ireczek? Nie… Igor. Zaraz, zaraz, czy nie tak ma na imię ten facet, który chce ode mnie kupić bilet?! No, jeszcze tylko tego brakowało, żebym poszła na koncert z własnym zwariowanym fizykiem! Za nic!”
Mniejsza o bilet, ucieknę tej mojej zmorze z liceum!
Wyjrzałam kontrolnie zza filara. Stał kilkanaście metrów ode mnie, lecz na szczęście patrzył w inną stronę. „Jeśli się pośpieszę, zdążę przelecieć mu za plecami i dopaść do drzwi pierwszej lepszej bramki, zanim mnie zauważy. Pal sześć ten bilet, niech przepadnie!” – pomyślałam.
Wyczułam odpowiedni moment i puściłam się biegiem. Nie przewidziałam tylko, że te cholerne obcasy zaplączą mi się w moją długą spódnicę.
– Iwona? Iwona! – miałam właśnie paść jak długa, kiedy czyjeś silne ramię postawiło mnie do pionu. – Nie mogę uwierzyć, to ty! – przede mną stał Igor, zachwycony sytuacją.
– Ja także nie mogę – mruknęłam.
– Tyle lat, no popatrz tylko! I takie spotkanie! Bo to jest turkusowa kurtka, prawda? Czyli od ciebie mam kupić bilet? – zapytał, jakby to nie było oczywiste.
Skinęłam głową i sięgnęłam do torebki. Chciałam się pożegnać i odejść, ale on zdążył poprosić, żebym mu towarzyszyła, jeśli jestem sama. Niestety, byłam. Nastawiłam się na stracony wieczór.
A tu… niespodzianka! Przeżyłam fantastyczne dwie godziny. Wspaniały koncert w towarzystwie mojego byłego nauczyciela, który śpiewał ze mną na cały głos. Nawet powiewał zapaloną zapalniczką…
– Cudownie, prawda? – krzyknął Igor, próbując przekrzyczeć tłum. – Gdybyś kiedyś spytała mnie, czy oni przyjadą do Polski, pewnie bym pękł ze śmiechu. Ale są! To zdarzyło się naprawdę… Gdzieś cię podwieźć? – zapytał nagle.
– Pójdę do metra – podziękowałam.
– To może dasz się zaprosić na lampkę wina? Noc jeszcze młoda.
Zawahałam się, nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć.
– Wiem – usłyszałam po chwili – pewnie kojarzę ci się ze szkołą, ale…
– Ależ skąd! – zaprotestowałam nieszczerze, zbyt szybko.
– Akurat! – roześmiał się. – Muszę ci powiedzieć, że czas przed twoją maturą wspominam jako hardcorowe przeżycie. Nie miałem pojęcia o uczeniu, byłem przerażony i ze wszystkich sił starałem się nie dać tego po sobie poznać. A ty w dodatku strasznie mi się podobałaś…
Co on gada? Przecież on mnie nękał! Robił ze mnie idiotkę! Wszyscy się śmiali!
– Gdybym cię spotkał na ulicy – ciągnął Igor, nie zważając na moje zdumienie – pewnie z miejsca zacząłbym cię podrywać, ale ty byłaś moją uczennicą! Więc myślałem tylko o tym, żeby nikt nie zobaczył, jak mi na tobie zależy. Stąd te moje końskie zaloty… To, co czułem, starałem się obrócić w żart. Pewnie miałaś mnie dość? Nie dziwię się.
Spuścił głowę i w świetle pobliskiej latarni zauważyłam, że na jego policzkach pojawił się chłopięcy rumieniec. Pomyślałam jeszcze chwilkę, próbując dojść do ładu ze swoimi uczuciami.
– Wino? Czemu nie? W końcu już oboje jesteśmy dorośli – uśmiechnęłam się.
Następnego dnia powiedziałam Julii, z kim się bawiłam po koncercie.
– Serio? – ucieszyła się. – Pamiętam, że to był strasznie fajny facet!
– To dobrze, że tak sądzisz. Bo on chyba wylądował w moim życiu na dłużej.
Czytaj także:
„Bratowe pożarły się lata temu i same już nie pamiętały, o co. Przez nie omal i ja nie popadłem w konflikt z rodziną”
„Byłam dla ojca workiem treningowym, matka nigdy mnie nie broniła. Teraz chcą ode mnie pieniędzy, bo nie mają za co żyć”
„Córka oskarżyła męża o zdradę, choć sama żyła w trójkącie. Sabotowała małżeństwo, by odejść do swojej pierwszej miłości”