„Mój licealny prześladowca stał się moją wielką miłością. Tak niewiele dzieli nienawiść od zakochania”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, eldarnurkovic
„Wiem, że to puste, ale szczerze go nienawidziłam. Na jego widok śniadanie podchodziło mi do gardła. Dręczył mnie, ośmieszał przy całej klasie, a później obracał wszystko w żart. Nawet teraz, gdy zobaczyłam go na tym koncercie, chciałam wiać, by nie mieć z nim nic wspólnego”.
/ 17.03.2022 05:58
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, eldarnurkovic

Tak się cieszyłam na koncert tego zespołu! Byłam pewna, że Julia, moja najbliższa przyjaciółka, także. W końcu wiele lat temu, jeszcze w liceum, kochała się w ich wokaliście. Kiedy więc przeczytałam w gazecie, że wreszcie przyjeżdżają do Polski, od razu do niej zadzwoniłam.

– Kup mi bilet! – zapiszczała do słuchawki niczym nastoletnia fanka.

– Dla Roberta też? Będzie chciał z nami pójść? – zapytałam o jej męża.

– Nie, przecież zawsze był metalowcem – przypomniała mi.

Tak więc miałyśmy ten wieczór spędzić we dwie – to znaczy z tłumem fanów. Szykowałyśmy się na niezłą zabawę. Śpiewanie pod sceną naszych ulubionych przebojów, falowanie płomykami zapalniczek. Nie byłyśmy gotowe tylko na jedno: że Robert nie puści Julki.

– Słuchaj, strasznie mi głupio, ale mąż zaprosił mnie na romantyczny weekend w góry – Julka zadzwoniła kilka dni przed koncertem. – Po raz pierwszy od lat! Jest taki podekscytowany tą niespodzianką, że nie mam sumienia zepsuć mu humoru i odwołać wyjazdu…

– Przecież od czterech miesięcy wie, że przyjeżdża nasz zespół! – naprawdę wkurzyłam się, bo ten dupek nie pierwszy raz sabotował nasze wspólne wyjście. – Czy z pięćdziesięciu weekendów w roku musiał wybrać właśnie ten?

– Mówi, że jest mu strasznie przykro, ale na śmierć zapomniał o koncercie. Po prostu jak zobaczył tę atrakcyjną ofertę, nocleg w zamku i w ogóle, to stracił głowę – broniła męża moja przyjaciółka.

Doskonale wiem, dlaczego wystawiła mnie do wiatru

Nie wierzyłam Robertowi za grosz. Dokładnie wiedział, kiedy jest nasz koncert – w końcu plakaty zespołu były porozwieszane po całym mieście. Zwyczajnie był zazdrosny o Julię i wieczór, który miała spędzić poza domem, nawet w towarzystwie tylko przyjaciółki.

– To co będzie z twoim biletem? Co ja z nim zrobię? – jęknęłam na koniec.

– Przepadnie, trudno…

– Może mi się uda go sprzedać przed wejściem na stadion – westchnęłam.

– Jesteś kochana! Zawsze znajdziesz jakieś wyjście – ucieszyła się Julka.

Nie zamierzałam jednak czekać do ostatniej chwili. Od razu wrzuciłam ofertę na jedno z forów w Internecie i nie musiałam długo czekać, bo w ciągu godziny odezwał się do mnie jakiś facet.

„Jaka jest cena tego biletu? Taka jak w kasie? Wspaniale! – nie krył radości. – Już myślałem, że przegapię ten koncert, bo nie udało mi się w terminie kupić biletu, a tutaj taka niespodzianka!”.

„No i fajnie. Przynajmniej jeden fan zadowolony” – pomyślałam.

Umówiłam się z nim przed stadionem.

„Będę w turkusowej skórzanej kurtce – zapowiedziałam mu w mailu. – To taki odcień niebieskiego – dodałam na wszelki wypadek, bo faceci nie znają kolorów.

„Wiem, jak wygląda turkus – w jego mailu wyczułam uśmiech. – Mam na imię Igor, na pewno panią poznam”.

„Iwona” – wysłałam mu odpowiedź.

W dniu koncertu stałam w umówionym miejscu i rozglądałam się po tłumie napierającym na wejście, usiłując zgadnąć, który z mężczyzn może być przyszłym posiadaczem biletu. W pewnej chwili zauważyłam jakąś znajomą postać i aż się wzdrygnęłam, odruchowo cofając za filar. Bo ku mnie zmierzał mój fizyk z liceum! Nie widziałam go chyba ze sto lat, ale i tak rozpoznałabym go bez trudu.

„Co on tutaj robi? – przemknęło mi przez głowę. – Idzie na koncert?”.

Wydało mi się to kuriozalne, lecz po chwili uświadomiłam sobie, że przecież facet wcale nie jest dużo starszy ode mnie. Kiedy byłam w klasie maturalnej, przyszedł do nas na praktyki, a potem został, gdy nasza fizyczka wylądowała nagle w szpitalu.

Podobno dyrektorka wręcz go o to błagała, bo od matury dzieliły nas zaledwie trzy miesiące i nie miała skąd wytrzasnąć zastępstwa. To był oryginał! Podciągnął stopnie wszystkim, którzy przynieśli mu „łapówki” w postaci drobnych słodyczy, a dziewczyny, które zdawały matematykę, przyznały się później, że pomagał im na egzaminie.

Podobno wyszedł z sali po odczytaniu zadań, rozwiązał je wszystkie i przyniósł z powrotem na kilku ściągach, które puścił w obieg. Cud, że go nie złapali, ale to były inne czasy. Wszyscy go uwielbiali. Poza mną. Pewnie dlatego, że każdą lekcję w mojej klasie zaczynał od stwierdzenia:

– Nie podam nowego tematu, póki Iwonka się do mnie nie uśmiechnie.

Co za obciach! „I jak on miał na imię? – zastanowiłam się. – Ireczek? Nie… Igor. Zaraz, zaraz, czy nie tak ma na imię ten facet, który chce ode mnie kupić bilet?! No, jeszcze tylko tego brakowało, żebym poszła na koncert z własnym  zwariowanym fizykiem! Za nic!”

Mniejsza o bilet, ucieknę tej mojej zmorze z liceum!

Wyjrzałam kontrolnie zza filara. Stał kilkanaście metrów ode mnie, lecz na szczęście patrzył w inną stronę. „Jeśli się pośpieszę, zdążę przelecieć mu za plecami i dopaść do drzwi pierwszej lepszej bramki, zanim mnie zauważy. Pal sześć ten bilet, niech przepadnie!” – pomyślałam.

Wyczułam odpowiedni moment i puściłam się biegiem. Nie przewidziałam tylko, że te cholerne obcasy zaplączą mi się w moją długą spódnicę.

– Iwona? Iwona! – miałam właśnie paść jak długa, kiedy czyjeś silne ramię postawiło mnie do pionu. – Nie mogę uwierzyć, to ty! – przede mną stał Igor, zachwycony sytuacją.

– Ja także nie mogę – mruknęłam.

– Tyle lat, no popatrz tylko! I takie spotkanie! Bo to jest turkusowa kurtka, prawda? Czyli od ciebie mam kupić bilet? – zapytał, jakby to nie było oczywiste.

Skinęłam głową i sięgnęłam do torebki. Chciałam się pożegnać i odejść, ale on zdążył poprosić, żebym mu towarzyszyła, jeśli jestem sama. Niestety, byłam. Nastawiłam się na stracony wieczór.
A tu… niespodzianka! Przeżyłam fantastyczne dwie godziny. Wspaniały koncert w towarzystwie mojego byłego nauczyciela, który śpiewał ze mną na cały głos. Nawet powiewał zapaloną zapalniczką…

– Cudownie, prawda? – krzyknął Igor, próbując przekrzyczeć tłum. – Gdybyś kiedyś spytała mnie, czy oni przyjadą do Polski, pewnie bym pękł ze śmiechu. Ale są! To zdarzyło się naprawdę… Gdzieś cię podwieźć? – zapytał nagle.

– Pójdę do metra – podziękowałam.

– To może dasz się zaprosić na lampkę wina? Noc jeszcze młoda.

Zawahałam się, nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć.

– Wiem – usłyszałam po chwili – pewnie kojarzę ci się ze szkołą, ale…

– Ależ skąd! – zaprotestowałam nieszczerze, zbyt szybko.

– Akurat! – roześmiał się. – Muszę ci powiedzieć, że czas przed twoją maturą wspominam jako hardcorowe przeżycie. Nie miałem pojęcia o uczeniu, byłem przerażony i ze wszystkich sił starałem się nie dać tego po sobie poznać. A ty w dodatku strasznie mi się podobałaś…

Co on gada? Przecież on mnie nękał! Robił ze mnie idiotkę! Wszyscy się śmiali!

– Gdybym cię spotkał na ulicy – ciągnął Igor, nie zważając na moje zdumienie – pewnie z miejsca zacząłbym cię podrywać, ale ty byłaś moją uczennicą! Więc myślałem tylko o tym, żeby nikt nie zobaczył, jak mi na tobie zależy. Stąd te moje końskie zaloty… To, co czułem, starałem się obrócić w żart. Pewnie miałaś mnie dość? Nie dziwię się.

Spuścił głowę i w świetle pobliskiej latarni zauważyłam, że na jego policzkach pojawił się chłopięcy rumieniec. Pomyślałam jeszcze chwilkę, próbując dojść do ładu ze swoimi uczuciami.

– Wino? Czemu nie? W końcu już oboje jesteśmy dorośli – uśmiechnęłam się.

Następnego dnia powiedziałam Julii, z kim się bawiłam po koncercie.

– Serio? – ucieszyła się. – Pamiętam, że to był strasznie fajny facet!

– To dobrze, że tak sądzisz. Bo on chyba wylądował w moim życiu na dłużej.

Czytaj także:
„Bratowe pożarły się lata temu i same już nie pamiętały, o co. Przez nie omal i ja nie popadłem w konflikt z rodziną”
„Byłam dla ojca workiem treningowym, matka nigdy mnie nie broniła. Teraz chcą ode mnie pieniędzy, bo nie mają za co żyć”
„Córka oskarżyła męża o zdradę, choć sama żyła w trójkącie. Sabotowała małżeństwo, by odejść do swojej pierwszej miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA