Dzwonek do drzwi zabrzęczał kilka minut po dwudziestej. Pamiętam, bo odruchowo spojrzałam na zegarek. Zdziwiłam się, bo z nikim nie byłam umówiona, a pora raczej nie sprzyjała przypadkowym wizytom. Z lekkim niepokojem ruszyłam w stronę drzwi. Spojrzałam przez judasza i… oniemiałam. Z bijącym sercem otworzyłam drzwi. Widziałam matkę Sebastiana tylko raz, kiedy przyjechała z nim po Bartka, ale poznałam ją od razu.
– Sebastian jest chory. Ma raka. Rokowania są niezłe, ale uznałam, że powinnaś wiedzieć – powiedziała.
Zupełnie jakbyśmy rozstały się kilka dni, a nie 10 lat temu
– Proszę wejść… – wpuściłam ją do środka. – Jak on się czuje? A Bartek? Jak sobie radzi? Czy Sebastian… – zawahałam się. – Czy on w ogóle wie, że pani tutaj jest?
– A skąd! Zabronił mi się z tobą kontaktować. Cały czas powtarza, że z tego wyjdzie i wychowa Bartka, ale teraz jest w szpitalu, i to głównie ja zajmuję się chłopcem i… Pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, przejeżdżając te dwieście kilometrów…
Rozejrzała się wokół.
– Widzę, że dopięłaś swego. Żyjesz na wysokim poziomie.
– To nie tak… – zaczęłam, ale matka Sebastiana mi przerwała:
– Przez te wszystkie lata zastanawiałam się, jak możesz patrzeć w lustro.
– Nie mogę – przyznałam cicho.
Kiedy poznałam Sebastiana, on miał dwadzieścia osiem lat, ja – szesnaście. Przyjechał do prowadzonego przez moich rodziców gospodarstwa agroturystycznego na wakacje z kolegami. Mimo tak ogromnej różnicy wieku, szybko znaleźliśmy wspólny język i, co tu dużo mówić, zakochaliśmy w sobie.
To była moja pierwsza miłość
Bałam się, że on traktuje mnie jak wakacyjną przygodę, ale zapewniał, że myśli o nas poważnie. Chciałam, aby ta znajomość przetrwała, choć to mogło być trudne.
– Mam prawo jazdy i własny samochód, mogę przyjeżdżać w Pieniny na weekendy. Za trzy lata skończysz szkołę i wtedy ściągnę cię do siebie.
– Ale ja na studia bym chciała pójść!
– To pójdziesz, u mnie, w Katowicach. Zaopiekuję się tobą.
Uwierzyłam mu. Oddałam mu nie tylko swe serce, ale także niewinność. Z nadzieją patrzyłam w przyszłość. Wyjechał, obiecując, że za miesiąc, góra dwa się zobaczymy. Słowa dotrzymał. A ja już wówczas miałam dla niego druzgocącą wiadomość.
– W ciąży? Jesteś pewna?
Rozpłakałam się i przez dłuższą chwilę nie mogłam uspokoić. Sebastian przytulił mnie mocno i zapewnił, że mnie nie zostawi, i wszystko się ułoży.
– Kocham cię – zapewnił. – Mówiłaś już swoim rodzicom?
– Jeszcze nie – przyznałam.
Tej rozmowy bałam się najbardziej. Rodzice pokładali we mnie ogromne nadzieje. Matka wierzyła, że uda mi się wyrwać z miasteczka i będę kimś. Wymarzyła sobie dla mnie studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, zresztą już z ojcem odkładali pieniądze. Byłam ich jedyną córką i chcieli być ze mnie dumni. A ja ich tak rozczarowałam…
Dla nich rozwiązanie było jedno: aborcja
Ojciec nie chciał słyszeć o dziecku. Mama może w głębi serca czuła inaczej, ale przyznała ojcu rację. Dla nich wyjście było jedno.
– Nie możemy pozwolić, żebyś sobie życie zmarnowała – usłyszałam.
Nawet nie był wściekły. Raczej rozczarowany. Szybko jednak znalazł rozwiązanie problemu, nie zważając na to, czego ja chcę. Byłam bezwolną marionetką w jego rękach. Ale wtedy do akcji wkroczył Sebastian. Sprzeciwił się woli mojego ojca i oznajmił, że on weźmie do siebie mnie i dziecko. Ojciec zaśmiał mu się w twarz:
– A kim ty jesteś? Gdzie pracujesz? W zwykłym magazynie, prawda? Nie oddam ci córki! Marysia będzie kimś, a ty będziesz jej buty lizał!
Sebastian uniósł się wówczas honorem, ale nie odpuścił. Kazał mi się spakować. Stałam pomiędzy nimi, a w moim sercu toczył się wewnętrzny dramat. Co robić, co robić? Nie miałam dużo czasu na decyzję. Musiałam wybrać między rodzicami a ukochanym mężczyzną. Zwyciężyło moje wygodnictwo.
Rodzice ustalili z Sebastianem, że przyjedzie po dziecko, kiedy się urodzi. Do tej pory miał finansować wydatki związane z ciążą. Wydawało mi się, że wszystko dzieje się gdzieś daleko i mnie nie dotyczy. Bo tak rzeczywiście było. Matka i ojciec o wszystko zadbali.
A potem… Sebastian przyjechał po naszego syna
I oddałam Bartka. Przehandlowałam go za pieniądze na studia i perspektywę na lepsze życie. Zawsze chciałam wyrwać się z miasteczka, a z dzieckiem nigdy by mi się nie udało. Zresztą rodzice skutecznie przekonali mnie, że jeśli nie oddam małego, nie mam co liczyć na ich wsparcie. Te wszystkie lata przeżyłam siłą rozpędu, w sposób mechaniczny. Koncentrowałam się na najbliższych zadaniach do wypełnienia, konsekwentnie ignorowałam przeszłość i miłość, jaką obdarzyłam moje maleństwo.
Tłumaczyłam sobie, że nie tylko ja skorzystałam na tym, że Sebastian je zabrał. Syn nie dorastał z piętnem dziecka nastoletniej puszczalskiej, bo w miasteczku nadal właśnie tak traktowano młode matki. W Katowicach było mu na pewno lepiej… Przekonałam o tym samą siebie. Żyłam bezpiecznie schowana w kokonie własnych uczuć.
Do czasu, aż na progu mojego mieszkania stanęła matka Sebastiana. Ukrywane przez lata matczyne uczucia i niewypowiedziane tajemnice w połączeniu z nagłym pojawieniem się niedoszłej teściowej wywołały w moim sercu mieszankę wybuchową… Przez całą noc biłam się z myślami, zastanawiając się, co zrobić. Decyzję podjęłam nad ranem, kiedy słońce było już nad horyzontem.
Wiedziałam jedno: nie zrezygnuję z syna po raz drugi!
Do Katowic pojechałam razem z matką Sebastiana. Najpierw zdecydowałam się porozmawiać z Sebastianem. Mój widok w szpitalu nawet go nie zaskoczył. Chyba spodziewał się, że matka mnie zawiadomi.
– A więc jesteś…
– Jestem i chciałabym się spotkać z Bartkiem.
Sebastian westchnął głośno.
– Mógłbym ci to utrudnić, ale nie zamierzam zniżać się do twojego poziomu. I tak nie zrekompensujesz mu tych straconych lat. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile łez wylał przez to, że nie ma matki. A właściwie nie miał, bo moja narzeczona z powodzeniem mu ją zastępuje.
Zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać.
– Podobno kogoś masz… – odezwałam się.
– A czy to ma coś do rzeczy?
– Oczywiście, że nie. Po prostu… nie wiedziałam – wzruszyłam ramionami. – Dziękuję, że nie skreśliłeś mnie tak do końca, że… No, że pozwalasz, abym go poznała.
Czeka mnie długa droga. Spotkałam się z synem kilka razy, jednak on traktuje mnie jak obcą osobę. Nie ufa mi, bardziej zżyty jest z partnerką ojca. To boli, ale nie mam się czemu dziwić. Wiem, że nigdy nie uda mi się naprawić wyrządzonych krzywd, lecz może kiedyś Bartek znajdzie dla mnie w swoim sercu choć niewielkie miejsce? Na razie jest zbyt pochłonięty chorobą ojca. Lekarze są dobrej myśli, Sebastian powinien z tego wyjść.
Jestem wdzięczna matce Sebastiana, że dała mi drugą szansę, podczas gdy ja sama jej sobie nawet nie dawałam. Kiedy stanęła w moich drzwiach, zrozumiałam, że przeszłości nie da się ot tak, zostawić w tyle, jeśli się z nią nie uporamy. A miłość matki jest nieskończona.
Czytaj także:
Straszne czasy nastały. Mężczyzna nie może być miły dla dzieci, bo posądzą go o nie wiadomo co
Przez 11 lat byłem samotnym ojcem. Gdy odnalazłem miłość, córka błagała, żebym się nie żenił
W wieku 60 lat wreszcie poczułam się dorosła. Wzięłam rozwód, założyłam konto w banku