„Poznałam swojego synka, gdy miał 10 lat. Kiedy się urodził, oddałam go ojcu. Bałam się być małoletnią matką”

kobieta, która jako nastolatka wyrzekła się swojego syna fot. Adobe Stock, dragonstock
„Bartuś wylał morze łez, przez to że nie ma matki. Teraz spotkałam się z nim kilka razy, ale traktuje mnie jak obcą osobę. Nie ufa mi, jest zżyty z partnerką ojca. Czy powinnam się dziwić? Nie powinnam. Ale to tak boli...”.
/ 09.11.2021 13:40
kobieta, która jako nastolatka wyrzekła się swojego syna fot. Adobe Stock, dragonstock

Dzwonek do drzwi zabrzęczał kilka minut po dwudziestej. Pamiętam, bo odruchowo spojrzałam na zegarek. Zdziwiłam się, bo z nikim nie byłam umówiona, a pora raczej nie sprzyjała przypadkowym wizytom. Z lekkim niepokojem ruszyłam w stronę drzwi. Spojrzałam przez judasza i… oniemiałam. Z bijącym sercem otworzyłam drzwi. Widziałam matkę Sebastiana tylko raz, kiedy przyjechała z nim po Bartka, ale poznałam ją od razu.

Sebastian jest chory. Ma raka. Rokowania są niezłe, ale uznałam, że powinnaś wiedzieć – powiedziała.

Zupełnie jakbyśmy rozstały się kilka dni, a nie 10 lat temu

– Proszę wejść… – wpuściłam ją do środka. – Jak on się czuje? A Bartek? Jak sobie radzi? Czy Sebastian… – zawahałam się. – Czy on w ogóle wie, że pani tutaj jest?
– A skąd! Zabronił mi się z tobą kontaktować. Cały czas powtarza, że z tego wyjdzie i wychowa Bartka, ale teraz jest w szpitalu, i to głównie ja zajmuję się chłopcem i… Pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, przejeżdżając te dwieście kilometrów…

Rozejrzała się wokół.

– Widzę, że dopięłaś swego. Żyjesz na wysokim poziomie.
– To nie tak… – zaczęłam, ale matka Sebastiana mi przerwała:
Przez te wszystkie lata zastanawiałam się, jak możesz patrzeć w lustro.
– Nie mogę – przyznałam cicho.

Kiedy poznałam Sebastiana, on miał dwadzieścia osiem lat, ja – szesnaście. Przyjechał do prowadzonego przez moich rodziców gospodarstwa agroturystycznego na wakacje z kolegami. Mimo tak ogromnej różnicy wieku, szybko znaleźliśmy wspólny język i, co tu dużo mówić, zakochaliśmy w sobie.

To była moja pierwsza miłość

Bałam się, że on traktuje mnie jak wakacyjną przygodę, ale zapewniał, że myśli o nas poważnie. Chciałam, aby ta znajomość przetrwała, choć to mogło być trudne.

– Mam prawo jazdy i własny samochód, mogę przyjeżdżać w Pieniny na weekendy. Za trzy lata skończysz szkołę i wtedy ściągnę cię do siebie.
– Ale ja na studia bym chciała pójść!
– To pójdziesz, u mnie, w Katowicach. Zaopiekuję się tobą.

Uwierzyłam mu. Oddałam mu nie tylko swe serce, ale także niewinność. Z nadzieją patrzyłam w przyszłość. Wyjechał, obiecując, że za miesiąc, góra dwa się zobaczymy. Słowa dotrzymał. A ja już wówczas miałam dla niego druzgocącą wiadomość.

– W ciąży? Jesteś pewna?

Rozpłakałam się i przez dłuższą chwilę nie mogłam uspokoić. Sebastian przytulił mnie mocno i zapewnił, że mnie nie zostawi, i wszystko się ułoży.

– Kocham cię – zapewnił. – Mówiłaś już swoim rodzicom?
– Jeszcze nie – przyznałam.

Tej rozmowy bałam się najbardziej. Rodzice pokładali we mnie ogromne nadzieje. Matka wierzyła, że uda mi się wyrwać z miasteczka i będę kimś. Wymarzyła sobie dla mnie studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, zresztą już z ojcem odkładali pieniądze. Byłam ich jedyną córką i chcieli być ze mnie dumni. A ja ich tak rozczarowałam…

Dla nich rozwiązanie było jedno: aborcja

Ojciec nie chciał słyszeć o dziecku. Mama może w głębi serca czuła inaczej, ale przyznała ojcu rację. Dla nich wyjście było jedno.

– Nie możemy pozwolić, żebyś sobie życie zmarnowała – usłyszałam.

Nawet nie był wściekły. Raczej rozczarowany. Szybko jednak znalazł rozwiązanie problemu, nie zważając na to, czego ja chcę. Byłam bezwolną marionetką w jego rękach. Ale wtedy do akcji wkroczył Sebastian. Sprzeciwił się woli mojego ojca i oznajmił, że on weźmie do siebie mnie i dziecko. Ojciec zaśmiał mu się w twarz:

– A kim ty jesteś? Gdzie pracujesz? W zwykłym magazynie, prawda? Nie oddam ci córki! Marysia będzie kimś, a ty będziesz jej buty lizał!

Sebastian uniósł się wówczas honorem, ale nie odpuścił. Kazał mi się spakować. Stałam pomiędzy nimi, a w moim sercu toczył się wewnętrzny dramat. Co robić, co robić? Nie miałam dużo czasu na decyzję. Musiałam wybrać między rodzicami a ukochanym mężczyzną. Zwyciężyło moje wygodnictwo.

Rodzice ustalili z Sebastianem, że przyjedzie po dziecko, kiedy się urodzi. Do tej pory miał finansować wydatki związane z ciążą. Wydawało mi się, że wszystko dzieje się gdzieś daleko i mnie nie dotyczy. Bo tak rzeczywiście było. Matka i ojciec o wszystko zadbali.

A potem… Sebastian przyjechał po naszego syna

I oddałam Bartka. Przehandlowałam go za pieniądze na studia i perspektywę na lepsze życie. Zawsze chciałam wyrwać się z miasteczka, a z dzieckiem nigdy by mi się nie udało. Zresztą rodzice skutecznie przekonali mnie, że jeśli nie oddam małego, nie mam co liczyć na ich wsparcie. Te wszystkie lata przeżyłam siłą rozpędu, w sposób mechaniczny. Koncentrowałam się na najbliższych zadaniach do wypełnienia, konsekwentnie ignorowałam przeszłość i miłość, jaką obdarzyłam moje maleństwo.

Tłumaczyłam sobie, że nie tylko ja skorzystałam na tym, że Sebastian je zabrał. Syn nie dorastał z piętnem dziecka nastoletniej puszczalskiej, bo w miasteczku nadal właśnie tak traktowano młode matki. W Katowicach było mu na pewno lepiej… Przekonałam o tym samą siebie. Żyłam bezpiecznie schowana w kokonie własnych uczuć.

Do czasu, aż na progu mojego mieszkania stanęła matka Sebastiana. Ukrywane przez lata matczyne uczucia i niewypowiedziane tajemnice w połączeniu z nagłym pojawieniem się niedoszłej teściowej wywołały w moim sercu mieszankę wybuchową… Przez całą noc biłam się z myślami, zastanawiając się, co zrobić. Decyzję podjęłam nad ranem, kiedy słońce było już nad horyzontem.

Wiedziałam jedno: nie zrezygnuję z syna po raz drugi!

Do Katowic pojechałam razem z matką Sebastiana. Najpierw zdecydowałam się porozmawiać z Sebastianem. Mój widok w szpitalu nawet go nie zaskoczył. Chyba spodziewał się, że matka mnie zawiadomi.

– A więc jesteś…
– Jestem i chciałabym się spotkać z Bartkiem.

Sebastian westchnął głośno.

– Mógłbym ci to utrudnić, ale nie zamierzam zniżać się do twojego poziomu. I tak nie zrekompensujesz mu tych straconych lat. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile łez wylał przez to, że nie ma matki. A właściwie nie miał, bo moja narzeczona z powodzeniem mu ją zastępuje.

Zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać.

– Podobno kogoś masz… – odezwałam się.
– A czy to ma coś do rzeczy?
– Oczywiście, że nie. Po prostu… nie wiedziałam – wzruszyłam ramionami. – Dziękuję, że nie skreśliłeś mnie tak do końca, że… No, że pozwalasz, abym go poznała.

Czeka mnie długa droga. Spotkałam się z synem kilka razy, jednak on traktuje mnie jak obcą osobę. Nie ufa mi, bardziej zżyty jest z partnerką ojca. To boli, ale nie mam się czemu dziwić. Wiem, że nigdy nie uda mi się naprawić wyrządzonych krzywd, lecz może kiedyś Bartek znajdzie dla mnie w swoim sercu choć niewielkie miejsce? Na razie jest zbyt pochłonięty chorobą ojca. Lekarze są dobrej myśli, Sebastian powinien z tego wyjść.

Jestem wdzięczna matce Sebastiana, że dała mi drugą szansę, podczas gdy ja sama jej sobie nawet nie dawałam. Kiedy stanęła w moich drzwiach, zrozumiałam, że przeszłości nie da się ot tak, zostawić w tyle, jeśli się z nią nie uporamy. A miłość matki jest nieskończona. 

Czytaj także:
Straszne czasy nastały. Mężczyzna nie może być miły dla dzieci, bo posądzą go o nie wiadomo co
Przez 11 lat byłem samotnym ojcem. Gdy odnalazłem miłość, córka błagała, żebym się nie żenił
W wieku 60 lat wreszcie poczułam się dorosła. Wzięłam rozwód, założyłam konto w banku

Redakcja poleca

REKLAMA