„Powiedzieć o teściowej, że jest wredna, to jakby nic nie powiedzieć. Gdy poznałam przyczynę, było mi wstyd”

dojrzała kobieta fot. Getty Images, Igor Emmerich/Corbis/VCG
„Czułam, jak we mnie wszystko gotuje się ze złości. Wyraźnie prosiłam teściową, by pozwoliła dziewczynkom spać razem, bo tak były przyzwyczajone. A zamiast tego zrobiła po swojemu, ignorując moje prośby. Wracając do domu, nie mogłam powstrzymać się od wybuchu”.
/ 22.09.2024 20:30
dojrzała kobieta fot. Getty Images, Igor Emmerich/Corbis/VCG

Od samego początku nasze relacje z rodzicami Szymona były, delikatnie mówiąc, dość chłodne. Nigdy nie dochodziło między nami do otwartych kłótni, ale brakowało ciepła i serdeczności, jakie widuje się na filmach, albo o jakich czasem opowiadają mi koleżanki. Z teściową wyrobiłyśmy sobie nawzajem zdanie o sobie już na początku naszego małżeństwa, choć nigdy nie powiedziałyśmy tego wprost.

Nadawałyśmy na innych falach

Uznałam ją za kobietę zbyt przyzwyczajoną do rządzenia w domu, która po wyprowadzce synów nie potrafiła pogodzić się z utratą kontroli. Myślałam, że uważa mnie za intruza, który ukradł jej syna. Nie dało się tego nie zauważyć – rozmowy były zawsze oficjalne, a atmosfera pełna napięcia.

Najbardziej irytowało mnie jej podejście, odkąd na świat przyszły nasze córeczki, bliźniaczki Zosia i Hania. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że babcia nie okazuje wnuczkom miłości i zainteresowania? „Babcia Ewa” – tak nazywały ją w domu dzieci – była wiecznie zajęta, zmęczona lub źle się czuła, gdy tylko ktoś prosił ją o pomoc przy dziewczynkach. Nigdy nie wykazywała entuzjazmu do wspólnych chwil z nimi, co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.

– A widziałaś kiedyś babcię, która nie szaleje za wnuczkami? – zapytałam raz Szymona, kiedy wieczorem siedzieliśmy na kanapie, a dziewczynki już spały.

Moja mama jest specyficzna – odpowiedział wymijająco. – Nie każdy umie okazywać emocje. Może... no, nie wiem, może po prostu nie czuje się dobrze w roli babci?

– Ale jak to nie czuje się dobrze? Przecież to dzieci! To jej wnuczki, Szymon. Nikt nie mówi, że musi spędzać z nimi cały dzień, ale chociaż jakieś zaangażowanie, odrobina zainteresowania... Naprawdę nie rozumiem, co jest nie tak.

Szymon tylko wzruszył ramionami. Zawsze starał się bronić matki, chociaż widziałam, że sytuacja z babcią Ewą i dziewczynkami też go martwiła. Oboje byliśmy bezradni wobec tej jej apatii.

Tylko ona mogła nam pomóc

Pamiętam dokładnie, jak pewnego dnia stanęliśmy przed nieuniknionym – mieliśmy wyjechać na ślub mojej kuzynki, uroczystość odbywała się w województwie podlaskim. Dwieście kilometrów w jedną stronę – ciągnąć z sobą trzylatki nie miało sensu. Zapytałam wtedy babcię Ewę, czy mogłaby zaopiekować się dziewczynkami przez weekend.

– A ona się zgodziła? – Szymon patrzył na mnie z niedowierzaniem, kiedy oznajmiłam mu, że babcia Ewa podjęła wyzwanie.

– Tak! Nawet dość chętnie, co mnie zaskoczyło – przyznałam, wciąż z lekką nutą niepewności w głosie.

– No to super – Szymon wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania telefonu.

Ale ja miałam złe przeczucia. I nie bez powodu. Wkrótce po tej rozmowie zaczęły się problemy. Najpierw telefon:

– Wiesz, źle się czuję, chyba się przeziębiłam – powiedziała Ewa tonem, jakby rzeczywiście była umierająca.

– Ale mówiłaś, że to tylko jedna noc. Może po prostu odpoczniesz przed weekendem? – starałam się brzmieć neutralnie, ale wewnątrz kipiałam.

– No tak, ale to taki spory wysiłek, sama rozumiesz. Dzieci są małe, a ja... już nie mam sił jak kiedyś.

I tak w kółko. Odwoływania, ponowne umawianie. Ostatecznie, po wielu rozmowach, łaskawie zgodziła się na jeden nocleg. Wydawało się, że to koniec komplikacji. Ale kiedy pojechaliśmy po dziewczynki w niedzielę, spotkała nas niemiła niespodzianka. Zosia i Hania, zamiast witać nas z uśmiechami, zapłakane wbiegły w nasze ramiona.

– Co się stało? – zapytałam, klękając przed nimi i wycierając im łzy.

– Dziadek opowiadał nam straszne rzeczy! Mamo, bałam się! – zaszlochała Hania.

– A babcia nie pozwoliła nam spać razem – dodała Zosia, pocierając zaczerwienione oczy. – Chciałam być z Hanią, a ona powiedziała, że nie.

Skąd w niej tyle złości?

Czułam, jak we mnie wszystko gotuje się ze złości. Wyraźnie prosiłam teściową, by pozwoliła dziewczynkom spać razem, bo tak były przyzwyczajone. A zamiast tego zrobiła po swojemu, ignorując moje prośby.
Podziękowaliśmy za opiekę, ale w samochodzie, wracając do domu, nie mogłam powstrzymać się od wybuchu.

– To był ostatni raz – rzuciłam w stronę Szymona, który prowadził. – Nie zostawię ich więcej z twoją matką. Nie nadaje się do opieki nad dziećmi. Jak można tak traktować własne wnuki?

Szymon milczał przez chwilę, ale w końcu westchnął głęboko.

– Może po prostu... ona już nie ma tyle siły, co kiedyś. Może nie umie z nimi rozmawiać.

– Nie chcę tego słuchać. Dzieci płakały, Szymon! Twoja matka ma najwyraźniej problem z okazywaniem emocji, ale nie ma żadnego wytłumaczenia na to, co zrobiła. Nawet na proste prośby nie potrafi odpowiedzieć!

Kilka dni później Szymon pojechał w delegację, a ja zostałam z dziewczynkami sama. Nic nie zapowiadało, że coś się wydarzy, kiedy nagle zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran – prywatny telefon Szymona, ale on przecież go ze sobą nie wziął. Odebrałam, zastanawiając się, kto dzwoni.

– Halo? – zapytałam ostrożnie.

– Dzień dobry, pani jest żoną Szymona, prawda? – odezwał się cichy głos po drugiej stronie. – Mówi sąsiadka pani teściów.

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, czego się spodziewać.

– Tak, słucham. Coś się stało?

– Pani... teściowa... Złamała nogę – oznajmiła kobieta, a mi nagle zrobiło się zimno. – Ja bym zadzwoniła do Szymona, ale on... podobno wyjechał. Więc pomyślałam, że lepiej do pani.

Złamała nogę? No świetnie, pomyślałam. Kolejna komplikacja. Ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że choć złamana noga to nie tragedia, mogła oznaczać więcej problemów. Co z ich domem? Co z teściem?

– Ale jak to się stało? – zapytałam. – Nic poważnego, mam nadzieję?

– Nie, nie – kobieta zaczęła mówić szybko, jakby chciała mnie uspokoić. – Ale teraz to trochę skomplikowane. Ona sama się do was nie zwróci, bo taka jest, ale... No, powiem wprost: ja bym ich tam samych nie zostawiała.

– Dlaczego? – zapytałam, coraz bardziej zdezorientowana.

– Bo... teść... on chyba potrzebuje opieki – wymamrotała niepewnie. – Ja nie chcę pani straszyć, ale on... ostatnio dziwnie się zachowuje.

Nie wiedziałam, czego się spodziewać

Zaniemówiłam na chwilę. Opieki? Przecież teść zawsze wydawał się dość niezależny. Coś mi tu nie grało, ale jednocześnie czułam, że sąsiadka nie mówi wszystkiego.

– Dobrze, dziękuję za informację. Zajmę się tym – powiedziałam w końcu i szybko zakończyłam rozmowę, bo czułam, że muszę się nad tym zastanowić.

Złamała nogę... A co, jeśli chodziło o coś więcej? Co, jeśli rzeczywiście coś działo się z teściem? Nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale postanowiłam zareagować. Po południu, po obiedzie, zapakowałam dziewczynki do samochodu i pojechałyśmy do teściów.

Podróż minęła nam na śpiewaniu dziecięcych piosenek, ale ja byłam zbyt zatopiona w myślach, by w pełni uczestniczyć w zabawie. Na miejscu zobaczyłam coś, co od razu przykuło moją uwagę. Ewa stała przed domem, opierając się o drzwi, i mówiła do kogoś, kogo nie widziałam. Ale kiedy podeszłam bliżej, zdałam sobie sprawę, że tam nikogo nie było. Rozmawiała sama ze sobą.

– Co ona robi? – zapytała Zosia, widząc babcię.

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam cicho. – Chodźmy, dowiemy się.

Teściowa, kiedy nas zobaczyła, zamarła z zaskoczenia.

– Basia?! Co ty tu robisz? – zawołała, a jej twarz pociemniała. – Mówiłam przecież, że nie potrzebuję pomocy!

– Babcia nie wiedziała, że przyjedziemy? – zapytała Hania, zawsze dociekliwa.

– Niespodzianka – uśmiechnęłam się do niej, starając się zachować spokój. – Widzimy, jak sobie świetnie radzisz – rzuciłam z ironią, patrząc na teściową, która wyglądała, jakby ledwo trzymała się na nogach.

Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo nagle potknęła się i upadła, a ja ledwo zdążyłam ją złapać. Cała scena wydawała się absurdalna, jakby w jednej chwili wszystko wokół zaczynało się rozpadać. Pomogłam jej usiąść na ławce, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Zaczęłam się rozglądać, szukając teścia. W końcu zobaczyłam go – stał pod drzewem w sadzie, gestykulując i rozmawiając z kimś, kogo tam nie było.

– No i teraz widzisz – powiedziała cicho Ewa, patrząc na męża z jakimś dziwnym rodzajem ulgi w głosie.

Prawda wyszła na jaw

A potem, z każdym dniem było coraz gorzej. Tata Szymona zaczął być agresywny, miał urojenia i opowiadał niestworzone historie. Uciekał z domu, a teściowa musiała go szukać po okolicy. Wstydziła się tego, w jakiej jest sytuacji. Nie wiedziała, czy kolejnego dnia jej mąż nie wyjdzie nago z domu i czy nie będzie zaczepiał obcych. A co jeśli stanie mu się krzywda?

Nikomu nie powiedziała o chorobie teścia. Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś okazywał jej troskę albo litość. Nie wytrzymałaby tego. Lekarze nie potrafili postawić diagnozy. Rozkładali ręce i mówili, że potrzebne są kolejne badania. 

Babcia Ewa zaczęła się bać pobudek, bo nie wiedziała, co może się wydarzyć. A teraz na dodatek jeszcze złamała nogę...

– Myślałam, że ze mną już koniec. Teraz się okazuje, że to początek, bo dzięki nodze was mam przy sobie. Wiesz, ja się bałam zapraszać do siebie dziewczynki, teraz już wiesz, z jakiego powodu. 

Wiedziałam, że nie możemy zostawić rodziców Szymona bez pomocy. I wiedziałam, że tą pomocą musimy być my. Zanim zaczęłam działać, musiałam zrobić jeszcze jedną rzecz. Podeszłam do teściów i mocno ich przytuliłam, jakbym chciała im wynagrodzić wszystkie złe myśli, które miałam na ich temat.

Basia, 34 lata

Czytaj także:
„Praca w rodzinnej firmie to katorga. Teściowa zajada się kawiorem na wyspach, a ja jem parówki w starej kuchni”
„Mąż wydaje polecenia i przestawia mnie z kąta w kąt. Dla niego małżeństwo to same obowiązki, a nie uczucia i czułości”
„Mąż zdradza mnie na prawo i lewo, a matka zabrania mi rozwodu. Mam się z tym pogodzić, bo taka już natura facetów”

Redakcja poleca

REKLAMA