Tata pił odkąd sięgam pamięcią. Z dzieciństwa kojarzę go z zapachem alkoholu. Zresztą, długo z nami nie mieszkał... Miałem osiem lat, gdy mama nie wytrzymała i wyrzuciła go z domu. To był ten jedyny raz, kiedy było mi go żal. Stał w przedpokoju, nad swoją torbą z rzeczami i wyglądał tak bezradnie. Oczywiście, był pijany. Nawet specjalnie się nie bronił, nie prosił, żeby zmieniła zdanie. Wziął torbę i wyszedł. Po drodze pogłaskał mnie po głowie i tyle.
Byłem mały, ale wiele spraw rozumiałem. Wiedziałem, że tata już dwa lata temu stracił pracę przez picie. Że mama złożyła papiery rozwodowe. Że tata wprowadził się do kawalerki po babci, swojej mamie. I że niedługo potem go z niej eksmitowali, bo przecież nie miał jak płacić za czynsz. To wtedy wylądował na ulicy.
Widywałem go czasami, gdy wracałem z kolegami z boiska. Siedział na ławce, brudny, śmierdzący, z żulami, takimi sami jak on. Oczywiście, z nieodłączną butelką w ręku. Widziałem go też jak grzebie w śmietniku, jak wozi złom na starym wózku. I wstydziłem się go.
Kilka razy do niego podszedłem, gdy byłem sam. Raz w ogóle mnie nie poznał. Dwa razy był tak pijany, że nie mogłem zrozumieć jego bełkotu. I chyba ze trzy razy miałem szczęście, bo był tylko po piwku. Próbowałem z nim rozmawiać. Tłumaczyłem, że się stacza, że to przecież prosta droga do śmierci. Prosiłem, żeby się wziął za siebie, żeby się leczył. Ale on tylko kiwał smutno głową i nic nie mówił. Raz dał mi jakąś czekoladkę, ale papierek był tak brudny, że nie mogłem się przemóc, żeby ją zjeść.
Nalegałaby na spotkanie, a tego nie chciałem
Wiem, że zimą mieszkał w noclegowni, a latem na ogródkach działkowych. Kiedyś zniknął mi z oczu na kilka tygodni. Miałem wtedy już 18 lat i postanowiłem go poszukać. Bałem się, że coś mu się stało. Obdzwoniłem szpitale, byłem na komisariacie, ale nie zgłoszono żadnego wypadku, nie znaleziono zwłok bezdomnego. Poszedłem więc na te działki. Pomyślałem, że popytam tamtejszych bezdomnych, może ktoś coś wie.
Był tam. Okazało się, że złamał nogę, a że nie ma ubezpieczenia, to sam się leczył. Na szczęście było to zwykłe złamanie, więc się zrosło. Tyle, że potem tata trochę utykał.
Tamtego dnia postanowiłem, że już więcej nie będę go szukał. Bo po pierwsze, tata wyraźnie był niezadowolony, że tam poszedłem. Przeszkadzałem mu. Siedział z kumplami i jakąś babką, i nieźle się bawili. A po drugie, był tak nawalony, że nawet nie chciało mi się z nim gadać.
A potem wyjechałem na studia i już nie wróciłem do domu. W Warszawie poznałem Anię. Pobraliśmy się, na świat przyszły dzieci – syn i córka. Do rodzinnego miasta jeździłem rzadko, tylko w odwiedziny do mamy. A kiedy przeszła na emeryturę, ściągnąłem ją do nas. Mamy duże mieszkanie, a ona i Ania świetnie się dogadują. No i nie musieliśmy szukać opiekunki do dzieci – mama jest sprawna, więc bez problemu odbierała dzieciaki ze szkoły i przedszkola, gotowała im obiady, a nawet pomagała w lekcjach.
Kiedy się z Anią poznaliśmy, ona oczywiście pytała o mojego ojca. Najpierw chciałem jej powiedzieć, że moi rodzice się rozwiedli i nie mam z tatą kontaktu. Ale potem stwierdziłem, że to bez sensu. Anka będzie napierała, żebyśmy go znaleźli i zaprosili na ślub. Wiem to, bo sama miała podobną sytuację i robiła wszystko, żeby odnowić swój kontakt z ojcem.
– I wcale tego nie żałuję – opowiadała mi. – Wiesz, on się zmienił i teraz jest mu wstyd, że mnie nie odwiedzał, że nie widział, jak dorastam. Cieszę się, bo znowu mam ojca!
No więc wiem, że nalegałaby na spotkanie. Dlatego powiedziałem jej, że mój ojciec nie żyje. A ponieważ dziwiła się, że nie chodzę na grób, gdy jeszcze odwiedzałem mamę, to wyjaśniłem, że tata został pochowany ze swoimi dziadkami, na wsi.
Myślałem, że sprawa jest załatwiona raz na zawsze. Ani ja ani mama nie mieliśmy potrzeby rozmawiania o tacie, ani tym bardziej szukania go. Reszta rodziny tkwiła w przekonaniu, że nie żyje. A ja nawet czasem zastanawiałem się, czy tak faktycznie nie jest… Ale nie odczuwałem potrzeby, żeby to sprawdzić. Może to okrutnie brzmi, ale dla mnie mój tata rzeczywiście umarł.
Niestety, ostatnio zostałem zmuszony do rozmowy na jego temat. Mój syn, już prawie dorosły człowiek, nagle zafascynował się drzewem genealogicznym i zaczął odtwarzać dzieje rodziny. Przekopał się przez informacje od mojej teściowej, odwiedził nawet jej ciotkę, staruszkę, która w Biblii miała zanotowane wszystkie daty urodzenia i śmierci całej rodziny. No a potem dobrał się do mnie.
Lepiej, żeby nie znali prawdy
Na szczęście mama wiedziała sporo na temat swoich krewnych, więc Paweł z zapałem notował wszystko, co mu mówiła. Ale potem wyjechała do sanatorium i mój syn, w gorącej wodzie kąpany, nie mógł się doczekać jej powrotu, więc zaczął wypytywać mnie. Oczywiście, w pewnym momencie musiał zapytać o dziadka.
– Masz jego nazwisko, datę i miejsce urodzenia – wzruszyłem ramionami. – Co jeszcze chcesz wiedzieć?
– Kiedy umarł – Paweł stał nade mną z zeszytem i długopisem. – No, to chyba wiesz, nie?
Cholera. Powiedziałem mu na razie, że dokładnej daty nie pamiętam, bo to było dawno. I że sprawdzę. Co gorsza, Paweł zastanawia się, czy nie pojechać do rodzinnej wsi dziadka, żeby tam poszukać danych na temat jego rodziny. Z tego, co wiem, to rodzice mojego ojca już nie żyją. Ale miał rodzeństwo, dwie siostry, które pewnie jeszcze tam są. Wyobrażam sobie ich zdziwienie, gdybyśmy się pewnego dnia pojawili i zaczęli rozmawiać na temat śmierci ich brata!
Nie bardzo wiem, co mam zrobić, w dodatku nie mam się kogo poradzić! Anka przecież też jest przekonana, że mój tata nie żyje. Moja mama wie, że taką wersję podałem rodzinie, jest wtajemniczona, i jak do tej pory, było jej wszystko jedno. Ale teraz, kiedy Paweł zaczął dopytywać, może nie chcieć dalej kłamać. I co powinienem zrobić?
Doszedłem do wniosku, że chyba go oszukam. Podam jakąś datę i tyle. Trudno, drzewo genealogiczne nie będzie prawdziwe, ale czy to ma aż tak wielkie znaczenie? Bo nie bardzo sobie wyobrażam, jak teraz powiedzieć najbliższym, że mój tata żyje, tyle że jest bezdomnym pijakiem i się go wstydzę, dlatego ich okłamałem. Ania by mi tego chyba nie wybaczyła! A dzieciaki? Podejrzewam, że wcale nie byłyby zachwycone, gdyby dowiedziały się, że ich dziadek mieszka na ulicy i zarabia na życie, zbierając złom. Że ważniejsi są dla niego kumple, bełkoczący tak jak on, niż własne dziecko. Że sam, dobrowolnie, wybrał sobie takie życie. Wydaje mi się, że lepiej będą się czuły, nie znając prawdy.
Obawiam się jeszcze jednej rzeczy. Że gdyby Paweł dowiedział się, jak jest, to mógłby chcieć odszukać dziadka. Bo to jest ich jedyny dziadek. Tata Ani już nie żyje – zmarł pięć lat po naszym ślubie, na raka. I zarówno mój syn, jak i córka często ubolewali nad tym, że nie mają dziadka. Że do innych dzieci w szkole na święto przychodzili i babcia, i dziadek, a oni są tacy poszkodowani.
Wiem, teraz są już duzi, prawie dorośli, ale w dalszym ciągu podchodzą do wszystkiego szalenie emocjonalnie. Mogliby zwyczajnie nie zrozumieć, że mój ojciec nie nadaje się do normalnego życia. I nie wiem, czyby mi wybaczyli, że ich okłamałem, i że nie próbowałem namówić taty na terapię. Bo poza tymi dwoma czy trzema razami przed laty, więcej z nim na ten temat już nie rozmawiałem. Ale czy to takie dziwne? I tak bym go nie przekonał. Zresztą, teraz to już jest pewnie wrak człowieka…
No i męczę się z tym swoim sekretem. Ale chyba nie ma wyjścia. Oszukam syna. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Czytaj także:
„Mąż zaplanował, że zabiera żonę i wprowadza się do mamusi. A która żona chce żyć przez ścianę z teściową?”
„Myślałam, że dobrze znam swoje dzieci, a byłam ślepa na ich potrzeby i problemy. Chciałam, żebyśmy byli rodziną z obrazka”
„Od synowej usłyszałam, że jestem namolna i wchodzę z butami w ich życie. A ja chciałam tylko pomóc w opiece nad wnukiem"