„Poświęciłam małżeństwo, by syn miał godne życie. Chciałam, by opiewał w luksusach, a on na żonę wybrał wieśniaczkę”

załamana matka fot. iStock, ljubaphoto
„Czy w Warszawie zabrakło już dziewczyn, że musiał sobie wybrać taką zahukaną pannę ze wsi? Jeszcze tylko tego brakuje, żeby po ślubie jej cała rodzina zjeżdżała do nas bez zapowiedzi i urządzała sobie wypady do stolicy”.
/ 20.04.2024 14:30
załamana matka fot. iStock, ljubaphoto

Moja mama od zawsze była przekonana, że urodziłam się po to, by wieść dostatnie życie i obracać się wśród elity. Z rozkoszą opowiadała mi historie o swoim wystawnym życiu, które wiodła w pewnym dworku. Głęboko zakorzeniła we mnie przeświadczenie, że jestem osobą z wyższych sfer i moje życie musi być absolutnie wyjątkowe.

Zamożny małżonek u boku, cudny domek otoczony zielenią, wystawne imprezy i para idealnych dzieci. Po ukończeniu szkoły średniej matka stwierdziła, że najwyższy czas wybrać się na porządne studia. Rozważałam filologię czy coś w tym stylu, ale przezorna mama od razu sprowadziła mnie na ziemię, mówiąc, że to kiepski pomysł.

– Kompletnie ci odbiło – zdenerwowała się. – Przecież na tym kierunku są praktycznie same kobiety. Spokojnie, znajdę dla ciebie coś lepszego – oznajmiła stanowczo, kończąc rozmowę.

Po dwóch dniach zadzwoniła z informacją, że od października będę studentką SGGW, a dokładniej wydziału związanego z dietetyką. W jej opinii ten kierunek dawał większe możliwości zatrudnienia i był dużo bardziej przydatny w życiu.

– Poza tym poznasz tam masę fajnych ludzi, także z innych, bardziej męskich wydziałów – puściła do mnie oko z uśmiechem.

Nauka na uczelni nie była jakoś specjalnie fascynująca, ale za to życie towarzyskie okazało się być naprawdę super. Praktycznie cały czas spędzałam na imprezowaniu w różnych miejscach na mieście i u znajomych. Podczas jednej z takich imprez zgadałam się z Marianem. Nie powiedziałabym, że był jakoś wybitnie przystojny, ale nadrabiał to poczuciem humoru i sympatycznością.

Kończył właśnie studia związane z obróbką drewna, czy coś w tym stylu. Nad ranem wyszliśmy razem z imprezy i odprowadził mnie pod same drzwi. Kolejnego dnia odezwał się do mnie telefonicznie z propozycją wspólnego spaceru. No dobra, czemu nie – stwierdziłam, chociaż szczerze mówiąc bardziej byłam nastawiona na pójście do kina albo klubu.

Marian zabrał mnie do przepięknego ogrodu botanicznego położonego w Powsinie. Wcześniej nie miałam okazji tam być i kompletnie nie zdawałam sobie sprawy, jak cudowne to miejsce. Chłopak z pasją opowiadał mi o wszystkich roślinach, które tam rosną. Byłam tak zafascynowana, że nawet nie spostrzegłam, gdy minęło nam całe popołudnie. Postanowiliśmy spotkać się ponownie i tak zaczęliśmy umawiać się ze sobą regularnie.

Mama sprawdziła Mariana

Specjalnie na tę okazję przyrządziła wykwintny posiłek i zaczęła zadawać mu różne pytania. Poczułam się nieco zakłopotana, gdy rozmowa przypominała przesłuchanie, w którym sprawny detektyw drąży temat pochodzenia, stanu posiadania i planów na przyszłość. Chociaż mój chłopak nie okazał się milionerem ani potomkiem błękitnej krwi, to mimo wszystko zyskał aprobatę mamy. Jak stwierdziła po tym, jak Marian poszedł do domu – „można mu wróżyć niezłą przyszłość".

Niechęć do studiowania doprowadziły do tego, czego można się było spodziewać nie zdałam sesji i moja, i tak niepewna, przygoda ze studiami się skończyła.

– Daj spokój, nie przejmuj się tym – mama zbagatelizowała sprawę. – Marian ci się oświadczył, więc cała reszta to nieistotne detale.

Jak się później okazało, przewidywania mamy odnośnie perspektyw zawodowych Mariana były wręcz prorocze. Tuż po ukończeniu studiów znalazł zatrudnienie w pewnej prywatnej wytwórni mebli, będącej własnością obywatela Szwecji.

Ów przedsiębiorca rzadko pojawiał się w naszym kraju, dlatego poszukiwał zaufanej osoby do zarządzania swoją firmą. Marian błyskawicznie piął się po szczeblach kariery. Szef darzył go ogromnym szacunkiem, a z czasem zaczęli się przyjaźnić. Pewnego razu zaprosił nas nawet do siebie, byśmy spędzili urlop w Vesterviku.

To urocze miasteczko słynie z największej liczby słonecznych dni w ciągu roku. Nam również dopisała wspaniała aura. Ten tydzień minął nam bardzo miło na zwiedzaniu ciekawych zakątków w okolicy oraz braniu udziału w spotkaniach towarzyskich organizowanych przez naszego gospodarza i jego znajomych.

Nasz wyjazd do Skandynawii miał nieoczekiwane konsekwencje, i to naprawdę poważne. Równo dziewięć miesięcy po nim na świat przyszło nasze dzieckoPiotruś oczarował zarówno mnie, jak i moją mamę. Małżonek usiłował wkraść się w łaski naszego trio, ale czy on miał jakiekolwiek pojęcie o opiece nad maleństwem?

Przeprowadziłam się do pokoiku synka, aby móc nieustannie mieć na niego oko. Mąż namawiał, żebym wróciła do naszej wspólnej sypialni, ale zignorowałam jego prośby. Kompletnie nie miał pojęcia, o co chodzi. Maluch potrzebuje nieprzerwanej uwagi i troski ze strony mamy. Pomysł Mariana, abyśmy opiekowali się Piotrusiem na zmianę, wprawił mnie w rozbawienie.

W chwili rozwodu Piotruś miał 4 lata

W pierwszym momencie zaniemówiłam. Byłam w totalnym szoku.

– Przecież masz wszystko, co potrzebne do szczęścia! – zaczęłam wyliczać, gdy tylko odzyskałam mowę. – Piękny dom, kochającą żonę, cudownego synka, codziennie ciepły posiłek na stole, czyste i wyprasowane ubrania – kontynuowałam podniesionym tonem. – Czego ci jeszcze trzeba? – zapytałam z rozpaczą w głosie.

Brakuje mi prawdziwej bliskości, czułości i tego, żebyś choć trochę zwracała na mnie uwagę – zaczął tłumaczyć. – Od momentu narodzin Piotrusia, poczułem się odsunięty na dalszy plan. Nasze życie intymne praktycznie przestało istnieć, gdyż zamiast sypialni wybrałaś pokój dziecka Za każdym razem, gdy chciałem nawiązać kontakt z synkiem, ty mnie od niego odsuwałaś. Ciągle powtarzałaś mi, że nie potrafię się nim zająć... Nawet nie zwróciłaś uwagi na to, że coraz później wracam do domu. Zupełnie nie jestem ci do niczego potrzebny. Dopiero gdyby na naszym koncie przestały się pojawiać pieniądze, które zarabiam, zorientowałabyś się, że mnie nie ma – zakończył z rozżaleniem.

W ten sposób zakończył się nasz związek.

Kochanie, on nie był ciebie wart – skomentowała moja mama. – Nie mam wątpliwości, że trafisz na bardziej odpowiedniego faceta.

Wraz z mamą skupiłyśmy się opiece nad naszym Piotrusiem. Początkowo szło nam to gładko, ponieważ nasze kochane dziecko było posłuszne i spełniało wszystkie nasze oczekiwania. Nawet wizyty u taty nie zakłócały tej harmonii.

Jednak z biegiem czasu pojawiały się trudności. Gdy Piotruś dorósł, coraz częściej wyrażał własne opinie i próbował się przeciwstawiać. Nie pojmował, że kontrolując jego życie, pragnę jedynie jego szczęścia.

– Przemyślałeś już, jaki kierunek studiów zamierzasz obrać? – spytałam krótko przed egzaminami maturalnymi.

– Owszem, wybrałem rolnictwo – odparł bez wahania.

O mały włos nie padłam trupem

W myślach od lat kreśliłam obraz jego przyszłości w szlachetnym fartuchu medyka lub dostojnej todze sędziego.

– Liczyłam na to, że w dorosłym życiu postawisz na eleganckie półbuty, a ty zamiast tego wybierasz ubłocone kalosze? Daj sobie jeszcze czas do namysłu i zdecyduj się na kierunek, który da ci należytą pozycję w społeczeństwie. Taka decyzja nie powinna być podejmowana w pojedynkę. Warto przedyskutować sprawę z kimś starszym, kto ma większe doświadczenie życiowe.

– Odbyłem poważną rozmowę z ojcem i mogę liczyć na jego wsparcie... – Piotr próbował coś powiedzieć, ale mu weszłam w słowo.

– Ach, no pewnie. Całe szczęście, że nie masz w planach pójść w ślady swojego nieudacznika ojca i zostawać stolarzem.

– Mamo, przecież tata zajmuje stanowisko prezesa w największej spółce meblarskiej notowanej na giełdzie – syn starał się odświeżyć moją pamięć, jednak niecierpliwym gestem dałam mu do zrozumienia, że to nieistotne.

Krew mnie zalewała, gdy tylko zobaczyłam Mariana w telewizorze, przeważnie w towarzystwie swojej żony. Gdyby przynajmniej zdecydował się na młodszą ode mnie, to jeszcze bym to ogarnęła. Ale ten dziadyga wybrał równolatkę!

– Być może ojciec osiągnął sukces właśnie dlatego... – Piotrek przerwał mój tok myślenia – że całe życie zajmował się tym, co kocha robić najbardziej. Ja również pragnę, aby moja praca była jednocześnie moim hobby.

Ta dyskusja była całkowicie jałowa. Moje wywody kompletnie nie przemawiały do Piotrka. Udawana zapaść krążeniowa też go specjalnie nie ruszyła (pewnie zbyt często sięgałam po tę sztuczkę i już się uodpornił). Koniec końców, mój syn został studentem agrotechniki.

Znajdę mu idealną żonę

Wysilałam się jak tylko potrafiłam, aby zapoznać Piotra z córkami i siostrzenicami moich koleżanek. On jednak bardzo grzecznie, ale i zdecydowanie kończył te wszystkie rokujące znajomości, aż w końcu na ostatnim roku studiów oświadczył mi, że ma swoją dziewczynę i chce wziąć z nią ślub.

Poczułam wtedy w głębi serca maleńki płomyk nadziei. Jeżeli to jakaś mądra kobieta, to na pewno będzie chciała zostać w stolicy i nie da się namówić na przeprowadzkę na wieś. Zaproszę ich oboje do siebie i na pewno jakoś uda mi się ją przekonać...

Już na starcie nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Zanadto zadufana w sobie, a mój Piotruś wpatrzony w nią jak w obrazek. A na dokładkę studiują na tym samym roku i w dodatku ona jest ze wsi. Ledwo mogłam się doczekać, aż ta wizyta dobiegnie końca. Koniecznie muszę pogadać z moim synkiem.

Czy w Warszawie zabrakło już dziewczyn, że musiał sobie wybrać taką zahukaną pannę ze wsi? Jeszcze tylko tego brakuje, żeby po ślubie jej cała rodzina zjeżdżała do nas bez zapowiedzi i urządzała sobie wypady do stolicy.

Moje wysiłki, aby odwieść syna od tej kiepskiej relacji, spełzły na niczym. Starałam się nawiązać do naszych rodzinnych zwyczajów.

– Daj już temu spokój, mamo – irytował się. – Z każdym rokiem te historie robią się coraz bardziej nieprawdopodobne. Zresztą, jakie to ma dzisiaj znaczenie? To było w dzieciństwie babci. Dla mnie to zamierzchłe dzieje, które nic nie wnoszą.

Wszelkie szanse na to, że Piotruś zmieni zdanie, prysły niczym bańka mydlana, gdy stwierdził, iż wybiera się do domu rodziców swojej dziewczyny, aby poprosić ją o rękę.

– Mamuś, w przyszłą niedzielę idziemy na obiad do rodziców mojej Marty – rzucił od niechcenia pewnego popołudnia.

– W takim razie co powinnam na siebie włożyć, jadąc na tę wyprawę na prowincję? – zripostowałam z ironią w głosie.

– Ubierz się tak, jak na zwyczajne spotkanie z obiadem w roli głównej – odparł opanowanym tonem, choć dostrzegłam, że zacisnął zęby z irytacji.

Podczas jazdy w mojej głowie pojawiały się wizje skromnego wiejskiego domostwa i jego nieskomplikowanych mieszkańców, którzy mieli nas ugościć. Zastanawiałam się, o czym będę z nimi dyskutować?

Pogrążona w niewesołych rozmyślaniach, nawet nie spostrzegłam momentu, gdy przejechaliśmy przez wjazd na posesję i zaparkowaliśmy przed okazałą willą, wokół której rosły piękne kwiaty. Rodzice mojej przyszłej synowej przywitali nas już w progu.

– Ojej, przecież tutaj są dywany! – wyrwało mi się bez namysłu.

Może i nie oczekiwałam, że podłoga będzie z ubitej ziemi, ale widok tak bogato urządzonego wnętrza wprawił mnie w osłupienie. Rodzice Marty dokładali wszelkich starań, aby podczas naszego spotkania panowała miła i przyjazna atmosfera.

W trakcie rozmowy wyszło na jaw, że małżeństwo ukończyło studia rolnicze i zarządza sporych rozmiarów gospodarstwem ogrodniczym. Ukradkiem zerknęłam na dłonie właścicielki domu i ku mojemu zaskoczeniu, ręce osoby pracującej na roli wcale nie nosiły śladów zniszczenia. Zupełnie jakby wyczuwając moje zainteresowanie tym tematem, para zaproponowała mi zwiedzenie szklarni.

– Nie da się ukryć, że to ciężki kawałek chleba – zagaiłam.

– Zwłaszcza pod kątem organizacyjnym – parsknął śmiechem właściciel. – Kluczem jest odpowiednie rozplanowanie zadań i nadzór nad całym personelem. Mamy pięciu etatowych pracowników, pozostali to sezonowi i to właśnie z tą drugą grupą najczęściej są problemy – uzupełnił.

Marta i Piotr niedawno stanęli na ślubnym kobiercu, a przyjęcie weselne wyprawili w iście swojskim klimacie. Zaraz po uroczystości Piotrek oznajmił ukochanej, że teściowie dali im w prezencie działkę. Para zdecydowała się opuścić miasto i wyjechać na prowincję, żeby tam rozkręcić innowacyjną fermę bydła mlecznego.

Miarka się przebrała

Mój syn kompletnie zgłupiał. Mając dom w samym sercu stolicy, wybrał jakąś zabitą dechami wiochę. Śniłam o tym, że będzie przebywać w towarzystwie na wysokim poziomie, a on... Eh. Nic nie dały moje błagania i prośby. Przeprowadzili się na zadupie. Zostałam sama jak palec, bo zaabsorbowani pracą nad rozkręcaniem tego swojego gospodarstwa, prawie wcale do mnie nie zaglądają.

Matka i ojciec Marty odwiedzili stolicę parokrotnie. Początkowo bez entuzjazmu, ale zaproponowałam im nocleg u siebie. Grzecznie podziękowali, podkreślając, że nie chcą sprawiać mi problemów, a do tego mają swój ulubiony hotelik, w którym zawsze się kwaterują. No tak. Piotr czasem do mnie wpada. Usiłowałam poruszyć z nim temat powrotu do stolicy. Nawet nie chce tego słuchać.

– Mamo, mój dom i moja rodzina są tam – wyjaśniał. – Za miesiąc przyjdzie na świat nasze maleństwo. Nasze gospodarstwo świetnie prosperuje i nie ma sensu niczego zmieniać w naszym życiu. Wybacz.

No cóż, muszę przyznać, że czuję się naprawdę sfrustrowana. Nie zdecydowałam się na kolejne małżeństwo tylko po to, aby całkowicie oddać się opiece nad moim dzieckiem. Pamiętam, jak pewnego razu mój syn w przypływie złości stwierdził, że nie wyszłam ponownie za mąż, ponieważ każdą nową relację z potencjalnym kandydatem rozpoczynałam od układania go pod siebie.

To kompletna bzdura!

Owszem, starałam się nieco udoskonalić mężczyzn, którzy byli mną zainteresowani, ale czy to coś złego, że nie chciałam zadowolić się byle czym? Moja mama również uważała, że lepiej poczekać na kogoś wyjątkowego. Problem w tym, że jej zdaniem nikt nie był wystarczająco dobry.

Gdy odeszła, uświadomiłam sobie, że pora na poukładanie własnego życia minęła bezpowrotnie, więc całą moją miłość przelałam na Piotrka. I jaki jest tego efekt?

Oddałam mu całą siebie, a on mi się tak odwdzięcza. Zero wdzięczności za mój trud. Ja jednak wciąż mam nadzieję. Sądzę, że mój synuś w końcu zmądrzeje. Kiedy tylko zerwie z tą prostaczką, na bank wróci do stolicy. No i wtedy ja mu pomogę ułożyć sobie życie tak, jak trzeba.

Hanna, 50 lat

Czytaj także:
„Wyszłam za Bogdana z rozsądku, bo zazdrościły mi go koleżanki. W łóżku wiało nudą, groszem też nie śmierdział”
„Moja żona nie wie, że mam dziecko z inną kobietą. Od kilku lat płacę alimenty z naszych wspólnych pieniędzy”
„Mój syn nie trafił najlepiej z żoną. Głupotę trudno usprawiedliwić, a ona nosi ją wypisaną na twarzy”

Redakcja poleca

REKLAMA