„Poskąpiłam kasy na sztuczne rzęsy. Efekt? Na własnym ślubie wyglądałam tak, że goście mi współczuli”

para, która bierze ślub fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„Kiedyś ugryzł mnie w powiekę komar i też byłam taka spuchnięta. Godzina z ciepłym okładem z herbatki rumiankowej sprawiła cuda. Teraz niestety ten sposób zawiódł, mimo że mama kilkakrotnie zmieniała okłady. Nazajutrz żałowałam, że nie pojechałam na ostry dyżur, bo moje oczy były w jeszcze gorszym stanie. Nie tylko opuchnięte, ale i zaropiałe”.
/ 04.07.2022 06:30
para, która bierze ślub fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Zawsze marzyłam o rzęsach niby skrzydła motyla. Długich, ciemnych, gęstych, tajemniczo ocieniających oczy. Niestety, los obdarzył mnie jasnymi i króciutkimi. Muszę je porządnie wytuszować, żeby wyglądać jak człowiek.

Pamiętam, że kiedyś, jedyny raz w życiu, miałam zrobione profesjonalne zdjęcie, a do niego makijaż wykonany przez stylistkę. To było wtedy, gdy przyjechała do nas, do marketu, dziennikarka, żeby zrobić materiał o warunkach pracy, i chciała mieć nas, bohaterki reportażu, na zdjęciu. Było pozowane, co mnie ucieszyło, bo w końcu mogłam jakieś zdjęcie pokazać rodzinie i wszystkim znajomym.

– Wyglądasz jak gwiazda filmowa. Masz takie wyraziste spojrzenie – chwaliły mnie potem ciotki na rodzinnych spotkaniach, a ja puchłam z dumy.

W życiu bym się nie przyznała, że mam na tej fotografii doklejone jakieś kępki rzęs. Bo stylistka uznała, że moje są beznadziejne.

– Damy je tylko w kącikach – powiedziała i faktycznie przykleiła mi tylko kilka włosków, ale wyglądało to rewelacyjnie.

Przyjaciółka wyszukała mi tę ofertę

Nic więc dziwnego, że kiedy miałam wychodzić za mąż, zamarzyło mi się, aby powtórzyć ten efekt. Udało mi się nawet zdobyć telefon do tej samej stylistki.

– Makijaż ślubny? Biorę 400 złotych za właściwy i 200 za próbny – usłyszałam i mnie ścięło.

Tyle pieniędzy? Naprawdę?!

– Daj spokój, straszna drożyzna – moja przyjaciółka także była w szoku. – Szkoda kasy!

– No, ale przecież zdjęcia ze ślubu zostaną mi na całe życie… – wahałam się.

Miałam jeszcze trochę czasu, aby się nad sprawą zastanowić. Decydować się na ten piękny makijaż z kępkami rzęs czy nie?

– Słuchaj, nie taniej by wyszło, gdybyś przedłużyła sobie rzęsy metodą jeden do jednego? – zapytała przyjaciółka kilka dni później. 

– Co to znaczy jeden do jednego? – spytałam ją zdziwiona.

Nie byłam zbyt obeznana, jeśli chodzi o te wszystkie kosmetyczne zabiegi.

– Nie wiesz? Kosmetyczka dokleja ci rzęsy, to znaczy do każdej twojej przykleja sztuczną, tylko grubszą i dłuższą. W ten sposób zagęszcza twoje i je wydłuża tak, jak chcesz.

To brzmiało fantastycznie i chyba było rozwiązaniem moich przedślubnych problemów.

– Zabieg nie jest na zawsze, bo rzęsy kiedyś wypadają, podobnie jak włosy na głowie. Ale efekt wydłużenia utrzymuje się przez co najmniej trzy miesiące. Sama sobie policz, co się bardziej opłaca. Wydać kupę kasy za makijaż tylko na jedną noc czy przedłużyć rzęsy i wyglądać pięknie znacznie dłużej?

– Jasne, że przedłużyć! – zapaliłam się do tego pomysłu.

– To ja znajdę jakąś dobrą ofertę. I może sama się także zdecyduję? – uśmiechnęła się Joanna.

Moja przyjaciółka sprawdziła w internecie najtańsze oferty i wkrótce zdawała mi relację ze swoich poszukiwań.

– Znalazłam kosmetyczkę, wprawdzie ma gabinet dość daleko, ale robi zabiegi w przystępnej cenie. Prawdziwa okazja!

– To znaczy?

– 300 złotych.

– Trzysta?! Tylko tyle? – byłam nieopisanie szczęśliwa.

Już się widziałam trzepoczącą rzęsami… Musiałam jeszcze tylko wysiedzieć w fotelu u kosmetyczki ponad dwie godziny, podczas kiedy ona doklejała mi rzęsy, włosek po włosku. Ale to był już naprawdę drobiazg. Kiedy po zabiegu ujrzałam w lustrze swoje odbicie, prawie się nie poznałam. Nagle spojrzenie mi się wyostrzyło, a poza tym w magiczny sposób zniknęły te okropne worki pod oczami, których tak nie znoszę.

– Ale masz rzęsy – jęknęła Joanna. – Jak firanki.

Sama także wyglądała rewelacyjnie. Z radości cały wieczór chichotałyśmy jak małolaty. Uczucie zadowolenia, a nawet szczęścia minęło mi jednak dwa dni później, kiedy rano wstałam i… nagle cały świat mogłam obserwować jedynie przez szparki oczu. Miałam okropnie spuchnięte powieki.

O Boże, jak ty wyglądasz!– przeraziła się moja mama. – I to na tydzień przed ślubem. To musi być jakieś uczulenie. Na pewno pomoże okład z rumianku…

Lekarka na mój widok załamała ręce

Rzeczywiście, kiedyś ugryzł mnie w powiekę komar i też byłam taka spuchnięta. Godzina z ciepłym okładem z herbatki rumiankowej sprawiła cuda! Teraz niestety ten sposób zawiódł, mimo że mama kilkakrotnie zmieniała mi okłady.

– Moim zdaniem w poniedziałek powinnaś z tym pójść do lekarza. Nawet do prywatnego okulisty. Trudno, zapłacę ci za wizytę. Coś mi się te twoje oczy nie podobają… – mama patrzyła na mnie z troską.

Nazajutrz żałowałam, że nie pojechałam na ostry dyżur, bo moje oczy były w jeszcze gorszym stanie. Nie tylko opuchnięte, ale w dodatku jeszcze zaropiałe. Mama od rana obdzwaniała prywatne przychodnie w poszukiwaniu lekarza, który mógłby mnie przyjąć. W końcu trafiła na wolnego okulistę – na drugim końcu miasta.

– Nie martw się, zawiozę cię tam – zaoferował się tata.

Byłam mu wdzięczna, bo sama nie dałabym rady prowadzić z tak spuchniętymi oczami. Ledwie na nie widziałam!

A jak to sobie pani zrobiła?! – wykrzyknęła lekarka na mój widok. Po czym popatrzyła na moje cudownie długie rzęsy i westchnęła: – Już wiem. Nie pani pierwsza i nie ostatnia…

– Ale o czym pani mówi? 

– Przedłużała pani rzęsy, mam rację? – bardziej stwierdziła, niż zapytała.

Skinęłam głową.

– A zrobiła pani wcześniej próbę uczuleniową?

– Na rzęsy? Przecież one są z naturalnego włosia, ponoć bobrowego! Nie jakieś sztuczne! – oburzyłam się.

– Nie mówię o włoskach, tylko o kleju! Przecież to chemia. Powinna była pani sprawdzić, czy pani nie uczuli, tak samo jak sprawdza pani nową farbę do włosów!

Prawdę mówiąc, nigdy tego nie robiłam, chociaż widziałam zalecenia na opakowaniach.

Klej do rzęs mógł być niewiadomego pochodzenia, zawierać trujący formaldehyd…

– Formaldehyd? – powtórzyłam przerażona.

– Nie tylko. Teraz pani nie powiem, jaki był jego skład, ale najwyraźniej niefortunny, skoro się pani uczuliła. Dużo pani zapłaciła za ten zabieg, hmm, poprawiający urodę?

Czy mi się wydawało, czy „poprawiający urodę” powiedziała z ironią?

– Niewiele – przyznałam

– I pewnie zrobiła go pani u przypadkowej kosmetyczki? To trudno się dziwić, że takie są skutki! Klej mógł też być przeterminowany!

No tak, jak to mawiała moja babcia? Tanio kupił gówno miał! – przypomniało mi się.

Dostałam zniżkę na makijaż. Z litości!

– Czy może pani coś z tym zrobić? W sobotę mam ślub…

– To pani na niego nie pójdzie! – stwierdziła lekarka wzruszając ramionami.

– Ale to mój ślub! – jęknęłam.

Lekarka spojrzała na mnie współczująco.

– Zrobię, co w mojej mocy. Nie wiem, jak pani zareaguje na maść z antybiotykiem…

W sumie zareagowałam nieźle. Opuchlizna zeszła, ropa się wchłonęła. Problem w tym, że – czy to na skutek lekarstwa, czy z powodu kiepskiego kleju – zaczęły mi odpadać doklejone rzęsy. Razem z moimi…

W dniu ślubu wyglądałam tak, jakbym była po chemioterapii. Co ciekawe, Joanna dla odmiany wyglądała świetnie, mimo że miała zabieg robiony tym samym klejem!

– To znaczy, że tylko pani jest uczulona, koleżanka na szczęście nie – podsumowała lekarka.

– Szczęściem bym tego nie nazwała – mruknęłam.

Jak ja będę wyglądała w najważniejszym dniu w moim życiu? Bez rzęs?!” – myślałam kompletnie załamana. W desperacji zadzwoniłam do tej makijażystki, która wydała mi się za droga. Starając się nie płakać, bo wiedziałam, że łzy mogłyby jeszcze podrażnić mi oczy, wyznałam jej wszystko.

– Zobaczę, co da się zrobić… – powiedziała współczująco i z litości dała mi zniżkę na swoją usługę.

Niestety, nawet ona nie mogła dokonać cudu i sprawić, żeby bezwłose powieki wyglądały jak pokryte firaną rzęs. A doklejania czegokolwiek nie chciałam ryzykować. Miałam więc piękny makijaż, który tylko częściowo maskował brak rzęs. Goście przyglądali mi się dziwnie, rodzina pytała z troską, co mi jest.

– Uczulenie… – mówiłam zgodnie z prawdą. – Odrosną...

– Tak, po trzech, czterech miesiącach – pocieszyła mnie lekarka.

Faktycznie, po tym czasie wszystko wróciło do normy. Moje rzęsy są wprawdzie tak samo rzadkie i krótkie jak wcześniej, ale i tak mi się podobają!  Kiedy tylko je odzyskałam, mój mąż i ja postanowiliśmy zafundować sobie profesjonalną sesję zdjęciową do ślubnego albumu. Wcześniej nie chciałam żadnych pamiątkowych fotek! Jeszcze raz włożyłam suknię ślubną, zrobiłam fryzurę i makijaż. Kosztowało mnie to sporo, ale cóż, za głupotę trzeba płacić. I pomyśleć, że wystarczyło trzymać się wypróbowanej makijażystki, aby zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy i jeszcze więcej nerwów.

Czytaj także:
„Przyjaciółka w tajemnicy podrywała mi męża i podlizywała się moim córkom. Ta żmija chciała zająć moje miejsce w rodzinie”
„Porzuciłam córkę, bo kochanek nie chciał dzieci. Mam piękny dom, nowe auto, podróżuję, ale bardzo tęsknię za dzieckiem"
„Mąż był tyranem, który traktował mnie jak niewolnicę. Dzięki dawnej miłości uciekłam i wreszcie spełniam swoje marzenia”

Redakcja poleca

REKLAMA