„Porzuciłem miłość życia, by związać się z lekkomyślną kochanką. Efekt? Zostałem samotnym ojcem ze złamanym sercem”

samotny ojciec fot. Adobe Stock, pololia
„Byłem na nią wściekły, byłem też zażenowany, że wybrałem kogoś takiego na swoją żonę, na matkę mojego dziecka. Czyżbym był tak ślepy?! I czy musiałem się aż tak pomylić, żeby docenić to, co miałem wcześniej, i co straciłem na własne życzenie?”.
/ 27.11.2022 10:30
samotny ojciec fot. Adobe Stock, pololia

To ironia losu, że najważniejsze życiowe decyzje podejmujemy wtedy, gdy jesteśmy młodzi i nic o tym życiu nie wiemy. Szkoła, przedmioty, z których zdajemy maturę, studia, partnerzy… Na każdym kroku czyhają pułapki, które mogą nas wepchnąć w łapy błędnego wyboru. A konsekwencje ponosimy bardzo długo, bywa, że przez całe życie.

Tak było ze mną. O ile liceum wybrałem świadomie (najlepsze w mieście, z moimi ocenami nie bałem się o wynik naboru), o ile ze studiami też nie było większego problemu (prawo, które dawało mi kilka możliwości po ukończeniu uczelni), o tyle z miłością… spieprzyłem sprawę. Po całości.

Ojciec miał trochę racji - była nudna

Klarę poznałem na studiach. Była moją największą konkurentką, jeśli chodzi o oceny i średnią. Po każdym semestrze albo ja, albo ona zajmowaliśmy pierwsze miejsce na liście najlepszych studentów. W końcu zacząłem patrzeć na nią inaczej. Nie widziałem w niej nieciekawej kujonicy, a ładną, bystrą dziewczynę, która potrafi zawalczyć o swoje. Miałem szczęście, że ona też dostrzegła we mnie kogoś więcej niż kolegę czy rywala. Zaczęliśmy chodzić ze sobą w połowie trzeciego roku, potem zamieszkaliśmy razem, bo wspólne wynajęcie pokoju opłacało się bardziej niż dwóch osobnych (a przynajmniej taka była oficjalna wersja dla rodziców).

Mobilizowaliśmy się nawzajem do nauki. Obydwoje patrzyliśmy w przyszłość dalej niż tylko do kolejnej sesji, obydwoje mocno stąpaliśmy po ziemi. Byliśmy w sobie zakochani, ale zarazem widzieliśmy praktyczny wymiar naszego związku – para spokojnych, pracowitych ludzi, dobrych w tym, co robią, ambitnych i wytrwałych. Pasowaliśmy do siebie. Planowaliśmy, że po studiach pójdziemy na aplikacje adwokackie, a kiedy je ukończymy, założymy własną firmę i praktykę. Gdy będziemy gotowi, weźmiemy ślub, potem zdecydujemy się na dziecko. Wszystko mieliśmy opracowane w najdrobniejszych szczegółach.

– Powiem ci, synu… – mój ojciec uwielbiał dawać nieproszone rady – ta twoja Klara to jednak jest trochę nudna, nie sądzisz? Żadnego szaleństwa, żadnej iskierki w oczach. Serio chcesz tak przeżyć całe życie? Bez tej iskry? To jak śmierć za życia.

Powiedziałem mu wtedy, że sam będę decydował o tym, czego potrzebuję w życiu. Ale jego słowa utkwiły mi pamięci jak cierń, i kiedy byłem z Klarą, ciągle mnie kłuły. Fakt, Klara nie umiała być spontaniczna i nawet drobne zmiany w planach wyprowadzały ją z równowagi. Lubiła mieć wszystko poukładane, ustalone, najlepiej rozpisane. W sumie… ja też, ale czasem rzeczywiście drażniło mnie to jej życie pod linijkę, brakowało mi młodzieńczej swobody, pójścia na żywioł. Kiedy szaleć, jak nie za młodu?

To jak śmierć za życia – wracała do mnie opinia ojca. Może miał rację? W końcu co ja wiedziałem o życiu, skoro byłem na samym początku drogi? Może rzeczywiście Klara nie była takim ideałem, za jaki ją miałem?

A potem była impreza u Bartka. Ostatnia impreza przed obronami prac magisterskich, kiedy wszyscy byli już tak zmęczeni nauką, że potrzebowali odskoczni. Klara ze mną nie poszła.

– Nie potrzebuję imprezy ani kaca nazajutrz, chcę się porządnie wyspać.

– To kolejny raz, kiedy idę sam, bez mojej dziewczyny – marudziłem. – Naprawdę nie możesz się poświęcić i spędzić ze mną tych dwóch, trzech godzin?

– Nie tyle z tobą, co z całą bandą hałaśliwych, nawalonych studentów. Jeśli chcesz, to idź. Ja nie mam ochoty.

Poszedłem więc sam, jak na większość imprez. Dwie, trzy godziny? Akurat. O drugiej nad ranem mieliśmy już nieźle w czubie, ale nadal było wesoło. I wtedy Bartek przedstawił mi najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widziałem. Andżelika kończyła wydział artystyczny. Była jak kolorowy ptak pośród nas, nudnych studentów prawa. Krótka sukienka opinała jej boską figurę, a czerwone usta przyciągały spojrzenia.

Co to za artystka, która nic nie tworzy?

Nie zdradziłem Klary, choć Bóg jeden wie, jak byłem tego bliski. Za to odprowadziłem Andżelę do domu, rozmawiając… nawet nie pamiętam o czym. Wiem, że zaproponowała mi spontaniczny wypad do Paryża. Teraz, natychmiast. To było totalnie zwariowane i… kuszące. Zrobić coś bez planu. Wsiąść do taksówki, pojechać na lotnisko i kupić bilety gdziekolwiek. Mimo wszystko odmówiłem. Wróciłem do domu.

Od tamtej imprezy Andżelika zaczęła pojawiać się tam, gdzie i ja bywałem. Rzucała mi zmysłowe uśmiechy, obiecujące spojrzenia, bawiła się włosami i sunęła placem po ustach… Wreszcie powiedziała wprost, że się we mnie zakochała i że jestem miłością jej życia. Prawie się nie znaliśmy, ale to wyznanie sprawiło, że słowa mojego ojca o Klarze wracały do mnie jak fale…

Zerwałem z Klarą i szybko wyprowadziłem się ze wspólnego mieszkania, żeby nie patrzeć w te wielkie, pełne rozczarowania i bólu oczy. Związałem się z Andżeliką i nim się obejrzałem, braliśmy ślub, bo okazało się, że zostaniemy rodzicami. Byłem przerażony tym faktem, ale Andżelika stwierdziła, że stało się i już. Skoro tak… Odłożyłem aplikację adwokacką na później i poszukałem pracy, dzięki której mógłbym utrzymać rodzinę. Musiałem być odpowiedzialny, bo… Andżelika za grosz taka nie była.

– Czego się spodziewałeś, żeniąc się z artystką? – wzruszała ramionami, gdy wracałem z pracy, a w domu nie było nic do jedzenia, rzeczy do prania coraz bardziej anektowały łazienkę, a dżem, który spadł na podłogę podczas śniadania, nadal tam leżał. 

– Skoro jesteś artystką, to pokaż, co dziś stworzyłaś… – prosiłem, a ona tłumaczyła się brakiem weny i złym samopoczuciem.

Znikała. Wychodziła z domu, nie mówiąc, dokąd idzie, i nie było jej godzinami. Dwa razy zgłosiłem zaginięcie na policji, bo jej telefon był wyłączony, a ona przepadła na ponad dobę. Szalałem ze strachu. Gdy się wreszcie zjawiła, tylko się roześmiała.

Wziąłeś sobie artystkę, a chciałbyś mieć bibliotekarkę.

Uwielbiła to określenie: artystka. Ale nic się za nim nie kryło, oprócz pozy. 

I tak wyglądało moje życie. Miałem nadzieję, że kiedy na świecie pojawi się dziecko, Andżelika spoważnieje, zrozumie, że żarty się skończyły. Nic z tego. Noworodek działał jej na nerwy. Irytowała się, gdy mała płakała. Nie lubiła jej przewijać. Nie zamierzała też rujnować sobie biustu karmieniem dziecka, a przygotowywanie mleka z proszku strasznie ją męczyło.

Wyniosła się z naszej sypialni na kanapę w salonie, bo musiała się wysypiać. To ja wstawałem do Kornelki, gdy tylko zakwiliła. Patrzyłem na jej spokojną buzię, gdy przewinięta i najedzona zasypiała, i starałem się sam nie rozpłakać.

– Co ja, córeczko, narobiłem? Mogłaś mieć wspaniałą mamę, która nigdy nie pozwoliłaby ci płakać z głodu, bo ona musi zrobić sobie paznokcie… Co ja narobiłem…

Wiedziałem już, że dokonałem najgorszego możliwego wyboru. Bo posłuchałem ojca, który coś tam bredził. Owszem, Andżelika była efektowna, inni zazdrościli mi takiej żony, bo pięknie się uśmiechała i ujmowała ludzi swoim barwnym zachowaniem. Ja już wiedziałem, że to taki pięciominutowy efekt. Na dłuższą metę była męcząca, złośliwa, nieprzewidywalna i… kosztowna, nie zamierzała znaleźć pracy.

Chciała być artystką? Świetnie. Ale niczego nie tworzyła. Od miesięcy nie namalowała żadnego obrazu. Bo i po co, skoro ja dbałem o to, by niczego nam nie brakowało. Mieliśmy dach nad głową, jedzenie, ona miała też rozrywki, więc nie musiała się starać.

Zostałem samotnym ojcem...

Za to ja na okrągło zastanawiałem się, jak wyplątać się z tego układu. Wziąć rozwód? Zapewne musiałbym nadal ją utrzymywać, płacąc alimenty. A jeśli daliby jej opiekę nad naszą córką, bo małe dziecko bardziej potrzebuje matki? Gotowa zabrać Kornelkę daleko ode mnie i musiałbym walczyć o każde spotkanie z córką. Nie chciałem się z nią rozstawać nawet na jeden dzień. Z drugiej strony, na samą myśl, że tak teraz będzie wyglądało moje życie, chciało mi się płakać.

Ostatecznie to sama Andżelika rozwiązała mój problem. Zniknęła pewnego dnia, gdy Kornelka była w żłobku. Dyrektorka placówki zadzwoniła do mnie z pretensjami i pytaniem, czy dziś ktoś w ogóle odbierze dziecko. Pognałem po małą i wracałem z nią szybko do domu. Może Andżeli coś się stało? Może zemdlała?

Na stole w kuchni czekała na mnie karteczka z krótkim pożegnaniem, przyciśnięta obrączką. Andżelika miała dość takiego życia – ona miała dość? Paradne! – i wspaniałomyślnie zwracała mi wolność, porzucając własne dziecko. Miałem jej nie szukać, bo już nie wróci. Wiedziałem, jaka jest, a jednak nie mogłem uwierzyć, że zachowała się tak samolubnie. Nawet nie raczyła uprzedzić, że nie odbierze córki ze żłobka.

Byłem na nią wściekły, byłem też zażenowany, że wybrałem kogoś takiego na swoją żonę, na matkę mojego dziecka. Czyżbym był tak ślepy?! I czy musiałem się aż tak pomylić, żeby docenić to, co miałem wcześniej, i co straciłem na własne życzenie? Oczywiście odczułem też ulgę. Wielki kamień spadł mi z serca, że to ona odeszła i że nie czekała z tym dłużej. I najważniejsze, że zostawiła mi mój największy skarb, moją córeczkę.

Szybko złożyłem pozew o rozwód. Wobec trzykrotnego niestawienia się pozwanej na rozprawie, sąd orzekł rozwód zaocznie. Byłem wolnym człowiekiem. Kiedy sędzia potwierdziła, że nie mam już żony, do ulgi dołączył smutek, wrażenie pustki… Szybko się z tego otrząsnąłem. Byłem samotnym ojcem i musiałem zadbać o to, by moje dziecko nie odczuło braku mamy.

Wychodząc z sądu, natknąłem się na Klarę. Towarzyszyła jakiemuś prawnikowi. Widocznie ona nadal realizowała nasz plan, tyle że już beze mnie. Robiła aplikację, w końcu zawsze chciała być adwokatką. Kiedy spojrzała na mnie, zbladła i bezwiednie cofnęła się o krok. Uśmiechnąłem się do niej leciutko i… wyszedłem z sądu. Nie miałem odwagi podejść.

– Emil, poczekaj! – wybiegła za mną. – Słyszałam, że się rozwodzisz. Bardzo mi przykro.

– Nie musi ci być przykro. Mnie nie jest.

– Aha…

W tej panującej między nami niezręcznej ciszy poczułem przymus, by przeprosić Klarę. Należało jej się to ode mnie.

– Przepraszam cię. Za… wszystko – wydusiłem z siebie. – Wiedz, że zerwanie z tobą to była najgorsza decyzja w moim życiu. Bardzo szybko jej pożałowałem, ale było już za późno, żeby to odkręcić.

Nigdy nie jest za późno – szepnęła i szybkim krokiem wróciła do sądu.

Dla mnie jest ideałem

Też miałem odejść i zniknąć z jej świata na zawsze, ale w moim sercu coś drgnęło. Czyżby… chciała mi coś powiedzieć między wierszami? Czyżby nadal trzymała dla mnie miejsce w swoim planie, w swoim sercu? Nie mogłem tego tak zostawić. Musiałem się dowiedzieć, co dokładnie miała na myśli.

Wbiegłem do budynku, kolejny raz oddając teczkę do zeskanowania, na co straciłem bezcenne sekundy. Ochroniarz wskazał mi kierunek, w którym udała się Klara. Kiedy dobiegłem do właściwej sali, drzwi już się za nią zamykały. No nic. Usiadłem na ławce i czekałem. Minuty ciągnęły się jak guma. Wydawało mi się, że siedzę tak pół roku. Gdy w końcu drzwi się otworzyły i Klara wyszła na korytarz…

– Zostaniesz moją żoną?

Było tam dwóch adwokatów, pozwany, powód, a ja, po wielu miesiącach od naszego rozstania spytałem, czy za mnie wyjdzie. Kretyn. Albo geniusz. Wszyscy patrzyli to na mnie, to na Klarę, i czekali na rozwój sytuacji.

– A wyrok rozwodowy już ci się uprawomocnił? – spytała.

– Uprawomocni się za trzy tygodnie.

To spytaj za trzy tygodnie – rzuciła i ruszyła korytarzem.

Po zrobieniu kilku kroków zatrzymała się, obejrzała za siebie. Zawróciła i pocałowała mnie lekko. W tamtej chwili mogłem myśleć tylko o jednym. Chryste, jak ja tęskniłem za jej pocałunkami!

– Wcześniej możesz zaprosić mnie na kawę – powiedziała z uśmiechem.

Nie pobraliśmy się w ekspresowym tempie. Tym razem nie chciałem niczego przyspieszać. Ale bardzo szybko znów razem zamieszkaliśmy. Klarze nie przeszkadzało, że mam dziecko z poprzedniego związku. Wręcz przeciwnie, pokochała Kornelkę, a mała wprost ją uwielbiała.

To był cud. Prawdziwy cud, że Klara dała mi drugą szansę. Może nie zasługiwałem, ale dostałem prawdziwy prezent od losu – jeszcze jedną okazję, by zachować się jak mężczyzna. Nie słuchałem już niczyich rad. Nieważne, rodziców, przyjaciół, współpracowników. Byłem dorosły i sam podejmowałem decyzje, bo to ja będę ponosił ich konsekwencje. Dyskutować na temat ostatecznych wyborów mogłem jedynie z Klarą.

Nieważne, że moja druga żona nie jest spontaniczna, a wielu ludziom może wydawać się czasami nudna. Dla mnie jest idealna. Wiem, czego mogę się po niej spodziewać, wiem, że jeśli coś sobie obiecamy, to tak właśnie będzie. Wiem, że ją kocham. A ona kocha mnie. Stałą, nudną miłością, która nigdy mi się nie znudzi. 

Czytaj także:
„Miałem ukochaną za nieśmiałą cnotkę, a okazała się puszczalską lafiryndą. Mój świat runął, gdy przejrzałem jej komórkę”
„Gdy tatę odwiedziła kuzynka z Ameryki, polubiłam ją. Byłam w szoku, gdy wyszło, że nie jest osobą, za którą się podaje”
„Gdy nieznajomy w pociągu zaczął pieścić moje ciało, zapomniałam, że mam męża. Tę podróż oboje pamiętamy do dziś...”

Redakcja poleca

REKLAMA