Nie spotkałam drugiego mężczyzny tak mocno trzymającego się zasad. Uczciwy do bólu, prawdomówny i prostolinijny. Mój Kacper. A właściwie to już od dawna nie mój, choć przeżyliśmy razem kawał życia. Nie widziałam go kilka lat, byłam ciekawa, jak teraz wygląda. Kiedy stanął w drzwiach kawiarni, serce zabiło mi mocniej – poczułam się jak na pierwszej randce. Przyszedł! Teraz już wiedziałam, że to ten właściwy, ale musiałam to sprawdzić, pozbyć się wątpliwości. Odchodząc, bardzo go zraniłam. Czy mi wybaczy?
Byliśmy jedną z licealnych par, mimo młodego wieku, stabilnie osadzeni w bezpiecznym związku. Wszyscy wokół nas przeżywali wzloty i upadki. Zakochiwali się, bywali porzucani, opłakiwali utraconą miłość, która miała być na wieki, a była jak letnia burza – tyleż intensywna, co krótka. Nagle się zaczynała i nagle kończyła. Na naszych oczach rozgrywał się szalony taniec, z którego sami się wykluczyliśmy. Na szczęście, jak wtedy myślałam, całe to zamieszanie nas nie dotyczyło, bo byliśmy szczęśliwie zakochani. Teraz i na wieki. Miłość Kacpra nie była tylko tandetną jednorazówką, mogłam być jej pewna. A moja?
Widmo maturalnego balu spędzało dziewczynom sen z powiek. Nie wszystkie moje koleżanki miały stałych chłopaków, rozpoczęło się polowanie na partnerów, bo przecież należało z kimś przyjść.
Obserwowałam to szaleństwo z odrobiną współczucia. Byłam szczęśliwa, że nie dotyczą mnie uczuciowe dylematy, a jedyne, o co powinnam zadbać, to kupno eleganckiego garnituru dla Kacpra. Chłopak miał wiele zalet, ale dbałość o wizerunek zdecydowanie do nich nie należała. Miałam dziewiętnaście lat, a zachowywałam się jak żona z długoletnim stażem. To musiało się zemścić.
Podarował mi odpustowy pierścionek
Po maturze pojechaliśmy nad morze. Planowaliśmy tę wyprawę od dawna, ciułając pieniądze i omawiając z paczką znajomych szczegóły włóczęgi po plażach. Chcieliśmy wszystko zobaczyć, zabawić się i poczuć, że wreszcie jesteśmy dorośli. Dotarliśmy do Łeby, rozbiliśmy namioty na polu kempingowym i zaczęły się kłótnie.
Nie tak wyobrażałam sobie pierwsze samodzielne wakacje, zamiast oglądać na plaży romantyczne zachody słońca, patrzyłam na wiecznie podchmielonych lub pijanych w sztok kolesi. Chłopaki zupełnie powariowali, poczuli swobodę i poszli w tango. Jak dla mnie, przegięli. Raz, drugi – to było nawet zabawne, ale codziennie? Miałam tego dość.
Na szczęście Kacprowi nie zależało na biciu rekordów w piciu napojów wyskokowych, więc zwinęliśmy namiot i daliśmy nogę przed siebie, gdzie oczy poniosą, bez jakiegokolwiek planu. To dopiero było coś! W dodatku trafiliśmy na idealną pogodę.
– Zejdź ze słońca, spieczesz się na skwarkę – zamruczał Kacper, zanurzając twarz w moich włosach. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zielonkawe tęczówki chłopaka, w których była czysta miłość. Tego lata sporo czasu spędziliśmy w namiocie, nie mogąc się sobą nacieszyć.
Wreszcie doczekałam się filmowych zachodów słońca. Każdy wieczór wyglądał podobnie, siedzieliśmy na plaży przytuleni, a czerwona kula pogrążała się majestatycznie w morskich falach. Przydługie włosy Kacpra delikatnie rozwiewał wiatr od morza, sól osiadała na wargach. Tak smakowało szczęście. Czego mogłam chcieć więcej?
Każda bajka musi się kiedyś skończyć. I nasza nie trwała długo. Skończyły się pieniądze, musieliśmy wracać. Niechętnie o tym myślałam, powrót oznaczał rozstanie, o ile oczywiście zostałam przyjęta na studia. Kacper nie wybierał się do Poznania, zostawał w naszym mieście. Zapisał się do szkoły pomaturalnej i miał zamiar prowadzić wspólnie z ojcem rodzinny warsztat samochodowy. Jego droga była wytyczona już od dawna, moja była jedną wielką niewiadomą i to mnie przerażało, ale i nęciło. Co czeka za zakrętem?
– Ja i tylko ja, nie zapominaj o tym – śmiał się Kacper. – Poczekam na ciebie, ile będzie trzeba. Mam nadzieję że niedługo. Mężatkom też wolno studiować, nie wiedziałaś o tym? – droczył się ze mną.
– Nawet gdybym chciała, nie uda mi się o tobie zapomnieć – nie pozostawałam mu dłużna, obracając na palcu metalowy pierścionek z ogromnym szklanym oczkiem. Kacper wyciągnął go z automatu ustawionego przy nadmorskiej promenadzie. Po wrzuceniu złotówki, przekręcało się dźwignię i z otworu wylatywała „niespodzianka” w postaci odpustowej biżuterii. Takim właśnie pierścionkiem zaręczyliśmy się tego pamiętnego lata.
– Jak zacznę zarabiać, pójdziemy do jubilera i wybierzesz sobie prawdziwy – obiecał Kacper, widząc, że nie zdejmuję świecidełka.
– Ten jest przecież prawdziwy – odpowiedziałam, bo jaki inny pierścionek mógłby się równać z tym, który nosiłam? Dany mi był z miłości, bez zastanawiania i korowodów z granitową pewnością, wynikającą z prawdziwego uczucia.
Po powrocie z wakacji zauważyłam, że mój drogocenny pierścionek zaczyna się rozlatywać. Metalowe uchwyty podtrzymujące oczko poluzowały się, a srebrny kolor pokrywający obrączkę wyblakł, ukazując miedziany drut. Kupiłam wyściełane aksamitem pudełeczko, przeznaczone do przechowywania biżuterii i położyłam pierścionek na miękkiej wyściółce, obiecując sobie, że sprawdzę, jak można go naprawić. Kacper podśmiewał się z mojego przywiązania do świecidełka, ale co on tam wiedział. Dla mnie ten pierścionek znaczył o wiele więcej, był świadkiem najszczęśliwszych chwil w moim życiu i obietnicą, że będą one trwały wiecznie.
A potem musiałam wyjechać do Poznania, załatwić pokój w akademiku, bo przyjęto mnie na studia. Nie zamierzałam rozstawać się z pierścionkiem, ale w ferworze pakowania zupełnie o nim zapomniałam.
Nie mam pojęcia, jak to się stało...
– Nie płacz, przywiozę ci go – tulił mnie Kacper, podczas gdy wycierałam łzy w jego sweter. Płakałam nie tylko z powodu świecidełka, ale tego, co symbolizowało, a z czym musiałam się na kilka lat pożegnać.
– Będę przyjeżdżał i zabierał cię na weekendy do domu – obiecał Kacper. – Wcale się nie rozstajemy, to tylko drobna niedogodność.
– Pięć dni jakoś wytrzymam w Poznaniu, dwa spędzę w domu. Jakoś dam radę – pocieszałam się w duchu.
Mimo to czułam się niepewnie, długo nie mogłam się zaaklimatyzować. Brakowało mi Kacpra, z którym dotąd spędzałam każdą wolną chwilę, rodzinnego domu i znajomych. Miasto było zimne, obce, ludzie wciąż pędzili, potrącali mnie i nikogo nie obchodziło, co się ze mną dzieje. O mało nie oszalałam z tęsknoty za przyjaciółmi i oczywiście ukochanym.
Wszystko się zmieniło za sprawą pewnego wypadu.
– Idziesz z nami do klubu? – spytała niezobowiązująco Zosia, moja współlokatorka. Ona nie miała kłopotów z podłapaniem wielkomiejskiego stylu. Co wieczór gdzieś pędziła, ale pierwszy raz zaproponowała mi wspólne wyjście.
– Czy ja wiem? Chyba muszę poczekać na Kacpra, obiecał, że przyjedzie.
– Jak chcesz – Zosia wzruszyła ramionami. Poczułam, że wymyka mi się jedyna okazja zintegrowania ze studentami. Chciałam być częścią tej społeczności, a nie outsiderem.
– Dobra, idę – zdecydowałam się w mgnieniu oka.
– Spokojnie, nie tak bojowo, to tylko impreza w klubie, nic wielkiego – zaśmiała się Zosia.
Napisałam Kacprowi, gdzie powinien mnie szukać i z determinacją zrodzoną z niepewności wyruszyłam na podbój Poznania.
Zła decyzja potrafi zdecydować o naszym losie lub przynajmniej nieźle w życiu namieszać. Gdybym wtedy została w akademiku, nie poznałabym Adama i wszystko byłoby dobrze. Niestety, wybrałam się do klubu i spotkałam przystojniaka, słonecznego chłopca, króla życia, otoczonego wianuszkiem dziewczyn. Dzisiaj myślę, że najbardziej rozrywany na roku facet nigdy nie zawiesiłby na mnie oka, gdyby nie opinia wiernej narzeczonej. Mało która studentka posiadała sprecyzowane plany na przyszłość, a już na pewno żadna nie miała oficjalnego narzeczonego. Nic dziwnego, że Adam natychmiast zwrócił na mnie uwagę.
Tak, mogłam pozostać niewzruszona, nie zamierzam się tłumaczyć. Ale szalenie mi zaimponowało, że światowy, przystojny i luzacki chłopak odrzucił dla mnie oblegające go dziewczyny. Jeszcze wczoraj nie potrafiłam swobodnie przejść korytarzem na uniwerku, przerażały mnie tłumy nieznanych ludzi, gubiłam się w plątaninie korytarzy, ulic i tramwajowych linii, a tu nagle stałam się obiektem zainteresowania gwiazdy wydziału. Poczułam przypływ pewności siebie, sytuacja była mi znana, tylko że miejsce Kacpra zajął Adam. Tamtego wieczora straciłam głowę i zapomniałam o ukochanym, który czekał na mnie w akademiku.
To nie tak miało być
Kacper oczywiście nie ucieszył się na widok Adama, który uparł się, żeby mnie odprowadzić. Panowie stanęli naprzeciwko siebie i zmierzyli się wzrokiem. Powinnam pożegnać Adama i porozmawiać z narzeczonym, ale kompletnie nie wiedziałam, co zrobić. Kacper odczytał moje milczenie jednoznacznie. Uniósł się honorem. Powiedział, że nie będzie przeszkadzał i wyszedł. Pierwszy raz zareagował gniewem, obraził się, nie wiedziałam, jak to odkręcić.
– Chyba za nim nie pobiegniesz? – spytał drwiąco Adam.
To właśnie zamierzałam zrobić, ale po jego uwadze zrezygnowałam. To było głupie, teraz już wiem. W ten sposób na kilka lat odcięłam się od Kacpra i związałam z Adamem. Nie mam pojęcia, jak to się stało, to był przypadkowy splot okoliczności.
Z początku raz ja, raz Kacper próbowaliśmy wyjaśnić nieporozumienie, ale zawsze trafialiśmy na mur niechęci drugiej strony. Trwała tragiczna komedia omyłek, nie mogliśmy się dogadać. Szczenięca miłość nie może wiecznie trwać – myślałam z bólem, starając się sprostać nowym wymogom. Bo związek z Adamem nie był łatwy. Kilka razy zrywaliśmy i znów się schodziliśmy, miałam w głowie mętlik. To nie były czyste wody, po których żeglowaliśmy z Kacprem, tylko zdradziecka burza na otwartym morzu.
Byłam psychicznie zmaltretowana i zdezorientowana, a przede wszystkim zawiedziona. Nie tak miało być. Odruchowo pomyślałam o Kacprze, nikt mnie nie umiał pocieszyć tak jak on. Jego ramię wielokrotnie służyło mi za oparcie, ale to było w czasach gdy łączyło nas uczucie. Czy teraz chciałby mnie widzieć? Bardzo w to wątpiłam. Słyszałam, że ma dziewczynę i zamierza się żenić. Daty ślubu jeszcze nie ogłoszono, ale zakładałam, że nastąpi to już niedługo. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam niespokojna. Nie umiałam oddać go z obojętnym uśmiechem innej kobiecie. Musiałam zobaczyć go ostatni raz i upewnić się, że jest szczęśliwy, tak jak na to zasługiwał.
Pojechałam do naszego miasteczka i doszłam do wniosku, że muszę z Kacprem koniecznie porozmawiać.
– Nie ma go w domu. O tej porze powinien być w warsztacie. Siadaj, zaraz go zawołam – matka Kacpra wcale się nie zdziwiła na mój widok.
Stanęłam na środku pokoju onieśmielona. Co ja mu właściwie powiem? Po co tu w ogóle przyszłam? Przecież Kacper będzie miał rację, jeśli mnie wyprosi. Trzasnęły drzwi, ktoś wszedł do domu. Spięłam się jeszcze bardziej.
– Nie znalazłam go. Nie mam pojęcia, gdzie się podział – poinformowała mnie matka Kacpra. – Musiał wyjść tylnymi drzwiami. To dziwne, bo ma mnóstwo pracy. Na pewno zaraz wróci, poczekasz? Zrobię herbatę.
Dlaczego do mnie przyszłaś?
Wymówiłam się i szybko uciekłam. Nie miałam wątpliwości, że Kacper zobaczył mnie w furtce i zwiał, żeby uniknąć kłopotliwego spotkania. No to miałam swoją odpowiedź. Trudno o bardziej zrozumiałą wskazówkę – miałam się nie narzucać.
Po nieprzespanej nocy zrozumiałam, że nie mogę tak łatwo zrezygnować. Potrzebuję tylko jednego spotkania, szczerej przyjacielskiej rozmowy. To chyba nie tak wiele? Wmawiałam sobie, że muszę zamknąć ten rozdział i upewnić się, że Kacper ułożył sobie życie i nie ma już do mnie żalu.
Wysłałam mu sms-a: „O siedemnastej będę czekała w kawiarni”. Nie spodziewałam się odpowiedzi, toteż drgnęłam zaskoczona, słysząc sygnał przychodzącej wiadomości. Odpisał krótko: „Będę”. Siedziałam naprzeciwko Kacpra, starając się na niego nie patrzeć. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, a teraz kiedy przyszedł, nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
– Przepraszam cię. Za wszystko – wybąkałam w końcu.
Nadal nic nie mówił, czułam na sobie jego uważne spojrzenie.
– To było naprawdę coś ważnego, nigdy tego nie zapomnę. Nasza miłość. Dopiero teraz wiem, jak była ważna, przedtem jej nie doceniałam. Chciałam, żebyś o tym wiedział.
– Powiedz, dlaczego przyszłaś do mnie akurat teraz?
Wreszcie usłyszałam, co do mnie mówi. Tylko to go interesowało? Ale czego mogłam się spodziewać po tylu latach od zerwania?
– Żeby wszystko wyjaśnić. Nie, przepraszam, nie wiem dlaczego. Po prostu musiałam. Żenisz się, prawda? Wiedz, że życzę ci szczęścia.
– Chyba nigdy cię nie zrozumiem – Kacper nerwowym gestem przeciągnął ręką po włosach. – Jednak spróbuję jeszcze raz. Pamiętasz pierścionek znad morza?
– Mam go do tej pory.
– Obiecałem, że kupię ci prawdziwy i dotrzymałem słowa. Tylko że zrobiłem to za późno, nie miałem już go komu dać. Chcesz zobaczyć?
Wyjął pudełeczko i otworzył.
– Piękny – szepnęłam.
– Być może będę tego żałował, ale jeżeli nadal go chcesz, to może być twój. Oczywiście w pakiecie ze mną. Co ty na to, Asiu?
Zgodziłam się najszybciej jak umiałam. Bałam się, że się rozmyśli.
Czytaj także:
„Porzuciłam miłość życia, bo uwierzyłam w zdradę, lecz wciąż myślałam, czy słusznie. Odpowiedź poznałam po latach”
„Ojciec zmusił mamę do ślubu szantażem. Porzuciła miłość swojego życia i cierpiała w milczeniu, by ratować mojego dziadka”
„Porzuciłem miłość życia, by związać się z lekkomyślną kochanką. Efekt? Zostałem samotnym ojcem ze złamanym sercem...”