„Poprosiłam bratanka o zajęcie się domem na czas wyjazdu. Nie spodziewałam się tego, jak potraktują go moi sąsiedzi”

emerytka fot. iStock by Getty Images, tirc83
„Kiedyś, za czasów dawnych sąsiadów, było tu zupełnie inaczej. Ludzie byli ze sobą blisko, pomagali sobie nawzajem. Często się widywaliśmy, organizowaliśmy wspólne zabawy… A teraz? Same zimne stosunki i brak zainteresowania drugim człowiekiem”.
/ 09.11.2024 13:15
emerytka fot. iStock by Getty Images, tirc83

Byłam przeszczęśliwa kiedy dowiedziałam się o przyznaniu mi miejsca w sanatorium. Minęło sporo czasu odkąd złożyłam wniosek i prawie przestałam wierzyć, że się uda, ale nareszcie się doczekałam!

Czekałam na ten wyjazd

Po dopełnieniu wszystkich formalności zabrałam się za znalezienie opiekuna dla mojego kochanego Filusia. Potrzebowałam kogoś, kto podczas mojej nieobecności zadba o podstawowe potrzeby zwierzaka – dosypie karmy, dostarczy świeżej wody, posprząta kuwetę i znajdzie chwilę na zabawę z nim.

Wybór padł na Jacka, który jest synem mojego brata. Choć jego wygląd może niektórych odstraszać – preferuje ciemne ciuchy, ma wytatuowane ciało i ogoloną głowę – to w rzeczywistości jest wyjątkowo wrażliwą i dobrą osobą. Zawsze mogłam na niego liczyć gdy prosiłam o pomoc. Nie inaczej stało się tym razem. Obiecał, że będzie przychodził do kota każdego dnia w późnych godzinach wieczornych.

– Niestety, nie dam rady wpaść wcześniej ani częściej. Sama wiesz, ciociu, jak dużo mam teraz na głowie – wyjaśniał.

– Daj spokój, to naprawdę wystarczy. Dobrze, że Filuś nie jest kotem, który ciągle potrzebuje towarzystwa. Jasne, cieszy się, kiedy ktoś jest w mieszkaniu, ale potrafi też być sam. Najważniejsze to dopilnować, żeby miał co jeść – odpowiedziałam z uśmiechem.

– No to wszystko jest już załatwione. Trzeba tylko, żeby ciocia uprzedziła sąsiadów o moich wizytach. Nie chciałbym, żeby ktoś wziął mnie za złodzieja – powiedział.

Zdziwiłam się

– A po co informować sąsiadów? Oni w ogóle nie zwracają na mnie uwagi. Nawet nie spostrzegą mojej nieobecności.

– Serio?

– No tak, wszystko się zmieniło. Kiedyś, za czasów dawnych sąsiadów, było tu zupełnie inaczej. Ludzie byli ze sobą blisko, pomagali sobie nawzajem. Często się widywaliśmy, organizowaliśmy wspólne zabawy… A teraz? Same zimne stosunki i brak zainteresowania drugim człowiekiem. Zwłaszcza takimi osobami jak ja, starszymi i samotnymi. Nawet gdybyś przyszedł w środku nocy, narobił rabanu i zaczął przenosić meble, nikogo by to nie obeszło – powiedziałam ze smutkiem.

Wsiadając do pociągu parę dni później ani przez moment nie pomyślałam, że coś może pójść nie po mojej myśli. Od razu po przyjeździe do sanatorium rozpoczęłam intensywną terapię. Już od wczesnych godzin kolejnego dnia czekały na mnie pierwsze zabiegi i sesje ćwiczeń. Byłam tak zmęczona i wszystko mnie bolało, że musiałam się położyć zaraz po kolacji.

Koleżanka z pokoju namawiała mnie na zabawę integracyjną, ale mimo że uwielbiałam tańczyć i spakowałam nawet ładną sukienkę, zdecydowanie odmówiłam. Otuliłam się kocykiem, ułożyłam wygodnie na poduszce i momentalnie odpłynęłam w sen.

Wystraszył mnie

Dźwięk dzwoniącego telefonu gwałtownie przerwał mój sen. Ledwo uchyliłam powieki, by spojrzeć na wyświetlacz, ale gdy zobaczyłam, kto dzwonił, momentalnie się rozbudziłam. Na ekranie widniało kilka połączeń – wszystkie od mojego bratanka Jacka. Wiedziałam, że coś musi być nie tak, bo on nigdy nie wydzwaniał do mnie bez ważnego powodu, szczególnie o tak późnej porze. Zdenerwowana, natychmiast do niego oddzwoniłam. Odebrał w sekundę.

– No wreszcie się dodzwoniłem… Policjanci już się niecierpliwili. Jeszcze moment i wylądowałbym skuty w ich samochodzie – w jego słowach słyszałam wyraźną ulgę.

– Zaraz, o czym ty mówisz?! – kompletnie nie ogarniałam sytuacji. – Policjanci? Rany boskie! Co się stało? Wpakowałeś się w tarapaty? Zaliczyłeś jakąś kraksę?

– Spokojnie, nic poważnego. Po prostu pilnuję Filusia.

– Gdzie ty jesteś?

– Siedzę w mieszkaniu cioci, tak jak się umówiliśmy. W momencie, gdy nalewałem Filusiowi świeżą wodę i sypałem karmę, ktoś zaczął walić do drzwi i wołać: „Otwierać, policja!”. No to poszedłem otworzyć i na wszelki wypadek od razu się położyłem na ziemi, bo skąd miałem wiedzieć, co się dzieje. Ciocia musi im wytłumaczyć, że jestem tu legalnie i niczego nie ukradłem, bo inaczej zabiorą mnie na komisariat do wyjaśnień. A że nie wziąłem ze sobą dowodu, to może się to przeciągnąć – powiedział z przejęciem.

Narobiłam zamieszania

Szczegółowo opowiedziałam funkcjonariuszowi o całej sytuacji. Spokojnie rozmawialiśmy przez jakieś piętnaście minut, a ja starałam się dokładnie odpowiedzieć na wszystkie jego pytania. Kiedy w końcu sprawa została wyjaśniona, poprosiłam policjanta o oddanie komórki Jackowi.

– Strasznie mi głupio z tego powodu, Jacku. Zmarnowałeś na to swój czas i jeszcze musiałeś przez to wszystko przejść… Mam nadzieję, że taka sytuacja już się więcej nie zdarzy – zaczęłam tłumaczyć się skruszona.

– Daj spokój, ciociu – nie dał mi dokończyć. – Grunt, że wszystko dobrze się skończyło. O kolejne dni się nie bój. Gdy to się wydarzyło, cały korytarz był pełen sąsiadów. Obserwowali, nasłuchiwali i dopytywali o szczegóły. Myślę, że teraz już doskonale wiedzą, że jestem twoim krewnym i po co tu przychodzę. Więc na pewno nie będą więcej wzywać policji – odparł.

– To na pewno oni wezwali policję?

– A kto inny mógłby to być? Przecież nie jakiś przypadkowy człowiek z ulicy.
– No nie, to niemożliwe… Przecież z dołu nie da się zobaczyć, co się dzieje na klatce.
– A pamięta ciocia jak mówiłem, żeby uprzedzić sąsiadów o tym, że mogę wpaść? Ale ciocia się upierała, że to bez sensu, bo nikt na ciebie nie zwraca uwagi i wszystkim jest ciocia obojętna. Za mało ciocia wierzy w innych. Fakt, że teraz ludzie nie są tak otwarci jak kiedyś, ale jestem przekonany, że w kryzysowych sytuacjach większość potrafi się zachować jak trzeba – stwierdził z pewnością w głosie.

Chciałam ich poznać

Kiedy już wróciłam i złapałam oddech po przyjeździe, zdecydowałam się odwiedzić parę mieszkającą po drugiej stronie korytarza. Liczyłam, że może akurat przyglądali się temu, co działo się na klatce i uda mi się wyciągnąć od nich jakieś informacje. Otworzyła mi pani domu.

– Dzień dobry… Właściwie to sama miałam do pani zajrzeć. Zapraszam do środka – przywitała mnie sąsiadka.

– Naprawdę? W jakiej sprawie? – Spytałam, gdy już zajęłam miejsce w pokoju.

– Chcieliśmy razem z mężem wszystko wytłumaczyć i przeprosić za nasze zachowanie.
– Ale ja nie widzę powodu do przeprosin – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.

– Mam na myśli wizytę policji u pani jakieś trzy tygodnie temu. Na samo wspomnienie robi mi się głupio. Pewnie jest pani na nas wściekła, że…

– To państwo powiadomili policję?

– Zgadza się. Razem z mężem zobaczyliśmy przez okno, jak wychodzi pani z wielkim bagażem. Wydawało nam się, że wyjeżdża pani na dłużej. A dzień później pojawił się ten podejrzanie wyglądający młodzieniec. Wchodził do mieszkania bardzo późno, jakby się czaił. Skąd mogliśmy wiedzieć, że to pani siostrzeniec? W dzisiejszych czasach tyle słyszy się o rabunkach i włamywaczach. Mąż bez większego namysłu wykonał telefon. Przepraszamy raz jeszcze. Działaliśmy w dobrej wierze, ale niestety, narobiliśmy zamieszania w całej okolicy.

Obiecałam się odwdzięczyć

– Proszę nie przepraszać – weszłam jej w słowo. – W ogóle nie mam pretensji. Wręcz odwrotnie, jestem państwu ogromnie zobowiązana. Doceniam, że tak zareagowaliście i wzięliście sprawy na poważnie. Nawet przez myśl mi nie przeszło… w końcu prawie się nie znamy.

– No tak, rzeczywiście. Jakoś nie było dotąd sposobności do poznania się. Choć nigdy nie jest na to za późno. Kiedy któryś z sąsiadów potrzebuje pomocy, trzeba działać. Nieważne, czy to ktoś znajomy, czy nie. Nie sądzi pani? – Spojrzała mi prosto w oczy.

– Może być pani spokojna. Kiedy państwo będą na wyjeździe, dopilnuję wszystkiego z największą starannością. Żaden złodziej nie ma szans się tu dostać, nawet najmniejszy szkodnik się nie prześlizgnie. Jedyne, o co proszę, to żebyście wcześniej dali mi znać o swoich planach urlopowych. Nie chciałabym, żeby znowu wyszła taka afera jak ostatnio, gdy to przeze mnie cały blok stanął na nogi – powiedziałam ze śmiechem.

Muszę przyznać, że spostrzeżenie mojego bratanka było naprawdę trafne. Choć współcześnie ludzie mogą wydawać się bardziej zamknięci na relacje z innymi niż kiedyś, to jednak w trudnych momentach potrafią wyciągnąć pomocną dłoń. Tak przynajmniej zachowują się osoby, które znam z mojego najbliższego kręgu.

Helena, 63 lata

Czytaj także:
„Mój szef to kawał drania. Ale podczas firmowej imprezy spadła mu maska chojraka”
„Chłopak na urodziny podarował mi środkowy palec. Nie płakałam zbyt długo, bo słone łzy ocierał mi kochanek z pociągu”
„Żona nie wie, że kłamię jak najęty, a moje nadgodziny mają długie nogi, którym nie mogę się oprzeć”

Redakcja poleca

REKLAMA