„Córka z rodziną traktuje mój dom jak hotel, a mnie jak gosposię. Żałuję, że zgodziłam się przygarnąć ich pod swój dach”

Kobieta, która żałuje, że pomogła córce fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Uwierzyłam w zapewnienia Edyty, że to sytuacja przejściowa. Obiecanki, cacanki! Z miesiąca zrobiło się pół roku mordęgi z dwoma rozwydrzonymi wnukami, leniwym zięciem i złośliwą córka. Każdego dnia plułam sobie w brodę, że się na to zgodziłam”.
/ 10.12.2021 05:48
Kobieta, która żałuje, że pomogła córce fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Skutki pandemii dotykały wszystkich, w tym także i naszą rodzinę – dzięki Bogu, nie chorobą. Bankructwo firmy mojego zięcia spowodowało natychmiast kłopoty finansowe dla całej jego rodziny. Ani zięć, ani córka nie należeli do osób zapobiegliwych, takich, co w czasach dobrej passy odkładają pieniądze na przyszłość. Oszczędności więc nie było. I nie było czym podeprzeć upadających dwóch lokali gastronomicznych. Zapadła decyzja, że młodzi sprzedadzą swój duży dom, a na to miejsce kupią sobie mieszkanie. Pozostałe po tej transakcji pieniądze miały wspomóc firmę, aby mogła przetrwać.

– Nie lepiej sprzedać jeden lokal? – zapytałam drżącym ze zdenerwowania głosem.

– Grzesiek uważa, że jeszcze się odbijemy, a jak sprzeda lokal, odkupić będzie trudno – wyjaśniła mi córka.

Nie ukrywam, że byłam przerażona, ale cóż, nie mój dom, nie moje pieniądze i nie moja decyzja. Szybko okazało się jednak, że decyzja nie moja, ale jej skutki miałam ponieść w pewnym stopniu również ja.

– Mamusiu, co ty byś powiedziała na to, gdybyśmy się do ciebie na troszkę wprowadzili? – zapytała pewnego dnia moja córka, a ja zamarłam, słysząc te słowa.

– Ale córciu – zaczęłam.

Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć, jak się nie zgodzić, w jaki sposób uniknąć sytuacji, która jawiła mi się jako wręcz domowy Armagedon.

– Mamunia, zgódź się, bardzo cię proszę. Na krótko. Najwyżej na miesiąc – jęczała Edyta.

– A co po miesiącu? – zapytałam niepewnie.

– Kupimy sobie mieszkanie. Tylko sama wiesz, że to nie dzieje się tak szybko, a kupca na dom mamy już teraz. No i kasa nam potrzebna, właściwie na wczoraj. Proszę cię, pomóż.

Ona nie wyrzuci swoich mebli, ale moje chętnie

No i co miałam zrobić? Odmówić własnemu dziecku? Zgodziłam się, chociaż czułam, że nie powinnam.
Moja starsza córka skrytykowała pomysł, zanim jeszcze zdążyłam go jej w całości przedstawić.

– Nie zgadzaj się na to, mamo – przerwała mi w połowie.

– No, właściwie to już się zgodziłam – westchnęłam.

– To powiedz, że zmieniłaś zdanie.

– Daj spokój, Alu, nie mogę tak zrobić. Gdzie niby oni mają się podziać?

– Nie wiem. Może niech sobie coś wynajmą. Pomysł ze sprzedażą domu jest zły, ale nie będę się wtrącać. A jak się wprowadzą do ciebie wszyscy… – zawiesiła głos, zamilkła na chwilę. – Mamo, obie przecież wiemy, jaka jest Edyta. Nie chcę być złym prorokiem, ale jesteś pewna, że dasz radę?

Bałam się. W głębi duszy czułam, że Alicja może mieć rację. Jednak nie zmieniłam zdania, nie potrafiłam odmówić młodszej córce. Trudno, niech się wprowadzą, będzie, co ma być – pomyślałam.

Edyta z Grześkiem szybko i sprawnie załatwili sprzedaż domu i przeprowadzkę do mojego mieszkania. A mnie już w trakcie tej przeprowadzki dreszcze chodziły po plecach. Moje mieszkanie jest duże, właściwie to nawet za duże jak dla mnie samej, ale o wiele za małe dla czteroosobowej rodziny i dla mnie. Córka z zięciem przywieźli transportowym samochodem mnóstwo swoich rzeczy.

– Edyta – jęknęłam – przecież to wszystko się nie zmieści.

– Musi, mamo. Gdzieś upchniemy.

– Ale, kochanie, przecież moje mieszkanie jest w pełni umeblowane. I nie jest z gumy. Nie ma gdzie wstawiać tych mebli…

– Mamo, nie mogę tego wyrzucić, to są nowe i drogie rzeczy. A niektóre meble z twojego mieszkania są po prostu stare i można się ich pozbyć.

– O, nie! – zaprotestowałam gwałtownie. – Powyrzucacie moje meble, a potem się wyprowadzicie i zostawicie mnie w pustym mieszkaniu. Na to się nie zgadzam.

– Może wreszcie kupisz sobie nowe.

– Nie – uparłam się.

Nie chciałam się pozbywać rzeczy. Może i były stare, ale moje. Niektóre kupowaliśmy jeszcze razem z mężem, chciałam je po prostu mieć. Edyta nawet nie starając się ukryć niezadowolenia, wprowadzała się do mojego mieszkania. Miało trzy pokoje. Wcale niełatwo było w nich pomieścić dwoje nastoletnich dzieci Edyty, różnej płci, babcię, czyli mnie  no i Edytę z mężem. Część mebli córka upchnęła w piwnicy, część na siłę wstawiła do mieszkania, które nagle straciło całą dotychczasową przestronność. Dla mnie znalazło się miejsce w najmniejszym pokoju, gdzie urządzono mi sypialnię, właściwie bez pytania mnie o zgodę.

No, bo co tam babcia ma do gadania. W mojej dotychczasowej sypialni powstał pokój dla Marty i Janka.
Oboje bardzo kręcili nosami, szczególnie Marta, która uważała się za prawie dorosłą i twierdziła, że potrzebuje własnego kąta.

– Babcia mogłaby zamieszkać z Jankiem, a ja zajęłabym pokoik – stwierdziła, a mnie znowu dreszcz przeszedł po krzyżu. Dobrze, że Edyta natychmiast odrzuciła tę propozycję.

– Nic z tego. To jest babci mieszkanie i babcia musi mieć swój pokój.

– A ja to niby nie muszę? – rozzłościła się moja wnuczka.

– Trudno, przez jakiś czas musisz wytrzymać w jednym pokoju z bratem – usłyszała natychmiast.

Powiedziałam, że swojego pokoju Marcie nie oddam

Kłótnia między matką a córką rozgorzała natychmiast i z minuty na minutę przybierała na sile. Marta za wszelką cenę usiłowała przekonać rodzicielkę do swojej racji, a Edyta nie odpuszczała.

– Widzi babcia – jęknął Janek – one tak zawsze, nic, tylko się kłócą. Normalnie nie można z nimi wytrzymać.

– A ty się nie wtrącaj, mały! – warknęła Marta. – Myślałby kto, że taki znowu święty się znalazł.

W obawie przed tym, że Edyta zgodzi się dla świętego spokoju na pomysł córki, wtrąciłam się ja, broniąc swojego małego terytorium.

– Nie oddam ci swojego pokoju, Marta – oznajmiłam, starając się zachować spokój. – Nie masz więc o co kłócić się z mamą.

Wnuczka popatrzyła na mnie jak na największego wroga i wyszła, trzaskając drzwiami.

– Nie trzaskaj drzwiami! – wrzasnęła za nią matka.

– Bo szyba w nich pęknie – dodałam odruchowo o wiele ciszej.

– Widzi babcia – jęknął po raz kolejny mój wnuk. – Z nimi naprawdę można oszaleć.

Już po kilku dniach doszłam do wniosku, że wnuk miał całkowitą rację. Z rodziną mojej najmłodszej córki czekało mnie, jeśli nie szaleństwo, to w najlepszym razie potężne załamanie nerwowe. Dobrze, że to tylko na miesiąc – powtarzałam sobie w duchu. – Jakoś wytrzymam. Muszę. Okazało się jednak, że miesiąc spokojnie, a raczej w naszym mieszkaniu, bardzo niespokojnie, upłynął, a Edyta z rodziną nie szykowała się do wyprowadzki.

Pandemia trwała nadal, dzieci uczyły się w domu, Grzesiek, jako że oba jego lokale zamknięte czekały na lepsze czasy, godzinami leżał przed telewizorem i oglądał programy sportowe albo jeszcze gorzej, słuchał rozmów naszych wszystkowiedzących polityków. Tylko Edyta chodziła do pracy. I dzięki Bogu, bo gdyby jeszcze ona pracowała zdalnie, to nie mam pojęcia, gdzie miałaby to robić. Ja spędzałam większość czasu w swoim malutkim pokoju lub w kuchni, przygotowując obiady dla całej rodziny.

Zięć wrócił do pracy, ale jego miejsce zajął wnuk

– Mamo, po co ty jeszcze dla nich gotujesz? – złościła się Alicja.

– Daj spokój, dziecko – łagodziłam. – Muszę się przecież czymś zająć, a Edyta chodzi do pracy.

– Jak mieszkali sami, też chodziła – przypominała Ala.

– No, chodziła – godziłam się.

Nie chciałam sprzeczać się z Alą, nie miałam na to sił. Wystarczało mi, jak ciągle słuchałam kłótni Edyty z Martą, a ostatnio coraz częściej Edyty z Grześkiem. Nie przyznawałam się starszej córce, że często sprzątam również łazienkę po dzieciakach, a kuchnię to już prawie zawsze ja. Ani młodzież, ani Grzesiek nie sprzątali po sobie, nawet naczyń nie wkładali do zmywarki, w ogóle zresztą najczęściej zostawiali je na stole.

– Edytka, a co tam z waszym nowym mieszkaniem? – zapytałam pewnego wieczora. – Znaleźliście już coś?

– To nie takie proste… – jęknęła.

– No nie wiem, ale nie możemy tak mieszkać w nieskończoność.

– Przeszkadzamy ci? – zdenerwowała się moja córka.

Miałam ogromną ochotę powiedzieć, że tak, bardzo mi przeszkadzają. Tak bardzo, że mam już dosyć i chciałabym znowu zostać w swoim mieszkaniu sama. Nie słuchać więcej ich kłótni. Móc oglądać swoje ulubione programy, zaprosić sąsiadkę na kawę, rozłożyć maszynę do szycia, robić to, co lubię. I przede wszystkim przestać sprzątać po nich wszystkich. No i nie oglądać przez cały czas swojego zięcia leżącego bezczynnie na kanapie w salonie. Nie powiedziałam tego jednak.

– Nie, jeszcze, niestety, nie znaleźliśmy niczego odpowiedniego – przyznała się w końcu Edyta.

– Ale szukacie? – drążyłam temat.

– Tak, mamo, szukamy – mruknęła bardzo niezadowolonym tonem.

Dni mijały jeden za drugim i nic się nie zmieniało. Dobrze chociaż, że spadła liczba zakażeń i panowie rządzący łaskawie zezwolili na otwarcie restauracji i innej gastronomii. W odpowiedzi na to mój zięć zniknął z kanapy w salonie. Zawsze to jakiś plus, ale na jego miejscu natychmiast pojawił się Janek, którego Marta wyrzuciła z pokoju, twierdząc, że ona ma lekcje, musi się skupić, a młody jej przeszkadza. Teraz, kiedy ojciec wrócił do pracy i salon jest już wolny, brat może się tam zainstalować.

– Przecież ja też mam lekcje – złościł się Janek.

– Tym lepiej, jeśli będziemy w oddzielnych pokojach – stwierdziła jego siostra.

O tym, że babcia chciałaby może pooglądać telewizję w spokoju, nikt nie pomyślał ani przez moment. Wyszło na to, że ja nadal miałam do dyspozycji kuchnię albo swoją maleńką sypialnię. Czułam się tym wszystkim coraz bardziej zmęczona. Któregoś wieczora weszłam do salonu, gdzie wszyscy czworo okupowali kanapę, oglądając jakiś pełen przemocy i krwi film.

– Słuchajcie, kochani, chciałam porozmawiać – oznajmiłam.

– Cicho, babciu – zamachał rękami Janek. – Odcinek nam ucieknie.

– Później będziemy rozmawiać, mamo – usłyszałam swoją córkę. – Jak film się skończy.

– Już nie próbuj udawać, że ci się to tak bardzo podoba – zdenerwowałam się wreszcie.

– Babciu, przeszkadzasz – upomniał mnie po raz kolejny wnuk.

Trzeba czekać. Nic tylko czekać… Ratunku!

Wyszłam do kuchni i zaczęłam robić sobie herbatę. Z pokoju dochodziły dźwięki telewizora – strzały, krzyki, piski i odgłosy rozbijanych aut. Po filmie znowu nie porozmawialiśmy, bo zrobiło się późno i nagle wszyscy zaczęli kłócić się o łazienkę, co od pewnego czasu było w moim mieszkaniu standardem, i spieszyć do spania. Następnego dnia nie odpuściłam. Nie mogłam odpuścić, bo miałam wrażenie, że dłużej nie wytrzymam.

– Kochani moi – oznajmiłam – mieliście mieszkać u mnie miesiąc, a mijają już cztery i dalej nic się nie zmienia.

Zięć skrzywił się niechętnie, wstał i wyszedł do łazienki.

– Naprawdę tak bardzo ci przeszkadzamy, mamo? – zapytała Edyta.

– Dobrze wiesz, moja droga, jak wygląda nasze wspólne mieszkanie – odpowiedziałam takim samym tonem jak córka. – Nie chodzi o to, że przeszkadzacie, ale czuję się już zmęczona. No i chciałabym wiedzieć, jakie macie plany na przyszłość.

– No, nie jest łatwo, mamo – Edyta mówiła z wahaniem, jakby nie wiedziała, co powinna mi powiedzieć, a co zatrzymać dla siebie. – Mieszkania teraz bardzo podrożały, sporo pieniędzy pochłonęła firma.

– Edyta, ty nawet nie próbuj mi mówić, że sprzedaliście taki wielki dom, a nie stać was na zakup mieszkania – zdenerwowałam się.

– Niech się mama nie boi – w pokoju nagle pojawił się Grzesiek – stać nas. Kupimy mieszkanie, tylko musimy trochę poczekać, jak ceny spadną.

– No dobrze, a możesz mi powiedzieć, kiedy to będzie?

– Żartuje mama chyba? A skąd ja niby mam to wiedzieć? Trzeba odczekać.

Pięknie, miało być miesiąc, są już cztery, a nie wiadomo ile jeszcze. Zwariuję pewnie w najbliższej przyszłości, zamknął mnie w szpitalu dla umysłowo chorych i oni w ogóle nie będą musieli nic kupować – westchnęłam w duchu.

– No, wiesz, mamo – Edyta przyszła za mną do kuchni. – Wstydziłabyś się, zachowujesz się, jakbyśmy ci strasznie przeszkadzali. A przecież jesteśmy rodziną. Rodzina musi sobie pomagać.

– Pewnie, że tak – zdenerwowałam się. – To może przytemperuj odrobinę swoje dzieci, naucz je, że powinny po sobie zmywać albo chociaż wkładać naczynia do zmywarki, chować swoje rzeczy, sprzątać łazienkę – zaczynałam się rozpędzać.

– Oj, mamo, mamo – przerwała mi w pół zdania – przecież to tylko dzieci, nie za wiele od nich wymagasz?

– Nie wydaje mi się – byłam coraz bardziej zła – poza tym swojego męża też chyba uważasz za dziecko? – odwróciłam się i wyszłam do swojego maleńkiego pokoiku.

Edyta coś tam jeszcze mówiła, ale nie słuchałam. Ostatecznie to było moje mieszkanie, a czułam się, jakbym to ja mieszkała kątem u córki. Miałam dość. Zacisnę zęby i wytrzymam. Mam nadzieję…
Od tej pory przestałam schodzić im wszystkim z drogi, ale spowodowało to tylko narastanie konfliktów, a co za tym idzie więcej sprzeczek. Było coraz gorzej.

– Babciu, o rany! – jęczał Janek. – Nie dość, że mama z Martą ciągle się kłócą, to jeszcze ty?

Fakt, atmosfera zrobiła się tak bardzo napięta, że sprzeczałyśmy się z Edytą o byle bzdurę. Bałam się, że jeśli się szybko nie wyprowadzą, niedługo wszyscy się nawzajem znienawidzimy. Po pół roku wspólnego mieszkania nastał nagle dzień, który powinnam ogłosić świętem. Mój zięć oznajmił, że znalazł dla swojej rodziny odpowiednie mieszkanie. Co jeszcze ważniejsze, wpłacił nawet zadatek i za miesiąc dostaną do niego klucze. Wiedziałam, że wszystko jeszcze trochę potrwa, ale przynajmniej zmierzało ku końcowi.

Dzisiaj Edyta z mężem zabrali ostatnie swoje rzeczy. Siadłam na kanapie w salonie i wzięłam głęboki, pełen ulgi oddech. Dawno w tym mieszkaniu nie było takiej ciszy i spokoju. Bardzo kocham swoją córkę, wnuki, lubię zięcia, ale ogromnie się cieszę z ich wyprowadzki i z tego, że znowu jestem sama w swoim mieszkaniu.

Czytaj także:
„Porzuciłam Kacpra gdy dowiedziałam się, na co choruje. Potem role się odwróciły, ale on nie uciekł”
„Według mamy kobieta ma stać przy garach i robić dzieci, a nie iść na studia. Teściowa pokazała mi, że mogę żyć inaczej”
„Traktowałam pasierbicę jak rywalkę i wroga. Chciałam skupić na sobie uwagę jej ojca i prawie doprowadziłam do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA