„Zgarnęli mnie za to, że ładowałem dziecku zabawkę na dworcu! Ponoć kradłem prąd wart 7 groszy”

Policjant zarzucił mi kradzież prądu fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„To przecież śmieszne! Ładowałem tę konsolę może z piętnaście minut! Ile przez ten czas mogłem zużyć prądu? W sklepie można ukraść towary do 250 złotych i traktują to zaledwie jako wykroczenie. Powiedziałem to policjantowi, zaznaczając, że mogę za prąd zapłacić, ale miał to gdzieś”.
/ 26.01.2023 09:15
Policjant zarzucił mi kradzież prądu fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Tysiąc razy będę sobie pluł w brodę z powodu tego, że nie wybrałem się na wakacje samochodem. Byłoby szybciej, wygodniej i bez żadnych kłopotów. Ale nie! Ja dałem się przekonać żonie, że lepiej będzie pojechać pociągiem.

Po co masz się męczyć za kółkiem tyle godzin? – powiedziała mi. – Kupimy bilet rodzinny w promocji PKP, to wyjdzie taniej niż benzyna.

Niestety, przyznałem jej rację

Pomyślałem sobie bowiem, że może faktycznie pociągiem nie będzie tak źle. W końcu w naszym mieście ostatnio wyremontowano dworzec, który z siedliska miejscowej żulerii zmienił się w całkiem ładny budynek. Ale dworzec to jedno, a jakość usług to całkiem co innego. Przekonaliśmy się o tym, lądując z bagażami na dworcu. Przyjechaliśmy odpowiednio wcześniej, żeby na spokojnie odszukać peron. Żona poszła sprawdzić, z którego odchodzi nasz pociąg i wróciła lekko podenerwowana.

Słuchaj, nie mogłam go znaleźć, może tobie się uda? – powiedziała.

Zostawiłem ją z dziećmi i wszystkimi bambetlami, poszedłem szukać. Ponieważ na tablicy rozkładów jazdy faktycznie naszego pociągu nie było, ustawiłem się w kolejce do informacji. Po kwadransie, coraz bardziej zdenerwowany, bo zbliżała się godzina odjazdu, dotarłem do okienka. Pani grzebała w komputerze, cmokała i kręciła głową, aż w końcu zawołała koleżankę. A ta jak się nie wydrze:

– A kto panu sprzedał te bilety?!

Pani firma, PKP – odparłem zdumiony, że mogą być w tym względzie jakiekolwiek wątpliwości. – Przecież sam ich sobie nie wydrukowałem.

– Ale tego pociągu nie ma w rozkładzie! – podniosła głos, jakby to była moja wina.

– To jakim prawem sprzedaliście mi na niego bilety?! – przeszedłem do ataku. – To jest kradzież w biały dzień, ja żądam rozwiązania tej sprawy!

Panie znów zaczęły szperać w komputerze, naradzać się między sobą, aż w końcu zdecydowały.

– Przepiszemy panu te bilety na następny pociąg do Gdyni. Jest z miejscówkami… – usłyszałem. – Odjeżdża za półtorej godziny z pierwszego peronu.

Półtorej godziny!

I co ja mam zrobić w tym czasie z dzieciakami? Przecież już teraz dostają z nudów świra! Wiem z doświadczenia, że ośmioletni Jakub i sześcioletnia Tosia nie dadzą rady usiedzieć grzecznie na walizkach przez tyle czasu. Jak się nudzą, to zaczynają zaczepiać siebie nawzajem i awantura gotowa.

– Co robimy? – spytałem żony.

– Do domu nie ma co wracać, bo zanim przyjedziemy, to będziemy musieli ruszać z powrotem – oceniła. – Trzeba czymś zająć dzieciaki.

Pogrzebała w bagażach i wyjęła kieszonkową konsolę do gier, którą Jakub miał dostać w pociągu. Synkowi zaświeciły się oczy.

– Mogę zagrać już teraz? Naprawdę mogę? – zapiszczał podniecony.

Dostał swoje ukochane gry do ręki, ale mina natychmiast mu zrzedła.

– Jest rozładowane... – stwierdził.

„Kurczę! Moja wina, miałem o tym pamiętać!” – pomyślałem.

– Nie martw się, stary! Zaraz coś wymyślimy! – obiecałem synowi, rozglądając się dookoła. – To przecież duży dworzec, miejsce publiczne, gdzieś tutaj musi być kontakt.

Po dłuższej chwili znalazłem go. Przeniosłem więc nasze bagaże pod ścianę i podłączyłem konsolę synka.

– Teraz możesz grać! – stwierdziłem.

My idziemy pochodzić po sklepach – powiedziała żona, ruszając w kierunku stoisk w pasażu handlowym.

Mały grał, Tosia buszowała po sklepach, wydawało się więc, że sytuacja jest opanowana. A wtedy…

Patrol policji nie wzbudził we mnie niepokoju

Bo i niby z jakiej racji? Kiedy do mnie podeszli, sądziłem, że to jakaś rutynowa kontrola.

To pana dziecko? – spytał policjant.

– Moje – potwierdziłem, spoglądając na syna spokojnie grającego w grę.

– Ta konsola jest nielegalnie podłączona do prądu – usłyszałem.

– Ale ja ją tylko ładuję – wyjaśniłem zaskoczony tym stwierdzeniem.

– No właśnie! Kradnie pan prąd! Pójdzie pan z nami! – oznajmili mi.

Ale dlaczego, dokąd? – nadal nic z tego nie rozumiałem, bo przecież siedziałem sobie spokojnie z synkiem, nie robiliśmy niczego złego.

Funkcjonariusze jednak byli nieugięci. Zabrałem więc swoje bagaże, wziąłem za rękę Kubę i poszedłem za nimi, sądząc, że sprawa szybko się wyjaśni i jeszcze dostaną po głowie od swojego przełożonego, że zaczepiają spokojnych obywateli. Jakież było moje zdumienie, gdy funkcjonariusz na posterunku potraktował ich zarzuty poważnie!

Podłączył pan urządzenie elektroniczne do gniazdka na dworcu? – spojrzał na mnie surowo. – To budynek użyteczności publicznej należący do PKP, które płaci wszystkie rachunki, także za prąd. Ładując nieleganie konsolę, bo nie miał pan na to zgody, naraził pan spółkę na straty! I złamał w ten sposób prawo. Kradzież prądu jest przestępstwem!

To przecież śmieszne! Ładowałem tę konsolę może z piętnaście minut! Ile przez ten czas mogłem zużyć prądu? Za siedem groszy? W sklepie można ukraść towary do 250 złotych i traktują to zaledwie jako wykroczenie. Powiedziałem to policjantowi, zaznaczając, że mogę za prąd zapłacić.

– Wykroczenie nie ma zastosowania do kradzieży energii – oznajmił funkcjonariusz. – Nawet przy kwocie tylko 1 grosza to przestępstwo.

– A co z tym, że chcę zapłacić? – przypomniałem mu.

– To już nie moja sprawa – wzruszył ramionami. – My, jako policja, mamy tak czy inaczej obowiązek sporządzenia protokołu i skierowania sprawy do prokuratury.

Poczułem, że kręci mi się z nerwów w głowie

Z powodu tego, że naładowałem dziecku konsolę, żeby się nie nudziło podczas czekania na pociąg miałem trafić do prokuratury! A co na to PKP, które sprzedało mi bilety na nieistniejący pociąg i tym samym spowodowało całą sytuację? Zdumiona żona, której powiedziałem przez telefon, że siedzę z Kubą na komisariacie, zastała mnie dyktującego policjantowi zeznania. Skończyłem akurat na dziesięć minut przed odjazdem naszego pociągu nad morze, więc całą sytuację wyjaśniłem jej już w przedziale.

– Matko, to niemożliwe! To brzmi absurdalnie! – złapała się za głowę.

A jednak cała sprawa jest jak najbardziej prawdziwa. Jeszcze na wakacjach skontaktowałem się bowiem z kumplem, którego teść jest prawnikiem i on mi powiedział, że prokuratura traktuje poważnie takie zgłoszenia o kradzieży prądu z budynków użyteczności publicznej.

– Była jakaś sprawa w Warszawie, gdzie faceta skazano na trzy miesiące więzienia za nielegalny pobór prądu wartości 70 groszy – usłyszałem. – Oczywiście wyrok padł w zawieszeniu, ale mimo wszystko ten człowiek został skazany.

Wszystko zależy więc od prokuratury, która może uznać, że mój czyn był społecznie szkodliwy w stopniu znikomym i umorzyć sprawę lub… nie.

– Diabli nadali ten pociąg i dworzec! – wściekam się na samą myśl o tej historii. – Jakbym pojechał samochodem, to oszczędziłbym sobie nerwów, a konsolę dziecka naładował własną samochodową ładowarką. A tak zamiast cieszyć się wakacjami, zostałem... złodziejem. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA