Dzieciaki leżały w łóżkach, a Dawid na kanapie. Oglądał mecz, a ja wybierałam się do miasta, pogadać z koleżankami. Weszłam do pokoju, żeby zabrać kluczyki do auta, które zostawiłam na komodzie.
– No, no… Ale się odstawiłaś!
– A co, źle? – zapytałam, spoglądając po sobie. Włożyłam bordową spódnicę do kolan, szpilki, czarną bluzkę z umiarkowanym dekoltem i żakiet.
– Nie! Bardzo dobrze. Gdybym cię spotkał na mieście, nie dałbym ci spokoju!
– E tam, przesadzasz. Przecież to zwykła spódnica…
– No to chyba nie widziałaś, jak się układa z tyłu – uśmiechnął się i puścił do mnie oko. – Niezła z ciebie laseczka!
To był cały Dawid. Takimi komplementami raczył mnie od zawsze
Nie mogę powiedzieć, żebym należała do grupy żon zupełnie niezauważanych, ale trudno byłoby też z satysfakcją stwierdzić, że jestem należycie adorowana. Mój Dawid to stuprocentowy facet – zadowolony z siebie, mało wrażliwy na kobiece potrzeby. W sumie takiego go sobie wybrałam, ale pamiętam jednocześnie, że przed ślubem bardziej się starał. Wtedy na przykład zdarzało mu się szeptać mi w tańcu na ucho komplementy – tak całkiem poważnie, bez pajacowania.
Bywało też, że coś mi od czasu do czasu miłosnego zaśpiewał, uroczo fałszując, albo podrzucił romantyczny liścik do torebki. A którejś nocy, po domowej imprezie, zadzwonił po taksówkę i pojechał na dworzec po kwiaty. Ale to było dawno, przed narodzinami dzieci, czyli w poprzedniej epoce. Teraz ograniczał się do sugestywnego pochrząkiwania na mój widok, żartów z tego, że jest zazdrosny, i głupich okrzyków, że świetnie się trzymam. A ja przecież wiele nie wymagam. Nie uważam nawet, że mąż musi zauważyć każdą zmianę fryzury. Ale mimo wszystko oczekuję od mężczyzny czegoś więcej niż radosne poklepywanie. Bo i takie zaczepki się Dawidowi zdarzały.
– Ej, mała – tak na przykład zachęcał mnie, byśmy się kochali. – Coś dzisiaj będzie? Damy radę…? – podpytywał.
A ja wolałabym, żeby chociaż od czasu do czasu zapytał mnie poważnie i romantycznie. Nie musiał zapalać świeć i kupować najdroższego szampana. Kilka prostych, szczerych słów o miłości zdziałałoby cuda.
Dawid przekraczał jednak kolejne granice przyzwoitości. Jedną z nich w walentynki
Nie szykowaliśmy wielkiego świętowania, ale gdy przyszłam z pracy do domu, krzyknął tylko sprzed telewizora, że kwiaty w kuchni są dla mnie.
– Wstawiłem do wazonu, żeby nie zwiędły – wrzasnął i dalej gapił się w telewizor.
Machnęłam na to ręką. Nie mam szesnastu lat, żeby nie wiadomo jak celebrować dzień świętego Walentego. Ale myślałam, że chociaż się do mnie przytuli, pocałuje, powie, że kocha. A tu nic… Gdy mecz się skończył, powiedział jeszcze „wszystkiego najlepszego”. „Wszystkiego najlepszego”? Jakby to były moje imieniny!
Ostatnio tak przegiął, że już nie wytrzymałam. Zostaliśmy zaproszeni na dużą imprezę, a dzieci pojechały do babci, więc mogliśmy balować całą noc bez umiaru. Niestety, pech chciał, że pośród zaproszonych gości znaleźli się dwaj faceci, którzy pracowali w tej samej branży, co Dawid. Mąż jest handlowcem. No i jak tylko na początku imprezy zgadał się z tymi dwoma, tak poświęcił im całą resztę wieczoru. Zatańczył ze mną na początku dwa razy, a potem już tylko pił z chłopakami. Zachwycali się nawzajem anegdotami, zdradzali triki handlowe, bełkotali coś o rynku, o zmianach, o starych czasach, o prowizjach, nagrodach i „złotych strzałach”.
Koleżanki tańczyły z mężami, a ja siedziałam przy stole, rozmawiając akurat z tymi, które odpoczywały. Co jakiś czas uprzejmy znajomy prosił mnie na parkiet, ale tak koło pierwszej w nocy zaczęłam kulturalnie odmawiać, bo całkiem straciłam humor. Dawid siedział, śmiał się, gadał, a mnie rosło ciśnienie. Kiedy wsiadaliśmy do taksówki, miałam je już na poziomie wybuchowym. No i bezpiecznik strzelił.
– Zatańczyłeś ze mną dwa razy! Dwa razy przez cały wieczór! – syknęłam.
– E, więcej…
– Dwa. Liczyłam! Następnym razem idziesz sam! Będziesz mógł sobie pogadać z przystojnymi panami. Widać wolisz ich towarzystwo od żony.
– Ela, nie przesadzaj… Nie wiedziałem…
– Nigdy nie wiesz! Nawet dziewczyny się śmiały, że muszą mi odstępować swoich mężów po kolei – blefowałam.
Nic takiego się nie wydarzyło, ale chciałam, żeby poczuł się jak najgorzej.
– Wydziwiają! Ela, daj spokój.
– Naprawdę sobie dzisiaj nagrabiłeś.
– Kochanie…
– Dawid, ja nie żartuję…
Westchnął ciężko i jechaliśmy w milczeniu. Głupio było tak kłócić się przy taksówkarzu. Gdy dotarliśmy do domu, umyłam się, przebrałam i wślizgnęłam do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam z powodu złości i rozgoryczenia. Kiedy Dawid przyszedł z łazienki, tylko udawałam, że śpię. Sięgnął ręką do mojego biodra, bo zawsze tak się przymilał, ale tym razem nie miałam zamiaru mu wybaczać.
Postanowiłam, że trochę się potrudzi i może wtedy zrozumie, że czuję się zaniedbywana
Odsunęłam się od niego. Dawid jednak nie odpuszczał. Sunął ręką po prześcieradle, aż znów dotknął mojego boku. Odepchnęłam jego rękę. Odczekał chwilę i znów zaatakował jak nastolatek pokładający wiarę w końskich zalotach.
– Przecież ci powiedziałam, żebyś dał mi spokój!
– To było w taksówce! Nie wiedziałem, że w domu też obowiązuje!
– Dawid, nie jest mi do śmiechu… Nic nie rozumiesz. Naprawdę czuję się zaniedbana. Od kilku lat twój romantyzm ogranicza się do cmokania na mój widok i tego głupkowatego „Ej, mała!”. Mógłbyś się trochę postarać. Ale ty już chyba nie pamiętasz, jak to jest się wysilić dla żony. Nic już nie pamiętasz! Zapomniałeś, jaki byłeś zakochany…
– O, wypraszam sobie. Wszystko pamiętam! Ze szczegółami! – obruszył się.
– Jasne…
– Oczywiście. Na przykład pamiętam, w co byłaś ubrana, jak cię pierwszy raz zobaczyłem – wypalił, a ja zdębiałam.
– Bo uwierzę!
– Załóż się!
– O co?
– Jak trafię, to przestaniesz się na mnie gniewać!
– No to dawaj, cwaniaczku…
Dałam mu szansę, a on z detalami opisywał. Przekonywał, że miałam na sobie czerwone spodnie i czarną bluzkę z falbanami. „Apetycznie obcisłą” – dodał z błyskiem w oku. A potem wspomniał jeszcze, że włosy upięłam do góry. „Tak na cebulę” – wyjaśnił z właściwą dla siebie znajomością rzeczy. Skończył opowiadać i patrzył na mnie triumfalnie, a ja zgłupiałam. Sama nie pamiętałam, jak byłam wtedy ubrana, więc pomyślałam, że blefuje.
– Nie mogę uwierzyć…
– Jesteś niesprawiedliwa.
– Przecież ty masz pamięć jak kura. Bajerujesz! Nie przypominam sobie, żebym w ogóle miała takie ciuchy.
– O nie! – zezłościł się. – Zarzucasz mi kłamstwo? No to zaraz będzie ci łyso. Coś ci pokażę – zaczął grzebać w telefonie.
– Co takiego?
– Zobaczysz, niedowiarku!
No i rzeczywiście mnie zawstydził. Wyświetlił na ekranie telefonu stare zdjęcie, kiepskiej jakości. Zrobione dawno temu i zupełnie innym, znacznie gorszym aparatem. Na tej ziarnistej fotografii byłam ja. Ubrana tak jak opisywał. Stałam między półkami sklepu, gdzie pracowałam, a do którego on przyjechał sprzedać soki. Gapiłam się na tę fotografię i nie mogłam uwierzyć. To rzeczywiście było zdjęcie z pierwszego dnia naszej znajomości. Nie do końca też rozumiałam, skąd je ma. Dlaczego je zrobił, kiedy dokładnie? O co chodziło? Popatrzyłam na niego pytająco, a wtedy on wyjaśnił, ciągle trochę zawstydzony:
– No bo, jak cię zobaczyłem, to aż mi wtedy… No wiesz… Dech zaparło. Nie wiedziałem jeszcze, że się z tobą umówię. Postanowiłem szybko, że zrobię ci ukradkiem zdjęcie. Nie wiem, dlaczego… Żeby sobie na ciebie patrzeć potem. Trochę obciach… Jak jakiś podglądacz.
– I cały czas je masz?
– No tak. Co zmieniałem telefon, to kopiowałem je do następnego. Bo jesteś tu taka piękna. Teraz też super z ciebie babeczka… Ale wiesz… To był ten pierwszy raz. No i do dzisiaj sobie na nie zerkam. Z sentymentu. Obciach, co?
Chyba nie muszę tłumaczyć, że to nie był „obciach”. To była niesłychanie romantyczna sprawa
Tego wieczoru nie tylko wybaczyłam mu zmarnowaną imprezę, ale wszystkie chwilę, kiedy mnie zaniedbywał. No i teraz już zawsze, jak zrobi jakiś klasyczny, męski numer, przypominam sobie, że ma to zdjęcie w telefonie. Łatwiej mi wtedy mu wybaczać. Łatwiej też wytłumaczyć samej sobie, że mimo wszystko jest między nami ciągle coś ważnego.
Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana