Wychodziłam właśnie z pracy, kiedy zadzwonił. Głos miał inny niż zwykle, niższy, bardziej poważny. Gdy powiedział, że chciałby się dzisiaj spotkać, sądziłam, że po prostu się stęsknił i dlatego zmienił plany. Wszak byliśmy umówieni dopiero na pojutrze.
– Coś się stało? – spytałam bezwiednie.
Przez chwilę w słuchawce panowało milczenie, potem usłyszałam westchnięcie i cichą odpowiedź:
– Tak.
Więcej nie musiał nic mówić. W okamgnieniu zrozumiałam, o co chodzi. Skąd? Pewnie podpowiedziała mi to kobieca intuicja. Mój ukochany zamierza ze mną zerwać – to odkrycie sprawiło, że wiosenne słońce, które od rana lśniło pełnym blaskiem, nagle schowało się za chmurami. A może tak mi się tylko wydawało i to wcale nie słońce, lecz moje serce pogrążyło się w mroku?
Zamiast jak zwykle autobusem, tym razem wracałam do domu na piechotę. Bałam się, że niepokój, żal i smutek spowodują, że nagle się rozkleję. Wolałam, żeby nie stało się to na oczach ludzi. W domu weszłam pod prysznic i dopiero tam pozwoliłam sobie na łzy.
Czułam się taka nieszczęśliwa
Za dwie godziny miałam usłyszeć, że mężczyzna, z którym chciałam spędzić życie, już mnie nie kocha. Bo jaki mógł być inny powód naszego rozstania? Albo nie kocha, albo się mną znudził. Chyba nawet dawał mi to do zrozumienia.
Kiedy przedwczoraj byliśmy na kolacji, zauważyłam, że jest bardziej milczący niż zwykle, przez cały wieczór błądził gdzieś myślami. W pewnej chwili spytałam, czy smakuje mu spaghetti, a wtedy on spojrzał na mnie maślanym wzrokiem i odparł z głupia frant:
– Tak, we wtorek.
A potem, gdy odprowadził mnie na przystanek, nie poczekał ze mną na autobus, choć zawsze tak robił. Nawet mnie nie pocałował, tylko cmoknął powietrze rzucając chłodne: „Zadzwonię” i ruszył w swoją stronę. Wcześniej zawsze mówił na pożegnanie: „Będę tęsknił”.
Tak, Paweł wysyłał mi sygnały zapowiadające, że zbliża się koniec, a ja, ślepa i głupia, bagatelizowałam je. Oczywiście życie bym oddała, żeby mnie nie porzucał, ale jeśli już musiało się tak stać, chciałam przejść przez to z godnością. A więc po pierwsze: pięknie wyglądać.
Dlatego prawie godzinę spędziłam przed lustrem, robiąc makijaż. Podstawą był dobry podkład i tusz do rzęs, koniecznie wodoodporny. Wiadomo było, że się popłaczę, a nie ma nic bardziej przykrego niż widok kobiety z szaroburymi zaciekami na policzkach.
Schowawszy do torebki dwie paczki chusteczek higienicznych (jedna mogłaby nie wystarczyć) i biografię Napoleona (Paweł był miłośnikiem książek historycznych i ciągle mi jakąś wciskał, a ja potem wiłam się jak piskorz, gdy pytał, czy mi się podobała), wyszłam na ostatnią randkę z moją miłością.
Zobaczyłam go z daleka. Stał, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Widać i dla niego nie było to łatwe. Jeśli tak przeżywał nasze rozstanie, to widocznie byłam dla niego ważna. „Zawsze lepiej zostać porzuconą z żalem, dopóki jeszcze coś się dla mężczyzny znaczy, niż potem z obojętnością” – pomyślałam.
Szłam, napawając się jego widokiem
„Być może już nigdy cię nie zobaczę, kochany” – szepnęłam do niego w myślach. Ze wzruszenia ścisnęło mi się gardło.
– Jesteś – powiedział, gdy w końcu przed nim stanęłam.
Kiwnęłam głową, bałam się, że jak otworzę usta, to zamiast słów wytryśnie z nich fontanna żałosnego szlochu. Przez chwilę szliśmy obok siebie, milcząc. W końcu Paweł zaczął:
– To, co chcę ci powiedzieć… Może usiądziemy? – zaproponował.
Opadłam na ławkę i zamknęłam oczy. Przypomniało mi się, że w dzieciństwie, gdy się czegoś bałam, zamykałam oczy. Wydawało mi się, że jak nie widzę zagrożenia, to ono nie istnieje. Teraz chciałam wierzyć, że kiedy nie patrzę na Pawła, jego słowa nie mogą mnie zranić. Niestety, ostre jak sztylet zdanie w końcu padło:
– Wydarzyło się coś, co odmieni nasze życie.
Dłużej nie byłam w stanie udawać bohaterki. Spomiędzy zaciśniętych powiek popłynęły łzy. Oby tusz mnie nie zawiódł.
– Dlaczego płaczesz? – usłyszałam zduszone pytanie. – Przecież właśnie próbuję ci powiedzieć, że cię kocham.
Ale oczy i tak będę miała czerwone. Jaka szkoda, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych… Cooo?! Dopiero teraz dotarł do mnie sens wyznania Pawła. Strzepnęłam grzywkę na oczy i dzielnie uniosłam powieki.
– Kochasz mnie? – spytałam zdumiona, wręcz zszokowana. – A ja myślałam…
– Co myślałaś? – Paweł objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie.
– Ostatnio taki byłeś nieobecny, myślałam, że masz mnie dosyć.
– Głuptasie, jak mogłaś tak myśleć. Kocham cię, wiem to na pewno.
Zajrzałam Pawłowi głęboko w oczy i zobaczyłam, że mówi prawdę. A więc to wszystko, te moje nerwy i niepokój, były niepotrzebne? Prawie usłyszałam łoskot spadającego z mojego serca kamienia. Bardzo mi ulżyło. Paweł mnie kochał!
– Na pewno? – upewniałam się jeszcze.
– Tak, skarbie.
– A skąd to wiesz? – zaczęłam się z nim droczyć.
Spochmurniał. Dłuższą chwilę patrzył na mnie uważnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Potem spytał, czy mu wybaczę, jeśli przyzna się do małego grzechu. Czy wybaczę? Wtedy gotowa byłam wybaczyć mu każdą podłość. Przecież liczyło się tylko to, że mnie kocha.
– Kilka dni temu spotkałem się z Renatą – zaczął. – Wiesz, tą z pracy.
Kiwnęłam głową.
– Od początku czułem, że na mnie leci, więc starałem się jej unikać. Nigdy nie umawialiśmy się poza biurem. Ale tamtego dnia kupiła zmywarkę i poprosiła, żebym pomógł jej ją podłączyć. Nie wiedziałem, jak się wywinąć.
– Podłączyłeś ją? – spytałam.
– Nie. To znaczy tak, zmywarkę podłączyłem. Ale potem… ona zaczęła mnie całować. Ale ja nie chciałem – dodał.
– Yhm, i nie wiedziałeś, jak się wywinąć – dopowiedziałam.
– Właśnie. No i kiedy tak trzymałem ją w ramionach, zrozumiałem, że cię kocham! I nie obchodziło mnie, że co Renata sobie pomyśli, gdy ją odtrącę…
Przed moimi oczami, niczym film na przyspieszonych obrotach zaczęły przelatywać kadry składające się na nasz związek z Pawłem.
Pierwsza randka w tym samym parku, kasztany, które zbieraliśmy, pierwsza wspólna noc, czułe szepty, długie rozmowy o rzeczach ważnych i tych całkiem błahych, książki o Napoleonie czytane z musu, po to tylko, by sprawić przyjemność ukochanej osobie i… I to wszystko zniszczone jednym tylko obrazem, na którym mój ukochany trzyma w swoich ramionach inną kobietę!
Zerwałam się z ławki, czując, że bliskość Pawła zaczyna mnie drażnić. Musiałam jak najszybciej od niego uciec.
– Przecież mówiłaś, że mi wybaczysz – usłyszałam jeszcze głos Pawła.
Kiedy opuszczałam park, łzy ciurkiem spływały mi po twarzy. I było mi wszystko jedno, czy znaczą na niej ślady z tuszu, czy nie.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zrobiła mi straszne świństwo. Podrzuciła mojej córce do plecaka rzekomo skradzione pieniądze”
„Wpadłam o obsesję liczenia pieniędzy i odkładam każdy grosz. Niestety znajomi się ode mnie odwrócili”
„Miał być rycerzem na białym koniu, a okazał się oszustem. Wyznawał mi miłość, a potem pokornie wracał do żony”