„Miał być rycerzem na białym koniu, a okazał się oszustem. Wyznawał mi miłość, a potem pokornie wracał do żony”

Kobieta, która oszukano fot. Adobe Stock, ximich_natali
„Wkraczałam do restauracji, byłam niemal pewna, że wyjdziemy stamtąd zaręczeni. Niestety, moje romantyczne wizje legły w gruzach, gdy Łukasz, wręczywszy mi piękny bukiet, powiedział, że to... na przeprosiny. Nie może się ze mną ożenić, ponieważ... ma już żonę!”.
/ 07.04.2022 05:27
Kobieta, która oszukano fot. Adobe Stock, ximich_natali

Po rozstaniu z mężem długo nie mogłam zaufać żadnemu mężczyźnie. Gdy wreszcie mi się to udało – znów się zawiodłam. Byłam już kilka dobrych lat po rozwodzie, kiedy poznałam Łukasza. Dojrzały mężczyzna, dość przystojny – stał za mną w kolejce do rejestracji w przychodni. Gdy usłyszał, że chcę zapisać dziecko i tłumaczę pani w okienku, że jestem samotną matką, zagadał. Umówiliśmy się na kawę. Raz, drugi, trzeci...

Długo się po prostu przyjaźniliśmy.  Nie czułam z jego strony żadnego nacisku na zmniejszenie dystansu i chyba tym właśnie mnie kupił. Po rozwodzie bowiem nie potrafiłam zbyt szybko zaufać mężczyźnie. Łukasz jednak cierpliwie podbudowywał moje ego, traktując mnie niemalże jak księżniczkę, więc w końcu coś pękło i zakochałam się na całego.

Lepszego partnera nie umiałabym sobie wyobrazić – ciepły, mądry, poukładany. Zabierał mnie w góry, pokazywał nowe miejsca, praktycznie co weekend gdzieś wyjeżdżaliśmy. W tygodniu każde z nas pracowało, więc czasu mieliśmy niewiele, za to w soboty i niedziele – hulaj dusza, piekła nie ma.

Koleżanki mówiły mi, że wypiękniałam, a ja czułam, że mogę góry przenosić. Wszystko to było zasługą Łukasza. Nie tylko sprawił, że uwierzyłam w siebie jako kobieta, ale też zdjął ze mnie wiele trosk. Mówiąc prościej – pomagał mi finansowo. Zarabiałam mało, a miałam na utrzymaniu córkę. Po opłaceniu rachunków na życie nie zostawało prawie nic...

Przez pięć lat żyłam jak w bajce

Owszem, zdarzały się między nami nieporozumienia, ale nasza złość nigdy nie trwała długo i zawsze potrafiliśmy się dogadać. Jedyne, co czasem mi doskwierało, to brak jakichkolwiek deklaracji na przyszłość ze strony Łukasza.

W głębi duszy pragnęłam mówić o nim „mój mąż”, lub choćby „mój narzeczony”. Moim zdaniem słowo „przyjaciel” miało w sobie jakąś dwuznaczność. Przecież łączyło nas znacznie więcej niż przyjaźń...

Pamiętając jednak o jego cierpliwości na początku związku, i ja nie chciałam naciskać. Córka zdała maturę, dostała się na studia i wyjechała do Krakowa. Po cichu liczyłam, że teraz Łukasz wreszcie się do mnie wprowadzi, a może nawet zaproponuje, abym to ja zamieszkała u niego.

Miał duży dom, duży i... pusty. Owszem bywałam tam czasem, w weekendy albo święta, lecz zawsze tylko na kilka dni. Nigdy nie poprosił, bym została dłużej. Niestety, mijały miesiące i nic się nie zmieniało. Ani słowa o wspólnym zamieszkaniu, ani słowa o ślubie. Pewnego dnia powiedziałam więc wprost:

– Łukaszu, Małgosia ma już swoje życie, zamieszkaj u mnie. Czas chyba, żebyśmy zalegalizowali nasz związek...

– Naprawdę tego chcesz? – zapytał.

– Tak – odparłam z przekonaniem.

– W takim razie – powiedział poważnie – musimy o tym porozmawiać. Ale nie tu i nie teraz. Co powiesz na kolację w „Rycerskiej”? W najbliższą sobotę?

Byłam pewna, że dostane pierścionek

Kiedy pachnąca ulubionymi perfumami Łukasza, w nowej sukience i eleganckich szpilkach wkraczałam do restauracji, byłam niemal pewna, że wyjdziemy stamtąd zaręczeni.

Wyobrażałam sobie, jak znajduję pierścionek w deserze albo na dnie kieliszka z winem, a potem Łukasz klęka przede mną i przy wszystkich prosi mnie o rękę. Ja udaję ogromnie zaskoczoną i ze łzami w oczach mówię „tak”. A potem żyjemy długo i szczęśliwie.

Niestety, moje romantyczne wizje legły w gruzach, gdy Łukasz, wręczywszy mi piękny bukiet, powiedział, że to... na przeprosiny. Bo mnie okłamał. Nie może się ze mną ożenić, ponieważ... ma już żonę!

Ta kobieta jest bardzo chora, od lat leży bez świadomości w zakładzie opiekuńczym. Nie są razem, ale jednocześnie są. I on nie może jej zostawić, chociaż podobno bardzo mnie kocha. Wysłuchałam go w milczeniu, po czym bez słowa wyszłam z restauracji.

Nie mieściło mi się w głowie, jak mógł okłamywać mnie przez tyle czasu! A mnie nawet do głowy nie przyszło, że coś jest nie tak…Uwierzyłam bez zastrzeżeń w jego gadanie o rozwodzie. Mało tego – cieszyłam się jak głupia, że o swojej eks nie powiedział nigdy złego słowa, bo to dowodziło, że facet ma klasę. A teraz coś takiego...

Mimo że Łukasz długo jeszcze do mnie dzwonił, przyjeżdżał, wyczekiwał pod blokiem, nie chciałam z nim rozmawiać. Może gdyby w odpowiednim czasie wyznał mi prawdę, dziś bylibyśmy razem. A tak – musiałam zacząć życie od nowa.

Czytaj także:
„Po zdradzie żony i okropnym rozwodzie, panicznie bałem się kobiet. Odstraszałem je, choć potrzebowałem czułości”
„20 lat czekałem, żeby zdobyć moją szczenięcą miłość. Pani profesor była zakazanym owocem, po który w końcu sięgnąłem”
„Porzuciłem moją ukochaną, gdy zaszła w ciążę. Byłem głupim chłystkiem. Nigdy nie poznałem syna i teraz chcę go odzyskać”

Redakcja poleca

REKLAMA