„Pogoniłam kochanka mamy, bo uznałam, że za późno dla niej na miłość. W głowie miała mieć wnuki, a nie podstarzałego lowelasa”

Smutna matka fot. Adobe Stock, pressmaster
„Powiedziałam jej, że zachowuje się jak podstarzała dzidzia piernik, że się kompromituje, że jest za stara na takie głupoty i że lata za starym dziadygą, który na pewno chce ją wykorzystać! I że się ośmiesza, bo w jej wieku po prostu nie wypada robić z siebie nastolatki”.
/ 28.11.2022 14:30
Smutna matka fot. Adobe Stock, pressmaster

Tak mi wstyd, że nie odkryłam od razu powodu cierpienia mojej mamy. A najgorsze, że również ja się do niego przyczyniałam…

– Pani mama jest w złej formie – powiedział nasz lekarz domowy, kiedy go zapytałam, co się dzieje, bo od jakiegoś czasu zachowanie mojej mamy zaczęło mnie niepokoić.

Zawsze była taka pogodna, życzliwa ludziom, energiczna i nagle – koniec. Jakby ktoś zdmuchnął świeczkę!

– Od kiedy pani obserwuje takie zmiany? – zapytał.

– Właściwie, to od paru miesięcy... Nawet po śmierci taty szybko się podniosła z żałoby, a teraz jest ciągle smutna, niczym się nie zajmuje, prosi tylko, żeby ją zostawić w spokoju. Więc się martwię, czy to nie jakaś poważna sprawa. Dlatego do pana przyszłam w tajemnicy przed mamą, bo musiał pan doktor chyba coś zauważyć, kiedy ostatnio była po receptę na swoje leki. Mam rację?

– Istotnie, ma pani słuszność, ale nie udało mi się stwierdzić niczego konkretnego poza wyraźnym obniżeniem nastroju i jakąś ogólną niechęcią do wszystkiego. Przy tym wyniki badań są w normie, więc to może mieć podłoże psychiczne. Trzeba obserwować...

Jeśli ktoś ma coś wiedzieć, to jest to ciocia Marcela

Byłam niezadowolona, bo tyle to i ja wiem! Mama na nic nie narzeka, o nic nie prosi, nie zawraca nikomu głowy; po prostu siedzi w pokoju i sprawia wrażenie, jakby chciała tam zostać na zawsze. Ani zakupy, ani spacery, ani wyjście do znajomych nie są w stanie jej stamtąd wyciągnąć.

– Nie chce mi się – mówi. – Zostaw mnie w spokoju. Położę się. Jestem zmęczona.

Ma sześćdziesiąt cztery lata. Za wcześnie na takie nastroje, zresztą nigdy się nie zachowywała w taki sposób. Próbuję ją rozruszać na wszelkie sposoby, ale mnie zbywa i nadal siedzi w fotelu, patrząc na wielki kasztan za oknem. Serce mi się kraje, tylko co ja mogę?

Wreszcie pomyślałam, że sama sobie z tym nie poradzę i poprosiłam o pomoc i radę jej starszą siostrę, czyli moją ulubioną ciotkę Marcelkę. Zawsze się dobrze rozumiały, wiedziały o sobie wszystko, więc jeśli nie ona mogła mamą trochę potrząsnąć, to kto? Wprawdzie wizyta u cioci to cała wyprawa, bo ona mieszka na dalekim przedmieściu, ale w końcu wzięłam wolny dzień w pracy i pojechałam.

Mojemu mężowi zapowiedziałam, że ma wrócić punktualnie po zamknięciu sklepu, w którym jest sprzedawcą, kupiłam czekoladki, ulubioną wodę kolońską Marceli i zameldowałam się w jej małym domku porośniętym dzikim winem.

Ucieszyła się, bo nie ma własnych dzieci, więc traktuje mnie trochę jak córkę. Nigdy nie wyszła za mąż, choć była i jest bardzo ładną kobietą... Kiedy pytałam, czemu jest samotna, tylko machała ręką i obiecywała, że może kiedyś mi coś o sobie opowie.

Od razu wiedziała, po co przyjechałam

– Martwisz się o mamę, tak? – zapytałam, a ja pomyślałam, że dobrze trafiłam, bo Marcelka zawsze wiedziała wszystko najwcześniej i najlepiej.

Po obiedzie (u cioci Marceli nie gadało się na pusty żołądek!) usiadłyśmy w jej przytulnym saloniku, gdzie pachniało kwitnąca hoją, kawą i jabłecznikiem i zaczęłyśmy rozmawiać.
Punkt po punkcie opowiedziałam, co mnie niepokoi. Ciotka słuchała i od czasu do czasu zadawała jakieś dodatkowe pytanie. Szczególnie nalegała na to, abym sobie uświadomiła, od kiedy mama tak posmutniała?

– Nie pamiętam – przekonywałam ją. – Zresztą, czy to ważne?

– Bardzo ważne – odpowiedziała. – Ale ty masz taką pamięć użytkową... Korzystasz z niej, kiedy ci to jest na rękę. Później zapominasz!

Zrobiło mi się przykro, bo Marcela nigdy mnie nie atakowała i nie mówiła nic, co by mnie mogło zaboleć. Więc skąd ta nagła zmiana?

– Naprawdę nie mogę skojarzyć momentu, w którym stało się dla mnie jasne, że coś jest nie tak, jak powinno – usprawiedliwiłam się – To chyba narastało, ale od kiedy? Nie wiem.

– Więc spróbuj wrócić myślą do czasu, kiedy mama była bardzo zadowolona, szczęśliwa, radosna... Może tak ci będzie łatwiej?

Istotnie. To było prostsze, bo mama bardzo się ożywiła i poweselała, kiedy zaczęła chodzić na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Wracała stamtąd pogodna, ożywiona, opowiadała o wykładach, nowych znajomych, a szczególnie o jednym panu – niejakim Stefanie, który najwyraźniej bardzo ją zainteresował. Według mnie, za bardzo!

– No, no, chyba jesteśmy na dobrym tropie – uśmiechnęła się Marcela. – I co z tym Stefanem?

– Nic. Przez parę miesięcy zachowywała się jak nakręcona! Zmieniła fryzurę, kupiła nowe ciuchy i w ogóle pojaśniała... Kiedyś nawet przyznała się, że się umawia z tym Stefanem na randki. Patrzyła na mnie, jakby czekała, że ją poprę, że znajdzie we mnie zrozumienie dla swoich sympatii. Wyraźnie na to liczyła.

– A ty, co wtedy zrobiłaś?

Zamilkłam, bo nagle dokładnie sobie przypomniałam, jak było; mama wraca zadowolona, ja czekam w ciemnej kuchni i kiedy tam wchodzi, żeby wstawić wodę na herbatę, ja zaczynam swoją przemowę...

– Pamiętasz, co jej wtedy nagadałaś? – Marcela była okrutnie dociekliwa.

Niestety, pamiętałam...

Powiedziałam jej, że zachowuje się jak podstarzała dzidzia piernik, że się kompromituje, że jest za stara na takie głupoty i że lata za starym dziadygą, który na pewno chce ją wykorzystać! I że się ośmiesza, bo w jej wieku po prostu nie wypada robić z siebie nastolatki.

Pewnie mówiłam znacznie więcej, ale już nie chciałam tego rozdrapywać, bo nagle stało się dla mnie jasne, że to była ta chwila, od której mama jakby poszarzała. Nie broniła się, niczego mi nie tłumaczyła; po prostu stała i słuchała mojej przemowy, a potem się odwróciła i poszła do siebie. Bez jednego słowa... 

– Przestała chodzić na ten Uniwersytet, prawda?

– Tak. Z dnia na dzień. I kazała mówić, że gdyby ktoś dzwonił, to jej nie ma. Wyjechała na dłużej i już!

– A dzwonił?

– Owszem. Na nasz domowy, bo mama swoją komórkę wyłączyła. Więc potraktowałam tego kogoś dosyć niemiło. Więcej się nie odezwał.

– Nie przyszło ci do głowy, że się mścisz na matce?

– Ja? Za co?

– A pamiętasz, jak u mnie mieszkałaś przez miesiąc, bo uciekłaś z domu po wielkiej awanturze o twoją pierwszą miłość. Twoja matka stawała okoniem, broniła ci spotkań, kazała się uczyć, bo zbliżała się matura, a ty się właśnie zakochałaś... Tak było?

– Oj, co za głupoty opowiadasz? I kiedy to było? Sto lat temu!

– Ale było, a ty powtarzam jeszcze raz, masz pamięć użytkową. Kiedy się zorientowałaś, że możesz matce dokopać, zrobiłaś to z rozkoszą. Wyrównałaś stare rachunki. Powinnaś być zadowolona, ale nie jesteś, bo przecież kochasz swoją matkę, tak jak ona kochała ciebie, kiedy z troski o to, żebyś nie popełniła błędu, zepsuła ci tamto uczucie. Obie uważałyście i uważacie, że wiecie lepiej, co dla każdej z was jest dobre... Stąd te wszystkie problemy.

Nagle się połapałam, że Marcela o wszystkim świetnie wie! Pewnie kontaktowała się z mamą i ta się jej zwierzyła ze swoich smutków.

– Przyznaj się – poprosiłam. – Ty rozmawiałaś z mamą?

– Nie mam się do czego przyznawać. To moja siostra, więc trudno, żebym nie wiedziała, co się z nią dzieje. Więc dowiedz się, że faktycznie wbiłaś jej nóż w serce, ale to nie tylko przez ciebie tak wszystko przeżywa... Ten Stefuś też się przyłożył!

Podświadomie zemściłam się na własnej matce!

– Co zrobił?

– Bardzo szybko się pocieszył z taką jedną słuchaczką tych wykładów dla seniorów. Mama myślała, że będzie dłużej o nią zabiegał, może nawet do was przyjedzie, może nie da się tak spławić? Ale się pomyliła i to ją najbardziej podłamało.

– Kurczę! – aż podskoczyłam na fotelu.

– Zupełnie tak, jak ten mój pierwszy narzeczony. Też się prowadzał z moją kumpelką i to pod twoimi oknami... Pamiętasz?

– Oczywiście! Płakałaś jak bóbr. I mówiłaś, że nie chce ci się żyć!

– Byłam młoda i głupia!

– Byłaś zakochana, a to nie zależy od wieku. Cierpiałaś przez dwie, wtedy dla ciebie najważniejsze osoby. Czy twoja pamięć użytkowa ci podpowiada, co wtedy pomogło?

– Pewnie. Mama mnie zabrała nad morze. Ale to było lato.

– Więc teraz ty zabierz ją w góry. Jest zima, tam jest najpiękniej...

– Myślisz, że ze mną pojedzie?

– Spróbuj ją przekonać. Ja uważam, że ci się uda!

Miała taką minę, jakby doskonale wiedziała, że ma rację. Mało tego; otworzyła szufladę komody i wyciągnęła z niej dwie cudne, wełniane czapki, które zrobiła dla nas na drutach. Jedna była srebrno szara, druga błękitna, w sam raz na długie, śnieżne, zimowe spacery.

– I powiedz mamie, że ją kochasz – dodała. – Ona od tego zaczęła, kiedy w końcu zechciałaś z nią rozmawiać. Pamiętasz?

Oczywiście. Mam może pamięć użytkową, ale dobrą. Więc z niej skorzystam...

Czytaj także:
„Moja mama niczego nie wyrzuca, bo wszystko się może przydać. Tak zagraciła mieszkanie, że nie widać już skrawka podłogi”
„Były nie dość że jest zdrajcą i babiarzem, to uczy kłamstwa córkę. Nie pozwolę, by patrzyła, jak obściskuje się z kochanką”
„Porzuciłem miłość życia, by związać się z lekkomyślną kochanką. Efekt? Zostałem samotnym ojcem ze złamanym sercem...”

Redakcja poleca

REKLAMA