„Syn stwierdził, że nienawidzi swojej pracy i odchodzi. Podsunęłam synowej, żeby narobiła mu długów i pokrzyżowała plany”

Mąż czerpał siłę z upokarzania żony fot. Adobe Stock, Rafael Ben-Ari
„Zaczęła tłumaczyć, że oni faktycznie nie wydają dużo i na nową pasję Jerzego znajdą się pieniądze. – To musisz zacząć wydawać więcej – przerwałam jej. – Na przykład cały miesięczny debet z waszego wspólnego konta w jeden dzień. – Ale mamo – obruszyła się. – Przecież to jest dziesięć tysięcy! Na co ja bym miała wydać tyle kasy?”.
/ 22.05.2023 17:15
Mąż czerpał siłę z upokarzania żony fot. Adobe Stock, Rafael Ben-Ari

Mój syn oszalał! Chce rzucić ciepłą posadkę na rzecz spełniania marzeń z młodości. Już ja mu to z głowy wybiję, jak żona nie może! Już samo to, że moja synowa zadzwoniła i spytała, czy może pod wieczór wpaść na chwilę, powinno dać mi do myślenia. Nigdy nie miała czasu na takie odwiedziny, bo zarówno ją, jak i mojego syna praca absorbowała bez reszty. Zwłaszcza Jurka, który zajmował kierownicze stanowisko w budżetówce. Nie mieli czasu na rozrywki, a tym bardziej na rodzinne nasiadówki. Coś musiało być na rzeczy. Rzeczywiście, już pierwszy rzut oka na markotną minę Meli potwierdził moje obawy. Zrobiłam herbatę, usiadłyśmy w kuchni i pozwoliłam się jej wygadać.

Zaskoczyła mnie swoimi rewelacjami

– Może to tylko jego chwilowe fanaberie? Przejdzie mu – starałam się uspokoić synową. – Wygląda mi to na zwykły kryzys wieku średniego…

– Czy mama nie rozumie? – przerwała mi podenerwowana. – Ma dobrą robotę, sporo zarabia, socjal też całkiem niezły i co, chce to rzucić? – postukała się palcem w czoło. – Odbiło mu i to nieźle.

– A tłumaczył ci dokładniej, dlaczego chce to zrobić? – spytałam.

– Niby tak, twierdzi, że dość ma tego użerania się z ludźmi i z szefem, że się nie realizuje, tylko papierkową robotę odwala i gnuśnieje – parsknęła ironicznie.

– A to, że tyle zarabia, to nie jest dla niego argument? – pokręciłam głową.

– Nie! – wykrzyknęła. – Twierdzi, że dziecko już odchowaliśmy, a my sami nie mamy potrzeb, bo wszystko jest, dom, samochód, ciuchy, jemy mało – zaśmiała się ironicznie. – Więc nadszedł czas, żeby być, a nie mieć, i on zamierza właśnie spełnić marzenie życia, czyli otworzyć sklep z ptakami…

Pomyślałam, że mój syn naprawdę zwariował. Wiedziałam, że zawsze interesował się ptakami, w młodości hodował papugę, ale to chyba jeszcze nie powód, żeby teraz siedzieć w śmierdzącej klitce z kanarkami ćwierkającymi nad głową? Był u nas na osiedlu sklep zoologiczny, jak się przechodziło obok niego, to śmierdziało tak, że musiałam wstrzymywać oddech. Na szczęście właściciel szybko splajtował, no bo jakiż on tam mógł mieć obrót. Czarno to wszystko widziałam i doskonale rozumiałam niepokój synowej. Pomyślałam, że będę musiała jakoś jej pomóc, w końcu to mojemu synowi odbiło.

– Więc Jurek się będzie w tym sklepie realizował, zrobił już nawet plan biznesowy – mówiła dalej. – Ale przecież on się wcale nie zna na interesach!

– Czekaj, czekaj – zamyśliłam się chwilę, bo nagle coś mi przyszło do głowy. – Jurek twierdzi, że nie macie potrzeb materialnych?

– No – kiwnęła głową. – Właśnie tak.

– Kochana – roześmiałam się. – No to musisz przekonać mężulka, że wasze potrzeby, a zwłaszcza twoje, wciąż są jeszcze całkiem spore.

Spojrzała na mnie niepewnie

Zaczęła tłumaczyć, że w tej kwestii to Jerzy ma akurat rację, bo oni faktycznie nie wydają dużo.

– To musisz zacząć wydawać więcej – przerwałam jej. – Na przykład cały miesięczny debet z waszego wspólnego konta w jeden dzień.

– Ale mamo – obruszyła się. – Przecież to jest dziesięć tysięcy! Na co ja bym miała wydać tyle kasy? Zresztą Jurek zaraz by się dowiedział.

– No i właśnie o to chodzi – stwierdziłam spokojnie. – Niech się przekona, że nie jest tak, jak myśli, że ty jeszcze miałabyś ochotę poczuć się kobietą… Zacznij szastać pieniędzmi, wydawaj na ciuchy, biżuterię, fryzjera... Zaszalej, dziewczyno! Skoro on może, to ty też... To jedyny sposób, żeby mu wybić z głowy te głupoty z ptakami.

Obiecałam pójść z nią na zakupy i pomóc wydać w jedno popołudnie okrągłą sumkę, a nawet cały ten debet. Mela miała jednak sporo wątpliwości co do słuszności mojego pomysłu, ale gdy zaczęłam przed nią roztaczać wizję życia na zasiłku z opieki społecznej po tym, jak Jurek splajtuje na tym ptasim interesie i narobi długów, zmiękła. Umówiłyśmy się nazajutrz pod galerią.

– Nie zapomnij wziąć karty – przypomniałam jej na pożegnanie.

Zabrałam ją do ekskluzywnych, markowych sklepów. Z przyjemnością patrzyłam, jak synowa przymierza żakiet, którego cena mogła przyprawić o zawrót głowy. Ona co prawda z początku protestowała, twierdząc, że takich drogich rzeczy nie nosi, ale widziałam, jak oczy się jej zaświeciły na widok tego wdzianka. I nietrudno było mi ją namówić na jeszcze kilka pięknych ciuszków. A potem zahaczyłyśmy o salon znanej marki jubilerskiej… No i uporałyśmy się ze zdolnościami debetowymi jej karty w trzy godziny. Gdy wyszłyśmy z galerii, zaprosiłam Melę do siebie, żeby spokojnie poprzymierzała nowe ubrania. Ale gdy pierwsza ekscytacja zakupami osłabła, synowa zrobiła niewyraźną minę.

No przecież Jurek mnie zabije, jak to zobaczy – głową wskazała eleganckie, firmowe torby. – Mamo, może ja to jednak oddam, wszystko ma jeszcze metki...

– Ani mi się waż! – warknęłam na nią. – No chyba że chcesz… – nie zdążyłam dokończyć, bo odezwała się komórka Meli.

– Jerzy dzwoni – wyszeptała drżącym głosem.

Przez chwilę słuchała w milczeniu

Widziałam jednak, jak jej twarz czerwienieje.

– Nie, nie skradziono mi karty, no co ty… U mamy jestem, na kawie… A na zakupach byłyśmy – spojrzała na mnie niepewnie. – Na pewno mam kartę przy sobie, ale jak chcesz, to zablokuj – odłożyła komórkę.

Westchnęła i powiedziała, że Jerzy zaraz tu przyjedzie, bo myśli, że ktoś jej ukradł kartę, chciał skorzystać z debetu i okazało się, że nic już nie ma… Wyglądała na mocno przerażoną i przyznam, że w pewnej chwili mnie też zrobiło się nieswojo. Ale przecież to była nasza odpowiedź na biznesplan Jurka, musiałyśmy teraz twardo obstawać przy swoim.

– Jak nic mnie zabije – jęknęła Mela.

– Nie zabije, tylko zrozumie, że jak każda kobieta masz swoje potrzeby – powiedziałam spokojnie. – I w odróżnieniu od niego, wolisz mieć, niż być, a on powinien to uszanować i siedzieć na tyłku w urzędzie, a nie słuchać świergotu kanarków.

Czy ja aby przypadkiem nie przeszarżowałam? Mina Jerzego, gdy wszedł do mojego mieszkania, nie wróżyła niczego dobrego.

– Możesz mi wytłumaczyć, co to znaczy? – złym wzrokiem obrzucił torby z ciuchami. – Chciałem zapłacić kartą, zimowe opony mi się trafiły po okazyjnej cenie, a tu nie ma środków.

– Byłyśmy z mamą na zakupach – wyjąkała niepewnie Mela. – No i tak jakoś wykorzystałam cały debet…

– A co, nie masz w czym chodzić? – wyjął z jednej z toreb sweterek. – I z czego to jest, ze złota, że tyle kosztuje?

– Ze złota to są kolczyki pasujące do tego sweterka – uznałam, że najwyższa pora przyjść synowej z pomocą. – A obkupić się chciała na zapas, bo jak ty już założysz ten swój ptasi interes, to pewnie na majtki jej nie będzie stać...

Mamo, lepiej już się nie odzywaj – popatrzył na mnie groźnie, a potem zwrócił się do żony. – Zbieramy się do domu.

Gdy patrzyłam przez okno, jak ładują do bagażnika te wszystkie torby Meli, głupio się poczułam. Chyba zatraciłyśmy poczucie zdrowego rozsądku. Trochę się zagalopowałam, a Mela teraz będzie miała kłopoty, znałam przecież swojego syna. Ale jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem, synowa zatelefonowała i już po głosie poznałam, że jest dobrze. Okazało się, że jej zakupy trochę wstrząsnęły Jurkiem, zwłaszcza ta nocna koszulka, co to więcej odkrywała, niż zakrywała. Bardzo mu się spodobała, a raczej jego własna żona w nią ubrana, czy też z niej rozebrana. Dokładnie się nie dowiedziałam, bo Mela mówiła tak chaotycznie…

– No i będzie musiał wziąć w robocie pożyczkę, na szczęście nieoprocentowaną, żeby pokryć ten debet, a potem musi ją spłacać – powiedziała na koniec Mela. – Więc tak szybko się nie zwolni i z ptakami na razie dał sobie spokój.

Ulżyło mi. Nim syn spłaci pożyczkę, to „mieć” znów weźmie górę nad „być”. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA