„Podeszłam do baby, która mnie okradła i dałam jej nauczkę. Brawura sprawiła, że kompletnie zapomniałam o bezpieczeństwie”

Ukochany ukrywał przede mną żonę i dziecko fot. Adobe Stock, Monstar Studio
„Nagle jeden z pasażerów uniósł dłonie, dyskretnie wskazując na kobietę z przewieszonym żakietem i stojącego obok niej mężczyznę. To oni! – pomyślałam. Naprawdę? Okradła mnie para normalnie wyglądających ludzi, nie bandziorów! Mogliby być moimi rodzicami albo rodzicami którejś z moich koleżanek. W głowie się nie mieściło…”.
/ 12.03.2023 11:15
Ukochany ukrywał przede mną żonę i dziecko fot. Adobe Stock, Monstar Studio

– Przepraszam, czy to pani mąż? – zwróciłam się do stojącej obok mnie kobiety. – Bo... trzyma rękę w pani torebce.

Tramwaj akurat zatrzymał się na przystanku, więc facet czmychnął przez otwarte drzwi. Oczywiście nie był mężem pasażerki, tylko złodziejem. Zaskoczona i przestraszona kobieta sprawdziła zawartość torebki.

Na szczęście nic nie zginęło

Wylewnie podziękowała mi za interwencję i obiecała – chyba bardziej sobie niż mnie – że będzie ostrożniejsza. I słusznie. Ja też nie zawsze byłam taka czujna. Jako dziecko sądziłam, że świat to cudowne miejsce pełne dobrych ludzi. Nauczkę od życia dostałam w drugiej klasie liceum. Tamtego dnia również jechałam tramwajem. Była piękna pogoda, a ja miałam świetny humor i zakupy w planie. Mama dała mi swoją kartę i wysłała na miasto. Miałam kupić sobie coś ładnego na zbliżające się zakończenie roku szkolnego, nie wnikała co, określiła tylko limit wydatków. Jechałam właśnie do centrum handlowego. Byłam tak podekscytowana, że aż mnie nosiło. Otaczał mnie tłumek spoconych pasażerów. Na jednym z przystanków przesunęłam się nieco, aby kobieta w wieku mojej mamy, z żakietem przewieszonym przez ramię, mogła usiąść, bo akurat zwolniło się miejsce. Ta jednak tylko machnęła ręką w stronę drzwi, pokazując, że niedługo wysiada. Stałam dalej w ścisku, plecak niemal wbijał mi się w kręgosłup. Chyba dlatego poczułam, że nagle zrobił się dziwnie lekki.

Owszem, był praktycznie pusty, przecież dopiero zamierzałam wypełnić go nowymi ciuchami, ale w obu zewnętrznych kieszonkach coś trzymałam. W jednej etui wypchane po brzegi legitymacjami, kartami wstępu, zdjęciami i wszelkiej maści karteluszkami. W drugiej nosiłam dość ciężki skórzany portfel, który kiedyś podarował mi tata. Zdjęłam plecak, żeby sprawdzić, co jest grane. W pierwszej chwili nie uwierzyłam w to, co widzę. Zamrugałam oczami. A jednak... Obie kieszonki były puste! Kucnęłam i zaczęłam dokładnie przeglądać plecak, jakby portfel czy etui mogły się skurczyć i ukryć w jakimś sekretnym miejscu. W końcu jednak musiałam dopuścić do siebie myśl, że zostałam okradziona.

Tramwaj jechał jakby nigdy nic

Pasażerowie stali, zerkając na mnie z mniejszym lub większym zainteresowaniem. Poczułam się bezsilna. Do oczu napłynęły mi łzy. Dlaczego trafiło na mnie? Dlaczego akurat dzisiaj, kiedy miałam tak wspaniałe plany? Sama w mieście, bez wsparcia dorosłych! Miałam ochotę usiąść na podłodze tramwaju i zalać się łzami. Może złodziej się ulituje… Nagle jeden z pasażerów uniósł dłonie, dyskretnie wskazując na kobietę z przewieszonym żakietem i stojącego obok niej mężczyznę. To oni! – pomyślałam. Naprawdę? Okradła mnie para normalnie wyglądających ludzi, nie bandziorów! Mogliby być moimi rodzicami albo rodzicami którejś z moich koleżanek. W głowie się nie mieściło… Nagle tramwaj zaczął hamować, by po krótkiej chwili zatrzymać się na przystanku. Złodziejska parka ruszyła do wyjścia. Niewiele myśląc, wysiadłam za nimi.

– Proszę pani – zwróciłam się do kobiety z żakietem, gdy ta stanęła pod wiatą. – Do pani mówię.

Spojrzała na mnie, zaskoczona. Jej partner tymczasem skierował się ku przejściu dla pieszych.

– Zabrała pani moje rzeczy. Niech mi pani je odda – zażądałam.

Nie wiem, czy był to efekt działania adrenaliny, czy jakaś utajona dotąd cecha charakteru, w każdym razie ze spanikowanej dziewczynki nagle przeistoczyłam się w twardą nastolatkę, gotową bić się o swoje.

– Ja? – żachnęła się tamta. – Niczego ci, dziewczyno, nie zabrałam.

– A tutaj? – wskazałam reklamówkę, którą trzymała w ręce zasłoniętej żakietem. – Co pani tutaj ma?

– Gdzie?

Kobieta udawała głupią, co upewniło mnie, że się nie mylę. Osoba niewinna nie zachowałaby się w taki sposób.

– Tu, w reklamówce – powiedziałam spokojnie, z pewnością siebie, choć serce biło mi jak oszalałe.

Tramwaj dawno odjechał. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Niewiele myśląc, zajrzałam do środka torby. Na dnie leżało moje etui z dokumentami.

Złodziejka osłupiała

Zapewne nigdy dotąd nie miała do czynienia z taką sytuacją i podobnym zachowaniem swej ofiary. Jeśli ktoś wcześniej złapał ją na gorącym uczynku albo podejrzewał o kradzież, pewnie krzyczał, groził wezwaniem policji. A ja zachowałam spokój. Chyba to zbiło ją z pantałyku. Wyjęła z reklamówki etui i wcisnęła mi w dłoń. Tak po prostu.

– Proszę – powiedziała tylko.

Może wzięła mnie za wariatkę i uznała, że wchodzenie ze mną w konflikt jest niebezpieczne? I chyba dobrze zrobiła, bo w tamtej chwili jakby wstąpiła we mnie inna osoba. Władcza, zdeterminowana, odważna.

Ale żeby okradać dziecko? – powiedziałam. – To już zupełnie trzeba nie mieć godności i sumienia.

Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku, w którym zniknął jej partner. Wszystko wskazywało na to, że podzielili się łupami i mężczyzna zabrał mój portfel.

To była niebezpieczna część miasta

Facet wszedł w boczną uliczkę, między zapuszczone kamienice. Nie poszłabym tam, gdybym nie musiała. No ale przecież nie miałam wyjścia. Za zakrętem dołączyło do niego dwóch innych mężczyzn. Ci już z daleka wyglądali na typy spod ciemnej gwiazdy. Zastanowiłam się nad własnymi możliwościami i nad tym, co było w portfelu. Trzymałam tam tylko drobne na bilet. Większe pieniądze zamierzałam wypłacić z bankomatu. Na szczęście karta od mamy była w etui. Nie warto ryzykować dla portfela, nawet jeśli dostałam go od taty. Otrzeźwienie przyszło w samą porę. Uzmysłowiłam sobie, że jestem tylko bezbronną, słabą nastolatką, która nie poradzi sobie z trójką facetów pozbawionych skrupułów. Najważniejsze rzeczy odzyskałam. Żałowałam prezentu od taty, ale byłam pewna, że mi wybaczy. Szybko zawróciłam i pobiegłam w kierunku głównej ulicy. Usiadłam na skraju kwietnika. Musiałam ochłonąć. Gdy opuściła mnie nienaturalna odwaga, zorientowałam się, że cała się trzęsę.

Nic dziwnego. Przeżyłam przygodę jak z filmu, choć jego scenariusz napisało samo życie. Serce powoli wracało do normalnego rytmu, a ja zabrałam się za przeglądanie zawartości etui. Na szczęście nic nie zginęło. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się pod nosem. Nie mogłam się powstrzymać. Szczerze mówiąc, zachowałam się niesamowicie. Ale czy odpowiedzialnie, mądrze? Raczej nie. Co nie zmienia faktu, że byłam z siebie dumna. Dorośli nic nie zrobili, a ja odzyskałam co moje! Można by dyskutować, czy pasażer z tramwaju nie powinien zareagować bardziej odważnie, otwarcie wskazując złodziei i wraz z innymi próbując ich zatrzymać. Cóż, każdy się boi i dba głównie o własną skórą. To instynkt. Sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym na przykład była świadkiem bójki. Czy próbowałabym pomóc ofierze, ryzykując własne zdrowie? Nie wiadomo, jak zachowałaby się tamta para kieszonkowców. Może mężczyzna miał nóż? Może zrobiłby coś strasznego? Ja w każdym razie nie zamierzałam dopuścić, by przygoda z kieszonkowcami zepsuła mi dzień. W pierwszej kolejności kupiłam sobie lody pistacjowe, moje ulubione, po czym udałam się na zakupy. O kradzieży opowiedziałam rodzicom dopiero po powrocie. Byli zszokowani, i chyba bardziej przerażeni niż dumni.

– Bohaterka z ciebie – mruknął tata, nie wiem, czy bardziej z uznaniem, czy z przyganą.

– Zwariowałaś? – mama zdecydowanie wolałaby, żebym nie wykazywała się taką brawurą. – Miałaś więcej szczęścia niż rozumu. Ci złodzieje mogli cię skrzywdzić! Żadne pieniądze nie są tego warte.

Nie wychodzę już z założenia, że wszyscy ludzie są dobrzy, a świat to piękne miejsce. Bo niestety tak nie jest, w każdym razie nie zawsze. Dlatego w tramwaju trzeba być czujnym.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA