Gdy moja przyjaciółka usłyszała, że postanowiłam spotkać się z Frankiem, moją internetową sympatią, strasznie na mnie nakrzyczała. Dowiedziałam się, że jestem naiwna, kompletnie nie mam wyobraźni i na pewno tego pożałuję, bo Internet aż roi się od cwaniaków i zboczeńców.
– Oj, przestań. Franek nie jest żadnym zboczeńcem. Ufam mu. On jest naprawdę wyjątkowy – przekonywałam koleżankę
– Jak każdy facet – prychnęła Patrycja.
Wcale nie zamierzałam jej słuchać
Franek był dokładnie taki, jakim go widziałam w wyobraźni. Do tego mądry, kulturalny, sympatyczny. Od razu przypadliśmy sobie do serca. Zaczęliśmy się spotykać prawie codziennie, a po kilku tygodniach grzecznych randek zapragnęliśmy czegoś więcej…
– Moi znajomi bardzo chwalili sobie urlop w leśniczówce. Może i my się tam wybierzemy? – zaproponował Franek.
Zgodziłam się bez wahania i tak oto we wrześniowy weekend wybraliśmy się razem do leśnej głuszy. Leśniczówka położona była w samym środku lasu. Dookoła żywej duszy. Nie licząc oczywiście ptaków i zwierząt, które przyglądały się nowym gościom.
Cały domek był tylko dla nas i dla naszej miłości. Jeszcze tego samego wieczoru przekonaliśmy się, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Kochaliśmy się prawie całą noc. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie spotkałam mężczyznę swojego życia!
Następnego dnia wybraliśmy się na spacer. Wiedziałam, że na posłaniu z wrzosu też można mieć dużo przyjemności…
– Zobacz, ile tu grzybów! – ucieszył się Franek. – Nie znajdziesz lepszego grzybiarza ode mnie – pochwalił się, zbierając w podwiniętą koszulkę piękne okazy.
– Doskonale. Zrobię dziś pyszną kolację – obiecałam mojemu ukochanemu.
Udusiłam tradycyjnie grzyby w śmietanie, przygotowałam pięknie stół. Franek skoczył do pobliskiego sklepu po wino. A ja, czekając na niego, podjadałam swoje kulinarne dzieło.
– Ależ się stęskniłam za tobą – rzuciłam, gdy tylko stanął w drzwiach.
Od razu porwał mnie na ręce i zaniósł do sypialni. I znowu zapomnieliśmy o bożym świecie, a na pewno o romantycznej kolacji. Gdy oderwaliśmy się na chwilę od siebie, Franek otworzył wino.
– Jesteś taka piękna – mruczał mi do ucha.
Ale ja nagle straciłam humor
Zaczęło mnie mdlić. Nic nie mówiłam Frankowi, bo nie chciałam psuć romantycznych chwil. W końcu ból brzucha był tak silny, że straciłam poczucie czasu i miejsca. Miałam wrażenie, że zapadam się gdzieś głęboko… Obudziłam się w szpitalu, nadal w bardzo złej formie.
– Ratownik z karetki poinformował nas, że w kuchni zauważył grzyby. Czy nie jadła ich pani przypadkiem? – dopytywał lekarz.
– Grzyby… – zamyśliłam się i spojrzałam na przestraszoną twarz Franka.
– Nie zdążyliśmy – wszedł mi w słowo.
– Kiedy robiłam kolację, trochę spróbowałam – przyznałam się.
– No to mamy odpowiedź na nasze pytanie. Musimy oczyścić żołądek – zadecydował doktor, gestem przyzywając pielęgniarkę.
Odwróciłam się do Franka, lecz jego już nie było! Myślałam, że zaraz wróci. Niestety, nie pojawił się. Ani tego dnia, ani następnego!
Zadzwoniłam do Patrycji, aby przyjechała po mnie do szpitala
– Od razu wiedziałam, że tak się to skończy – prychnęła przyjaciółka. – Zatrułaś się grzybami, których on ci nazbierał!
– Zjadłam je, bo byłam głodna. Mieliśmy jeść razem, ale… – tłumaczyłam.
– Ale on nie jadł! Czy to do ciebie nie dociera? Franek chciał cię otruć! – wypaliła.
– Jesteś szalona! Po co miałby to zrobić? – zdenerwowałam się.
– Po to, żebyś ty została w szpitalu, a on mógł zająć się twoim mieszkaniem. Ma twój dowód, klucze… – wyliczała Patrycja. – Przypomnij sobie, kto wymyślił tę leśniczówkę.
Miała rację. Moje rzeczy zostały w tej cholernej leśniczówce!
„Dlaczego mi ich nie przywiózł? Dlaczego mnie nie odwiedza?” – spanikowałam.
– Musisz zgłosić to na policję! A co, jeśli on cię okradnie? – straszyła mnie Patrycja.
Jej argumenty nie były pozbawione sensu. W szpitalu miałam zostać jeszcze kilka dni, zapasowe klucze do mieszkania trzymała moja siostra. Przez telefon poprosiłam ją, aby poszła tam i sprawdziła co i jak. Zadzwoniła już godzinę później.
– Wydaje mi się, że nic nie zginęło – oznajmiła Alicja. – Za to na środku pokoju stoi twoja walizka, na niej torebka. W torebce są dokumenty i pieniądze. A na stoliku znalazłam liścik. „Przepraszam. Franek”. Tylko tyle…
– Dziękuję, Alu, dziękuję! – krzyknęłam, czując, jak wielki kamień spada mi z serca.
Cieszyłam się, że Franek nie jest oszustem. Lecz i martwiłam się, zachodząc w głowę, dlaczego mój ukochany tak dziwnie postąpił.
– Pani Wioletto, mam dla pani ważną informację – usłyszałam podczas porannego obchodu od swojego lekarza. – Badania wykazały, że nie zatruła się pani grzybami.
– Nie grzybami?! Więc co mi jest?
– Zatruła się pani wyziewami substancji chemicznych, które są składnikami lakierów czy farb. Czy miała pani kontakt z czymś takim?
Wtedy przypomniałam sobie intensywną, dziwną woń, jaką zastaliśmy w leśniczówce, gdy tam dotarliśmy. Franek tłumaczył, że tak pachnie lakier do drewna, którym prawdopodobnie odnawiano ściany.
Jak widać, mój organizm nie zniósł tego dobrze
Natychmiast wysłałam esemesa z informacją do Franka, lecz nawet mi nie odpisał. Byłam pewna, że to koniec naszej miłości. Po południu usłyszałam jakieś głosy na korytarzu, głośne kroki, jakby szarpaninę.
– Tam nie wolno! – krzyczała pielęgniarka.
Potem drzwi się uchyliły i zobaczyłam wielki bukiet róż i szczęśliwą twarz Franka.
– Przepraszam – wyszeptał. – Myślałem, że to przeze mnie, że cię otrułem… Stchórzyłem i było mi wstyd. Wybacz mi, błagam…
Przepraszał mnie tak długo i tak ładnie, aż w końcu uległam. I muszę przyznać, że nigdy więcej mnie nie zawiódł – minęły dwa lata, a ja zawsze mogę na niego liczyć.
Czytaj także:
„Mam problem z hazardem. Żeby zdobyć pieniądze na grę, okłamałem siostrę, że jestem ciężko chory i zbieram na operację”
„Pies miał chronić mój dom przed złodziejami, a zamiast tego przyprowadził mi pod drzwi wyjątkowo przystojnego faceta”
„Pies miał chronić mój dom przed złodziejami, a zamiast tego przyprowadził mi pod drzwi wyjątkowo przystojnego faceta”